Nie jesteście urzędnikami lub politykami, ale pasterzami

Przemówienie do biskupów kolumbijskich - podróż Papieża Franciszka do Kolumbii 6-11.09.2017

Pokój wam

Tymi słowami Zmartwychwstały pozdrowił swoją małą trzódkę po tym, jak zwyciężył śmierć; pozwólcie, że w ten sam sposób pozdrowię was na początku mojej podróży.

Dziękuję wam za słowa powitania. Cieszę się, że pierwsze kroki, jakie stawiam w tym kraju, prowadzą mnie na spotkanie z wami, biskupami Kolumbii, aby w was wziąć w ramiona cały kolumbijski Kościół i aby przygarnąć wasz lud do mego serca Następcy Piotra. Dziękuję bardzo za waszą posługę biskupią i proszę was, byście nadal ją pełnili z odnowioną wielkodusznością. Szczególne pozdrowienia kieruję do biskupów seniorów i zachęcam ich, by dalej wspierali przez modlitwę i dyskretną obecność Oblubienicę Chrystusa, której wielkodusznie się oddali.

Przybywam, aby głosić Chrystusa i odbyć w Jego imieniu pielgrzymkę pokoju i pojednania. Chrystus jest naszym pokojem! On nas pojednał z Bogiem i między sobą!

Jestem przekonany, że Kolumbia ma coś oryginalnego, coś bardzo oryginalnego, co mocno przyciąga uwagę — nigdy nie była celem w pełni osiągniętym ani przeznaczeniem w pełni zrealizowanym, ani też skarbem w pełni posiadanym. Jej ludzkie bogactwo, jej obfite zasoby naturalne, jej kultura, jej światła synteza chrześcijańska, dziedzictwo jej wiary i pamięć o ewangelizatorach, żywiołowa i bezwarunkowa radość jej mieszkańców, bezcenny uśmiech jej młodzieży, jej prawdziwa wierność Ewangelii Chrystusa i Jego Kościołowi, a przede wszystkim jej niezłomna odwaga w przeciwstawianiu się śmierci, nie tylko zapowiadanej, ale wielokrotnie sianej: to wszystko chroni się — podobnie jak w ogrodzie skromny kwiat mimozy — powiedzmy, ukrywa się przed tymi, którzy pojawiają się jako cudzoziemcy, żądni zapanowania nad nią, natomiast oferuje się szczodrze tym, którzy poruszą jej serce łagodnością pielgrzyma. Taka jest Kolumbia.

Dlatego jako pielgrzym zwracam się do waszego Kościoła. Jestem waszym bratem, pragnącym dzielić się zmartwychwstałym Chrystusem, dla którego żaden mur nie jest wieczny, żaden lęk nie jest niezniszczalny, żadna rana, żadna nie jest nieuleczalna.

Nie jestem pierwszym papieżem, który przemawia do was tu, w waszym domu. Gościło tutaj dwóch moich wielkich poprzedników: bł. Paweł VI, który przybył krótko po zakończeniu Soboru Watykańskiego II, aby zachęcić do kolegialnej realizacji tajemnicy Kościoła w Ameryce Łacińskiej; oraz św. Jan Paweł II — podczas swojej pamiętnej wizyty apostolskiej w 1986 r. Słowa obydwu są trwałym bogactwem; wskazówki, jakie przedstawili, oraz wspaniała synteza na temat naszej posługi biskupiej stanowią spuściznę, której trzeba strzec. Nie są przestarzałe. Chciałbym, aby to, co do was mówię, było przyjęte jako kontynuacja tego, czego nauczali.

Opiekunowie i sakrament pierwszego kroku

«Uczynić pierwszy krok» to motto mojej wizyty, i także dla was jest to moje pierwsze przesłanie. Dobrze wiecie, że Bóg jest Panem pierwszego kroku. On nas zawsze poprzedza. Całe Pismo Święte mówi o Bogu jako wygnańcu z samego siebie z miłości. Tak było, gdy istniały jedynie ciemności, chaos, a On, wychodząc poza samego siebie, sprawił, że wszystko zaistniało (por. Rdz 1, 1-2, 4); tak było, gdy przechadzał się w ogrodzie rajskim i dostrzegł nagość swego stworzenia (por. Rdz 3, 8-9); tak było, kiedy jako pielgrzym zatrzymał się w namiocie Abrahama, dając mu obietnicę nieoczekiwanej płodności (por. Rdz 18, 1-10); tak było, kiedy ukazał się Mojżeszowi i zafascynował go, gdy nie miał już innej perspektywy niż pasienie owiec swego teścia (por. Wj 3, 1-2); tak było, gdy nie spuścił wzroku ze swojej umiłowanej Jerozolimy, nawet wtedy, gdy uprawiała nierząd na chodniku niewierności (por. Ez 16, 15); tak było, gdy wyszedł ze swoją chwałą ku swemu ludowi na wygnaniu (por. Wj 10, 18-19).

A w pełni czasów zechciał ujawnić nam pierwszy krok, imię pierwszego kroku, swojego pierwszego kroku. Nazywa się Jezus i jest to krok nieodwracalny. Pochodzi z wolności miłości, która wszystko poprzedza. Ponieważ Syn, On sam jest żywym wyrazem takiej miłości. Ci, którzy Go rozpoznają i przyjmują, otrzymują w dziedzictwie dar, jakim jest wprowadzenie w wolność, pozwalającą na uczynienie, zawsze w Nim, tego pierwszego kroku, nie boją się, że się zgubią, jeśli wyjdą poza swoje «ja», ponieważ mają gwarancję miłości, która wynika z pierwszego kroku Boga, kompas, który nie pozwala im się zagubić.

Dlatego strzeżcie ze świętym lękiem i ze wzruszeniem tego pierwszego kroku Boga ku wam, a przez waszą posługę ku powierzonym wam ludziom, ze świadomością, że wy jesteście żywym sakramentem tej Bożej wolności, która nie boi się wychodzić poza samą siebie ze względu na miłość, która nie obawia się, że zubożeje, gdy daje siebie, która nie potrzebuje innej siły niż miłość.

Bóg nas poprzedza, jesteśmy latoroślami, a nie winnym krzewem. Dlatego nie uciszajcie głosu Tego, który nas powołał, i nie myślcie, że rezultat misji, jaką Bóg wam powierzył, zapewnia suma waszych ubogich cnót czy pochlebstwa aktualnych możnych. Przeciwnie, wypraszajcie, wypraszajcie w modlitwie, gdy nie możecie ani dawać, ani też dawać siebie, abyście mieli coś do zaoferowania tym, którzy ciągle przychodzą do waszych serc pasterzy. Modlitwa w życiu biskupa jest życiodajną limfą, która przepływa przez winorośl, bez której latorośl usycha, staje się bezpłodna. Zatem zmagajcie się z Bogiem, a jeszcze bardziej w nocy Jego nieobecności, dopóki On was nie pobłogosławi (por. Rdz 32, 25-27). Rany z tej codziennej i pierwszorzędnej walki na modlitwie będą dla was źródłem uzdrowienia. Zostaniecie zranieni przez Boga, abyście stali się zdolni do leczenia.

Niech będzie widoczna wasza tożsamość sakramentu pierwszego kroku Boga

Rzeczywiście sprawianie, by namacalna stała się tożsamość sakramentu pierwszego kroku Boga, będzie wymagało niestannego wychodzenia wewnętrznego. «Bo do kochania najsilniejsze wezwanie — jest ukochania już naprzód okazanie» (Augustyn, Początkowe nauczanie katechizmu. I, 4. 7, 26: PL 40; przekł. ks. Władysław Budzik), a zatem żaden obszar misji biskupiej nie może obejść się bez tej wolności uczynienia pierwszego kroku. Warunkiem możliwości pełnienia posługi apostolskiej jest gotowość zbliżenia się do Jezusa, pozostawiając za sobą «to, czym byliśmy, abyśmy mogli być tym, czym nie byliśmy» (tenże, Objaśnienia Psalmów, 121, 12: PL 36).

Zalecam wam, abyście czuwali nie tylko indywidualnie, ale również kolegialnie, będąc posłuszni Duchowi Świętemu, nad tym stałym punktem wyjścia. Bez tej istoty zacierają się na twarzy uczniów rysy Mistrza, następuje zastój w misji i słabnie nawrócenie pasterskie, które jest niczym innym jak odpowiedzią na pilną potrzebę głoszenia Ewangelii radości dziś, jutro i pojutrze (por. Łk 13, 33), gorliwością, która trawiła Serce Jezusa, zostawiając Go bez gniazda lub miejsca, gdzie mógłby się schronić, poświęcającego się wyłącznie wypełnianiu aż do końca woli Ojca (por. Łk 9, 58. 62). Jakiej innej przyszłości możemy pragnąć? Do jakich innych godności możemy aspirować?

Nie mierzcie siebie miarą tych, którzy chcieliby, żebyście byli tylko kastą urzędników, naginających się do dyktatury chwili obecnej. Kierujcie natomiast zawsze wasze spojrzenie ku wieczności Tego, który was wybrał, i bądźcie gotowi do przyjęcia rozstrzygającego osądu Jego ust, bo to on się liczy.

W związku ze złożonością oblicza tego kolumbijskiego Kościoła bardzo ważne jest zachowanie wyjątkowości jego różnych i prawowitych sił, wrażliwości duszpasterskich, specyfiki regionalnej, pamięci historycznej, bogactwa specyficznych doświadczeń kościelnych. Pięćdziesiątnica umożliwia wszystkim słuchanie we własnym języku. Dlatego wytrwale dążcie do komunii między sobą. Niestrudzenie budujcie ją poprzez szczery i braterski dialog, potępiając jak zarazę zamiary ukryte. Starajcie się czynić pierwszy krok jeden ku drugiemu. Wyprzedzajcie się w gotowości zrozumienia racji drugiego. Pozwólcie się ubogacić tym, co może wam zaoferować inny, i budujcie Kościół, który będzie dawał temu krajowi wymowne świadectwo tego, jak wielkiego postępu można dokonać, gdy jest się gotowym nie zostawać w rękach nielicznych. Prowincje kościelne odgrywają fundamentalną rolę w odniesieniu do orędzia ewangelizacji, bowiem głoszą je zróżnicowane i zharmonizowane głosy. Dlatego nie zadowalajcie się miernym zaangażowaniem minimalnym, które pozostawia zrezygnowanych w spokojnym bezruchu swojej niemocy, tłumiąc jednocześnie te nadzieje, które wymagałyby odwagi, by pokładać je bardziej w mocy Boga niż w swojej słabości.

Zachowujcie szczególną wrażliwość na afrykańsko-kolumbijskie korzenie waszego ludu, które tak wielce przyczyniły się do ukształtowania oblicza tej ziemi.

Dotykać ciała Chrystusowego

Zachęcam was, byście nie bali się dotykać poranionego ciała waszej historii oraz dziejów waszego ludu. Czyńcie to z pokorą, bez próżnych roszczeń do odgrywania głównej roli oraz z niepodzielnym sercem, wolnym od kompromisów lub służalczości. Tylko Bóg jest Panem, a nasza dusza pasterzy nie może podporządkowywać się żadnej innej sprawie.

Kolumbia potrzebuje waszego spojrzenia, spojrzenia właściwego, typowego dla biskupów, aby dodawać jej otuchy do odważenia się na pierwszy krok ku definitywnemu pokojowi, pojednaniu, ku odrzuceniu przemocy jako metody, ku przezwyciężeniu nierówności, które są źródłem wielu cierpień, rezygnacji z drogi korupcji, która jest łatwa, ale bez wyjścia, ku cierpliwej i wytrwałej konsolidacji res publica, wymagającej pokonania nędzy i nierówności.

Jest to oczywiście zadanie trudne, ale nieodwołalne — droga jest stroma, a rozwiązania nie są oczywiste. Z wysokości Boga, którą jest krzyż Jego Syna, otrzymacie siłę; z pokornym światłem oczu Zmartwychwstałego będziecie przemierzać drogę; słuchając głosu Oblubieńca, szepczącego do serca, otrzymacie kryteria, by rozpoznawać na nowo we wszystkich wątpliwościach właściwy kierunek.

Jeden z waszych wybitnych pisarzy napisał, wyrażając się o jednej ze swych legendarnych postaci: «Nie zdawał sobie sprawy, że o wiele łatwiej było zacząć wojnę, niż ją zakończyć» (Gabriel García Márquez: Sto lat samotności, rozdz. 9). Wszyscy wiemy, że pokój wymaga od ludzi innego rodzaju odwagi moralnej. Wojna wynika z tego, co najniższe w naszym sercu, natomiast pokój pobudza nas do przekroczenia nas samych. Następnie pisarz dodał: «Nie rozumiał, że można potrzebować tylu słów na wytłumaczenie tego, co się czuje na wojnie, kiedy wystarczy tylko jedno: strach» (tamże, rozdz. 15). Nie muszę wam mówić o tym strachu, zatrutym korzeniu, gorzkim owocu i zgubnym dziedzictwie każdego konfliktu. Pragnę was zachęcić, byście nadal wierzyli, że można postępować inaczej, pamiętając, że nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni; sam Duch zaświadcza, że jesteście dziećmi przeznaczonymi do wolności chwały, która jest im zastrzeżona (por. Rz 8, 15-16).

Widzicie na własne oczy i znacie jak rzadko kto zniekształcenie oblicza tego kraju, jesteście strażnikami podstawowych elementów, dzięki którym zachowujecie jedność pomimo jego rozdarć. Właśnie dlatego Kolumbia was potrzebuje, aby rozpoznać siebie w swoim prawdziwym obliczu, pełnym nadziei pomimo swoich niedoskonałości, aby przebaczać sobie nawzajem pomimo ran nie w pełni zabliźnionych, aby uwierzyć, że można iść inną drogą nawet wówczas, kiedy bierność popycha do powtarzania tych samych błędów, aby mieć odwagę do przezwyciężenia tego, co może ją uczynić nędzną pomimo jej skarbów.

Wyznam wam, że odczuwam jako obowiązek, jako coś płynącego z wnętrza, aby wam dodać otuchy, a zatem muszę wam powiedzieć: odwagi! Czuję tę powinność, by powiedzieć wam o moim pragnieniu dodania wam otuchy. Zachęcam was zatem, abyście niestrudzenie czynili swoje Kościoły miejscami rodzącymi światło, zdolnymi do zrodzenia, pomimo doznawanego ubóstwa, nowych stworzeń, których potrzebuje ta ziemia. Odwołujcie się do pokory waszych rodaków, aby uświadomić sobie ich ukryte zasoby ludzkie i zasoby wiary, słuchajcie, jak bardzo ich ogołocone człowieczeństwo pragnie godności, którą może dać tylko Zmartwychwstały. Nie bójcie się wychodzić z waszych pozornych pewności, by poszukiwać prawdziwej chwały Boga, którą jest żyjący człowiek. Odwagi! Wspieram was na tej drodze.

Słowo pojednania

Wiele osób może przyczynić się do sprostania wyzwaniom tego kraju, jednak wasza misja jest szczególna. Nie jesteście technikami ani politykami, jesteście pasterzami. Słowem pojednania, wpisanym w wasze serca, jest Chrystus, i macie moc, by je głosić nie tylko z ambon, w dokumentach kościelnych czy artykułach w czasopismach, ale przede wszystkim sercom ludzi, w tajnym sanktuarium ich sumień, w żarliwej nadziei, która ich skłania do słuchania głosu z nieba, głoszącego: «Pokój ludziom, w których [Bóg] sobie upodobał» (Łk 2, 14). Powinniście je wypowiadać odwołując się delikatnie, pokornie, ale niezłomnie do miłosierdzia Bożego, które jako jedyne potrafi pokonać cyniczną pychę serc autoreferencyjnych.

Kościół zabiega nie o co innego, jak o to, by mógł z wolnością głosić to Słowo, by był wolny w głoszeniu tego Słowa. Niepotrzebne są przymierza z tą czy inną stroną, trzeba jedynie wolności przemawiania do serc wszystkich ludzi. Właśnie w tym macie autonomię i władzę, by niepokoić, w tym macie szansę wsparcia zmiany kursu.

Ludzkie serce, wielokrotnie zwiedzione, pojmuje bezsensowność projektu traktowania życia jako ciągłe poszerzanie przestrzeni, aby przechowywać to, co gromadzi. A to jest pułapka. Właśnie tutaj trzeba, by zabrzmiało pytanie: «Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, jeśli w jego duszy pozostanie pustka» (por. Mt 16, 26)

Kolumbia ma prawo słyszeć z waszych ust prawowitych pasterzy, którymi jesteście, pytania o Bożą prawdę, która wielokrotnie powtarza: «Gdzie jest brat twój?» (Rdz 4, 9). Jest to pytanie, którego nie można uciszyć, nawet wtedy, gdy ten, kto je słyszy, może tylko spuścić wzrok, zmieszany, i wyjąkać swój wstyd z powodu tego, że go sprzedał, może za cenę paru dawek narkotyku lub błędnego rozumienia racji stanu, albo błędnej świadomości, że cel uświęca środki.

Proszę was, byście zawsze patrzyli na konkretnego człowieka. Nie służcie jakiejś koncepcji człowieka, ale osobie ludzkiej, miłowanej przez Boga, uczynionej z krwi i kości, mającej historię, wiarę, nadzieje, uczucia, rozczarowania, frustracje, cierpienia, rany, a zobaczycie, że ta konkretność człowieka zdemaskuje zimne statystyki, zmanipulowane rachunki, ślepe strategie, wypaczone informacje, przypominając wam, że «w istocie misterium człowieka wyjaśnia się prawdziwie jedynie w misterium Słowa Wcielonego» (Gaudium et spes, 22).

Kościół w misji

Zważywszy na wielkoduszną pracę duszpasterską, którą już wykonujecie, pozwólcie, że przedstawię wam teraz pewne niepokoje, które noszę w swoim pasterskim sercu, pragnąc was zachęcić, byście byli coraz bardziej Kościołem w misji. Moi poprzednicy już kładli nacisk na niektóre z tych wyzwań: rodzina, życie, młodzież, kapłani, powołania, laikat i formacja. W ostatnich dziesięcioleciach pomimo ogromnego wysiłku być może jeszcze trudniej było zareagować, by uczynić skutecznym macierzyństwo Kościoła, wyrażające się w rodzeniu, karmieniu swoich dzieci i towarzyszeniu im.

Myślę o kolumbijskich rodzinach, o obronie życia już w łonie matki i aż do naturalnej śmierci, o pladze przemocy i alkoholizmu, nierzadko rozpowszechnionej w rodzinach, o kruchości więzi małżeńskiej i nieobecności ojców rodzin z jej tragicznymi następstwami, jak brak bezpieczeństwa i osierocenie. Myślę o wielu ludziach młodych, którym grozi pustka duchowa, szukających ucieczki w narkotykach lub łatwego życia bądź ulegających pokusie buntu. Myślę o licznych wielkodusznych kapłanach i o potrzebie wspierania ich w wiernym i codziennym opowiadaniu się za Chrystusem i Kościołem, podczas gdy niektórzy inni propagują nadal wygodną neutralność, typową dla ludzi, którzy nie wybierają niczego, pozostając sami ze sobą. Myślę o wiernych świeckich, rozproszonych we wszystkich Kościołach partykularnych, którzy z trudem trwają, pozwalając dać się gromadzić Bogu, który jest komunią, nawet gdy wielu głosi nowy dogmat egoizmu i śmierci wszelkiej solidarności — te słowa chcieliby usunąć ze słownika. Myślę o ogromnym wysiłku wszystkich, aby pogłębiać wiarę i uczynić ją żywym światłem dla serc i lampą oświecającą pierwszy krok.

Nie przynoszę wam recept ani nie zamierzam zostawić wam listy zadań. W gruncie rzeczy chciałbym was prosić, abyście wypełniając w komunii waszą trudną misję pasterzy w Kolumbii, zachowywali pogodę ducha. Nie wiem, czy powinienem wam o tym mówić, ale teraz przychodzi mi to na myśl — jeśli przesadzam, wybaczcie — przychodzi mi na myśl, że jest to jedna z cnót, której potrzebujecie najbardziej: zachowujcie pogodę ducha. Nie dlatego, żebyście jej nie mieli, ale chwila obecna wymaga, byście mieli jej więcej. Dobrze wiecie, że w nocy zły nadal sieje kąkol, ale miejcie cierpliwość Pana pola, ufając w dobrą jakość waszego ziarna. Uczcie się od Niego cierpliwości i wielkoduszności. Jego czas jest długi, ponieważ Jego spojrzenie miłości nie ma miary. Kiedy miłości jest niewiele, serce staje się niecierpliwe, ogarnięte troską o to, by coś robić, zdjęte lękiem, że coś się nie udało. Ufajcie przede wszystkim w pokorę ziarna Bożego. Zaufajcie ukrytej mocy Jego zaczynu. Ukierunkowujcie serce na fascynujący urok, który pociąga i skłania do sprzedania wszystkiego, aby nabyć ten boski skarb.

Bowiem cóż ważniejszego możecie ofiarować kolumbijskiej rodzinie niż pokorną moc Ewangelii hojnej miłości, która łączy mężczyznę i kobietę, czyniąc ich obrazem zjednoczenia Chrystusa z Kościołem, przekazicielami i opiekunami życia? Rodziny muszą wiedzieć, że w Chrystusie mogą stać się bujnymi drzewami, mogącymi dawać cień, wydawać owoce w każdej porze roku, przyjmować życie między swymi gałęziami. Wielu jest dziś ludzi hołdujących drzewom nie dającym cienia, bezowocnym, gałęziom pozbawionym gniazd. Dla was punktem wyjścia niech będzie radosne świadectwo, że szczęście polega na czym innym.

Co możecie zaoferować waszym młodym ludziom? Oni chcą się czuć kochani, są nieufni wobec tych, którzy ich nie doceniają, domagają się wyraźnej konsekwencji i oczekują zaangażowania. Przyjmujcie ich zatem z sercem Chrystusa i róbcie im miejsce w życiu waszych Kościołów. Nie bierzcie udziału w żadnych negocjacjach, które kupczyłyby ich nadziejami. Nie bójcie się spokojnie podnosić głos, aby przypominać wszystkim, że społeczeństwo, które daje się zwieść mirażem handlu narkotykami, samo ściąga na siebie tę chorobę moralną, która kupczy piekłem i wszędzie sieje korupcję, a jednocześnie tuczy raje podatkowe.

Co możecie dać waszym kapłanom? Pierwszym darem jest to ojcostwo, które daje pewność, że ręka, która ich zrodziła i namaściła, nie wycofała się z ich życia. To prawda, że żyjemy w erze informatyki i nietrudno jest dotrzeć do naszych kapłanów w czasie rzeczywistym za pośrednictwem jakichś programów społecznościowych. Ale serce ojca, biskupa nie może ograniczyć się do komunikowania się ze swoimi kapłanami w sposób doraźny, bezosobowy i zewnętrzny. Serce biskupa nie może być wolne od troski, od zdrowego niepokoju o to, gdzie żyją jego kapłani. Czy naprawdę żyją zgodnie z Jezusem? Czy też może zorganizowali sobie inne zabezpieczenia, takie jak stabilność gospodarcza, dwuznaczność moralna, podwójne życie lub krótkowzroczne dążenie do kariery? Kapłani pilnie i żywotnie potrzebują fizycznej i emocjonalnej bliskości biskupa. Kapłani muszą czuć, że mają ojca.

Na barkach kapłanów często ciąży zmęczenie codzienną pracą Kościoła. Są na pierwszej linii, nieustannie otoczeni przez ludzi, którzy, przygnębieni, szukają w nich oblicza pasterza. Ludzie przychodzą i pukają do bramy ich serca. Muszą oni nakarmić rzesze, a Boży pokarm nigdy nie jest własnością, którą można dysponować tak po prostu. Przeciwnie, pochodzi jedynie z ubóstwa, które wchodzi w kontakt z Boską dobrocią. Ustawicznie zagraża pokusa, by odprawić rzesze i nakarmić się tym niewiele, co można sobie bezprawnie przywłaszczyć (por. Łk 9, 13).

Czuwajcie zatem nad duchowymi korzeniami waszych kapłanów. Prowadźcie ich nieustannie do tej Cezarei Filipowej, gdzie u źródeł Jordanu każdego będą mogli na nowo usłyszeć pytanie Jezusa: «Kim dla ciebie jestem?». Przyczyna stopniowego pogarszania, co często prowadzi do śmierci ucznia, tkwi zawsze w sercu, które nie może już odpowiedzieć: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga» (por. Mt 16, 13-16). To powoduje osłabienie odwagi do nieodwracalnego daru z siebie, a także dezorientację wewnętrzną, zmęczenie serca, które nie potrafi już towarzyszyć Panu w Jego drodze do Jerozolimy.

Proszę was, troszczcie się szczególnie o formację waszych kapłanów, od chwili zrodzenia się w ich sercach Bożego powołania. Nowe, niedawno opublikowane Ratio fundamentalis institutionis sacerdotalis jest cennym środkiem, który trzeba dopiero zastosować, aby Kościół w Kolumbii potrafił odpowiedzieć na dar Boga, który nigdy nie przestał powoływać licznych swoich synów do kapłaństwa.

Proszę was bardzo, byście nie zaniedbywali życia osób konsekrowanych. Stanowią one kerygmatyczny policzek dla wszelkiej światowości i są powołane do wypalania wszelkiego napływu wartości światowych w ogniu Błogosławieństw, przeżywanych sine glossa i w całkowitym uniżeniu siebie w służbie innym. Nie traktujcie ich, proszę, jako «użyteczne zasoby» dla dzieł apostolskich. Umiejcie raczej dostrzec w nich wołanie konsekrowanej miłości Oblubienicy: «Przyjdź, Panie Jezu!» (Ap 22, 20).

Podobnie troszczcie się o formację laikatu, od którego zależy nie tylko solidność wspólnot wiary, ale w znacznej mierze obecność Kościoła w dziedzinie kultury, polityki, gospodarki. Formowanie w Kościele oznacza bycie w kontakcie z żywą wiarą żywej wspólnoty, wnikanie w bogactwo doświadczeń i odpowiedzi wzbudzanych przez Ducha Świętego, bo to On uczy wszystkiego (por. J 14, 26).

Zanim zakończę — już mówię trochę za długo — chciałbym poświęcić nieco uwagi wyzwaniom stojącym przed Kościołem w Amazonii, regionie, którym słusznie się chlubicie, ponieważ stanowi istotną część wspaniałej różnorodności biologicznej tego kraju. Amazonia jest dla nas wszystkich papierkiem lakmusowym, pozwalającym sprawdzić, czy nasze społeczeństwo, prawie zawsze ograniczające się do materializmu i pragmatyzmu, jest w stanie strzec tego, co darmo otrzymało, nie po to, aby to pustoszyć, lecz by uczynić płodnym. Myślę szczególnie o tajemnej mądrości rdzennej ludności Amazonii i zastanawiam się, czy jeszcze potrafimy uczyć się od niej świętości życia, poszanowania przyrody, świadomości, że logika instrumentalna nie wystarcza, aby wypełnić życie człowieka i odpowiedzieć na głębokie pytania, które go nurtują.

Dlatego proszę was, abyście nie zostawili Kościoła w Amazonii zdanego na siebie. Konsolidacja amazońskiego oblicza pielgrzymującego tutaj Kościoła jest wyzwaniem stojącym przed wami wszystkimi, które zależy od wzrastającego i świadomego wsparcia misyjnego wszystkich diecezji kolumbijskich i całego ich duchowieństwa. Słyszałem, że w niektórych rdzennych językach amazońskich w odniesieniu do słowa «przyjaciel» używa się wyrażenia «moja druga ręka». Bądźcie zatem drugą ręką Amazonii. Kolumbia nie może jej amputować, nie okaleczając swej twarzy i duszy.

Drodzy bracia!

Zachęcam was, byśmy zwrócili się duchowo do Matki Bożej Różańcowej z Chiquinquirá, której obraz przywieźliście z Jej sanktuarium do wspaniałej katedry tego miasta, abym i ja również mógł go kontemplować.

Jak dobrze wiecie, Kolumbia nie może sprawić odnowy, której pragnie, jeśli nie zostanie jej ona dana z góry. Prośmy zatem o nią Pana za pośrednictwem Dziewicy.

Jak w Chiquinquirá Bóg odnowił blask oblicza swej Matki, tak niech nadal oświeca swym niebiańskim światłem oblicze całego tego kraju i błogosławi Kościół w Kolumbii, otaczając go swoją dobrocią. Niech też błogosławi wam, którym dziękuję za to wszystko, co czynicie. Dziękuję.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama