Ziemia, dom i praca dla wszystkich

Przemówienie Papieża podczas spotkania z przedstawicielami ruchów ludowych w Santa Cruz de la Sierra - podróż do Boliwii i Paragwaju, 9.07.2015

Ziemia, dom i praca dla wszystkich

Papież Franciszek

Ziemia, dom i praca dla wszystkich

9 VII 2015 — Spotkanie w Santa Cruz de la Sierra z przedstawicielami ruchów ludowych

Ok. godz. 17 Ojciec Święty opuścił szkołę salezjańską i udał się do centrum targowego Expo Feria w Santa Cruz de la Sierra, gdzie od 7 lipca odbywało się II Światowe Spotkanie Ruchów Ludowych, zorganizowane przy współpracy Papieskiej Rady «Iustitia et Pax» i Papieskiej Akademii Nauk Społecznych. W pierwszym spotkaniu, które odbyło się w dniach 27-29 października 2014 r. w Watykanie, wzięło udział ok. 100 delegatów, w drugim uczestniczyło ich ok. 1,5 tys. z całego świata — głównie z Boliwii, Brazylii i Argentyny, ale także z Chile, Kostaryki, Kolumbii, Haiti, Dominikany, Meksyku, Ekwadoru i Salwadoru oraz z USA, Włoch, Indii i Kenii. Reprezentowali oni ludzi ubogich i wykluczonych, ze środowisk miejskich i wiejskich. W ostatnim dniu obrad, 9 lipca, za stołem prezydialnym II Światowego Spotkania Ruchów Ludowych zasiadł również Papież Franciszek, któremu sześcioro delegatów wręczyło tzw. «List z Santa Cruz» — dokument końcowy spotkania. Przemówienia wygłosili prezydent Evo Morales i Papież.

Siostry i Bracia, dobry wieczór!

Kilka miesięcy temu spotkaliśmy się w Rzymie i dobrze pamiętam to nasze pierwsze spotkanie. Cały czas było ono w moim sercu i modlitwie. Cieszę się, że tutaj mogę was znowu zobaczyć, kiedy debatujecie nad najlepszymi sposobami przezwyciężenia sytuacji poważnych niesprawiedliwości, jakie znoszą wykluczeni na całym świecie. Dziękuję panu prezydentowi Evo Moralesowi za tak bardzo zdecydowane wsparcie tego spotkania.

Wtedy w Rzymie poczułem coś bardzo pięknego: braterstwo, determinację, zaangażowanie, pragnienie sprawiedliwości. Dziś w Santa Cruz de la Sierra znowu czuję to samo. Dziękuję za to wszystko. Dowiedziałem się również od kard. Turksona, przewodniczącego Papieskiej Rady «Iustitia et Pax», że wiele osób w Kościele czuje się bliżej ruchów ludowych. Bardzo się z tego cieszę! Z radością patrzę na Kościół z drzwiami otwartymi dla was wszystkich, który się angażuje, towarzyszy, programuje w każdej diecezji, w każdej komisji «Iustitia et Pax» rzeczywistą, stałą i poważną współpracę z ruchami ludowymi. Zachęcam wszystkich biskupów, kapłanów i osoby świeckie, a także organizacje społeczne na peryferiach miast i na wsi do pogłębienia tego spotkania.

Bóg pozwala nam spotkać się dzisiaj ponownie. Biblia nam przypomina, że Bóg słyszy wołanie swego ludu, i ja także pragnę dołączyć mój głos do waszego: słynne «trzy T» — tierra, techo y trabajo — [ziemia, dom i praca] dla wszystkich naszych braci i sióstr. Powiedziałem to i powtarzam raz jeszcze: są to święte prawa. Warto, warto o nie walczyć. Niech głos wykluczonych zostanie usłyszany w Ameryce Łacińskiej i na całej ziemi.

1. Po pierwsze, zacznijmy od uznania, że potrzebujemy zmiany. Chcę wyjaśnić, aby nie było nieporozumień, że mówię o wspólnych problemach wszystkich mieszkańców Ameryki Łacińskiej i ogólnie również całej ludzkości. Problemy te mają skalę globalną i dziś żadne państwo nie może ich rozwiązać na własną rękę. Proponuję, abyśmy po tym wyjaśnieniu zadali sobie następujące pytania:

— Czy na serio zdajemy sobie sprawę, że źle dzieje się w świecie, w którym jest tylu chłopów bez ziemi, tyle rodzin bez domu, tylu pracowników bez praw, tyle osób zranionych w swej godności?

— Czy zdajemy sobie sprawę, że źle się dzieje, kiedy wybucha wiele bezsensownych wojen, a w naszych dzielnicach wzrasta bratobójcza przemoc? Czy zdajemy sobie sprawę, że źle się dzieje, gdy gleba, woda, powietrze i wszystkie żywe stworzenia są nieustannie zagrożone?

A zatem, jeśli zdajemy sobie z tego sprawę, powiedzmy bez lęku: potrzebujemy i pragniemy zmiany.

W listach i podczas naszych spotkań informowaliście mnie o licznych formach wykluczenia i niesprawiedliwości, jakie znosicie w każdej pracy, w każdej dzielnicy, na każdym terenie. Jest ich wiele i są bardzo różnorodne, podobnie jak istnieje wiele różnych sposobów radzenia sobie z nimi. Istnieje jednak niewidzialna nić łącząca wszystkie wykluczenia. Nie są one odizolowane, łączy je niewidzialna nić. Czy możemy ją rozpoznać? Nie są to bowiem odizolowane problemy. Zastanawiam się, czy potrafimy dostrzec, że ta destrukcyjna rzeczywistość jest częścią pewnego systemu, który stał się globalny. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że system ten narzucił logikę zysku za wszelką cenę, nie bacząc na wykluczenie społeczne lub niszczenie natury?

Skoro tak jest, to — nalegam — powiedzmy to bez lęku: chcemy zmiany, prawdziwej zmiany, zmiany struktur. Ten system jest już nie do zniesienia, nie mogą go dłużej znieść chłopi, pracownicy, wspólnoty, narody... Nie znosi go już ziemia, siostra matka ziemia, jak mawiał św. Franciszek.

Chcemy zmiany w naszym życiu, w naszych dzielnicach, w płacy, w naszym najbliższym otoczeniu. A także zmiany, która objęłaby cały świat, ponieważ dzisiejsza globalna współzależność wymaga globalnych odpowiedzi na problemy lokalne. Globalizacja nadziei, rodząca się w ludach i rosnąca wśród ubogich, musi zastąpić globalizację wykluczenia i obojętności!

Dziś chciałbym się z wami zastanowić nad zmianą, której chcemy i potrzebujemy. Wiecie, że ostatnio pisałem o problemach związanych ze zmianą klimatu. Ale tym razem chcę mówić o zmianie w drugą stronę. O zmianie pozytywnej, o zmianie, która dobrze nam zrobi, zmianie, którą moglibyśmy nazwać zbawienną. Potrzebujemy jej bowiem. Wiem, że dążycie do zmiany, i nie tylko wy: podczas różnych spotkań, podczas różnych podróży stwierdziłem, że istnieje oczekiwanie, intensywne poszukiwanie, pragnienie zmiany we wszystkich narodach świata. Nawet w tej malejącej mniejszości, która sądzi, że korzysta z tego systemu, panuje niezadowolenie, a przede wszystkim smutek. Wielu oczekuje zmian, które wyswobodzą ich od tego zniewalającego indywidualistycznego smutku.

Bracia i siostry, wydaje się, że to już najwyższa pora; nie walczymy już tylko między sobą, lecz obróciliśmy się przeciwko naszemu domowi. Dziś uczeni uznają to, o czym od dawna mówią ludzie prości: szkody wyrządzone ekosystemowi są być może nieodwracalne. W niemalże dziki sposób karzemy ziemię, ludy i osoby. A patrząc na te wielkie cierpienia, śmierć i zniszczenia, czujemy odór tego, co Bazyli z Cezarei, jeden z pierwszych teologów Kościoła, nazywał «łajnem diabła». Panuje niepohamowana żądza pieniądza. To jest «łajno diabła». Służba na rzecz dobra wspólnego schodzi na dalszy plan. Kiedy kapitał staje się bożkiem i kieruje decyzjami człowieka, kiedy chciwość pieniądza przejmuje kontrolę nad całym systemem społeczno-gospodarczym, rujnuje społeczeństwo, wydaje wyrok na człowieka, zniewala go, niszczy braterstwo międzyludzkie, popycha ludy do walki jedne przeciw drugim i, jak widać, zagraża także temu naszemu wspólnemu domowi, naszej siostrze i matce ziemi.

Nie chcę nazbyt długo opisywać złych skutków tej wyrafinowanej dyktatury: wy je znacie. I nie wystarczy jedynie wskazywanie na strukturalne przyczyny współczesnego dramatu społecznego i ekologicznego. Cierpimy na swoisty nadmiar diagnoz, który niekiedy prowadzi nas do pesymistycznego gadulstwa lub pogrążania się w narzekaniach. Patrząc na codzienną kronikę kryminalną, jesteśmy przekonani, że nic nie można zrobić, że trzeba jedynie dbać o siebie oraz o mały krąg rodziny i przyjaciół.

Co mogę zrobić ja, zbieracz kartonu, używanej odzieży czy metalu bądź recyklerka w obliczu tak wielkich problemów, jeśli z trudem zarabiam na jedzenie? Co mogę zrobić ja, rzemieślnik, wędrowny handlarz, przewoźnik, wykluczony pracownik, jeżeli nie przysługują mi nawet prawa pracownicze? Co mogę zrobić ja, wieśniaczka, tubylec, rybak, z trudem opierający się uzależnieniu od wielkich korporacji? Co mogę zrobić z mojej wioski, mojej chaty, mojej dzielnicy, mojego gospodarstwa, kiedy jestem na co dzień dyskryminowany i spychany na margines? Co może zrobić ów student, ten młody człowiek, aktywista, misjonarz przemierzający slumsy i osiedla z sercem pełnym marzeń, ale bez żadnych rozwiązań swoich problemów? Mogą zrobić wiele. Mogą zrobić wiele! Wy, ostatni, wykorzystywani, ubodzy i wykluczeni możecie zrobić i robicie wiele. Śmiem twierdzić, że przyszłość ludzkości jest w dużej mierze w waszych rękach, w waszej zdolności do organizowania i wspierania twórczych alternatyw w codziennym dążeniu do zapewnienia trzech «T» — zgoda? — trabajo, techo, tierra [praca, dom, ziemia], a także w waszym czynnym udziale w najważniejszych procesach zmian, zmian w skali krajowej, zmian w skali regionalnej i zmian w skali globalnej. Nie zniechęcajcie się!

2. Po drugie, jesteście siewcami zmian. Tutaj, w Boliwii, usłyszałem wyrażenie, które bardzo mi się podoba: «proces zmian». Zmian pojmowanych nie jako coś, co pewnego dnia będzie rezultatem takiej czy innej decyzji politycznej lub tego, że powstała taka czy inna struktura społeczna. Wiemy na podstawie bolesnych doświadczeń, że zmiana struktur, której nie towarzyszy szczere nawrócenie postaw i serca, prowadzi prędzej czy później do zbiurokratyzowania, korupcji i porażki. Potrzeba zmiany serca. Dlatego bardzo lubię obraz procesu, procesów, gdzie pasja, by zasiewać, spokojnie podlewać to, czego rozkwit będą oglądali inni, zastępuje niespokojne dążenie do zajmowania wszystkich dostępnych miejsc władzy i natychmiastowych rezultatów. Wyborem jest wprawianie w ruch procesów, a nie zajmowanie przestrzeni. Każdy z nas jest tylko częścią złożonej i zróżnicowanej całości, w której następuje interakcja w czasie: ludzie walczą o sens, o cel, o to, by żyć z godnością i dobrze, a zatem godnie.

Wy, członkowie ruchów ludowych, prowadzicie swoją działalność inspirując się zawsze miłością braterską, którą wyrażacie w zwalczaniu niesprawiedliwości społecznej. Kiedy patrzymy na twarze osób cierpiących, na twarz narażonego na niebezpieczeństwo chłopa, wykluczonego robotnika, uciśnionego tubylca, na rodzinę bez domu, na twarz prześladowanego imigranta, bezrobotnego młodego człowieka, wyzyskiwanego dziecka, matki, która straciła syna podczas strzelaniny, bo dzielnicę opanowali handlarze narkotyków, ojca, który stracił córkę, bo została zniewolona — kiedy wspominamy te «twarze i imiona», pękają nam serca na widok tak wielkiego cierpienia, i wzruszamy się, wszyscy się wzruszamy... bo «widzieliśmy i słyszeliśmy» nie zimne statystyki, ale ból cierpiącej ludzkości, nasze rany, nasze ciało. To coś zdecydowanie innego niż abstrakcyjne teoretyzowanie lub eleganckie oburzenie. To nas dotyka, porusza i każe nam szukać drugiego, aby coś razem zrobić. Tych emocji, rodzących działanie wspólnotowe, nie można pojąć samym tylko rozumem: mają «suplement» znaczenia, który tylko ludy rozumieją, i który nadaje prawdziwym ruchom ludowym specyficzną mistykę.

Żyjecie na co dzień pośród ludzkich zawirowań. Opowiadaliście mi o waszych sprawach, informowaliście mnie o waszych zmaganiach, jeszcze w Buenos Aires, i jestem wam za to wdzięczny. Drodzy bracia, często zajmujecie się niewielkimi rzeczami, w najbliższym sąsiedztwie, w narzuconej wam niesprawiedliwej rzeczywistości, lecz się nie poddajecie, stawiacie czynny opór bałwochwalczemu systemowi, który wyklucza, poniża i zabija. Widziałem, jak bez wytchnienia stawaliście w obronie ziemi i drobnych rolników, waszych terytoriów i wspólnot, godności gospodarki ludowej, walczyliście o włączanie do miasta slumsów i osiedli, o rozwój budownictwa indywidualnego oraz rozwój infrastruktury osiedlowej, a także prowadziliście wiele działań wspólnotowych, mających na celu potwierdzenie czegoś tak podstawowego i niezaprzeczalnie koniecznego, jak prawo do «trzech T»: ziemi, domu i pracy.

To przywiązanie do dzielnicy, do ziemi, do pracy, do związku zawodowego, to rozpoznanie siebie w obliczu drugiego człowieka, ta codzienna bliskość z jego zgryzotami — bo one istnieją i są udziałem wszystkich — i jego codziennym heroizmem pozwala wam wypełniać przykazanie miłości nie na podstawie idei czy koncepcji, ale na bazie prawdziwego spotkania między ludźmi. Musimy budować tę kulturę spotkania, bo nie kochamy ani koncepcji, ani idei, nikt nie kocha pojęcia, jakiejś idei: kocha się osoby. Dawanie siebie, autentyczne dawanie siebie rodzi się z miłości do mężczyzn i kobiet, dzieci i osób w podeszłym wieku, miejscowości i wspólnot — twarzy, twarzy i imion, które wypełniają nasze serca. Z tych ziaren nadziei, posadzonych cierpliwie na zapomnianych peryferiach planety, z tych kiełków czułości, które walczą o przetrwanie w ciemnościach wykluczenia, wyrosną wielkie drzewa, powstaną gęste lasy nadziei, aby natlenić ten świat.

Z radością widzę, że pracujecie w swoim środowisku, troszcząc się o kiełki; ale jednocześnie, w szerszej perspektywie, chroniąc zagajnik. Perspektywa waszej pracy bierze pod uwagę nie tylko realia dziedziny, którą każdy z was reprezentuje i w której jest dobrze osadzony, ale staracie się także rozwiązywać u korzeni ogólne problemy ubóstwa, nierówności i wykluczenia.

Składam wam z tego powodu gratulacje. Konieczne jest, aby domagając się należnych wam praw, narody i organizacje społeczne budowały humanitarną alternatywę dla globalizacji wykluczającej. Jesteście siewcami zmian. Niech Bóg obdarzy was odwagą, radością, wytrwałością i zamiłowaniem do dalszego zasiewania! Bądźcie pewni, że prędzej czy później zobaczymy owoce. Przywódców proszę: bądźcie twórczy i nigdy nie traćcie waszego zakorzenienia w rzeczywistości lokalnej, bo ojciec kłamstwa potrafi przywłaszczać sobie szlachetne słowa, promować mody intelektualne i przyjmować pozy ideologiczne, ale jeśli będziecie budować na solidnych fundamentach, na rzeczywistych potrzebach i żywym doświadczeniu waszych braci, chłopów i ludów tubylczych, robotników wykluczonych i rodzin zepchniętych na margines, z pewnością nie pobłądzicie.

Głosząc Ewangelię, Kościół nie może i nie powinien być wyobcowany z tego procesu. Wielu księży i asystentów duszpasterskich wypełnia ogromne zadanie, towarzysząc i wspierając wykluczonych całego świata, we współpracy ze spółdzielniami wspomagając przedsiębiorczość, budując mieszkania, pracując ofiarnie w dziedzinie ochrony zdrowia, sportu i edukacji. Jestem przekonany, że naznaczona szacunkiem współpraca z ruchami ludowymi może ożywić te wysiłki i wzmocnić procesy zmian.

Zawsze miejmy w sercu Najświętszą Maryję Pannę, skromną dziewczynę z małej wsi, zagubionej na peryferiach wielkiego imperium, matkę bez dachu nad głową, która mając kilka pieluszek i mnóstwo czułości, potrafiła przekształcić grotę dla zwierząt w dom Jezusa. Maryja jest znakiem nadziei dla ludów, które cierpią bóle rodzenia, aż zakwitnie sprawiedliwość. Modlę się do Matki Bożej, bardzo czczonej przez lud boliwijski, aby sprawiła, żeby to nasze spotkanie było zaczynem zmiany.

3. Po trzecie. Na koniec chciałbym, abyśmy razem zastanowili się nad kilkoma ważnymi zadaniami w tym momencie historycznym, ponieważ chcemy pozytywnych zmian dla dobra wszystkich naszych braci i sióstr. Wiemy to. Chcemy zmian, które wzbogaci wspólny wysiłek rządów, ruchów ludowych i innych sił społecznych. Wiemy i to! Ale nie tak łatwo jest zdefiniować treść zmian, innymi słowy, programu społecznego, który odzwierciedliłby ten projekt braterstwa i sprawiedliwości, jakiego oczekujemy. Niełatwo to zdefiniować. W tym sensie nie oczekujcie od tego Papieża recepty. Ani Papież, ani Kościół nie mają monopolu na interpretację rzeczywistości społecznej ani propozycji rozwiązań współczesnych problemów. Ośmielam się powiedzieć, że nie istnieje recepta. Historię budują pokolenia, które następują jedno po drugim w obrębie ludów, które wędrują poszukując własnej drogi, w poszanowaniu wartości, które Bóg umieścił w sercu.

Chciałbym jednak zaproponować trzy główne zadania, które wymagają zdecydowanego wsparcia wszystkich ruchów ludowych:

3.1. Pierwszym zadaniem jest postawienie gospodarki w służbie ludów.

Ludzie i natura nie powinni służyć pieniądzom. Powiedzmy NIE gospodarce wykluczenia i nierówności, w której pieniądz panuje zamiast służyć. Ta gospodarka zabija. Ta gospodarka wyklucza. Ta gospodarka niszczy matkę ziemię.

Gospodarka nie powinna być mechanizmem gromadzenia dóbr, ale właściwym zarządzaniem wspólnym domem. Oznacza to, że należy zazdrośnie strzec domu i właściwie rozdzielać dobra między wszystkich. Jej celem jest nie tylko zapewnienie żywności lub «godziwego życia». Ani też zapewnienie dostępu do «trzech T», o które walczycie — chociaż byłby to duży krok naprzód. Gospodarka prawdziwie wspólnotowa, powiedziałbym gospodarka o inspiracji chrześcijańskiej, powinna zapewnić ludom godność, «dobrobyt (...) w różnych dziedzinach» (Jan XXIII, enc. Mater et Magistra [15 maja 1961 r.], 3: AAS 53 [1961], 402). To ostatnie zdanie papież Jan XXIII wypowiedział przed pięćdziesięciu laty. Jezus mówi w Ewangelii, że kto spontanicznie poda spragnionemu kubek wody, otrzyma nagrodę w królestwie niebieskim. Łączą się z tym «trzy T», ale także dostęp do edukacji, ochrony zdrowia, innowacji, wydarzeń artystycznych i kulturalnych, środków przekazu, sportu i rekreacji. Sprawiedliwa gospodarka musi stworzyć także warunki, aby każdy mógł cieszyć się dzieciństwem bez niedostatku, rozwijać w młodości swoje talenty, pracować, ciesząc się pełnią praw w latach aktywności zawodowej oraz otrzymać godziwą emeryturę na starość. Chodzi o gospodarkę, w której człowiek, w zgodzie z przyrodą, tak organizuje cały system produkcji i dystrybucji, aby możliwości i potrzeby każdego znalazły właściwe miejsce w wymiarze społecznym. Wy, a także inne narody, podsumowujecie to pragnienie w prostych i pięknych słowach: «dobrze żyć», co nie jest tym samym co «dobrze się bawić».

Taka gospodarka jest nie tylko pożądana i konieczna, ale także możliwa. Nie jest jakąś utopią czy dziełem fantazji. Jest to perspektywa skrajnie realistyczna. Możemy to zrobić. Zasoby, które są do dyspozycji na świecie, owoce międzypokoleniowej pracy ludzi oraz dary stworzenia są więcej niż wystarczające dla integralnego rozwoju «każdego człowieka i całego człowieka» (Paweł VI, enc. Popolorum progressio [26 marca 1967 r.], 14: AAS 59 [1967], 264). Natomiast problem jest inny. Istnieje system stawiający sobie inne cele. System, który nie tylko przyspiesza nieodpowiedzialnie tempo produkcji, wdraża w przemyśle i rolnictwie metody, które niszczą matkę ziemię w imię «wydajności», ale stale odmawia miliardom braci najbardziej podstawowych praw ekonomicznych, społecznych i kulturowych. Ten system zagraża projektowi Jezusa, Dobrej Nowinie, którą przyniósł Jezus.

Sprawiedliwy podział owoców ziemi i ludzkiej pracy nie jest zwykłą filantropią. Jest obowiązkiem moralnym. Dla chrześcijan ten obowiązek jest jeszcze większy: jest to przykazanie. Chodzi o to, by oddać ubogim i ludom to, co do nich należy. Powszechne przeznaczenie dóbr nie jest słownym ozdobnikiem katolickiej nauki społecznej. Jest rzeczywistością uprzednią w stosunku do własności prywatnej. Własność, zwłaszcza gdy chodzi o zasoby naturalne, zawsze musi być uzależniona od potrzeb ludów. A te potrzeby nie ograniczają się do konsumpcji. Nie wystarcza uronić kilka kropel, kiedy ubodzy potrząsają tym pucharem, który nigdy sam się nie wylewa. Plany pomocy, potrzebne w pewnych sytuacjach awaryjnych, należy uważać tylko za odpowiedzi tymczasowe, okazjonalne. Nigdy nie będą w stanie zastąpić prawdziwej integracji: tej, która daje pracę godną, wolną, twórczą, partycypacyjną i solidarną.

Na tej drodze ruchy ludowe odgrywają istotną rolę, nie tylko domagając się i protestując, ale zasadniczo tworząc. Jesteście poetami społecznymi: twórcami miejsc pracy, budowniczymi domów, producentami żywności, przede wszystkim dla odrzuconych przez światowy rynek.

Z bliska poznałem różne doświadczenia, w których pracownikom zrzeszonym w spółdzielniach i innych formach organizacji wspólnotowej udało się stworzyć miejsca pracy tam, gdzie były tylko odpady gospodarki bałwochwalczej. Widziałem, że niektórzy są tu obecni. Odzyskane firmy, wolny handel oraz spółdzielnie zbieraczy makulatury są przykładami tej gospodarki ludowej, która przezwycięża wykluczenie i krok po kroku, z wysiłkiem i cierpliwością, nabiera solidarnej formy, nadającej jej godność. Jakże to inne od sytuacji, gdy odrzuceni z oficjalnego rynku są wykorzystywani jako niewolnicy!

Rządy, które stawiają sobie za zadanie wprzęgnięcie gospodarki w służbę ludzi, powinny wspierać umacnianie, doskonalenie, koordynację i rozwój tych form gospodarki ludowej oraz produkcji wspólnotowej. Wiąże się to z poprawą warunków pracy, zapewnieniem odpowiedniej infrastruktury i zagwarantowaniem pełnych praw pracownikom tego alternatywnego sektora. Kiedy państwo i organizacje społeczne wspólnie rozpoczynają misję «trzech T», zostają uruchomione zasady solidarności i pomocniczości, umożliwiające budowanie dobra wspólnego w pełnej i uczestniczącej demokracji.

3.2. Drugim zadaniem jest zjednoczenie naszych ludów na drodze do pokoju i sprawiedliwości.

Ludy świata pragną być kowalami własnego losu. Chcą iść w pokoju swoją drogą do sprawiedliwości. Nie chcą kurateli czy ingerencji, w których silniejszy podporządkowuje sobie słabszego. Domagają się, by szanowano ich kulturę, język, procesy społeczne i tradycje religijne. Żadna władza faktyczna bądź stanowiona nie ma prawa pozbawiać kraje ubogie pełnego korzystania z ich suwerenności. A kiedy to czyni, pojawiają się nowe formy kolonializmu, które poważnie ograniczają szanse na pokój i sprawiedliwość, ponieważ «pokój opiera się nie tylko na poszanowaniu praw człowieka, ale również na poszanowaniu praw ludów, a w szczególności prawa do niezależności» (Papieska Rada «Iustitia et Pax», Kompendium nauki społecznej Kościoła, 157).

Ludy Ameryki Łacińskiej w bólach uzyskały niezależność polityczną, i od niemal dwustu lat trwa ich dramatyczna, pełna sprzeczności historia walki o pełną niezależność.

W ostatnich latach, po licznych nieporozumieniach, wiele krajów Ameryki Łacińskiej było świadkami rosnącego braterstwa między ich ludami. Rządy regionu połączyły siły, aby zapewnić poszanowanie swojej suwerenności: każdego kraju oraz całego regionu, który w sposób tak piękny nasi ojcowie nazywali «Wielką Ojczyzną». Proszę was, bracia i siostry z ruchów ludowych, byście dbali o tę jedność i ją pogłębiali. Zachowanie jedności w obliczu wszelkich prób podziału jest niezbędne, aby region wzrastał w pokoju i sprawiedliwości.

Pomimo tych postępów istnieją czynniki, które nadal zagrażają sprawiedliwemu rozwojowi ludzkiemu i ograniczają suwerenność krajów «Wielkiej Ojczyzny» oraz innych regionów planety. Nowy kolonializm przybiera różne oblicza. Czasami jest to anonimowa siła bożka pieniądza: korporacje, agencje kredytowe, pewne umowy o tzw. «wolnym handlu» oraz narzucanie programów «oszczędnościowych», które każą coraz bardziej «zaciskać pasa» pracownikom i ubogim. My, biskupi Ameryki Łacińskiej, bardzo wyraźnie o tym mówimy w dokumencie z Aparecidy, stwierdzając, że «instytucje finansowe i korporacje międzynarodowe stają się tak silne, że podporządkowują sobie gospodarki lokalne, osłabiając zwłaszcza państwa, które zdają się coraz bardziej niezdolne do realizowania projektów rozwoju służących ich obywatelom» (VKonferencja Ogólna Episkopatu Ameryki Łacińskiej [2007], Dokument końcowy, Aparecida, 66). Przy innych okazjach widzimy, że pod szlachetnym pretekstem walki z korupcją, handlem narkotykami i terroryzmem — poważnymi bolączkami naszych czasów, wymagającymi skoordynowanych interwencji międzynarodowych — narzucane są państwom środki, które mają niewiele wspólnego z rozwiązywaniem tych problemów i często pogarszają stan rzeczy.

Podobnie, monopolistyczna koncentracja środków przekazu, dążąca do narzucenia alienujących wzorców konsumpcji i pewnej jednolitości kulturowej, jest innym narzędziem nowego kolonializmu. Jest to kolonializm ideologiczny. Jak mówią biskupi Afryki, często usiłuje się przekształcić kraje ubogie w «elementy mechanizmu, tryby wielkiej machiny» (Jan Paweł II, adhort. apost. Ecclesia in Africa [14 września 1995 r.], 52: AAS 88 [1996], 32-33; por. enc. Sollicitudo rei socialis [30 grudnia 1987 r.], 22: AAS 80 [1988], 539).

Trzeba przyznać, że żaden z wielkich problemów ludzkości nie może być rozwiązany bez współdziałania państw i ludów na poziomie międzynarodowym. Każde znaczące działanie prowadzone w jednej części planety rzutuje na całość w aspekcie gospodarczym, ekologicznym, społecznym i kulturowym. Zglobalizowały się nawet przestępczość i przemoc. Dlatego żaden rząd nie może działać poza wspólną odpowiedzialnością. Jeśli naprawdę chcemy pozytywnej zmiany, to musimy z pokorą uznać naszą współzależność, to znaczy naszą zdrową współzależność. Ale współdziałanie nie jest tym samym co narzucanie, nie jest podporządkowaniem jednych interesom innych. Kolonializm, stary i nowy, który sprowadza kraje ubogie wyłącznie do roli dostawców surowców i taniej siły roboczej, rodzi przemoc, ubóstwo, wymuszoną emigrację i wszelkie nieszczęścia, które idą z nimi ręka w rękę — z tego właśnie powodu, że podporządkowując peryferie centrum, odmawia się im prawa do integralnego rozwoju. A to, bracia, jest niesprawiedliwość, a niesprawiedliwość rodzi przemoc, której żadna policja, wojsko czy tajne służby nie są w stanie powstrzymać.

Powiedzmy zatem NIE starym i nowym formom kolonializmu. Powiedzmy TAK spotkaniu między narodami i kulturami. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój.

W tym miejscu chcę poruszyć ważną kwestię. Ktoś mógłby bowiem słusznie powiedzieć, że «kiedy Papież mówi o kolonializmie, zapomina o pewnych działaniach Kościoła». Mówię wam z żalem: w imię Boga popełniono wiele poważnych grzechów przeciwko rdzennym mieszkańcom Ameryki. Przyznali to moi poprzednicy, powiedziała to CELAM — Rada Episkopatów Ameryki Łacińskiej, i ja też pragnę to powiedzieć. Tak jak św. Jan PawełII — cytuję jego słowa — proszę, aby Kościół «uklęknął przed obliczem Boga i błagał o przebaczenie za dawne i obecne grzechy swoich dzieci» (bulla Incarnationis mysterium [29 listopada 1988 r.], 11: AAS 91 [1999], 140). Ja też chcę powiedzieć, i chciałbym wyrazić to bardzo jasno, jak Jan Paweł II: pokornie proszę o przebaczenie, nie tylko win samego Kościoła, ale także zbrodni przeciwko ludności tubylczej podczas tak zwanego podboju Ameryki. A prosząc o przebaczenie — abyśmy byli sprawiedliwi — proszę jednocześnie, abyśmy też pamiętali o tysiącach księży i biskupów, którzy zdecydowanie przeciwstawiali się logice miecza mocą krzyża. Był grzech, był ogromny grzech, ale nie poprosiliśmy o przebaczenie, i dlatego prosimy o przebaczenie i proszę o przebaczenie. Lecz tam, gdzie był grzech, gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska dzięki tym ludziom, którzy domagali się sprawiedliwości dla ludów pierwotnych.

Proszę również was wszystkich, wierzących i niewierzących, abyście pamiętali o licznych biskupach, kapłanach i świeckich, którzy głosili i głoszą Dobrą Nowinę o Jezusie z odwagą i łagodnością, szacunkiem i w pokoju — choć powiedziałem o biskupach, kapłanach i świeckich, nie chcę zapomnieć o zakonnicach, które bez rozgłosu przemierzają nasze dzielnice ubogich, niosąc orędzie pokoju i dobra — którzy na swej życiowej drodze pozostawili wzruszające dzieła promocji ludzkiej i miłości, często broniąc rdzennych mieszkańców czy też wspierając ruchy ludowe, nawet po męczeństwo. Kościół, jego synowie i córki, należą do tożsamości narodów Ameryki Łacińskiej. Tożsamości, którą zarówno tutaj, jak też w innych krajach pewne siły starają się wymazać, niekiedy dlatego, że nasza wiara jest rewolucyjna, że nasza wiara stanowi wyzwanie dla tyranii bożka pieniądza. Patrzymy dziś z przerażeniem, jak na Bliskim Wschodzie i w innych częściach świata wielu naszych braci jest prześladowanych, torturowanych, zabijanych z powodu swojej wiary w Jezusa. Także i o tym musimy głośno mówić: na tej przeżywanej przez nas trzeciej wojnie światowej «na raty» dokonuje się coś w rodzaju — nadużywam tego słowa — ludobójstwa, które musi ustać.

Pozwólcie mi wyrazić moją najgłębszą miłość do braci i sióstr z ruchu tubylczej ludności Ameryki Łacińskiej i wyrazić uznanie dla ich dążeń do jedności ich ludów i kultur, tej formy współistnienia, którą lubię nazywać wielościanem, bo poszczególne grupy zachowują swoją tożsamość, budując wspólnie różnorodność, która nie zagraża, lecz umacnia jedność. Ich poszukiwanie tej międzykulturowości, która łączy obronę praw ludów tubylczych z poszanowaniem integralności terytorialnej państw, wszystkich nas wzbogaca i umacnia.

3.3. Trzecie zadanie, być może najważniejsze, które stoi dziś przed nami, to obrona naszej matki ziemi.

Wspólny dom nas wszystkich jest plądrowany, dewastowany, bezkarnie niszczony. Tchórzenie, kiedy trzeba go bronić, jest grzechem ciężkim. Z rosnącym rozczarowaniem widzimy, że kolejne szczyty międzynarodowe nie przynoszą żadnych istotnych rezultatów. Istnieje jasny, wyraźny i pilny, etyczny imperatyw działania, który pozostaje bez odpowiedzi. Nie można pozwolić, aby pewne interesy — globalne, choć nie powszechne — brały górę, podporządkowywały sobie państwa i organizacje międzynarodowe i dalej niszczyły świat stworzony. Ludy i ich ruchy są powołane do tego, by głośno domagały się, mobilizowały, żądały — pokojowo, lecz stanowczo — natychmiastowego podjęcia odpowiednich kroków. Proszę was, w imię Boga, abyście bronili matki ziemi. Na ten temat wypowiedziałem się wyczerpująco w encyklice Laudato si', która — jak sądzę — zostanie wam wręczona na koniec spotkania.

4. Na zakończenie chcę raz jeszcze powtórzyć: przyszłość ludzkości jest nie tylko w rękach wielkich przywódców, wielkich mocarstw i elit. Jest ona przede wszystkim w rękach ludów; w ich zdolności do organizowania się. W ich rękach, które wdrażają, z pokorą i przekonaniem, ten proces zmian. Ja jestem z wami. Niech każdy z nas powtórzy z głębi serca: żadnej rodziny bez domu, żadnego rolnika bez ziemi, żadnego pracownika bez praw, żadnego narodu bez suwerenności, żadnej osoby bez godności, żadnego dziecka bez dzieciństwa, żadnego młodego człowieka bez szans, żadnej osoby starszej bez godnej starości. Kontynuujcie swoje zmagania i, proszę was, dbajcie bardzo o matkę ziemię. Wierzcie mi, jestem szczery, mówię do was z głębi serca: modlę się za was, modlę się z wami i pragnę prosić Boga, naszego Ojca, aby wam towarzyszył i błogosławił, aby was napełnił swoją miłością i bronił was na waszej drodze, obdarzając was obficie tą siłą, która pozwala nam stać na nogach: tą siłą jest nadzieja. To ważna rzecz: nadzieja, która nie zawodzi. I proszę, proszę was, módlcie się za mnie. A jeśli ktoś z was nie może się modlić, z całym szacunkiem proszę, aby dobrze o mnie pomyślał i posłał «dobre prądy». Dziękuję.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama