Biskupi nieznający granic

Przemówienie do biskupów uczestniczących w kursie formacyjnym zogranizowanym przez Kongregację ds. Biskupów, 18.09.2014

Biskupi nieznający granic

W czwartek 18 września rano Ojciec Święty spotkał się w Sali Klementyńskiej z biskupami mianowanymi w ciągu ostatniego roku. Uczestniczyli oni w kursie formacyjnym, zorganizowanym przez Kongregację ds.Biskupów i Kongregację dla Kościołów Wschodnich. W audiencji wzięli udział również prefekci tych dykasterii — kardynałowie Marc Ouellet i Leonardo Sandri. Pierwszy z nich w imieniu zebranych powitał Papieża. Poniżej zamieszczamy papieskie przemówienie.

Drodzy Bracia!

Cieszę się, że teraz spotykam się z wami osobiście, gdyż prawdę powiedziawszy, w jakimś stopniu już was znałem. Niedawno zostaliście mi przedstawieni przez Kongregację ds. Biskupów lub tę dla Kościołów Wschodnich. Jesteście owocem wytężonej pracy i niestrudzonej modlitwy Kościoła, który gdy ma wybrać swoich pasterzy, chce aktualizować ową całą noc, którą Pan spędził na górze w obecności swojego Ojca, zanim powołał tych, których chciał mieć przy sobie i żeby ich posłać do świata.

Dziękuję zatem — w osobach kardynałów Ouelleta i Sandriego — tym wszystkim, którzy przyczynili się do przygotowania waszego wyboru na biskupów i zaangażowali się w organizację tych dni spotkania, z pewnością owocnych, w których zaznaje się radości bycia biskupami nie odizolowanymi, lecz w komunii, poczucia współodpowiedzialności za posługę biskupią i troski o cały Kościół Boży.

Znam wasze curriculum i żywię wielkie nadzieje co do waszych możliwości. Teraz mogę wreszcie połączyć pierwszą znajomość, na podstawie papierów, z twarzami i po wysłuchaniu tego, co o was mówiono, mogę sam posłuchać serca każdego z was i spojrzeć na każdego, aby dostrzec liczne nadzieje duszpasterskie, które Chrystus i Jego Kościół w was pokładają. To piękne zobaczyć odbitą na obliczu tajemnicę każdego i móc czytać to, co Chrystus na nim wypisał. To pocieszające móc stwierdzić, że Bóg nie pozwala, aby Jego Oblubienicy zabrakło pasterzy według Jego serca.

Drodzy bracia, nasze spotkanie odbywa się na początku waszej biskupiej drogi. Przeminęło już zdumienie, wywołane wybraniem was; zostały przezwyciężone pierwsze lęki, gdy wasze imię zostało wypowiedziane przez Pana; także emocje, które wam towarzyszyły podczas święceń, teraz stopniowo osadzają się w pamięci, a ciężar odpowiedzialności przystosowuje się w jakiś sposób do waszych słabych ramion. Pachnie jeszcze olej Ducha, wylany na waszą głowę, i jednocześnie spływa na ciało powierzonych wam przez Pana Kościołów. Doświadczyliście już, że Ewangelia otwarta nad waszą głową stała się domem, w którym można mieszkać ze Słowem Bożym; pierścień na waszej prawej dłoni, który niekiedy za bardzo uciska, a innym razem istnieje niebezpieczeństwo, że się zsunie, posiada w każdym razie moc spajania waszego życia z Chrystusem i Jego Oblubienicą.

Spotykając się z wami po raz pierwszy, proszę was głównie o to, żebyście nigdy nie uważali za oczywistą tajemnicy, która was ogarnęła, abyście nie przestali zdumiewać się zamysłem Boga ani odczuwać bojaźni, poruszając się w sumieniu w Jego obecności i w obecności Kościoła, który przede wszystkim należy do Niego. W jakimś zakątku samego siebie trzeba zachować i chronić ten otrzymany dar, nie dopuszczając, by się zniszczył, nie pozwalając, by stał się daremny.

Teraz pozwólcie, że powiem wam prosto o niektórych sprawach, które leżą mi na sercu. Czuję się w obowiązku przypomnieć pasterzom Kościoła o ścisłym związku między stałą obecnością biskupa a wzrostem owczarni. Każda autentyczna reforma Kościoła Chrystusowego rozpoczyna się od obecności, od tej Chrystusowej, której nigdy nie brakuje, ale także od obecności pasterza, który sprawuje rządy w imieniu Chrystusa. To nie jest pobożne zalecenie. Gdy pasterz uchyla się od obowiązków lub jest niedostępny, jest to z uszczerbkiem dla troski duszpasterskiej i zbawienia dusz (Dekret De reformatione Soboru Trydenckiego, IX). Mówił o tym Sobór Trydencki i bardzo słusznie.

W istocie, w pasterzach, których Chrystus daje Kościołowi, On sam kocha swą Oblubienicę i daje za nią życie (por. Ef 5, 25-27). Miłość upodabnia tych, którzy ją podzielają, dlatego to wszystko, co jest piękne w Kościele, pochodzi od Chrystusa, ale jest też prawdą, że uwielbione człowieczeństwo Oblubieńca nie wzgardziło naszymi rysami. Mówi się, że po latach głębokiej jedności życia i wierności także u par małżeńskich cechy fizjonomii małżonków stopniowo się udzielają i ostatecznie oboje upodabniają się do siebie. Zostaliście związani pierścieniem wierności z Kościołem, który został wam powierzony i któremu zgodnie z powołaniem winniście służyć. Miłość do Oblubienicy Chrystusa pozwala wam stopniowo wycisnąć wasze rysy na jej obliczu i jednocześnie przyjmować w sobie rysy jej fizjonomii. Do tego potrzebna jest pokora, stałość, wytrwałość, cierpliwość.

Nie potrzeba biskupów zadowolonych powierzchownie; należy drążyć do głębi, aby odnaleźć to, do czego Duch wciąż daje natchnienie waszej Oblubienicy. Bardzo proszę, nie bądźcie biskupami na określony czas, którzy mają nieustanną potrzebę zmiany adresu, jak lekarstwa, które tracą właściwości lecznicze, lub jak ta mdła żywność, która jest do wyrzucenia, ponieważ przestała być przydatna (por. Mt 5, 13). Jest rzeczą ważną, by nie blokować mocy uzdrawiającej, która płynie z głębi daru, który otrzymaliście, to broni was przed pokusą kręcenia się tam i z powrotem bez celu, ponieważ «żaden wiatr nie jest sprzyjający dla tego, który nie wie, dokąd zmierza». A my nauczyliśmy się, dokąd zmierzamy: idziemy zawsze do Jezusa. Staramy się dowiedzieć, «gdzie mieszka», ponieważ nigdy nie przestaje być aktualna odpowiedź dana pierwszym [uczniom]: «Chodźcie, a zobaczycie» (J 1, 38-39).

Aby zamieszkać w pełni w waszych kościołach, trzeba mieszkać zawsze w Nim i od Niego nie uciekać: trwać w Jego Słowie, w Jego Eucharystii, w «tym, co należy do Jego Ojca» (por. Łk 2, 49), a nade wszystko w Jego krzyżu. Nie zatrzymywać się przelotnie, lecz przebywać długo! Tak jak niegasnąca jest lampka paląca się przy tabernakulum waszych majestatycznych katedr i prostych kaplic, tak niech owczarnia zawsze spotyka na waszym obliczu płomień Zmartwychwstałego. Zatem nie ma być biskupów zgaszonych czy pesymistycznych, którzy opierając się tylko na samych sobie, a zatem zdani na ciemności świata lub pogodzeni z pozorną porażką dobra, krzyczą na próżno, że twierdza została zaatakowana. Waszym powołaniem nie jest bycie stróżami przegranego tłumu, lecz kustoszami Evangelii gaudium, a więc nie możecie być pozbawieni jedynego bogactwa, które naprawdę mamy do przekazania, a którego świat nie może dać samemu sobie: radości pochodzącej z miłości Boga.

Proszę was ponadto, abyście nie ulegali złudnej pokusie zmieniania ludu. Kochajcie ludzi, których powierzył wam Bóg, także wtedy, gdy «popełnili ciężkie grzechy», niestrudzenie «wstępujcie do Pana», aby uzyskać przebaczenie i nowy początek, także za cenę utraty waszych licznych fałszywych wyobrażeń oblicza Bożego, czy też złudzeń, które żywiliście odnośnie do sposobu uzyskania jedności z Bogiem (por. Wj 32, 30-31). Uczcie się pokornej, ale nieodpartej mocy zastępstwa, która jest jedynym korzeniem odkupienia.

Także misja, która stała się bardzo pilna, rodzi się z owego «zobaczenia, gdzie mieszka Pan, i pozostania z Nim» (por. J 1, 39). Tylko ten, kto spotyka, pozostaje i przebywa, zyskuje fascynację i wiarygodność, pozwalające prowadzić świat do Chrystusa (por. J 1, 40-42). Myślę o tylu osobach, które trzeba doprowadzić do Niego. O waszych kapłanach, in primis. Jest wielu takich, którzy nie szukają już, gdzie On mieszka, lub którzy przebywają w innych szerokościach egzystencjalnych, niektórzy na mieliznach. Inni, zapomniawszy o ojcostwie biskupim lub też może zniechęceni szukaniem go na darmo, żyją teraz jakby już nie istnieli ojcowie lub łudzą się, że nie potrzebują ojców. Wzywam was do tego, byście zadbali, jako ojcowie i pasterze, o czas dla waszych kapłanów, aby ich przyjąć, ugościć, wysłuchać, pokierować nimi. Chciałbym, abyście byli biskupami uchwytnymi — nie dzięki ilości środków komunikacji, którymi dysponujecie, lecz dzięki wewnętrznej przestrzeni, którą ofiarujecie, aby przyjmować osoby z ich konkretnymi potrzebami, dając im pełnię i bogactwo nauczania Kościoła, a nie katalog pretensji. Niech to będzie przyjmowanie wszystkich bez wyjątku, ze stanowczością władzy, która pomaga we wzroście, i łagodnością ojcostwa, która jest płodna. Proszę was, opierajcie się pokusie poświęcenia waszej wolności przez otaczanie się dworem, kordonem lub chórami pochlebców, ponieważ na ustach biskupa Kościół i świat mają prawo znajdować zawsze Ewangelię, która czyni wolnymi.

Jest następnie lud Boży wam powierzony. Kiedy w chwili waszych święceń zostało ogłoszone imię waszego Kościoła, promieniowało oblicze tych, których Bóg wam dawał. Lud ten potrzebuje waszej cierpliwości, abyście się o niego troszczyli, abyście pomagali mu wzrastać. Dobrze wiem, jak bardzo nasze czasy stały się pustynne. Winniście zatem naśladować cierpliwość Mojżesza, aby kierować waszym ludem, bez lęku o to, że umrzecie jako wygnańcy, ale poświęcając wszystkie swoje siły nie dla siebie, lecz na to, aby dotarli do Boga ci, których prowadzicie. Nie ma nic ważniejszego od prowadzenia osób do Boga! Polecam waszej trosce nade wszystko młodzież i osoby starsze. Pierwszych, ponieważ są naszymi skrzydłami, a drugich, ponieważ są naszymi korzeniami. Skrzydłami i korzeniami, bez których nie wiemy, kim jesteśmy, a nawet dokąd powinniśmy zmierzać.

Na zakończenie naszego spotkania pozwólcie Następcy św. Piotra, aby spojrzał na was dogłębnie z wysokości tajemnicy, która łączy nas w sposób nieodwołalny. Dzisiaj, patrząc na wasze różne oblicza, które odzwierciedlają niewyczerpane bogactwo Kościoła, rozsianego po całej ziemi, Biskup Rzymu obejmuje Kościół powszechny. Nie trzeba przypominać pojedynczych dramatycznych sytuacji naszych dni. Jak bardzo bym chciał, aby zabrzmiało na nowo, za waszym pośrednictwem, w każdym Kościele przesłanie otuchy. Proszę was, abyście wracając do waszych domów, gdziekolwiek one są, zanieśli serdeczne pozdrowienia Papieża i zapewnili ludzi, że są zawsze w jego sercu.

Widzę w was strażników, zdolnych do przebudzania waszych Kościołów, wstawania przed świtem lub pośrodku nocy, aby budzić wiarę, nadzieję, miłość; nie pozwalając sobie na zaśnięcie lub dołączenie do nostalgicznego opłakiwania owocnej przeszłości, ale już przebrzmiałej. Pogłębiajcie wciąż wasze źródła, z odwagą usuwając skorupy, które pokryły piękno i siłę waszych przodków — pielgrzymów i misjonarzy, którzy założyli Kościoły i stworzyli cywilizację.

Widzę w was ludzi zdolnych do uprawiania i sprzyjania dojrzewaniu pól Bożych, na których młode zasiewy oczekują na ręce gotowe do codziennego nawadniania, z nadzieją na obfite zbiory.

Widzę w was także pasterzy zdolnych do przywracania jedności, tkania sieci, do scalania, do przezwyciężania tego, co rozbite na cząstki. Prowadźcie z szacunkiem dialog z wielkimi tradycjami, w których jesteście zanurzeni, bez lęku, że się zagubicie, i bez potrzeby obrony waszych granic, ponieważ tożsamość Kościoła określana jest przez miłość Chrystusa, która nie zna granic. Strzegąc zazdrośnie pasji do umiłowania prawdy, nie marnujcie energii na przeciwstawianie się i potyczki, przeznaczajcie je na to, by budować i kochać.

I tak żegnam się z wami, obejmuję was, strażnicy, ludzie zdolni dbać o pola Boże, pasterze, którzy idą na przodzie, pośrodku i z tyłu stada; życzę wam owocnej pracy, cierpliwości, pokory i żarliwej modlitwy. Dziękuję.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama