Bądźcie kreatywni, otwarci na Ducha Świętego

Rozmowa Papieża Franciszka z kapłanami podczas spotkania w Kaplicy Palatyńskiej Pałacu Królewskiego w Casercie - 26.07.2014

Bądźcie kreatywni, otwarci na Ducha Świętego

W sobotę 26 lipca 2014 r., we wspomnienie św. Anny, Papież Franciszek udał się do położonej we włoskim regionie Kampania diecezji Caserta, której patronką jest ta święta. Na terytorium diecezji, borykającej się z licznymi problemami duszpasterskimi i socjalnymi, silnie odczuwalne są wpływy zorganizowanej przestępczości — działającej w tym regionie «camorry», w której rękach znajdują się nielegalne wysypiska odpadów, także toksycznych i radioaktywnych, co powoduje, że zapadalność na choroby nowotworowe jest tam dużo większa niż w innych regionach Włoch. Przed godz. 16 Papież przybył helikopterem na lądowisko włoskiego lotnictwa wojskowego, znajdujące się na terenie Pałacu Królewskiego w Casercie — byłej letniej rezydencji władców Neapolu. Powitali go ordynariusz diecezji bp Giovanni D'Alise, prefekt miasta Carmela Pagano i burmistrz Pio Del Gaudio, przewodniczący prowincji Domenico Zinzi oraz komendant podoficerskiej szkoły lotniczej płk Veniero Santoro. Stamtąd Ojciec Święty przejechał samochodem do pałacu na spotkanie z duchowieństwem diecezji. Odbyło się ono w Kaplicy Palatyńskiej i miało charakter nieformalny. Na początku ordynariusz Caserty bp D'Alise powiedział:

Wasza Świątobliwość, nie przygotowałem niczego na piśmie, ponieważ od razu się zorientowałem, że Wasza Świątobliwość pragnie bliskiej i głębokiej relacji z kapłanami. A zatem powiem: serdecznie witamy Waszą Świątobliwość. To jest nasz Kościół, kapłani, później zobaczymy dalszą część kościoła, gdy będziemy sprawować Eucharystię. Dla mnie jest to ważna chwila, ponieważ jestem tutaj od dwóch miesięcy, i rozpoczęcie tej posługi biskupiej od obecności i błogosławieństwa Waszej Świątobliwości jest dla mnie największą łaską. A teraz oczekujemy na słowo Waszej Świątobliwości. Wiedząc, że Wasza Świątobliwość pragnie dialogu, kapłani przygotowali także pytania do Waszej Świątobliwości.

«Co jest znakiem, że relacje księdza z biskupem oraz księdza z innymi księżmi, układają się dobrze? Jest nim radość. Podobnie jak gorycz jest znakiem, że nie ma prawdziwej duchowości diecezjalnej, ponieważ brakuje tej pięknej relacji z biskupem czy z kapłanami, radość jest znakiem, że sprawy mają się dobrze.»

Następnie głos zabrał Papież Franciszek:

Przygotowałem przemówienie, ale przekażę je biskupowi. Bardzo dziękuję za przyjęcie. Dziękuję. Cieszę się i czuję się trochę winny, że sprawiłem tak wiele kłopotów w dniu święta patronalnego. Ale nie wiedziałem. I kiedy zadzwoniłem do biskupa, żeby go poinformować, że chcę przybyć tutaj z wizytą prywatną do przyjaciela, pastora Traettina, on powiedział: «Ach, właśnie w święto patronalne!». Więc zaraz pomyślałem: «Następnego dnia w gazetach napiszą: w dniu święta patronki Caserty Papież pojechał do protestantów». Niezły tytuł, może nie? I tak rozwiązaliśmy sprawę, trochę w pośpiechu, ale bardzo pomógł mi biskup, a także ludzie z Sekretariatu Stanu. Powiedziałem do substytuta, kiedy do niego zadzwoniłem: «Bardzo cię proszę, ratuj mnie z tej opresji». I zrobił to dobrze. Dziękuję za wasze pytania, które zadacie; możemy rozpocząć. Będą zadawane pytania, a ja zobaczę, czy da się połączyć dwa lub trzy, w przeciwnym razie odpowiem na każde z osobna.

Zapis dialogu Papieża z kapłanami diecezji Caserta.

Ojcze Święty, nazywam się ks. Pasquariello, jestem wikariuszem generalnym Caserty. Ogromnie dziękuję za wizytę Waszej Świątobliwości tu, w Casercie. Chciałbym zadać pytanie: dobro, jakie Wasza Świątobliwość świadczy Kościołowi katolickiemu poprzez swoje codzienne homilie, oficjalne dokumenty, zwłaszcza «Evangelii gaudium», nacechowane jest przede wszystkim nawróceniem duchowym, głębokim, osobistym. Jest to reforma, która angażuje, moim skromnym zdaniem, tylko dziedzinę teologii, egzegezy biblijnej, filozofii. Obok tego nawrócenia osobistego, które jest zasadnicze dla zbawienia wiecznego, uważam, że byłyby przydatne wypowiedzi ze strony Waszej Świątobliwości, które bardziej dotyczyłyby ludu Bożego właśnie jako ludu. Wyjaśnię to. Nasza diecezja od 900 lat ma absurdalne granice: niektóre terytoria gmin są podzielone na pół z diecezją Kapui i z diecezją Acerry. Nawet dworzec w Casercie, znajdujący się niecały kilometr od urzędu miasta, należy do Kapui. W związku z tym, Ojcze Święty, proszę o rozstrzygającą wypowiedź, aby nasze wspólnoty nie musiały dłużej cierpieć z powodu niepotrzebnych przesunięć i nie szkodziło to dodatkowo jedności duszpasterskiej naszych wiernych. Oczywiście wiem, że Wasza Świątobliwość w n. 10 «Evangelii gaudium» mówi, iż te sprawy należą do episkopatu; jednak pamiętam, że gdy byłem młodym kapłanem, 47 lat temu, z abpem Robertim — on wywodził się z Sekretariatu Stanu — pojechaliśmy i zawieźliśmy trochę problemów również tam; po wyjaśnieniu spraw powiedzieli: «Dojdźcie do porozumienia z biskupami, a my podpiszemy». To bardzo piękne. Ale kiedy biskupi dojdą do porozumienia?

Niektórzy historycy Kościoła mówią, że niekiedy podczas pierwszych soborów wśród biskupów dochodziło nawet do bijatyk, ale potem się godzili. A to jest niedobry znak. Nieładnie jest, kiedy biskupi źle mówią jeden o drugim albo tworzą stronnictwa. Nie mówię o jednomyślności czy jedności ducha, bo to jest dobre, mówię o stronnictwach w negatywnym znaczeniu tego słowa. To jest niedobre, ponieważ niszczy się właśnie jedność Kościoła. To nie jest Boże. A my, biskupi, powinniśmy dawać przykład jedności, o którą Jezus prosił Ojca dla Kościoła. A nie można chodzić i obmawiać jeden drugiego: «Ten tak postępuje, tamten robi tamto...». Ależ idź i powiedz mu to w twarz! Nasi poprzednicy na pierwszych soborach posuwali się do bójek, a ja wolę, żeby wykrzyczeć sobie parę rzeczy dosadnie, a potem się uściskać, a nie żeby mówić za plecami jeden na drugiego. To jako zasada ogólna, czyli: w jedności Kościoła ważna jest jedność biskupów. Ksiądz zwrócił poza tym uwagę na drogę, jakiej Pan pragnął dla swojego Kościoła. I ta jedność biskupów jest tym, co sprzyja dojściu do porozumienia w takiej czy innej sprawie. W pewnym kraju — nie we Włoszech, gdzie indziej — jest pewna diecezja, której granice zostały zmienione, jednak z powodu usytuowania skarbca katedry od ponad czterdziestu lat toczą się spory w trybunałach. W sprawie pieniędzy — to nie do pomyślenia! Z tego diabeł się cieszy! To on na tym korzysta.

Piękne jest to, że ksiądz mówi, iż biskupi powinni zawsze być zgodni: ale zgadzać się w jedności, nie w jednolitości. Każdy ma swój charyzmat, każdy ma swój sposób myślenia, patrzenia na sprawy: ta różnorodność niekiedy jest owocem błędów, ale bardzo często jest owocem samego Ducha. Duch Święty chciał, aby w Kościele była ta różnorodność charyzmatów. Ten sam Duch, który sprawia różnorodność, potrafił zaprowadzić jedność; jedność w odmienności każdego, tak aby nikt nie stracił własnej osobowości. A ja życzę sobie, żeby to, co ksiądz powiedział, dalej szło w tym kierunku. A poza tym, wszyscy jesteśmy dobrzy, ponieważ mamy wodę chrztu, wszyscy, mamy w sobie Ducha Świętego, który nam pomaga iść naprzód.

Nazywam się o. Angelo Piscopo, jestem proboszczem parafii św. Piotra Apostoła i św. Piotra «in cattedra». Moje pytanie jest następujące: Ojcze Święty, w adhortacji apostolskiej «Evangelii gaudium» zachęcał Ojciec Święty do popierania i umacniania pobożności ludowej, która jest cennym skarbem Kościoła katolickiego. Jednocześnie jednak wskazał Ojciec Święty na niebezpieczeństwo — niestety coraz bardziej realne — szerzenia się chrześcijaństwa indywidualnego i sentymentalnego, bardziej trzymającego się form tradycyjnych i objawienia, pozbawionego podstawowych aspektów wiary i nie mającego wpływu na życie społeczne. Jakie wskazówki może nam dać Ojciec Święty odnośnie do duszpasterstwa, aby nie piętnując pobożności ludowej, mogło znów przywrócić prymat Ewangelii? Dziękuję, Ojcze Święty.

Słyszy się opinie, że w obecnym czasie nastąpił spadek religijności, ale ja nie bardzo w to wierzę. Ponieważ są te nurty, te szkoły religijności, odwołujące się do życia wewnętrznego, jak gnostycy, które uprawiają duszpasterstwo przypominające modlitwę przedchrześcijańską, modlitwę przedbiblijną, modlitwę gnostyczną, i gnostycyzm wszedł do Kościoła z tymi grupami pobożności wewnętrznej: ja nazywam to intymizmem. Intymizm nie przynosi dobra, jest moją sprawą, jestem spokojny, czuję się napełniony Bogiem. Jest to trochę — to nie jest to samo — ale trochę w duchu New Age. Jest religijność, owszem, ale religijność pogańska czy wręcz heretycka; nie powinniśmy bać się użycia tego słowa, ponieważ gnostycyzm jest herezją, był pierwszą herezją Kościoła. Kiedy mówię o religijności, mówię o owym skarbie pobożności, z tak licznymi wartościami, który wielki Paweł VI opisał w Evangelii nuntiandi. Pomyślcie o jednej rzeczy: Dokument z Aparecidy, który był dokumentem V Konferencji Episkopatu Ameryki Łacińskiej, w podsumowaniu na końcu, w przedostatnim paragrafie, gdyż dwa pozostałe były podziękowaniami i modlitwą, sięgnął 40 lat wstecz, by zaczerpnąć fragment z Evangelii nuntiandi, będącej posoborowym dokumentem pastoralnym, który się nie zdezaktualizował. Jest niezwykle aktualny. W tym dokumencie Paweł VI opisuje pobożność ludową, stwierdzając, że niekiedy musi być ona także ewangelizowana. Owszem, ponieważ jak w przypadku każdej formy pobożności istnieje niebezpieczeństwo, że zboczy trochę w jedną stronę, trochę w drugą, albo że nie będzie silnym wyrazem wiary. Jednak pobożność ludzi, pobożność, która wchodzi w serce wraz z chrztem, jest ogromną siłą, tak iż lud Boży, który ma tę pobożność, jako całość nie może zbłądzić, jest nieomylny in credendo — tak mówi Lumen gentium w n. 12. Prawdziwa pobożność ludowa rodzi się z owego sensus fidei, o którym mówi ten dokument soborowy, i przewodzi w kulcie świętych, Matki Bożej, także w folklorystycznych formach wyrazu, w dobrym sensie tego słowa. Dlatego pobożność ludowa jest zasadniczo osadzona w kulturze, nie może być pobożności ludowej z laboratorium, aseptycznej, ale rodzi się ona zawsze z naszego życia. Może dochodzić do drobnych błędów — trzeba zatem być czujnym — jednak pobożność ludowa jest narzędziem ewangelizacji. Pomyślmy o dzisiejszej młodzieży. Młodzież — przynajmniej takie jest moje doświadczenie z innej diecezji — młodzież, ruchy młodzieżowe w Buenos Aires nie sprawdzały się. Dlaczego? Mówiono im: zróbmy zebranie, aby porozmawiać... i na koniec młodzież się nudziła. Ale kiedy proboszczowie znaleźli sposób na to, aby włączyć młodych ludzi w drobne misje, prowadzenie misji na wakacjach, katechezę dla ludów, które tego potrzebują, na wioskach, które nie mają księdza, wtedy się włączali. Młodzi ludzie naprawdę chcą uczestniczyć w misji i uczą się w ten sposób życia pewną formą pobożności, którą można także nazwać pobożnością ludową: apostolat misyjny młodzieży ma w sobie coś z pobożności ludowej. Pobożność ludowa jest aktywna, jest głębokim zmysłem wiary — mówi Paweł VI — jaki potrafią mieć tylko ludzie prości i pokorni. A to jest wielkie! W sanktuariach, na przykład, można zobaczyć cuda! Co roku 27 lipca udawałem się do sanktuarium św. Pantaleona w Buenos Aires i rano spowiadałem. I po tym doświadczeniu wracałem odnowiony, wracałem zawstydzony świętością, jaką znajdowałem u tych prostych ludzi, grzesznych, ale świętych, bowiem wyznawali swoje grzechy, a potem opowiadali, jak żyją, o problemie syna czy córki, tego czy tamtego, i że chodzili odwiedzać chorych. Przejawiał się w tym zmysł ewangeliczny. W sanktuariach można spotkać te rzeczy. Konfesjonały sanktuariów są miejscem odnowy dla nas, księży i biskupów; są kursem odnowy duchowej dzięki kontaktowi z pobożnością ludową. A kiedy wierni przychodzą się wyspowiadać, mówią ci o swoich nędzach, ale ty widzisz za tymi nędzami łaskę Boga, która ich prowadzi w tym momencie. Ten kontakt z ludem Bożym, który się modli, który pielgrzymuje, który wyraża swoją wiarę w tej formie pobożności, bardzo nam pomaga w naszym życiu kapłańskim.

Proszę mi pozwolić nazwać Waszą Świątobliwość Ojcem Franciszkiem, także dlatego, że ojcostwo pociąga za sobą nieuchronnie świętość, jeżeli jest autentyczne. Jako wychowanek ojców jezuitów, którym zawdzięczam formację kulturalną i kapłańską, powiem najpierw o pewnym moim wrażeniu, a później zadam pytanie, które kieruję w sposób szczególny do Waszej Świątobliwości. Wizerunek kapłana trzeciego tysiąclecia: równowaga ludzka i duchowa; świadomość misyjna; otwarcie na dialog z innymi wyznaniami, religijnymi i nie. Po co to? Wasza Świątobliwość niewątpliwie dokonał przewrotu kopernikańskiego w zakresie języka, stylu życia, postawy i świadectwa w odniesieniu do zagadnień najbardziej godnych uwagi w skali świata, także co do ateistów i ludzi dalekich od chrześcijańskiego Kościoła katolickiego. Moje pytanie do Waszej Świątobliwości brzmi: jak to możliwe, że w tym społeczeństwie, gdzie Kościół pragnie wzrostu i rozwoju, w tym społeczeństwie, które przechodzi dynamiczną i konfliktową ewolucję, i bardzo często daleką od wartości Ewangelii Chrystusowej, jesteśmy Kościołem bardzo często spóźnionym. Rewolucja Waszej Świątobliwości w zakresie języka, semantyczna, kulturowa, w zakresie świadectwa ewangelicznego wywołuje w naszych sumieniach, kapłanów, niewątpliwie kryzys egzystencjalny. Jakie drogi, fantazyjne i kreatywne, sugeruje nam Wasza Świątobliwość, aby przezwyciężyć lub przynajmniej złagodzić ten kryzys, jakiego doznajemy? Dziękuję.

Cóż. Jak można, z Kościołem, który wzrasta i się rozwija, iść naprzód? Mówił ksiądz o paru sprawach: równowaga, otwarcie na dialog... Ale jak można iść? Użył ksiądz pewnego słowa, które bardzo lubię: jest to słowo Boże — jeżeli jest ludzkie, to dlatego, że jest darem Bożym — kreatywność. Jest to polecenie, jakie Bóg dał Adamowi: «Idź i uprawiaj ziemię. Bądź twórczy». Jest to również przykazanie, jakie Jezus dał swoim uczniom za pośrednictwem Ducha Świętego, na przykład, kreatywność początkowego Kościoła w stosunkach z judaizmem: Paweł był kreatywny; Piotr owego dnia, kiedy poszedł do Korneliusza, obawiał się strasznych rzeczy, ponieważ robił coś nowego, coś twórczego. Ale tam poszedł. Kreatywność, łatwo to powiedzieć. Ale skąd wziąć tę kreatywność? Przede wszystkim — i to jest warunek, jeśli chcemy być kreatywni w Duchu, to znaczy w Duchu Pana Jezusa — nie ma innej drogi jak modlitwa. Biskup, który się nie modli, ksiądz, który się nie modli, zamknął drzwi, zamknął drogę kreatywności. To właśnie w modlitwie, kiedy Duch podpowiada ci jedną rzecz, przychodzi diabeł i mówi ci coś innego; ale modlitwa stwarza warunki, aby iść naprzód. Nawet jeśli modlitwa niejednokrotnie może wydawać się nudna. Modlitwa jest bardzo ważna. Nie tylko modlitwa brewiarzowa, ale także liturgia Mszy św., spokojna, odprawiana z należytym nabożeństwem, modlitwa jako osobista rozmowa z Panem. Jeżeli się nie modlimy, będziemy może dobrymi przedsiębiorcami duszpasterskimi i od spraw duchowych, ale Kościół bez modlitwy staje się organizacją pozarządową, brakuje mu unctio Spiritu Sancti. Modlitwa jest pierwszym krokiem, ponieważ jest otwarciem się na Pana, aby móc otworzyć się na innych. To Pan mówi: «Idź tu, idź tam, zrób to...», wzbudza w tobie tę kreatywność, która tak wiele kosztowała wszystkich świętych. Pomyślcie o bł. Antonim Rosminim, tym, który napisał Le cinque piaghe della Chiesa (Pięć ran Kościoła) — był właśnie twórczym krytykiem, ponieważ się modlił. Napisał to, co Duch Święty dał mu odczuć, dlatego znalazł się w duchowym więzieniu, to znaczy w swoim domu: nie wolno mu było mówić, nie mógł nauczać, nie mógł pisać, jego książki były na indeksie. Dziś jest błogosławiony! Bardzo często kreatywność prowadzi cię na krzyż. Jednak kiedy pochodzi z modlitwy, przynosi owoce. Nie kreatywność po trosze sans façon i rewolucyjna, bowiem dziś w modzie jest bycie rewolucjonistą; nie, taka nie pochodzi od Ducha. Ale kiedy kreatywność pochodzi od Ducha i rodzi się w modlitwie, może stwarzać ci problemy. Kreatywność, która pochodzi z modlitwy, ma antropologiczny wymiar transcendencji, ponieważ przez modlitwę otwierasz się na transcendencję, na Boga. Ale jest także inna transcendencja: otwieranie się na innych, na bliźniego. Nie należy być Kościołem zamkniętym w sobie, zapatrzonym we własny pępek, Kościołem powołującym się na samego siebie, który widzi tylko siebie i nie jest zdolny do transcendencji. Ważna jest dwojaka transcendencja: ku Bogu i ku bliźniemu. Wyjście poza siebie to nie jest przygoda, to wędrówka, to droga, którą Bóg wskazał ludziom, ludowi od pierwszej chwili, kiedy powiedział do Abrahama: «Wyjdź z twojej ziemi». Wyjść poza własne «ja». A kiedy wychodzę poza siebie, spotykam Boga i spotykam innych. W jaki sposób spotykam innych? Z daleka czy z bliska? Trzeba spotykać ich z bliska, potrzebna jest bliskość. Kreatywność, transcendencja i bliskość. Bliskość jest słowem kluczowym: być blisko. Nie lękać się niczego. Być blisko. Boży człowiek się nie lęka. Sam Paweł, kiedy zobaczył tak wiele bożków w Atenach, nie przeraził się, powiedział do tamtejszych ludzi: «Jesteście religijni... macie tak wielu bogów... ale ja powiem wam o innym». Nie przeraził się i zbliżył się do nich, zacytował nawet ich poetów: «Jak mówią wasi poeci...». Chodzi o bycie blisko kultury, blisko ludzi, ich sposobu myślenia, ich cierpień, ich uraz. Niejednokrotnie właśnie ta bliskość jest pokutą, bo musimy słuchać rzeczy nudnych, rzeczy obraźliwych. Dwa lata temu pewien kapłan, który pojechał na misje w Argentynie — był z diecezji Buenos Aires, a pojechał do pewnej diecezji na południu, w regionie, gdzie od lat nie było księdza, i przybyli ewangelicy — opowiadał mi, że poszedł do pewnej kobiety, która była nauczycielką ludową, a potem dyrektorką miejscowej szkoły. Ta pani zachęciła go, by usiadł, i zaczęła mu ubliżać, nie za pomocą obelżywych słów, ale z natarczywością: «Opuściliście nas, zostawiliście nas samych, i ja, która potrzebuję Słowa Bożego, musiałam pójść na nabożeństwo protestanckie i stałam się protestantką». Ten młody kapłan, który jest człowiekiem łagodnym, człowiekiem, który się modli, kiedy ustał potok słów kobiety, powiedział: «Proszę pani, tylko jedno słowo — przepraszam. Proszę nam wybaczyć, proszę nam wybaczyć. Opuściliśmy owczarnię». I ton tej kobiety się zmienił. Pozostała jednak protestantką, a ksiądz nie poruszał tematu, jaka jest prawdziwa religia, w tamtej chwili nie można było tego zrobić. Wreszcie ta pani zaczęła się uśmiechać i zapytała: «Czy napije się ojciec kawy?». «Tak, napijmy się kawy». A kiedy kapłan już miał wyjść, powiedziała: «Proszę zaczekać, niech ojciec wejdzie», i zaprowadziła go do sypialni, otworzyła szafę, a tam był obraz Matki Bożej: «Musi ojciec wiedzieć, że ja nigdy Jej nie opuściłam. Ukryłam Ją ze względu na pastora, ale jest w domu!». Jest to historyjka, która poucza, że bliskość, łagodność spowodowały, iż ta kobieta pojednała się z Kościołem, ponieważ wcześniej czuła się opuszczona przez Kościół. A ja zadałem pytanie, którego nigdy nie powinno się zadawać: «I jak to się skończyło? Jak zakończyła się ta sprawa?». Lecz ten kapłan skorygował mnie: «Ach, ja niczego się nie domagałem — ona nadal chodzi na nabożeństwa protestanckie. Ale widać, że jest to kobieta, która się modli; niech się tym zajmie Pan Jezus». I nie posunął się dalej, nie zachęcał, by wróciła do Kościoła katolickiego. To jest owa bliskość rozważna, która wie, dokąd się posunąć. Ale bliskość oznacza także dialog; trzeba przeczytać w Ecclesiam suam naukę na temat dialogu, powtórzoną później przez innych papieży. Dialog jest bardzo ważny, ale żeby móc prowadzić dialog, potrzebne są dwie rzeczy: punktem wyjścia musi być własna tożsamość i empatia dla innych. Jeżeli nie jestem pewny mojej tożsamości i podejmuję dialog, dojdzie do tego, że zmienię moją wiarę. Dialog można prowadzić jedynie w oparciu o własną tożsamość i z empatią, to znaczy nie potępiając a priori. Każdy człowiek ma coś, co może nam dać; każdy człowiek ma swoją historię, swoją sytuację, i powinniśmy tego wysłuchać. Później roztropność Ducha Świętego powie nam, jak na to odpowiedzieć. Trzeba wyjść od własnej tożsamości, żeby prowadzić dialog, ale dialog nie oznacza uprawiania apologetyki, choć niekiedy trzeba to robić, kiedy stawiane są nam pytania wymagające wyjaśnienia. Dialog jest sprawą ludzką, to serca, dusze prowadzą dialog, i to jest bardzo ważne! Nie należy bać się rozmowy z nikim. O którymś świętym — nie pamiętam, którym, wydaje mi się, że to był św. Filip Neri, ale nie jestem pewien — mówiono, trochę żartobliwie, że potrafił prowadzić dialog nawet z diabłem. Dlaczego? Ponieważ miał tę wolność wysłuchiwania wszystkich osób, jednak w oparciu o własną tożsamość. Był bardzo pewny, ale być pewnym własnej tożsamości nie oznacza uprawiania prozelityzmu. Prozelityzm jest pułapką, którą nawet Jezus trochę gani, en passant, kiedy mówi do faryzeuszy i saduceuszy: «Wy, którzy uganiacie się po świecie, aby pozyskać współwyznawcę, a potem przypominacie sobie o tym...». Przecież to jest pułapka. A papież Benedykt wyraził się bardzo pięknie w Aparecidzie i, wydaje mi się, że powtórzył to gdzie indziej: «Kościół nie rozwija się dzięki prozelityzmowi, lecz dzięki atrakcyjności». A czym jest atrakcyjność? Jest to owa ludzka empatia, którą później kieruje Duch Święty. A zatem, jaki ma być profil księdza tego stulecia, tak bardzo zlaicyzowanego? Będzie to człowiek twórczy, który postępuje według przykazania Bożego — «stwarzać rzeczy». Człowiek transcendencji, zarówno wobec Boga w modlitwie, jak i wobec innych, zawsze; człowiek bliskości, który przybliża się do ludzi. Oddalanie ludzi nie jest kapłańskie, i ludzie niekiedy mają dość takiej postawy, a jednak przychodzą do nas. Natomiast ten, kto przyjmuje ludzi i jest blisko nich, czyni to, ponieważ czuje się pewien własnej tożsamości, która go skłania do otwierania serca na empatię. To nasuwa mi się w odpowiedzi na pytanie księdza.

Drogi Ojcze, moje pytanie dotyczy miejsca, gdzie żyjemy: diecezji, z naszymi biskupami, stosunków z naszymi braćmi. I zapytam Waszą Świątobliwość: obecna chwila historyczna niesie z sobą oczekiwania w stosunku do nas, kapłanów, a mianowicie oczekuje się wyraźnego, otwartego, radosnego świadectwa — jak nas do tego zachęca Wasza Świątobliwość — właśnie o nowości Ducha Świętego. Zapytuję, co mogłoby być, zdaniem Waszej Świątobliwości, szczególną specyfiką, fundamentem duchowości kapłana diecezjalnego? Wydaje mi się, że gdzieś czytałem słowa Waszej Świątobliwości: «Kapłan nie jest kontemplatorem». Jednak wcześniej tak nie było. A zatem, czy Wasza Świątobliwość mógłby nam przedstawić wizerunek, który bralibyśmy pod uwagę w dążeniu do odrodzenia, do wzrostu jedności naszej diecezji. A przede wszystkim chciałbym się dowiedzieć, jak możemy być dziś wierni człowiekowi, nie tyle Bogu.

Otóż ksiądz powiedział: «nowości Ducha Świętego». To prawda. Ale Bóg jest Bogiem niespodzianek, zawsze nas zaskakuje, ciągle, ciągle. Czytamy Ewangelię i znajdujemy niespodzianki jedną za drugą. Jezus nas zaskakuje, ponieważ przychodzi przed nami: On pierwszy na nas czeka, kocha nas pierwszy, kiedy my Go szukamy, On już nas szuka. Jak mówi prorok Izajasz albo Jeremiasz, dobrze nie pamiętam, Bóg jest jak kwiat migdałowca, pierwszy zakwita na wiosnę. Jest pierwszy, zawsze pierwszy, zawsze na nas czeka. I to jest niespodzianka. Często my szukamy Boga w jednym miejscu, a On czeka na nas gdzie indziej. A teraz, przechodzimy do duchowości księży diecezjalnych. Ksiądz kontemplacyjny, ale nie jak ten, kto żyje w kartuzji, nie taką kontemplacyjność mam na myśli. Kapłan musi być kontemplacyjny, zdolny do kontemplacji zarówno Boga, jak i ludzi. Jest człowiekiem, który patrzy, który napełnia swoje oczy i serce tą kontemplacją: z Ewangelią przed Bogiem i z ludzkimi problemami przed ludźmi. W tym sensie musi być kontemplacyjny. Nie należy mylić: mnich to co innego. Ale co jest centrum duchowości kapłana diecezjalnego? Powiedziałbym, że jego diecezjalność. To jest umiejętność otwierania się na diecezjalność. Duchowość zakonnika na przykład to zdolność otwierania się na Boga i na innych we wspólnocie: czy to w najmniejszej, czy w największej wspólnocie zgromadzenia. Natomiast duchowość kapłana diecezjalnego to otwieranie się na wymiar diecezjalny. A wy, zakonnicy, którzy pracujecie w parafii, musicie spełniać obydwie te rzeczy, dlatego dykasteria ds. biskupów i dykasteria ds.życia konsekrowanego pracują nad nową wersją Mutuae relationes, ponieważ zakonnik ma tę podwójną przynależność. Ale powróćmy do kwestii diecezjalności: co to oznacza? Oznacza utrzymywać relację z biskupem i relację z innymi kapłanami. Relacja z biskupem jest ważna, jest konieczna. Kapłan diecezjalny nie może być odizolowany od biskupa. «Ale biskup mnie nie lubi, biskup to, biskup tamto...». Biskup być może jest człowiekiem mającym niedobry charakter, ale jest twoim biskupem, i ty musisz znaleźć, także przy tym niezbyt pozytywnym nastawieniu, sposób na utrzymywanie relacji z nim. To jednak jest sprawa wyjątkowa. Jestem księdzem diecezjalnym, ponieważ mam relację z biskupem, relację niezbędną. Bardzo znamienne jest, kiedy w czasie obrzędu święceń kapłańskich składa się ślub posłuszeństwa biskupowi. «Przyrzekam posłuszeństwo tobie i twoim następcom». Diecezjalność oznacza relację z biskupem, którą trzeba urzeczywistniać i wciąż rozwijać. W większości przypadków nie jest to problem katastrofalny, ale zwykła rzeczywistość. Po drugie, diecezjalność oznacza relację z innymi kapłanami, z całym duchowieństwem. Nie istnieje duchowość kapłana diecezjalnego bez tych dwóch relacji: z biskupem i z duchowieństwem. I są one konieczne. «Ja z biskupem, owszem, mam dobre relacje, ale na spotkania duchowieństwa nie chodzę, ponieważ mówią tam głupstwa». Ale przy takiej postawie czegoś ci brakuje: nie masz tej prawdziwej duchowości kapłana diecezjalnego. To wszystko: to jest proste, ale jednocześnie niełatwe. Nie jest łatwe, ponieważ nie zawsze jest łatwo zgadzać się z biskupem, ponieważ jeden myśli w taki sposób, a drugi w inny, ale można dyskutować i należy dyskutować! A czy można to robić podnosząc głos? Niech i tak będzie! Ileż razy syn ze swoim tatą sprzeczają się, a ostatecznie pozostają zawsze ojcem i synem. Jednakże kiedy w te dwie relacje, czy to z biskupem, czy z duchowieństwem, wdaje się dyplomacja, nie ma Ducha Pana, ponieważ brakuje ducha wolności. Trzeba mieć odwagę powiedzieć: «Ja tak nie myślę, mam na ten temat inne zdanie», a także pokorę przyjęcia upomnienia. To bardzo ważne. A co jest największym wrogiem tych dwóch relacji? Plotki. Bardzo często myślę — ponieważ ja także mam tę pokusę obgadywania, ona jest w nas, diabeł wie, że to nasienie wydaje owoce, i obficie zasiewa — zastanawiam się, czy nie jest to konsekwencja życia w celibacie, przeżywanego jako jałowe, nie jako owocność. Człowiek samotny staje się zgorzkniały, nie jest płodny i obgaduje innych. Ta atmosfera nie jest sprzyjająca, właśnie to jest przeszkodą w utrzymywaniu owej relacji ewangelicznej, duchowej i owocnej z biskupem i z duchowieństwem. Obgadywanie jest najsilniejszym wrogiem diecezjalności, czyli duchowości. Ale jesteś człowiekiem, a zatem, jeżeli masz coś przeciwko biskupowi, idź i mu to powiedz. Potem będzie to miało nieprzyjemne konsekwencje. Będziesz niósł krzyż, ale bądź mężczyzną! Jeżeli jesteś człowiekiem dojrzałym i widzisz u twojego brata kapłana coś, co ci się nie podoba, albo co uważasz za błędne, idź i powiedz mu to w twarz albo, jeśli widzisz, że on nie toleruje upominania, powiedz o tym biskupowi lub najbliższemu przyjacielowi tego kapłana, aby mógł mu pomóc poprawić się. Ale nie mów tego innym: bo to jest kalanie jeden drugiego. A diabła ogromnie cieszy ten «stragan», ponieważ w ten sposób uderza się właśnie w centrum duchowości kleru diecezjalnego. Według mnie, plotki wyrządzają bardzo wielką szkodę. A nie są one nowością posoborową... Już św. Paweł musiał się z nimi zmierzyć, przypomnijcie sobie zdanie: «Ja jestem od Pawła, a ja od Apollosa...». Plotki są rzeczywistością istniejącą już w początkach Kościoła, ponieważ demon nie chce, żeby Kościół był płodną matką, zjednoczony, radosny. A co jest znakiem, że te dwie relacje, księdza z biskupem oraz księdza z innymi księżmi, układają się dobrze? Jest nim radość. Podobnie jak gorycz jest znakiem, że nie ma prawdziwej duchowości diecezjalnej, ponieważ brakuje tej pięknej relacji z biskupem czy z kapłanami, radość jest znakiem, że sprawy mają się dobrze. Można dyskutować, można się denerwować, ale ponad wszystkim jest radość, i ważne jest, aby ona zawsze trwała w tych dwóch relacjach, które są zasadnicze dla duchowości kapłana diecezjalnego.

Chciałbym powrócić do innego znaku, znaku goryczy. Kiedyś pewien kapłan powiedział mi tu w Rzymie: «Ale ja widzę, że bardzo często jesteśmy Kościołem ludzi wściekłych, ciągle złoszczących się jeden na drugiego, mamy zawsze jakiś powód do złości». To prowadzi do smutku i goryczy: nie ma radości. Kiedy w danej diecezji spotykamy kapłana żyjącego w tej złości i z takim napięciem, myślimy: ależ ten człowiek rano na śniadanie pije ocet. Później na obiad je warzywa w marynacie z octu, a wieczorem wypija wielką szklankę soku z cytryny. A w ten sposób jest coś nie tak w jego życiu, ponieważ jest wizerunkiem Kościoła rozzłoszczonych. Natomiast radość jest znakiem, że dzieje się dobrze. Ktoś może się poirytować — to nawet zdrowe zezłościć się czasami. Ale stan poirytowania nie jest właściwy dla Pana i prowadzi do smutku i podziału. I na koniec, ksiądz powiedział: «wierność Bogu i człowiekowi». Jest to to samo, o czym mówiliśmy wcześniej. To jest podwójna wierność i podwójna transcendencja: być wiernym Bogu to szukać Go, otwierać się na Niego w modlitwie, pamiętając, że On jest wierny, On nie może zaprzeczyć samemu sobie, jest zawsze wierny. A także otworzyć się na człowieka; to jest owa empatia, ten szacunek, to słuchanie go, powiedzenie odpowiedniego słowa, z cierpliwością.

Musimy się zatrzymać, ze względu na miłość do wiernych, którzy czekają... Ale dziękuję wam, naprawdę, i proszę was o modlitwę za mnie, ponieważ także ja mam trudności, takie jak każdy biskup, i ja również muszę każdego dnia podejmować drogę nawrócenia. Modlitwa jeden za drugiego dobrze nam posłuży, abyśmy szli naprzód. Dziękuję za cierpliwość.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama