Musicie być bardziej świadkami niż nauczycielami

"Lectio divina" dla kapłanów diecezji rzymskiej, 10.03.2011

Musicie być bardziej świadkami niż nauczycielami

Na początku Wielkiego Postu w watykańskiej Auli Błogosławieństw odbyło się tradycyjne spotkanie Benedykta XVI z księżmi diecezji rzymskiej. Papież wygłosił modlitewne rozważanie w formie «lectio divina», w którym poruszył także wiele aktualnych problemów dotyczących powołania i posługi kapłańskiej.

Eminencjo, ekscelencje i drodzy bracia!

Z wielką radością każdego roku, na początku Wielkiego Postu, spotykam się z wami — duchowieństwem Rzymu — i z wami rozpoczynam paschalną drogę Kościoła. Dziękuję Jego Eminencji za piękne słowa, które do mnie skierował, a wam wszystkim za pracę, jaką wykonujecie dla Kościoła w Rzymie, który — według św. Ignacego — przewodzi w miłości i zawsze winien być przykładem także w wierze. Razem czyńmy wszystko, co w naszej mocy, aby Kościół rzymski odpowiedział na swoje powołanie, a my żebyśmy byli wiernymi robotnikami w tej «winnicy Pana».

Wysłuchaliśmy fragmentu Dziejów Apostolskich (20, 17-38), w którym św. Paweł przemawia do prezbiterów Efezu, a który św. Łukasz celowo przedstawia jako testament Apostoła, mowę skierowaną nie tylko do kapłanów Efezu, ale do kapłanów wszystkich epok. Św. Paweł nie przemawia tylko do tych, którzy byli tam obecni, ale tak naprawdę mówi do nas. Postarajmy się zatem zrozumieć, co mówi do nas, teraz.

Zacznę od tego: «Wiecie, jaki byłem z wami przez cały czas od pierwszej chwili» (w. 18), a o tej swojej postawie w owym czasie św. Paweł mówi na końcu: «w dzień i w nocy nie przestawałem (...) upominać każdego z 'was'» (w. 31). Oznacza to, że przez cały ten czas był on dla nich głosicielem, zwiastunem, posłańcem Chrystusa; był dla nich kapłanem. W pewnym sensie można by powiedzieć, że był księdzem robotnikiem, bo — jak mówi w tym fragmencie — własnymi rękami tkał namioty, by nie być dla nich ciężarem, by być niezależnym i zostawić im swobodę. Lecz choć żył z pracy własnych rąk, jednak przez cały ten czas był kapłanem, przez cały czas napominał. Innymi słowy, nawet jeśli zewnętrznie nie poświęcał całego czasu głoszeniu, sercem i duszą był zawsze z nimi; żył głęboko Słowem Bożym, swoją misją. Wydaje mi się to bardzo ważne — księdzem nie jest się tylko w określonym czasie, jest się nim zawsze, całą duszą, całym sercem. Owo bycie z Chrystusem i bycie wysłannikiem Chrystusa, owo bycie dla innych to misja, która wypełnia nasze życie, i powinna wypełniać je coraz bardziej w całym jego wymiarze.

Następnie św. Paweł mówi: «Służyłem Panu z całą pokorą» (w. 19). «Służyłem» — to kluczowe słowo całej Ewangelii. Sam Chrystus mówi: Nie przyszedłem, by panować, ale by służyć (por. Mt 20, 28). Jest Sługą Boga, a Paweł i apostołowie również są «sługami»; nie panami wiary, lecz sługami radości waszej, mówi św. Paweł w Drugim Liście do Koryntian (por. 1, 24). «Służyć» — również dla nas to winno być wyznacznikiem: jesteśmy sługami. A służyć nie znaczy czynić to, co sam decyduję, co dla mnie byłoby najprzyjemniejsze; służyć to znaczy przyjąć brzemię Pana, jarzmo Pana; służyć oznacza nie postępować według własnych upodobań, własnych celów, lecz naprawdę «oddać się na służbę» dla drugiego człowieka. Oznacza to, że my także musimy często robić rzeczy, które na pierwszy rzut oka nie wydają się duchowe i nie zawsze odpowiadają naszym wyborom. My wszyscy, począwszy od Papieża aż po zwykłego wikariusza, musimy wykonywać pracę administracyjną, zajmować się sprawami doczesnymi; jednak traktujemy je jako posługę, jako część tego, co Pan przeznacza dla nas w ramach Kościoła, czynimy to, co nam nakazuje i czego oczekuje od nas Kościół. Ważny jest ten konkretny aspekt posługi, że to nie my wybieramy, co mamy robić, ale jesteśmy sługami Chrystusa w Kościele i pracujemy tak, jak nam nakazuje Kościół, i tam, gdzie Kościół nas wzywa; staramy się po prostu być sługami, którzy nie wypełniają własnej woli, lecz wolę Pana. W Kościele jesteśmy prawdziwie wysłannikami Chrystusa i sługami Ewangelii.

«Służyłem Panu z całą pokorą». Także «pokora» jest kluczowym słowem Ewangelii, całego Nowego Testamentu. Przykład pokory dał nam Pan. W Liście do Filipian św. Paweł przypomina nam, że Chrystus, który był ponad nami wszystkimi, był prawdziwie boski w chwale Boga, uniżył samego siebie, zniżył się do nas, stawszy się człowiekiem, przyjmując całą kruchość istoty ludzkiej, stał się posłuszny aż do śmierci krzyżowej (por. 2, 5-8). Pokora nie oznacza fałszywej skromności — jesteśmy wdzięczni za dary otrzymane od Pana — ale świadczy o tym, że jesteśmy świadomi, iż wszystko, co możemy uczynić, jest darem Boga, zostało dane dla królestwa Bożego. I my pracujemy w tej pokorze, nie zabiegając o rozgłos. Nie domagamy się pochwał, nie pragniemy «się pokazać», nie przyjmujemy za kryterium tego, co będą o nas mówić w gazetach czy gdziekolwiek indziej, ale to, co mówi Bóg. Oto prawdziwa pokora, nie działać na pokaz, lecz pozostawać pod okiem Boga, pracować z pokorą dla Boga i w ten sposób prawdziwie służyć także ludzkości i człowiekowi.

«Nie uchylałem się tchórzliwie od niczego, co pożyteczne, tak że przemawiałem i nauczałem was» (w. 20). Po kilku zdaniach św. Paweł znów powraca do tego punktu i mówi: «Nie uchylałem się tchórzliwie od głoszenia wam całej woli Bożej» (w. 27). Ważne jest to, że Apostoł nie głosi chrześcijaństwa a la carte, według własnego upodobania, nie głosi Ewangelii według własnych, wybranych poglądów teologicznych, nie uchyla się od obowiązku głoszenia całej woli Bożej, także niewygodnej, również zagadnień, które jemu zbytnio się nie podobają. Naszą misją jest głoszenie całej woli Bożej, w całej pełni i prostocie. Ale ważny jest fakt, że powinniśmy nauczać i głosić — jak mówi św. Paweł — oraz prawdziwie ukazywać całą wolę Boga. Myślę, że dzisiejszy świat pragnie poznać wszystko, tym bardziej i my powinniśmy rozbudzać w sobie ciekawość, pragnienie poznawania woli Boga: cóż może być dla nas bardziej interesującego, ważniejszego, istotniejszego niż odkrycie, czego chce Bóg, niż poznanie woli Boga, Bożego oblicza? Owa głęboka ciekawość powinna pobudzać was również do tego, aby lepiej i pełniej poznać wolę Boga. Powinniśmy ją zaspokajać i obudzić tę ciekawość w innych, aby prawdziwie i w pełni poznawali Bożą wolę, a dzięki temu uczyli się, jak możemy i jak powinniśmy żyć, jaka jest droga naszego życia. Powinniśmy zatem umożliwiać im poznawanie i zrozumienie — na ile to w naszej mocy — treści Credo Kościoła, od stworzenia aż po powtórne przyjście Pana, aż po nowy świat. Doktryna, liturgia, moralność, modlitwa — cztery części Katechizmu Kościoła Katolickiego — ukazują pełnię woli Bożej. Równie ważne jest to, by nie zagubić się w szczegółach, by nie stworzyć przeświadczenia, że chrześcijaństwo to ogromny zbiór rzeczy do wyuczenia. W ostateczności jest to prosta prawda, że Bóg objawił się w Chrystusie. Lecz zagłębienie się w ową prostotę — wierzę w Boga, który objawia się w Chrystusie, i chcę rozpoznać i wypełniać Jego wolę — ma swoją treść, i w zależności od sytuacji później zagłębimy się w szczegóły lub nie, ale jest istotne, by wyjaśnić tę największą prostotę wiary. Wierzyć w Boga, który objawił się w Chrystusie, jest także wewnętrznym bogactwem tej wiary, daje odpowiedzi na nasze pytania, również takie odpowiedzi, które w pierwszej chwili nam się nie podobają, a które są jednak drogą życia, prawdziwą drogą; jeżeli jednak zagłębimy się w te kwestie, również niezbyt przyjemne dla nas, możemy zrozumieć, zaczynamy rozumieć, że to rzeczywiście prawda. A prawda jest piękna. Wola Boża jest dobra, jest samym dobrem.

Dalej Apostoł mówi: «Przemawiałem i nauczałem was publicznie i po domach, nawołując zarówno Żydów, jak i Greków do nawrócenia się do Boga i do uwierzenia w Pana naszego Jezusa» (w. 20-21). W tym wyraża się to, co istotne, czyli nawrócenie się do Boga, wiara w Jezusa. Lecz zatrzymajmy się przez chwilę przy słowie «nawrócenie», które jest głównym lub jednym z głównych słów Nowego Testamentu. Warto w tym miejscu — aby poznać różne aspekty tego słowa — zwrócić uwagę na niektóre słowa biblijne: hebrajskie šub oznacza «zmienić kurs», nadać życiu nowy kierunek; greckie metanoia — «zmiana myślenia»; łacińskie poenitentia — «moje działanie, by poddać się przemianie»; włoskie «nawrócenie», nawiązuje raczej do hebrajskiego słowa oznaczającego «nowe ukierunkowanie życia». Zastanówmy się w szczególności nad użyciem tego słowa, greckiego słowa metanoia — «zmiana myślenia», w Nowym Testamencie. W pierwszej chwili myśl ta wydaje się typowo grecka, ale przy głębszym zastanowieniu dostrzegamy, że wyraża ona w rzeczywistości istotę tego, co wyrażają także pozostałe języki, a mianowicie zmianę sposobu myślenia, czyli prawdziwą zmianę naszego postrzegania rzeczywistości. Ponieważ urodziliśmy się w stanie grzechu pierworodnego, dla nas «prawdziwe» są rzeczy, których możemy dotknąć — pieniądze, moja pozycja, rzeczywistość, jaką oglądamy w wiadomościach telewizyjnych: to jest prawdziwe. A kwestie duchowe pozostają niejako «za» tą prawdą: Metanoia, zmiana myślenia, oznacza odwrócenie tego postrzegania. To nie rzeczy materialne, nie pieniądze, nie budynek, nie to, co mogę mieć, jest istotne, prawdziwe. Najprawdziwszą rzeczywistością jest Bóg. Ta niewidoczna rzeczywistość, pozornie od nas odległa, to jest rzeczywistość. Tego trzeba się nauczyć, czyli zmienić nasze myślenie, uznać, że tym, co prawdziwie realne, co winno nadawać kierunek wszystkiemu, jest Bóg, są słowa, Słowo Boże. Oto kryterium — Bóg, kryterium wszystkiego, co czynię. Na tym polega prawdziwe nawrócenie, że zmienia się mój pogląd na rzeczywistość, zmienia się moje myślenie. A poźniej to powinno przeniknąć każdy aspekt mojego życia: moim kryterium przy ocenie każdej poszczególnej rzeczy powinno być to, co Bóg mówi na ten temat. To jest rzecz zasadnicza, a nie to, ile teraz zyskam dla siebie, nie to, jakie będę miał korzyści czy jakie straty poniosę, ale prawdziwa rzeczywistość, kierowanie się tą rzeczywistością. Wydaje mi się, że właśnie w okresie Wielkiego Postu, który jest drogą nawrócenia, powinniśmy każdego roku na nowo doskonalić się w tym odmiennym pojmowaniu rzeczywistości, czyli w uznaniu, że Bóg jest rzeczywistością, Chrystus jest rzeczywistością oraz kryterium mojego postępowania i mojego myślenia; powinniśmy doskonalić się w tym nowym ukierunkowaniu naszego życia. Tak więc również łacińskie słowo poenitentia, które jawi się nam jako nieco zbyt powierzchowne i być może wskazujące na działanie, staje się realne — doskonalenie się w tym oznacza ćwiczenie się w panowaniu nad samym sobą, w tym, aby pozwolić się przemienić, całe moje życie, przez Słowo Boże, przez nowy sposób myślenia, które pochodzi od Pana i ukazuje mi prawdziwą rzeczywistość. Nie chodzi tu zatem jedynie o myślenie, o rozum, ale chodzi o całe moje jestestwo, moją wizję rzeczywistości. Owa zmiana myślenia, która jest nawróceniem, dotyka mego serca, jednoczy rozum z sercem i kładzie kres rozdziałowi pomiędzy rozumem a sercem, scala moją osobowość w sercu, które zostało otwarte przez Boga i które na Boga się otwiera. Dzięki temu odnajduję drogę, myśl staje się wiarą, czyli zaufaniem Panu, zawierzeniem Panu, życiem z Nim, podejmowaniem Jego drogi i prawdziwym pójściem za Chrystusem.

Dalej św. Paweł pisze: «Przynaglany przez Ducha, udaję się do Jeruzalem; nie wiem, co mnie tam spotka oprócz tego, że czekają mnie więzy i utrapienia, o czym zapewnia mnie Duch Święty w każdym mieście. Lecz ja zgoła nie cenię sobie życia, bylebym tylko dokończył biegu i posługiwania, które otrzymałem od Pana Jezusa: [bylebym] dał świadectwo o Ewangelii łaski Bożej» (w. 22-24). Św. Paweł wie, że podróż do Jerozolimy prawdopodobnie kosztować go będzie życie, że będzie to podróż ku męczeństwu. Musimy w tym miejscu uświadomić sobie, jaki był powód tej podróży. Paweł udaje się do Jerozolimy, aby przekazać tamtejszej wspólnocie, Kościołowi w Jerozolimie, pewną kwotę pieniędzy dla biednych zebraną w świecie pogan. Jest to zatem podróż charytatywna, a nawet więcej, to wyraz uznania jedności Kościoła Żydów i pogan, to formalne uznanie prymatu Jerozolimy w ówczesnych czasach, prymatu pierwszych apostołów, uznanie jedności i powszechności Kościoła. W tym sensie podróż ta ma znaczenie eklezjologiczne, a także chrystologiczne, gdyż tak ważne dla niego jest owo uznanie, ów widoczny wyraz jedności i powszechności Kościoła, że liczy się on nawet z męczeństwem. Jedność Kościoła warta jest męczeństwa. I dlatego mówi on: «Lecz ja zgoła nie cenię sobie życia, bylebym tylko dokończył biegu i posługiwania» (w. 24). Przeżycie, z czysto biologicznego punktu widzenia — mówi św.Paweł — nie jest dla mnie wartością największą; pierwszorzędną wartością dla mnie jest wypełnić posługę; największą wartością jest dla mnie bycie z Chrystusem; życie z Chrystusem jest prawdziwym życiem. Nawet jeśli straci on życie biologiczne, nie straci prawdziwego życia. Jeśli natomiast utraciłby komunię z Chrystusem, by zachować swe biologiczne życie, straciłby właśnie samo życie, istotę swojego jestestwa. To również wydaje mi się ważne — mieć odpowiednie priorytety. Oczywiście powinniśmy dbać o zdrowie, pracować rozsądnie, ale też wiedzieć, że najważniejszą wartością jest pozostawanie w jedności z Chrystusem; pełnienie i doskonalenie naszej posługi prowadzi do ukończenia biegu. Pozostańmy jeszcze przez chwilę przy tym wyrażeniu: «bylebym tylko dokończył biegu». Apostoł do końca pragnie być sługą Jezusa, posłanym przez Jezusa, aby głosił Bożą Ewangelię. To ważne, abyśmy także na starość, nawet gdy mijają lata, nie tracili gorliwości, radości z faktu, iż zostaliśmy powołani przez Pana. Powiedziałbym, że w pewnym sensie na początku drogi kapłańskiej łatwo jest być gorliwym, pełnym nadziei, odwagi, chęci działania, ale później, gdy widzimy, jaki obrót przybierają sprawy, że świat pozostaje wciąż taki sam, że ciąży posługa, łatwo można utracić ten entuzjazm. Powracajmy zawsze do Słowa Bożego, do modlitwy, do sakramentalnej komunii z Chrystusem — tej bliskości z Chrystusem — i pozwalajmy, by odnawiała się w nas nasza duchowa młodość, gorliwość i radość z tego, że możemy iść za Chrystusem aż do końca, z tego, że możemy «dokończyć biegu», wciąż z entuzjazmem, że jesteśmy powołani przez Chrystusa do tej wielkiej posługi, do Ewangelii łaski Bożej. I to jest ważne. Mówiliśmy o pokorze, o woli Bożej, która bywa trudna. Na koniec, tytuł całej Ewangelii łaski Bożej to «Ewangelia», «Dobra Nowina» o tym, że Bóg nas zna, że Bóg mnie kocha, i że Ewangelią, ostatnią wolą Boga jest łaska. Pamiętajmy, że Ewangelia rozpoczyna się w Nazarecie, w izbie Maryi, słowami Ave Maria [«Bądź pozdrowiona»], co po grecku brzmi Chaire kecharitomene — «Raduj się, bo dostąpiłaś łaski!» I słowa te pozostają wątkiem przewodnim: Ewangelia jest wezwaniem do radości, gdyż dostąpiliśmy łaski, i ostatnim słowem Boga jest łaska.

Dalej następuje fragment o bliskim męczeństwie. Zawiera on bardzo ważne zdanie, które chciałbym z wami rozważyć: «Uważajcie na samych siebie i na całe stado, w którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią» (w. 28). Zacznę od słowa «uważajcie». Kilka dni temu głosiłem katechezę o św. Piotrze Kanizjuszu, apostole z Niemiec z czasów Reformacji, i zostały mi w pamięci słowa tego świętego, słowa, które były jego krzykiem wyrażającym niepokój w dziejowym dla niego momencie. Mówi on: «Widzicie, Piotr śpi, Judasz czuwa». To daje nam do myślenia: ospałość dobrych ludzi. Papież Pius XI powiedział: «wielkim problemem naszych czasów nie są złe moce, ale ospałość dobrych». «Czuwajcie» — rozważmy to słowo. Pan w Ogrodzie Oliwnym dwa razy powiedział do apostołów: «Czuwajcie!», a oni spali. «Czuwajcie», mówi do nas; starajmy się nie przespać tego czasu, ale bądźmy prawdziwie gotowi na wolę Bożą, na Jego Słowo, Jego królestwo.

«Uważajcie na samych siebie» (w. 28): również te słowa odnoszą się do kapłanów wszystkich czasów. Człowiek może oddawać się działaniu w dobrej wierze, ale przy tym zapominać o swojej duszy, o swoim duchowym życiu, o byciu z Chrystusem. W brewiarzowym czytaniu przypadającym na dzień liturgicznego wspomnienia św. Karola Boromeusza czytamy każdego roku na nowo: nie możesz być dobrym sługą dla innych, jeśli zaniedbujesz własną duszę. «Uważajcie na samych siebie» — dbajmy także o nasze życie duchowe, o to, by być z Chrystusem. Jak już wielokrotnie mówiłem, modlitwa i rozważanie Słowa Bożego nie są czasem straconym dla duszpasterstwa, lecz warunkiem, abyśmy prawdziwie pozostawali w relacji z Panem i dzięki temu mogli mówić innym o Panu na podstawie własnego doświadczenia. «Uważajcie na samych siebie i na całe stado, w którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga» (w. 28). Ważne są tu dwa słowa. Po pierwsze: «Duch Święty was ustanowił», czyli kapłaństwo nie jest rzeczywistością, w której ktoś znajduje zatrudnienie, nie jest użytecznym, pięknym zawodem, który się lubi i który się wybiera. Nie! Jesteśmy ustanowieni przez Ducha Świętego. Tylko Bóg może uczynić nas kapłanami, tylko Bóg może wybrać swoich kapłanów, i skoro zostaliśmy wybrani — zostaliśmy wybrani przez Niego. Ukazuje się tu jasno sakramentalny charakter prezbiteratu i kapłaństwa, które nie jest profesją sprawowaną dlatego, bo ktoś musi zarządzać czymś i musi również głosić. Nie jest czymś, co po prostu my robimy. To wybór Ducha Świętego i, zgodnie z tą wolą Ducha Świętego, wolą Boga, żyjemy i staramy się coraz bardziej oddawać się w ręce Ducha Świętego, samego Pana. Po drugie: «ustanowieni biskupami, aby kierować». Użyte w przekładzie włoskim słowo «strażnik» odpowiada tu greckiemu episkopos. Św. Paweł przemawia do prezbiterów, ale w tym miejscu nazywa ich episkopoi. Możemy powiedzieć, że na etapie rozwoju Kościoła te dwa urzędy nie były wówczas wyraźnie rozdzielone i rozgraniczone, były one jeszcze ewidentnie jednym kapłaństwem Chrystusa, a prezbiterzy są również episkopoi. Słowo «kapłan» pochodzi głównie z tradycji hebrajskiej, gdzie istniał system «starszych», «prezbiterów», natomiast słowo episkopos zostało stworzone — lub odnalezione — w Kościele przez pogan i pochodzi z języka administracji rzymskiej. Episkopoi to ci, którzy strzegą, ponoszą administracyjną odpowiedzialność za nadzór nad przebiegiem spraw. Chrześcijanie wybrali to słowo, należące do świata pogańsko-chrześcijańskiego, dla określenia urzędu prezbitera, kapłana, co naturalnie natychmiast zmieniło znaczenie tego słowa. Słowo episkopoi zostało szybko utożsamione ze słowem «pasterze». Zatem nadzorować to znaczy «paść», wykonywać pracę pasterza; w rzeczywistości stało się to natychmiast poimainein, «doglądaniem» Kościoła Bożego — w sensie owej odpowiedzialności za innych, miłości do Bożej owczarni. Nie zapominajmy, że w krajach starożytnego Wschodu «pasterz» był tytułem królów, gdyż są oni pasterzami owczarni, jaką jest lud. Później król-Chrystus — jako że jest prawdziwym królem — przekształca głęboko tę koncepcję. Jest Pasterzem, który staje się barankiem, Pasterzem, który daje się zabić za innych, by ochronić ich przed wilkiem; Pasterzem — co w pierwszym rzędzie oznacza umiłowanie stada, danie życia, żywienie go i ochranianie. Są to chyba dwa podstawowe określenia tej roli «pasterza», a mianowicie: żywić — dając poznać Słowo Boże, nie tylko przez głoszenie, ale dając mu świadectwo zgodnie z wolą Bożą, oraz: chronić — przez modlitwę, przez zaangażowanie całym swoim życiem. Pasterz — inne znaczenie, jakie w chrześcijańskim słowie episkopoi dostrzegli ojcowie — to ktoś, kto nadzoruje nie jako biurokrata, lecz jako ten, który patrzy z perspektywy Boga, zmierza ku wyżynom Boga i w Bożym świetle postrzega ową małą wspólnotę Kościoła. Jest to ważne także dla pasterza Kościoła, dla kapłana, episkopos, ażeby patrzył z perspektywy Boga, starał się patrzeć z wysoka, według kryteriów Boga, a nie własnych preferencji, lecz tak, jak sądzi Bóg. Patrzeć z poziomu Boga i dzięki temu kochać na wzór Boga i dla Boga.

«Abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią» (w. 28). Znajdujemy tu zasadnicze słowo o Kościele. Kościół to nie organizacja, która powoli się kształtowała; Kościół zrodził się na krzyżu. Syn nabył Kościół na krzyżu, i to nie tylko ówczesny Kościół, ale Kościół wszechczasów. Swoją krwią nabył tę cząstkę ludu, świata, dla Boga. I wydaje mi się, że powinno to dać nam do myślenia. Chrystus, Bóg, stworzył Kościół, nową Ewę, własną krwią. Tak bardzo nas kocha i tak nas umiłował — jest to prawda w każdej chwili. To powinno nam pomóc zrozumieć, że Kościół jest darem; powinniśmy się cieszyć, że zostaliśmy powołani, aby być Kościołem Boga; powinniśmy się radować, że należymy do Kościoła. Oczywiście, jak zawsze są i aspekty negatywne, trudne, ale w gruncie rzeczy to, co powinno pozostać, to świadomość, jak niezwykle pięknym darem jest fakt, że mogę żyć w Kościele Boga, w Kościele, który Pan nabył własną krwią; że zostaliśmy powołani, by prawdziwie poznać oblicze Boga, Jego wolę, Jego łaskę, poznać tę najwyższą miłość, tę łaskę, która nas prowadzi i trzyma za rękę. Jakie to szczęście, że jesteśmy Kościołem, radość, że jesteśmy Kościołem. Wydaje mi się, że powinniśmy się tego ponownie nauczyć. Obawa przed triumfalizmem spowodowała być może, iż zapomnieliśmy nieco, jak pięknie jest być w Kościele, i że to nie jest triumfalizm, lecz pokora, bycie wdzięcznym za dar Pana.

Zaraz potem dowiadujemy się, że ten Kościół jest nie tylko darem Boga, nie jest tylko boski, ale także bardzo ludzki: «Wejdą (...) wilki drapieżne» (w. 29). Kościół jest zawsze zagrożony, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, sprzeciw diabła, który nie zgadza się, żeby pośród ludzkości żył ów nowy Boży lud, żeby w żyjącej wspólnocie był obecny Bóg. Nie powinno nas zatem dziwić, że zawsze są trudności, że zawsze na tym polu, jakim jest Kościół, pojawiają się chwasty. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Ale powinniśmy wiedzieć i cieszyć się, że prawda jest silniejsza od kłamstwa, miłość jest silniejsza od nienawiści, Bóg jest silniejszy od wszelkich przeciwnych Mu mocy. I z tą radością, z tą wewnętrzną pewnością podejmujmy naszą drogę inter consolationes Dei et persecutiones mundi, jak mówi Sobór Watykański II (por. Konst. dogm. Lumen gentium, 8): wśród pociech Bożych i prześladowań świata.

A teraz przedostatni wers. Nie chciałbym już wchodzić w szczegóły — na koniec pojawia się element ważny dla Kościoła, dla bycia chrześcijaninem. «We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując, trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, które On sam wypowiedział: 'Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu'» (por. w. 35). Ta postawa poświęcenia większej uwagi ubogim, miłość do słabych jest zasadniczą sprawą dla Kościoła, dla naszej posługi: troszczyć się z wielką miłością o słabych, nawet jeśli nie budzą sympatii i są kłopotliwi. Ale oni oczekują naszego miłosierdzia, czekają na naszą miłość, i Bóg czeka na tę naszą miłość. Jesteśmy powołani, aby w jedności z Chrystusem, poprzez miłość i uczynki nieść pomoc tym, którzy są słabi.

Na zakończenie ostatni wers: «Po tych słowach upadł na kolana i modlił się razem z nimi» (w. 36). Na koniec mowa zamienia się w modlitwę i Paweł upada na kolana. Św. Łukasz przypomina nam, że również Pan w Ogrodzie Oliwnym modlił się klęcząc, i mówi nam, że także św. Szczepan w chwili męczeństwa ukląkł, by się modlić. Modlić się na kolanach oznacza wielbić wielkość Boga w naszej słabości, z wdzięcznością, że Pan kocha nas właśnie w naszej słabości. Mówią o tym słowa św.Pawła w Liście do Filipian, będące chrystologiczną transformacją słów proroka Izajasza, który w rozdziale 45 mówi, że cały świat, niebo, ziemia i to, co pod ziemią, zegnie kolano przed Bogiem Izraela (por. Iz 45, 23). A św. Paweł precyzuje: Chrystus zstąpił z niebiosów na krzyż — to największe posłuszeństwo. I w owej chwili wypełnia się słowo Proroka: przed Chrystusem ukrzyżowanym zegnie się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych (por. Flp 2, 10-11). On istotnie jest wyrazem prawdziwej wielkości Boga. Boża pokora, miłość aż po krzyż pokazują nam, kim jest Bóg. Przed Nim klękamy w adoracji. Upaść na kolana to już nie znak poddaństwa, lecz właśnie wolności, jaką daje nam Boża miłość, wyraz radości z tego, że zostaliśmy odkupieni, że razem z niebem i ziemią, z całym wszechświatem adorujemy Chrystusa, że jesteśmy zjednoczeni z Chrystusem i przez to zbawieni.

Mowa św. Pawła kończy się modlitwą. Również i nasze mowy powinny kończyć się modlitwą. Módlmy się do Pana, aby zawsze przenikało nas Jego Słowo, byśmy coraz bardziej stawali się świadkami, a nie tylko nauczycielami, byśmy coraz bardziej byli kapłanami, pasterzami, episkopoi, czyli tymi, którzy patrzą jak Bóg i służą Bożej Ewangelii, Ewangelii łaski.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama