Uczmy się przeżywać z Chrystusem cierpienia życia duszpasterskiego

Przemówienie - "lectio divina" dla duchowieństwa diecezji rzymskiej 18.02.2010

Na początku Wielkiego Postu w Auli Błogosławieństw w Watykanie odbyło się tradycyjne spotkanie Benedykta xvi z duchowieństwem diecezji rzymskiej. W poprzednich latach księża i diakoni zadawali Papieżowi pytania, na które on odpowiadał. W tym roku natomiast Ojciec Święty wygłosił rozważanie w formie «lectio divina», oparte na fragmentach Listu do Hebrajczyków, mówiących o Chrystusie Najwyższym Kapłanie. Ojcu Świętemu towarzyszyli abp James M. Harvey, bp Paolo de Nicolň oraz ks. prał. Georg Gänswein i ks. prał. Alfred Xuereb. Byli obecni również biskupi pomocniczy diecezji. Księża, którzy uczestniczyli w spotkaniu, otrzymali od Benedykta XVI wybór pism Giovanniego Battisty Montiniego. Papież podkreślił, że kapłaństwo, otrzymane na mocy Bożego namaszczenia, powinno włączać duszpasterzy w cierpienia i radości ludzi, które stały się udziałem Chrystusa Najwyższego Kapłana. Zwrócił również uwagę na posłuszeństwo kapłanów, które nie jest utratą ich wolności. Gdy kapłani są posłuszni woli Bożej, nie tracą wolności, lecz zyskują największą wolność, w której odnajdują swoją prawdziwą tożsamość.

Eminencjo, drodzy bracia w biskupstwie i w kapłaństwie!

Stało się dla mnie bardzo radosną, a także ważną tradycją to, że rozpoczynam Wielki Post zawsze z moimi prezbiterami, z kapłanami Rzymu. I tak jako Kościół lokalny Rzymu, ale również jako Kościół powszechny możemy podjąć tę ważną drogę z Panem, wiodącą do męki, do krzyża, drogę paschalną.

W tym roku będziemy rozważać fragmenty Listu do Hebrajczyków, które teraz zostały odczytane. Autor tego Listu otworzył nową drogę do zrozumienia Starego Testamentu jako księgi mówiącej o Chrystusie. Wcześniejsza tradycja postrzegała Chrystusa przede wszystkim, zasadniczo w perspektywie obietnicy Dawidowej — prawdziwego Dawida, prawdziwego Salomona, prawdziwego Króla Izraela, prawdziwego Króla, ponieważ będącego człowiekiem i Bogiem. A napis umieszczony na krzyżu prawdziwie obwieszczał światu tę rzeczywistość: teraz na krzyżu jest prawdziwy Król Izraela, który jest królem świata, królem żydowskim. Jest to ogłoszenie królewskości Jezusa, spełnienia się nadziei mesjańskiej ze Starego Testamentu, która jest w głębi serca nadzieją wszystkich ludzi, oczekujących prawdziwego Króla, który da sprawiedliwość, miłość i braterstwo.

Ale autor Listu do Hebrajczyków odkrył słowa — cytat z Psalmu 110 [109], 4 — na które do tamtej pory nie zwracano uwagi: «Tyś Kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka». Oznacza to, że Jezus spełnia nie tylko obietnicę Dawidową, nadzieje na prawdziwego Króla Izraela i świata, lecz wypełnia także obietnicę prawdziwego Kapłana. W części Starego Testamentu, przede wszystkim także w rękopisach z Qumran, występują dwa różne oczekiwania: na Króla i na Kapłana. Autor Listu do Hebrajczyków, odkrywając ten werset, zrozumiał, że w Chrystusie są złączone te dwie obietnice: Chrystus jest prawdziwym Królem, Synem Bożym — zgodnie ze słowami Psalmu 2, 7, które przytacza — ale jest także prawdziwym Kapłanem.

Tak więc cały świat kultowy, cała rzeczywistość ofiar, kapłaństwa, poszukujący prawdziwego kapłaństwa, prawdziwej ofiary, znajduje w Chrystusie swój klucz, swoje spełnienie, i w tym kluczu może odczytywać na nowo Stary Testament, pokazując, że właśnie także prawo kultowe, które po zburzeniu Świątyni zostało zniesione, w rzeczywistości zmierzało ku Chrystusowi; a zatem nie zostało po prostu zniesione, lecz odnowione, przemienione, bowiem w Chrystusie wszystko znajduje swój sens. Kapłaństwo ukazuje się wówczas w swojej czystości i w swojej głębokiej prawdzie.

W ten sposób List do Hebrajczyków przedstawia temat kapłaństwa Chrystusa, Chrystusa-Kapłana, na trzech poziomach: kapłaństwo Aarona, będące kapłaństwem Świątyni; Melchizedeka; i samego Chrystusa jako prawdziwego Kapłana. Także kapłaństwo Aarona, choć różni się od kapłaństwa Chrystusa, choć jest, by tak powiedzieć, tylko poszukiwaniem Chrystusa, zmierzaniem ku Chrystusowi, jest wszak «drogą» do Chrystusa, i już w tym kapłaństwie zarysowują się istotne elementy. Następnie Melchizedek — powrócimy do tego aspektu — będący poganinem. Świat pogański wkracza w Stary Testament, wchodzi w tajemniczej postaci, bez ojca, bez matki — jak mówi List do Hebrajczyków — po prostu pojawia się, a w nim ukazuje się prawdziwa cześć dla Najwyższego Boga, Stwórcy nieba i ziemi. Tak więc również w świecie pogańskim jest oczekiwanie i głęboka zapowiedź tajemnicy Chrystusa. W samym Chrystusie wszystko zostaje ześrodkowane, oczyszczone i poprowadzone do swego kresu, do swej prawdziwej istoty.

Przyjrzyjmy się teraz, na ile to możliwe, poszczególnym elementom, związanym z kapłaństwem. Na podstawie Prawa, na podstawie kapłaństwa Aarona dowiadujemy się dwóch rzeczy, jak mówi nam autor Listu do Hebrajczyków: kapłan, aby mógł być rzeczywiście pośrednikiem między Bogiem i człowiekiem, musi być człowiekiem. Jest to rzecz zasadnicza, i Syn Boży stał się człowiekiem właśnie dlatego, aby być kapłanem, aby móc wypełnić misję kapłana. Musi być człowiekiem — do tego elementu powrócimy — ale nie może sam siebie uczynić pośrednikiem względem Boga. Kapłan potrzebuje uprawnienia, Bożego ustanowienia, i tylko należąc do dwóch sfer — Bożej i ludzkiej — może być pośrednikiem, może być «mostem». Na tym polega misja kapłana: godzić, łączyć te dwie rzeczywistości, na pozór tak bardzo odrębne, a mianowicie świat Boży — daleki od nas, często nieznany człowiekowi — i nasz ludzki świat. Misją kapłana jest być pośrednikiem, mostem, który łączy, i w ten sposób prowadzić człowieka do Boga, do jego odkupienia, do jego prawdziwego światła, do jego prawdziwego życia.

A zatem przede wszystkim kapłan musi być po stronie Boga, i tylko w Chrystusie ten wymóg, ten warunek pośrednictwa jest całkowicie spełniony. Dlatego konieczna była ta tajemnica: Syn Boga staje się człowiekiem, ażeby istniał prawdziwy most, aby była prawdziwa mediacja. Inni muszą mieć przynajmniej upoważnienie Boga czy, w przypadku Kościoła, sakrament, to znaczy włączać nasze istnienie w życie Chrystusa, w życie Boże. Tylko na mocy sakramentu, tego Boskiego aktu, który ustanawia nas kapłanami w jedności z Chrystusem, możemy pełnić naszą misję. I myślę, że to jest dla nas pierwsza sprawa, nad którą powinniśmy medytować: doniosłość sakramentu. Nikt nie ustanawia się kapłanem sam; tylko Bóg może mnie przyciągnąć, uprawomocnić, może mnie wprowadzić w uczestnictwo w tajemnicy Chrystusa; tylko Bóg może wejść w moje życie i wziąć mnie w swoje ręce. Ten aspekt daru, uprzedzenia przez Boga, Bożego działania, którego my nie możemy urzeczywistnić, ta nasza bierność — bycie wybranymi i ujętymi za rękę przez Boga — jest kwestią fundamentalną, którą należy zgłębiać. Powinniśmy wciąż powracać do sakramentu, powracać do tego daru, w którym Bóg daje mi to, czego ja nie mógłbym nigdy dać: jest to udział, komunia z istotą Bożą, z kapłaństwem Chrystusa. Uczyńmy tę rzeczywistość także praktycznym elementem naszego życia: skoro tak jest, kapłan powinien być rzeczywiście człowiekiem Bożym, powinien znać Boga z bliska, a poznaje Go poprzez zjednoczenie z Chrystusem. Powinniśmy zatem żyć tą komunią, a celebrowanie Mszy św., modlitwa brewiarzowa, cała modlitwa osobista to elementy życia z Bogiem, bycia ludźmi Bożymi. Nasze istnienie, nasze życie, nasze serce winny być zakotwiczone w Bogu, w tym miejscu, z którego nie powinniśmy nigdy odchodzić, a to urzeczywistnia się, umacnia dzień po dniu także poprzez krótkie modlitwy, w których na nowo łączymy się z Bogiem i stajemy się coraz bardziej ludźmi Bożymi, żyjącymi w jedności z Nim i mogącymi dzięki temu mówić o Bogu, prowadzić do Boga.

Drugim aspektem jest to, że kapłan musi być człowiekiem. Człowiekiem pod każdym względem, to znaczy powinien żyć prawdziwie po ludzku, prawdziwie humanitarnie; powinien mieć humanistyczne wykształcenie, formację, ludzkie cnoty; powinien rozwijać swoją inteligencję, kształtować swoją wolę, swoje skłonności, swoje uczucia; powinien być naprawdę człowiekiem — człowiekiem według woli Stwórcy, Odkupiciela, bowiem wiemy, że istota ludzka jest zraniona, a kwestia, «czym jest człowiek», jest przesłonięta przez grzech, który naruszył naturę ludzką aż do głębi. I tak mówi się: «skłamał» — «to ludzkie»; «ukradł» — «to ludzkie»; ale to nie jest prawdziwa istota człowieka. Być ludzkim to być szlachetnym, to być dobrym, to być człowiekiem sprawiedliwym, odznaczającym się prawdziwą roztropnością, mądrością. A zatem wychodzenie, z pomocą Chrystusa, z tych mroków naszej natury, aby osiągnąć prawdziwe człowieczeństwo na obraz Boga, to droga życia, która powinna rozpocząć się w czasie formacji do kapłaństwa, ale która powinna później być kontynuowana przez całe nasze życie. Myślę, że te dwie rzeczy zasadniczo idą w parze: bycie Bożym i z Bogiem i bycie rzeczywiście człowiekiem, w prawdziwym sensie, tak jak pragnął tego Stwórca, kształtując to stworzenie, którym jesteśmy.

Być człowiekiem: List do Hebrajczyków uwydatnia nasze człowieczeństwo w sposób zdumiewający, mówi bowiem: powinno «współczuć tym, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabości» (5, 2), a dalej — jeszcze dobitniej — «z głośnym wołaniem i płaczem za swych dni doczesnych zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości» (5, 7). Według Listu do Hebrajczyków, zasadniczym elementem naszego bycia człowiekiem jest współczucie, jest cierpienie z innymi: to jest prawdziwe człowieczeństwo. Nie jest nim grzech, bowiem grzech nigdy nie jest solidarnością, lecz jest zawsze przeciwieństwem solidarności, jest braniem życia dla siebie samego, zamiast je dawać. Prawdziwym człowieczeństwem jest rzeczywiste uczestnictwo w cierpieniu istoty ludzkiej, to znaczy bycie człowiekiem współczującym — metriopathèin, jak mówi tekst grecki — a zatem być w centrum męki ludzkiej, rzeczywiście dźwigać z innymi ich cierpienia, pokusy naszego czasu: «Gdzie Ty jesteś w tym świecie, Boże?» To człowieczeństwo kapłana nie odpowiada Platońskiemu czy Arystotelesowskiemu ideałowi, zgodnie z którym prawdziwym człowiekiem byłby ten, kto żyje tylko kontemplacją prawdy, i dzięki temu jest błogosławiony, szczęśliwy, bo żyje w przyjaźni tylko z pięknymi rzeczami, z Boskim pięknem, a «pracę» wykonują inni. To jest jedno założenie, natomiast tu zakłada się, że kapłan tak jak Chrystus wchodzi w ludzką nędzę, niesie ją z sobą, idzie do osób cierpiących, troszczy się o nie, i nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie bierze na siebie, skupia w sobie «mękę» swojego czasu, swojej parafii, powierzonych mu osób. W ten sposób Chrystus ukazał prawdziwe człowieczeństwo. Oczywiście Jego serce zawsze zakotwiczone jest w Bogu, zawsze widzi Boga, wciąż prowadzi z Nim wewnętrzny dialog, ale On zarazem niesie całe istnienie, całe ludzkie cierpienie włącza w Mękę. Gdy mówi, gdy widzi małych ludzi, bez pasterza, On cierpi z nimi, a my kapłani nie możemy oddalić się do jakiegoś Elysium, ale jesteśmy zanurzeni w męce tego świata i powinniśmy z pomocą Chrystusa i w jedności z Nim starać się go przemieniać, prowadzić do Boga.

Tak właśnie trzeba rozumieć następujące, rzeczywiście pouczające słowa: «z głośnym wołaniem i płaczem (...) zanosił On gorące prośby i błagania» (Hbr 5, 7). To nie jest tylko nawiązanie do godziny trwogi na Górze Oliwnej, ale jest to esencja całej historii męki, obejmującej całe życie Jezusa. Łzy: Jezus płakał nad grobem Łazarza, naprawdę głęboko poruszała Go tajemnica śmierci, lęk przed śmiercią. Ludzie tracą brata, jak w tym przypadku, matkę i syna, przyjaciela: w tym jest całe okrucieństwo śmierci, która niszczy miłość, która niszczy relacje, która jest znakiem naszej skończoności, naszego ubóstwa. Jezus zostaje wystawiony na próbę i mierzy się w samej głębi swej duszy z tą tajemnicą, z tym smutnym faktem, jakim jest śmierć, i płacze. Płacze w obliczu Jerozolimy, widząc zniszczenie tego pięknego miasta z powodu nieposłuszeństwa; płacze, widząc wszystkie zniszczenia w historii świata; płacze widząc, jak ludzie niszczą samych siebie i swoje miasta przez przemoc, przez nieposłuszeństwo. Jezus płacze i głośno woła. Wiemy z Ewangelii, że Jezus krzyczał z krzyża, wołał: «Boże mój, czemuś Mnie opuścił» (Mk 15, 34; por. Mt 27, 46), i na końcu zawołał jeszcze raz. A to wołanie odpowiada podstawowemu wymiarowi Psalmów — liczne Psalmy są głośnym wołaniem do Boga w strasznych chwilach ludzkiego życia: «Pomóż nam, wysłuchaj nas!» Właśnie dziś, odmawiając Brewiarz, modliliśmy się w tym duchu: Gdzie jesteś, Boże? «Na rzeź nas wydałeś jak owce» (Ps 44 [43], 12). Jest to wołanie cierpiącej ludzkości! A Jezus, który jest prawdziwym podmiotem Psalmów, rzeczywiście zanosi to wołanie ludzkości do Boga, do uszu Boga: «Pomóż nam i wysłuchaj nas!» On przemienia całe ludzkie cierpienie, biorąc je na siebie, w wołanie do Boga.

I tak widzimy, że właśnie w ten sposób wypełnia kapłaństwo, funkcję pośrednika, przenosząc na siebie, biorąc na siebie cierpienie i mękę świata, przemieniając je w wołanie do Boga, zanosząc je przed oczy Boga i składając w Jego ręce, a tym samym doprowadzając je rzeczywiście do momentu odkupienia.

W rzeczywistości List do Hebrajczyków mówi, że «zanosił On gorące prośby i błagania», «z (...) wołaniem i płaczem» (5, 7). Jest to właściwe tłumaczenie słowa prosphèrein, które jest słowem z dziedziny kultu i wyraża akt ofiarowania darów ludzkich Bogu, wyraża właśnie akt ofertorium, składania ofiary. I tak przez zastosowanie tego terminu z dziedziny kultu w odniesieniu do modlitw i płaczu Chrystusa pokazuje, że płacz Chrystusa, trwoga na Górze Oliwnej, wołanie z krzyża, całe Jego cierpienie nie są czymś istniejącym obok Jego wielkiej misji. Właśnie w ten sposób składa On ofiarę, pełni funkcję kapłana. List do Hebrajczyków poprzez owo «zanosił», prosphèrein, mówi nam: to jest wypełnianie Jego kapłaństwa, w ten sposób prowadzi ludzkość do Boga, w ten sposób staje się pośrednikiem, w ten sposób staje się kapłanem.

Mówimy słusznie, że Jezus nie ofiarował Bogu czegoś, lecz ofiarował samego siebie, a to ofiarowanie siebie urzeczywistnia się właśnie w tym współczuciu, które cierpienia świata przemienia w modlitwę i wołanie do Ojca. W tym sensie także nasze kapłaństwo nie ogranicza się do aktu kultu, jakim jest Msza św., w którym wszystko zostaje złożone w ręce Chrystusa, lecz całe nasze współczucie z cierpieniem tego świata, tak dalekiego od Boga, jest aktem kapłańskim, jest prosphèrein, jest ofiarowaniem. Myślę, że w tym sensie powinniśmy rozumieć i uczyć się przyjmować w głębszy sposób cierpienia życia duszpasterskiego, bowiem właśnie to jest działaniem kapłańskim, jest pośrednictwem, jest wejściem w tajemnicę Chrystusa, jest obcowaniem z tajemnicą Chrystusa, bardzo realnym i zasadniczym, egzystencjalnym, a także sakramentalnym.

Ważne jest w tym kontekście drugie słowo. Powiedziane jest, że Chrystus w ten sposób — przez to posłuszeństwo — wszystko wykonał, po grecku teleiothèis (por. Hbr 5, 8-9). Wiemy, że w całej Torze, to znaczy w całym prawie kultowym słowo tèleion, które tutaj zostało użyte, wskazuje na święcenia kapłańskie. List do Hebrajczyków mówi nam zatem, że właśnie to czyniąc, Jezus został kapłanem, urzeczywistniło się Jego kapłaństwo. Nasze kapłaństwo na mocy sakramentu musi być urzeczywistniane i konkretyzowane w życiu, ale także w sposób chrystologiczny, właśnie przez to «niesienie» świata z Chrystusem i do Chrystusa, i z Chrystusem do Boga: w ten sposób naprawdę stajemy się kapłanami, teleiothèis. A zatem kapłaństwo nie jest sprawą kilku godzin, ale urzeczywistnia się właśnie w życiu duszpasterskim, w jego cierpieniach i w jego słabościach, w jego smutkach i oczywiście także w radościach. W ten sposób stajemy się coraz bardziej kapłanami w jedności z Chrystusem.

List do Hebrajczyków podsumowuje wreszcie całe to współczucie słowem hypakoèn, posłuszeństwo: wszystko to jest posłuszeństwem. Tego słowa nie lubimy w dzisiejszych czasach. Posłuszeństwo jawi się jako alienacja, jako postawa służalcza. Człowiek nie korzysta ze swojej wolności, swoją wolność podporządkowuje woli kogoś innego, a zatem nie jest on już wolny, lecz jest uwarunkowany przez kogoś innego, podczas gdy samookreślenie, emancypacja byłyby prawdziwym życiem ludzkim. My zamiast słowa «posłuszeństwo» chcemy uczynić kluczowym słowem antropologii słowo «wolność». Lecz rozpatrując ten problem z bliska, widzimy, że te dwie rzeczy łączą się ze sobą: posłuszeństwo Chrystusa jest zgodnością Jego woli z wolą Ojca; jest dostosowywaniem woli ludzkiej do woli Bożej, doprowadzaniem do upodobnienia naszej woli do woli Bożej.

Św. Maksym Wyznawca w swoim komentarzu do Góry Oliwnej, trwogi wyrażonej właśnie w modlitwie Jezusa: «nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie», opisał ten proces, który dokonuje się w Chrystusie jako prawdziwym człowieku, mającym ludzką naturę, wolę; w tym akcie — «nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie» — Jezus wyraża cały proces swojego życia, to znaczy doprowadzania naturalnego życia ludzkiego do życia Bożego, i w ten sposób przemiany człowieka: przebóstwienia człowieka, a tym samym odkupienia człowieka, ponieważ wola Boga nie jest wolą tyrana, nie jest wolą zewnętrzną w stosunku do naszego istnienia, lecz jest właśnie wolą stwórczą, jest właśnie tym, w czym znajdujemy naszą prawdziwą tożsamość.

Bóg nas stworzył, i jesteśmy sobą, gdy odpowiadamy Jego woli; tylko w ten sposób wchodzimy w prawdę naszego istnienia i nie jesteśmy wyobcowani. Przeciwnie, do alienacji dochodzi właśnie wtedy, gdy odchodzimy od woli Bożej, bowiem w ten sposób odchodzimy od zamysłu naszego życia, przestajemy być sobą i wpadamy w próżnię. W rzeczywistości posłuszeństwo Bogu, to znaczy dostosowanie, prawda naszego życia jest prawdziwą wolnością, ponieważ jest przebóstwieniem. Jezus, prowadząc człowieka, człowieczeństwo — w sobie i z sobą — do upodobnienia do Boga, do doskonałego posłuszeństwa, to znaczy do doskonałej zgodności między dwiema wolami, odkupił nas, a odkupienie jest zawsze tym procesem doprowadzania woli ludzkiej do jedności z wolą Bożą. O ten proces modlimy się każdego dnia: «Bądź wola Twoja». I chciejmy rzeczywiście prosić Pana, aby nam pomógł zobaczyć głęboko, że to jest wolność, i tym samym z radością urzeczywistniać to posłuszeństwo i «podnieść» istotę ludzką, aby ją doprowadzić — dzięki naszemu przykładowi, poprzez naszą pokorę, naszą modlitwę, naszą działalność duszpasterską — do komunii z Bogiem.

W dalszym ciągu w czytaniu występuje zdanie trudne do interpretacji. Autor Listu do Hebrajczyków mówi, że Jezus modlił się usilnie, z głośnym wołaniem i płaczem, do Boga, który mógł Go wybawić od śmierci, i dzięki swej całkowitej uległości został wysłuchany (por. 5, 7). W tym miejscu chcielibyśmy powiedzieć: «Nie, to nieprawda, nie został wysłuchany, umarł». Jezus modlił się o wybawienie od śmierci, ale nie został wybawiony, umarł w bardzo okrutny sposób. Dlatego wielki teolog liberalny Harnack powiedział: «Tu brakuje słowa 'nie'», powinno być napisane: «Nie został wysłuchany», a Bultmann przyjął tę interpretację. Ale to rozwiązanie nie jest egzegezą, lecz pogwałceniem tekstu. W żadnym z rękopisów nie występuje «nie», ale «został wysłuchany»; a zatem powinniśmy nauczyć się rozumieć, co oznacza owo «zostać wysłuchanym» pomimo krzyża.

Ja dostrzegam trzy poziomy rozumienia tego wyrażenia. Na pierwszym poziomie można przetłumaczyć tekst grecki następująco: «został uwolniony od swojej trwogi», i w tym sensie Jezus został wysłuchany. Byłoby to zatem nawiązanie do tego, co mówi św. Łukasz, że «anioł pokrzepiał Jezusa» (por. 22, 43), tak że po chwili trwogi mógł pójść wprost i bez lęku ku swojej godzinie, jak napisane jest w Ewangeliach, zwłaszcza w Ewangelii św. Jana. Byłoby to wysłuchanie w takim sensie, że Bóg daje mu siłę do uniesienia całego tego ciężaru, i w ten sposób zostaje On wysłuchany. Ale wydaje mi się, że ta odpowiedź nie jest w pełni wystarczająca. Wysłuchany, w głębszym sensie — na co zwraca uwagę o. Vanhoye — oznacza: «został wybawiony od śmierci», ale nie na chwilę, w owej chwili, lecz na zawsze, poprzez zmartwychwstanie: prawdziwą odpowiedzią Boga na modlitwę o wybawienie od śmierci jest zmartwychwstanie, i ludzkość zostaje wybawiona od śmierci właśnie w zmartwychwstaniu, które jest prawdziwym uzdrowieniem z naszych cierpień, ze straszliwej tajemnicy śmierci.

Tu już mamy trzeci poziom rozumienia: zmartwychwstanie Jezusa nie jest tylko wydarzeniem osobistym. Wydaje mi się, że pomocne może być przypomnienie krótkiego fragmentu z Ewangelii św. Jana, z rozdz. 12, w którym Ewangelista przedstawia i opisuje w sposób skrótowy to, co dokonało się na Górze Oliwnej. Jezus mówi: «Dusza moja doznała lęku» (J 12, 27), i przy całej trwodze z Góry Oliwnej, cóż mam powiedzieć?: «Albo wybaw Mnie od tej godziny, albo wsław imię Twoje» (por. J 12, 27-28). Tę samą modlitwę znajdujemy u Synoptyków: «Jeśli to możliwe, zabierz ode Mnie ten kielich. Wszakże nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!» (por. Mt 26, 42; Mk 14, 36; Łk 22, 42); w języku Janowym wyraża się ona właśnie w słowach: «Wybaw Mnie albo wsław». A Bóg odpowiada: «Już wsławiłem i jeszcze wsławię» (12, 28). Taka jest odpowiedź, Boże wysłuchanie: wsławię krzyż; jest obecnością Bożej chwały, bowiem jest najwyższym aktem miłości. Na krzyżu Jezus jest wywyższony nad całą ziemię i przyciąga ziemię do siebie; na krzyżu ujawnia się teraz «Kabod», prawdziwa boska chwała Boga, który kocha aż po krzyż i w ten sposób przemienia śmierć i powoduje zmartwychwstanie.

Modlitwa Jezusa została wysłuchana w takim sensie, że rzeczywiście Jego śmierć staje się życiem, staje się miejscem, w którym zbawia człowieka, z którego przyciąga człowieka do siebie. Jeżeli u św. Jana odpowiedź Boga brzmi: «wsławię Cię», oznacza to, że ta chwała przekracza i przenika całą historię wciąż i na nowo — przez Jego krzyż, obecny w Eucharystii, przemienia śmierć w chwałę. Jest to wielka obietnica, która spełnia się w świętej Eucharystii, która wciąż na nowo otwiera niebo. A zatem bycie sługą Eucharystii jest głębią tajemnicy kapłańskiej.

I jeszcze parę słów przynajmniej na temat Melchizedeka. Jest on tajemniczą postacią, która w 14. rozdziale Księgi Rodzaju wkracza w historię świętą: po zwycięstwie Abrama nad paroma królami pojawia się król Szalemu, Jerozolimy, Melchizedek i przynosi chleb i wino. Ta historia nie ma komentarza i jest trochę niezrozumiała; pojawia się na nowo dopiero w Psalmie 110, jak już zostało powiedziane, ale jest zrozumiałe, że później judaizm, gnostycyzm i chrześcijaństwo prowadziły głębokie refleksje nad tymi słowami i wypracowały własne interpretacje. W Liście do Hebrajczyków nie ma spekulacji, lecz przytacza on jedynie to, co mówi Pismo, i występują różne aspekty: jest królem sprawiedliwości, mieszka w Pokoju, jest królem tam, skąd pochodzi pokój, czci i wielbi Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi, i przynosi chleb i wino (por. Hbr 7, 1-3; Rdz 14, 18-20). Nie jest powiedziane w komentarzu, że tu pojawia się Najwyższy Kapłan Boga Najwyższego, Król Pokoju, który chlebem i winem czci Boga Stwórcę nieba i ziemi. Ojcowie zwracali uwagę na to, że jest on jednym ze świętych pogan Starego Testamentu, a to pokazuje, że również od pogaństwa wiedzie droga do Chrystusa, a jej kryteria to: czcić Boga Najwyższego, Stwórcę, pielęgnować sprawiedliwość i pokój i oddawać cześć Bogu w sposób czysty. I tak dzięki tym podstawowym elementom także pogaństwo jest w drodze do Chrystusa, w pewien sposób uobecnia światło Chrystusa.

W kanonie rzymskim po konsekracji jest modlitwa supra quae, która wymienia pewne zapowiedzi Chrystusa, Jego kapłaństwa i Jego ofiary: Abla, pierwszego męczennika, z jego barankiem; Abrahama, który w intencji składa w ofierze syna Izaaka, który zostaje zastąpiony barankiem, danym przez Boga; i Melchizedeka, arcykapłana Boga Najwyższego, który przynosi chleb i wino. Oznacza to, że Chrystus jest absolutną nowością Boga, a zarazem jest obecny w całej historii, poprzez historię, a historia zmierza ku Chrystusowi. I nie tylko historia ludu wybranego, która jest prawdziwym przygotowaniem, jakiego pragnie Bóg, w której objawia się tajemnica Chrystusa, ale także w pogaństwie przygotowuje się tajemnica Chrystusa, są drogi prowadzące do Chrystusa, który wszystko nosi w sobie.

Wydaje mi się, że to jest ważne w celebrowaniu Eucharystii: w niej zebrana jest cała modlitwa ludzka, wszelkie pragnienie ludzkie, cała prawdziwa pobożność ludzka, prawdziwe poszukiwanie Boga, które ostatecznie znajduje spełnienie w Chrystusie. I wreszcie trzeba powiedzieć, że teraz niebo jest otwarte, kult nie jest już enigmatyczny, wyrażający się w odpowiednich znakach, lecz jest prawdziwy, ponieważ niebo jest otwarte, i nie składa się w ofierze czegoś, ale człowiek jednoczy się z Bogiem, i to jest prawdziwym kultem. List do Hebrajczyków mówi: «nasz arcykapłan zasiada po prawicy tronu, świątyni, prawdziwego przybytku, zbudowanego przez samego Pana» (por. 8, 1-2).

Powróćmy do stwierdzenia, że Melchizedek jest królem Szalemu. Do tego odwoływała się cała tradycja Dawidowa, mówiąca: «Tu jest miejsce, Jerozolima jest miejscem prawdziwego kultu, skupienie kultu w Jerozolimie wywodzi się już od czasów Abrahama, Jerozolima jest prawdziwym miejscem oddawania czci należnej Bogu».

Uczyńmy dalszy krok: prawdziwa Jerozolima, Boży Szalem, to Ciało Chrystusa, Eucharystia jest pokojem Boga z człowiekiem. Wiemy, że św. Jan w Prologu nazywa człowieczeństwo Jezusa «przybytkiem Boga», eskènosen en heměn (1, 14). Tu sam Bóg stworzył swój przybytek w świecie, i ten przybytek, ta nowa prawdziwa Jerozolima jest zarazem na ziemi i w niebie, ponieważ ten Sakrament, ta ofiara urzeczywistnia się wciąż pośród nas i zawsze dociera do tronu Łaski, do obecności Boga. Tu jest prawdziwa Jerozolima, zarazem niebieska i ziemska, przybytek, który jest Ciałem Bożym, który jako Ciało zmartwychwstałe zawsze pozostaje Ciałem i obejmuje ludzkość, a zarazem, będąc Ciałem zmartwychwstałym, łączy nas z Bogiem. To wszystko dokonuje się wciąż na nowo w Eucharystii. A my jako kapłani jesteśmy powołani do tego, by być sługami tej wielkiej Tajemnicy, w Sakramencie i w życiu. Módlmy się do Pana, aby pozwolił nam coraz lepiej rozumieć tę Tajemnicę, coraz lepiej żyć tą Tajemnicą i tym samym służyć pomocą, aby świat otworzył się na Boga, aby świat został odkupiony. Dziękuję.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama