Jesteśmy przyjaciółmi tych, którzy znają Boga i tych, którzy Go jeszcze nie znają

Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 21.12.2009

W poniedziałek rano przed Bożym Narodzeniem odbyła się w Sali Klementyńskiej tradycyjna audiencja dla kardynałów i pracowników Kurii Rzymskiej. W imieniu zebranych Ojca Świętego przywitał dziekan Kolegium Kardynalskiego kard. Angelo Sodano. Benedykt XVI mówił pokrótce o ważniejszych wydarzeniach mijającego roku: o swoich trzech podróżach zagranicznych, o Synodzie Biskupów, o encyklice społecznej i o trwającym Roku Kapłańskim. Na zakończenie złożył współpracownikom życzenia świąteczne i noworoczne.

Księża kardynałowie, czcigodni bracia w biskupstwie i kapłaństwie, drodzy bracia i siostry!

Jak przed chwilą podkreślił kardynał dziekan Angelo Sodano, uroczystość Bożego Narodzenia stanowi dla chrześcijan szczególną okazję do spotkania i zjednoczenia. Dziecię, które adorujemy w Betlejem, wzywa nas, byśmy poczuli ogromną miłość Boga, tego Boga, który zstąpił z nieba i zbliżył się do każdego z nas, by uczynić nas swoimi dziećmi, częścią Jego Rodziny. Także to tradycyjne spotkanie bożonarodzeniowe Następcy Piotra z najbliższymi współpracownikami jest spotkaniem rodzinnym; umacnia ono więzi miłości i komunii, byśmy coraz bardziej tworzyli ów «nieustający Wieczernik», o którym była mowa, i z oddaniem szerzyli Królestwo Boże. Dziękuję kardynałowi dziekanowi za serdeczne słowa, którymi wyraził uczucia i życzenia Kolegium Kardynalskiego, członków Kurii Rzymskiej i Gubernatoratu, jak również wszystkich przedstawicieli dyplomatycznych Stolicy Apostolskiej, głęboko złączonych z nami w misji, jaką jest oświecanie ludzi naszych czasów światłem, które zrodziło się w betlejemskim żłobie. Przyjmując was z wielką radością, pragnę również wyrazić wszystkim moją wdzięczność za wielkoduszność i profesjonalizm, z jakim służycie Namiestnikowi Chrystusa i Kościołowi.

Kończy się kolejny rok, pełen ważnych wydarzeń dla Kościoła i świata. Patrząc wstecz oczyma pełnymi wdzięczności, chciałbym teraz zwrócić uwagę na kilka wydarzeń, istotnych dla życia Kościoła. Przed końcem Roku św. Pawła weszliśmy w Rok Kapłański. Zostawiliśmy za sobą imponującą postać Apostoła Narodów, który ujrzawszy światło zmartwychwstałego Chrystusa i usłyszawszy Jego głos, niósł Ewangelię narodom świata, a zbliżyliśmy się do pokornej postaci Proboszcza z Ars, któremu została powierzona mała wioska, gdzie pozostał całe swoje życie, a jednak w swej pokornej posłudze wyraźnie ukazał światu pojednawczą dobroć Boga. Patrząc na obie te postaci, widzimy, jak bardzo rozległa jest posługa kapłańska i staje się jasne, że wielkie jest właśnie to, co jest małe i że przez pozornie małą posługę jednego człowieka Bóg może dokonywać wielkich dzieł, oczyszczać i odnawiać świat od wewnątrz.

Dla Kościoła oraz osobiście dla mnie w kończącym się roku wielkie znaczenie miała Afryka. Przede wszystkim podróż do Kamerunu i Angoli. Wzruszyła mnie wielka serdeczność, z jaką był przyjmowany Następca Piotra, Vicarius Christi. Radosna atmosfera święta i serdeczność, jakie napotykałem na wszystkich drogach, nie były wywołane po prostu przez przybycie jakiegokolwiek przypadkowego gościa. Spotkanie z Papieżem pozwalało doświadczyć Kościoła powszechnego, wspólnoty, która obejmuje świat i którą Bóg gromadzi za pośrednictwem Chrystusa — wspólnoty nie opartej na ludzkich interesach, ale ofiarowanej nam przez Boga w Jego pełnej miłości trosce o nas. Wszyscy razem jesteśmy rodziną Bożą, braćmi i siostrami dzięki jednemu Ojcu — to odczuwaliśmy. Odczuwaliśmy też, że pełna miłości troska o nas Boga w Chrystusie to nie przeszłość ani uczona teoria, ale rzeczywistość w pełni konkretna, tu i teraz. Właśnie On jest pośród nas: widzieliśmy to dzięki posłudze Następcy Piotra. Byliśmy ponad zwykłą codziennością. Niebo było otwarte, a to sprawia, że pewien dzień staje się świętem. Jednocześnie jest też czymś trwałym. Nadal jest prawdą, również w życiu codziennym, że niebo już nie jest zamknięte, że Bóg jest blisko, że w Chrystusie nawzajem do siebie należymy.

W szczególnie głęboki sposób zapisały się w mojej pamięci celebracje liturgiczne. Sprawowane święte Eucharystie były prawdziwymi świętami wiary. Chciałbym podkreślić dwa elementy, które wydają mi się szczególnie ważne. Przede wszystkim była wielka wspólna radość, którą wyrażano także językiem ciała, ale w sposób uporządkowany i świadomy obecności Boga żywego. Wskazuje to już na drugi element: poczucie sacrum, obecności misterium Boga żywego, niejako kształtowało każdy pojedynczy gest. Obecny jest Pan — Stwórca, Ten, do którego wszystko należy, od którego pochodzimy i ku któremu zmierzamy. Same nasuwały mi się słowa św. Cypriana, który w swoim komentarzu do Ojcze nasz pisze: «Pamiętajmy, że spojrzenie Boga jest zawsze zwrócone na nas. Zarówno postawa naszego ciała, jak sposób posługiwania się głosem powinny podobać się Bogu» (De dom. or. 4, CSEL, III, 1, s. 269). Tak, byliśmy tego świadomi: stoimy w obliczu Boga. Nie rodzi to lęku czy onieśmielenia, ani też zewnętrznego posłuszeństwa rubrykom, nie pobudza do popisywania się przed innymi czy wydawania bezładnych okrzyków. Było raczej to, co ojcowie nazywali sobria ebrietas: radość, która przepełnia, ale pozwala zachować umiar i ład, jednocząc osoby w sposób wewnętrzny, kierując nimi we wspólnotowym wielbieniu Boga, wielbieniu, które budzi jednocześnie miłość bliźniego i wzajemną odpowiedzialność.

Oczywiście do programu podróży do Afryki należało przede wszystkim spotkanie z braćmi w posłudze biskupiej i inauguracja Synodu poświęconego Afryce — przekazanie Instrumentum laboris. Wydarzyło się to w oprawie wieczornej rozmowy w święto św. Józefa; podczas tej rozmowy przedstawiciele poszczególnych episkopatów w poruszający sposób wyrazili swoje nadzieje i troski. Sądzę, że dobry gospodarz domu, św. Józef, który wie, co znaczy zastanawiać się z niepokojem i nadzieją nad dalszym życiem rodziny, wysłuchał nas z miłością i towarzyszył nam również podczas Synodu. Spójrzmy pokrótce na Synod. Przy okazji podróży do Afryki stała się oczywista przede wszystkim teologiczna i pastoralna siła prymatu papieskiego, który jest ośrodkiem jedności Rodziny Bożej. Podczas Synodu, jeszcze wyraźniej widoczne było znaczenie kolegialności — jedności biskupów, których posługa ma swoje źródło w tym, że wchodzą do wspólnoty następców apostołów: każdy jest biskupem, następcą apostołów jedynie dlatego, że należy do wspólnoty tych, w których dalej trwa Collegium Apostolorum w jedności z Piotrem i jego Następcą. Podobnie jak w liturgiach w Afryce, a potem znów w Bazylice św. Piotra w Rzymie, we wzorowy sposób wyraziła się odnowa liturgiczna Soboru Watykańskiego ii, tak Synod w swej komunii w bardzo praktyczny sposób żył eklezjologią Soboru. Wzruszające były również świadectwa wiernych pochodzących z Afryki, których mogliśmy wysłuchać — konkretne świadectwa cierpienia i pojednania pośród tragedii najnowszych dziejów kontynentu.

Synod wybrał temat: «Kościół w Afryce w służbie pojednania, sprawiedliwości i pokoju». Jest to temat teologiczny, a przede wszystkim duszpasterski niezwykle aktualny, ale mógł on być również rozumiany niewłaściwie jako temat polityczny. Zadaniem biskupów było przełożyć teologię na duszpasterstwo, to znaczy na bardzo konkretną posługę duszpasterską, w której wielkie wizje Pisma Świętego i Tradycji zostają zastosowane w działalności biskupów i kapłanów w określonym czasie i miejscu. Ale przy tym nie należało ulec pokusie, by wziąć w swe ręce politykę i z pasterzy przemienić się w przywódców politycznych. Istotnie, bardzo konkretne pytanie, jakie nieustannie zadają sobie pasterze, jest właśnie następujące: jak możemy być realistyczni i praktyczni bez wchodzenia w kompetencje polityki, bo to do nas nie należy? Moglibyśmy także powiedzieć, że chodziło o problem pozytywnej laickości, właściwie stosowanej i interpretowanej. Jest to również zasadniczy temat encykliki Caritas in veritate, opublikowanej w dniu świętych Piotra i Pawła, która podjęła w ten sposób i rozwinęła kwestię teologicznych i konkretnych podstaw nauki społecznej Kościoła.

Czy ojcowie synodalni zdołali odnaleźć dość wąską drogę dzielącą prostą teorię teologiczną od bezpośredniej działalności politycznej, drogę «pasterza»? W krótkim przemówieniu na zakończenie Synodu, w świadomy i wyraźny sposób odpowiedziałem na to pytanie twierdząco. Oczywiście, podczas pracy nad dokumentem posynodalnym musimy starać się zachować tę równowagę i w ten sposób wnieść swój wkład na rzecz Kościoła i społeczeństwa w Afryce, wkład, właściwy Kościołowi z racji jego misji. Chciałbym to krótko wyjaśnić w odniesieniu do jednego punktu. Jak już powiedziałem, temat Synodu zawiera trzy wielkie i podstawowe słowa określające odpowiedzialność teologiczną i społeczną: pojednanie — sprawiedliwość — pokój. Rzec by można, że pojednanie i sprawiedliwość stanowią dwie zasadnicze przesłanki pokoju, a więc w pewnej mierze określają jego naturę. Ograniczmy się do słowa «pojednanie». Patrząc na cierpienia i udręki, których nie brak we współczesnych dziejach Afryki, ale również w wielu innych stronach świata, widzimy, że nierozwiązane i głęboko zakorzenione spory mogą w pewnych sytuacjach powodować wybuchy przemocy, która zdaje się odbierać wszelkie poczucie człowieczeństwa. Pokój można osiągnąć tylko wtedy, gdy następuje wewnętrzne pojednanie. Jako pozytywny przykład udanego procesu pojednania możemy wziąć historię Europy po ii wojnie światowej. Fakt, że od 1945 r. w Europie Zachodniej i Środkowej nie ma już wojen, z pewnością i w decydującym stopniu zawdzięczamy inteligentnym i kierującym się etyką strukturom politycznym i ekonomicznym, ale mogły się one rozwinąć tylko dlatego, że wewnętrzne procesy pojednania, umożliwiły nowe współżycie. Każde społeczeństwo potrzebuje pojednania, aby zapanował pokój. Pojednanie jest potrzebne dobrej polityce, ale nie może być ono wyłącznie przez nią urzeczywistnione. Chodzi tu o procesy poprzedzające politykę i powinny one brać początek z innych źródeł.

Synod starał się wnikliwie przeanalizować pojęcie pojednania jako zadanie dzisiejszego Kościoła, zwracając uwagę na jego różne wymiary. Wezwanie, jakie św. Paweł skierował do Koryntian, właśnie dzisiaj na nowo staje się aktualne. «Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!» (2 Kor 5, 20). Jeśli człowiek nie jest pojednany z Bogiem, pozostaje również w niezgodzie ze stworzeniem. Nie jest pojednany z samym sobą, chciałby być kimś innym niż jest i dlatego nie jest również pojednany z bliźnim. Ponadto pojednanie zakłada zdolność uznania winy i poproszenia Boga i drugiego człowieka o przebaczenie. I w końcu proces pojednania to także gotowość do pokuty, gotowość do tego, by odcierpieć całą winę i zgoda na wewnętrzną przemianę. Wiąże się to także z bezinteresownością, o której wielokrotnie mówi encyklika Caritas in veritate: gotowość do tego, by czynić więcej niż nakazuje konieczność, nie rachować, ale wychodzić poza to, co nakazują zwykłe warunki prawne. Wiąże się to z wielkodusznością, której sam Bóg dał nam przykład. Pomyślmy o słowach Jezusa: «Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj» (Mt 5, 23-24). Bóg, który wiedział, że nie jesteśmy pojednani, który wiedział, że coś mamy do Niego powstał i wyszedł nam naprzeciw, chociaż to po Jego stronie była słuszność. Wyszedł nam naprzeciw aż po Krzyż, by nas pojednać. Na tym polega bezinteresowność: na gotowości uczynienia pierwszego kroku. Musimy pierwsi wychodzić naprzeciw drugiemu, prosić o pojednanie, godzić się na cierpienie, jakim jest rezygnacja ze swojej racji. Nie słabnąć w chęci pojednania: na to Bóg dał nam przykład i w ten sposób upodabniamy się do Niego; wciąż na nowo takiej postawy potrzebuje świat. Powinniśmy na nowo nabyć zdolności uznania własnej winy, powinniśmy uwolnić się od złudzenia niewinności. Powinniśmy nabyć zdolności czynienia pokuty, godzenia się na przemianę, wychodzenia naprzeciw drugiemu człowiekowi oraz proszenia Boga o dar odwagi i siły do odnowy. W naszym dzisiejszym świecie powinniśmy odkryć sakrament pokuty i pojednania. Fakt, że w znacznej mierze nie należy on już do życiowych przyzwyczajeń chrześcijan jest objawem zaniku szczerości w stosunku do nas samych i do Boga. Ten zanik zagraża naszemu człowieczeństwu i zmniejsza naszą zdolność do czynienia pokoju. Św. Bonawentura uważał, że sakrament pokuty jest sakramentem człowieczeństwa jako takiego; jest sakramentem, który w swej zasadniczej naturze został przez Boga ustanowiony zaraz po grzechu pierworodnym poprzez pokutę nałożoną na Adama, choć swoją ostateczną formę otrzymał dopiero w Chrystusie, który sam jest siłą pojednawczą Boga i wziął naszą pokutę na siebie. Jedność bowiem winy, pokuty i przebaczenia jest jednym z podstawowych warunków prawdziwego człowieczeństwa, warunków, którym sakrament nadaje ostateczną formę, ale — poczynając od swoich korzeni — są one częścią bytu osób ludzkich jako takich. Z tego względu Synod Biskupów poświęcony Afryce włączył do swoich refleksji także obrzędy pojednania tradycji afrykańskiej, widząc w nich sposobność uczenia się i przygotowania do wielkiego pojednania, które Bóg ofiarowuje w sakramencie pokuty. Jednakże owo pojednanie musi poprzedzać wyznanie winy i pokorne przyjęcie pokuty. Pojednanie jest pojęciem starszym i rzeczywistością starszą niż polityka, i właśnie dlatego ma ogromne znaczenie dla tego, co stanowi zadanie polityki. Jeśli w sercach nie rodzi się siła pojednania, zaangażowaniu politycznemu na rzecz pokoju brakuje wewnętrznej podstawy. Podczas Synodu pasterze Kościoła mówili o potrzebie wewnętrznego oczyszczenia człowieka, które stanowi istotny warunek wstępny budowania sprawiedliwości i pokoju. Owo oczyszczenie i wewnętrzne dojrzewanie do prawdziwego człowieczeństwa nie jest jednak możliwe bez Boga.

Pojednanie — to ważne słowo przywodzi mi na pamięć drugą wielką podróż, jaką odbyłem w tym kończącym się roku, pielgrzymkę do Jordanii i Ziemi Świętej. W związku z tym chciałbym przede wszystkim serdecznie podziękować królowi Jordanii za wielką gościnność, z jaką mnie przyjął i towarzyszył mi podczas całej pielgrzymki. Jestem mu również szczególnie wdzięczny za wzorowe zaangażowanie na rzecz pokojowego współżycia chrześcijan i muzułmanów, poszanowania religii drugiego człowieka oraz współpracy w duchu wspólnej odpowiedzialności przed Bogiem. Dziękuję również serdecznie rządowi Izraela za wszystko, co uczynił, aby wizyta mogła się odbyć spokojnie i bezpiecznie. Jestem szczególnie wdzięczny za to, że stworzono mi możliwość sprawowania dwóch wielkich liturgii publicznych — w Jerozolimie i w Nazarecie — podczas których chrześcijanie mogli wystąpić publicznie jako wspólnota wiary w Ziemi Świętej. Wyrażam w końcu podziękowanie również władzom palestyńskim, które przyjęły mnie z wielką serdecznością. One także umożliwiły mi publiczne sprawowanie Mszy św. w Betlejem oraz zapoznanie się z cierpieniami i nadziejami swojej ziemi. Wszystko, co można zobaczyć w tych krajach, woła o pojednanie, sprawiedliwość i pokój. Wizyta w Yad Vashem była wstrząsającym spotkaniem z okrucieństwem zawinionym przez człowieka, z nienawiścią zaślepionej ideologii, która bez żadnego usprawiedliwienia skazała na śmierć miliony ludzi i ostatecznie chciała w ten sposób wypędzić ze świata także Boga — Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, i Boga Jezusa Chrystusa. Tak więc jest to przede wszystkim pomnik przestrzegający przed nienawiścią, pełne bólu wezwanie do oczyszczenia i przebaczenia, do miłości. Właśnie dzięki temu pomnikowi upamiętniającemu ludzką winę, stały się jeszcze bardziej znaczące odwiedziny miejsc pamięci wiary i można było dostrzec ich niezmienną aktualność. W Jordanii, w okolicach rzeki Jordan, widzieliśmy najniżej położone miejsce na ziemi. Czyż mogły nie nasunąć się tam słowa z Listu do Efezjan, mówiące, że Chrystus «zstąpił do niższych części ziemi» (Ef 4, 9). W Chrystusie Bóg zstąpił do głębin ludzkiej istoty, w ciemności nienawiści i zaślepienia, w mroki, które oddalają człowieka od Boga, by tam zapalić światło swojej miłości. On jest obecny nawet pośród najgłębszej nocy: także w Szeolu jesteś przy mnie — te słowa z Psalmu 139 [138], 8 stały się rzeczywistością w przyjściu Jezusa. Nawiedzenie miejsc zbawienia: kościoła Zwiastowania w Nazarecie, groty narodzenia w Betlejem, miejsca ukrzyżowania na Kalwarii, pustego grobu świadczącego o zmartwychwstaniu, były zatem niejako spotkaniem z historią Boga z nami. Wiara nie jest mitem. Jest rzeczywistą historią, której śladów możemy dotknąć ręką. Ten realizm wiary jest szczególnie przydatny w trudnościach chwili obecnej. Bóg rzeczywiście się ukazał. W Jezusie Chrystusie On stał się naprawdę ciałem. Jako Zmartwychwstały pozostaje On prawdziwym człowiekiem, otwiera nieustannie nasze człowieczeństwo na Boga i stanowi zawsze rękojmię, że Bóg jest Bogiem bliskim. Tak, Bóg żyje i łączy Go z nami więź. Pomimo całej swojej wielkości jest Bogiem bliskim, Bogiem-z-nami, który nas stale wzywa: Pojednajcie się ze Mną i między sobą! W naszym życiu osobistym i wspólnotowym On zawsze daje nam za zadanie pojednanie się.

Na koniec chciałbym wyrazić w paru słowach wdzięczność i radość, jakimi napełniła mnie podróż do Republiki Czeskiej. Przed podróżą przestrzegano mnie wciąż, że w tym kraju przeważają agnostycy i ateiści, że chrześcijanie stanowią tam już tylko mniejszość. Tym bardziej radosną niespodzianką było stwierdzenie, że wszędzie otaczała mnie wielka serdeczność i przyjaźń, że wielkie liturgie były sprawowane w radosnej atmosferze wiary, że w środowisku uniwersytetów i kultury moje słowo przyjmowane było z żywą uwagą, że władze państwowe przyjęły mnie z wielką uprzejmością i uczyniły wszystko, co możliwe, by przyczynić się do pomyślnego przebiegu wizyty. Miałbym teraz ochotę opowiedzieć nieco o pięknie tego kraju oraz o wspaniałych świadectwach kultury chrześcijańskiej, które to właśnie czynią to piękno doskonałym. Ale ważny jest dla mnie przede wszystkim fakt, że również na osobach uważających się za agnostyków lub ateistów powinno zależeć nam jako wierzącym. Gdy mówimy o nowej ewangelizacji, te osoby być może ogarnia lęk. Nie chcą być przedmiotami misji ani wyrzec się swojej wolności myśli i woli. Jednak również dla nich kwestia Boga wciąż istnieje, nawet jeśli nie mogą uwierzyć, że Jego troska o nas ma konkretny charakter. W Paryżu mówiłem o poszukiwaniu Boga jako o podstawowej przyczynie, która doprowadziła do narodzin zachodniego monastycyzmu, a wraz z nim kultury zachodniej. Pierwszym krokiem ewangelizacji powinno być podtrzymywanie tego poszukiwania. Powinniśmy troszczyć się o to, aby człowiek nie zaniedbał kwestii Boga jako istotnej kwestii swojego życia. Powinniśmy troszczyć się o to, aby zaakceptował tę kwestię i kryjącą się w niej tęsknotę. Nasuwają mi się słowa z księgi proroka Izajasza, które Jezus przytacza mówiąc, że świątynia powinna być domem modlitwy dla wszystkich narodów (por. Iz 56, 7; Mk 11, 17). Miał on na myśli tak zwany dziedziniec pogan, z którego wypędził ludzi interesu, by zrobić wolne miejsce dla pogan, co pragnęli modlić się tam do jedynego Boga, choć nie mogli uczestniczyć w tajemnicy, do której sprawowania przeznaczone było wnętrze świątyni. Miejsce modlitwy dla wszystkich narodów: w ten sposób myślano o osobach znających Boga — jeśli tak można powiedzieć — tylko z oddali; o osobach, których nie zadowalali ich bogowie, obrzędy i mity, pragnęły one bowiem Czystego i Wielkiego, choć Bóg pozostawał dla nich «Nieznanym Bogiem» (por. Dz 17, 23). Musieli oni mieć możliwość modlenia się do nieznanego Boga, nawiązując jednakże więź z prawdziwym Bogiem, mimo różnego rodzaju ciemności. Uważam, że Kościół powinien również dzisiaj otworzyć swego rodzaju «dziedziniec pogan», gdzie będą mogli w jakiś sposób zbliżyć się do Boga ludzie, którzy Go nie znają, zanim znajdą drogę do Jego tajemnicy, której służy życie wewnętrzne Kościoła. Do dialogu z religiami powinien dzisiaj dołączyć się przede wszystkim dialog z tymi, którym religia jest obca, którzy nie znają Boga, a jednak nie chcą pozostać po prostu bez Boga, lecz pragną przynajmniej zbliżyć się do Niego jako do Nieznanego.

Na koniec jeszcze raz słowo o Roku Kapłańskim. Jako kapłani jesteśmy do dyspozycji wszystkich: tych, którzy znają Boga z bliska i tych, dla których jest On Nieznany. My wszyscy powinniśmy poznawać Go wciąż na nowo i stale Go szukać, by zostać prawdziwymi przyjaciółmi Boga. Jak ostatecznie możemy dojść do poznania Boga, jeśli nie poprzez ludzi, którzy są przyjaciółmi Boga? Najgłębszym sensem naszej posługi kapłańskiej jest być przyjaciółmi Chrystusa (por. J 15, 15), przyjaciółmi Boga, za których pośrednictwem również inne osoby mogą znaleźć się blisko Boga. I tak, do mojej głębokiej wdzięczności za wszelką pomoc, wyświadczoną mi w ciągu całego roku, dołączam życzenia na Boże Narodzenie: abyśmy się stawali coraz bardziej przyjaciółmi Chrystusa, a więc przyjaciółmi Boga, i abyśmy tym samym mogli być solą ziemi i światłem świata. Błogosławionych świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama