Niech Fryzynga będzie miejscem życia w wierze i radości

Przemówienie do delegacji z Fryzyngi, która nadała Papieżowi honorowe obywatelstwo, 16.01.2010

Fryzynga, bawarskie miasto położone kilkadziesiąt kilometrów od Monachium, nadała Benedyktowi xvi tytuł honorowego obywatela. Tam Joseph Ratzinger wraz z bratem Georgiem rozpoczął w 1945 r. przygotowania do kapłaństwa, a 29 czerwca 1951 r. obaj przyjęli w tamtejszej katedrze święcenia kapłańskie z rąk kard. Michaela Faulhabera. Następnie ks. Joseph Ratzinger był wykładowcą w miejscowym seminarium i pełnił posługę duszpasterską w katedrze. 25 marca 1977 r. Paweł vi mianował go arcybiskupem Monachium i Fryzyngi, a następnie wyniósł do godności kardynalskiej. W swoim herbie Benedykt xvi umieścił Murzyna, symbolizującego równość wiernych w Kościele, oraz objuczonego niedźwiedzia z legendy o św. Korbinianie z herbu Fryzyngi. Podczas audiencji dla delegacji miasta Ojciec Święty wspominał lata swego pobytu we Fryzyndze.

Panie burmistrzu, drogi księże kardynale, drogi księże arcybiskupie, drogi księże biskupie, drodzy mieszkańcy Fryzyngi, drodzy przyjaciele!

Ze wzruszeniem przeżywam tę chwilę, w której również w świetle prawa stałem się obywatelem miasta Fryzynga, i należę teraz w nowy, tak wielostronny i głęboki sposób do tego miasta, z którym czuję się wewnętrznie związany. Dlatego mogę tylko z całego serca powiedzieć: Vergelt's Gott (Bóg zapłać). Jestem pełen radości, która nie przeminie. W biografii mojego życia — w biografii mojego serca, jeśli tak mogę powiedzieć — miasto Fryzynga odgrywa rolę specjalną. W nim otrzymałem formację, która od tamtego czasu określa moje życie. Dlatego to miasto żyje zawsze we mnie, a ja w nim. A fakt, że — jak pan burmistrz zauważył — w moim herbie umieściłem Murzyna i niedźwiedzia z herbu Fryzyngi, pokazuje całemu światu, jak wiele mnie z nią łączy. Fakt, że jestem obecnie obywatelem Fryzyngi również w świetle prawa, jest ukoronowaniem tej zażyłości i bardzo mnie raduje.

Ta okazja przywodzi mi na myśl liczne obrazy i wspomnienia. Pan, drogi panie burmistrzu, napomknął o niektórych z nich. Do kilku momentów ja też chciałbym powrócić. Przede wszystkim do 3 stycznia 1946 r. Po długim okresie oczekiwania wreszcie nadeszła chwila, w której seminarium we Fryzyndze mogło otworzyć podwoje i przyjąć tych, którzy powracali. W rzeczywistości był tam jeszcze lazaret dla byłych jeńców wojennych, ale mogliśmy już zacząć naukę. Ten moment oznaczał zwrot w życiu: wejście na drogę, którą wskazywał głos powołania. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, żyliśmy w sposób bardzo zacofany, nie mieliśmy wygód w sypialniach, w salach do nauki i tak dalej, ale byliśmy szczęśliwi, i to nie tylko dlatego, że wreszcie skończyły się nieszczęścia i zagrożenia związane z wojną oraz rządami nazistów, ale także dlatego, że byliśmy wolni, a przede wszystkim szliśmy za głosem powołania. Wiedzieliśmy, że Chrystus jest silniejszy od tyranii, od władzy ideologii nazistowskiej oraz jej metod ucisku. Wiedzieliśmy, że czas i przyszłość należą do Chrystusa, wiedzieliśmy, że On nas powołał i że nas potrzebuje, że jesteśmy potrzebni. Wiedzieliśmy, że w tych zmienionych czasach ludzie czekali na nas, czekali, że przybędą kapłani, by w nowym porywie wiary budować żywy dom Boży. Przy tej okazji muszę wyśpiewać także mały hymn pochwalny na cześć starej uczelni, w której najpierw byłem studentem, a potem wykładowcą. Byli tam bardzo poważni uczeni, niektórzy z nich cieszyli się również światową sławą, ale według mnie najważniejsze było to, że byli nie tylko uczonymi, ale także mistrzami, osobami, które nie tylko dzieliły się podstawowymi elementami swojej dyscypliny, ale osobami, które pragnęły przekazania studentom istoty — zdrowego chleba, którego potrzebowali, by wiara wzrastała w ich wnętrzu. Ważny był fakt, że my — jeśli mogę teraz mówić — nie czuliśmy, że jesteśmy indywidualnymi specjalistami, lecz że stanowimy część całości; że każdy z nas pracował nad teologią jako całością; że nasza praca miała ukazywać logikę wiary jako jedności i w ten sposób potęgować zdolność do uzasadnienia naszej wiary, jak mówi św. Piotr (por. 1 P 3, 15), przekazywania jej w nowych czasach, wobec nowych wyzwań.

Drugim obrazem, do którego pragnę powrócić, jest dzień święceń kapłańskich. Katedra zawsze stanowiła centrum naszego życia. W seminarium stanowiliśmy rodzinę, i to o. Höck uczynił z nas prawdziwą rodzinę. Katedra stanowiła centrum i tak już pozostało na całe życie od niezapomnianego dnia święceń kapłańskich. Trzy momenty zapisały się szczególnie w mojej pamięci. Przede wszystkim leżenie na ziemi podczas Litanii do Wszystkich Świętych. Leżąc na ziemi, uświadamiamy sobie jeszcze raz całe swoje ubóstwo i zadajemy sobie pytanie: czy naprawdę jestem do tego zdolny? Jednocześnie rozbrzmiewają imiona świętych ze wszystkich epok i błaganie wiernych: «Wysłuchaj nas; wspomagaj ich». Rośnie zatem świadomość, że tak, jestem słaby i niegotowy, ale nie jestem sam; są ze mną inni, jest ze mną cała wspólnota świętych; oni mi towarzyszą, a więc mogę iść tą drogą i stać się dla innych towarzyszem oraz przewodnikiem. Po drugie, nałożenie rąk przez sędziwego i czcigodnego kard. Faulhabera — a nałożył on ręce na mnie i na nas wszystkich w sposób bardzo głęboki i przejmujący — oraz świadomość, że to Pan nakłada ręce na mnie i mówi: należysz do Mnie, nie należysz po prostu do siebie; pragnę cię, jesteś moim sługą; ale również świadomość, że to nałożenie rąk jest łaską, że wiążą się z nim nie tylko obowiązki, ale przede wszystkim dar, że On jest ze mną, a Jego miłość chroni mnie i mi towarzyszy. Obowiązywał wtedy jeszcze dawny obrzęd, podczas którego władza odpuszczania grzechów była przekazywana oddzielnie, w momencie, gdy biskup wypowiadał słowa Pana: «Już was nie nazywam sługami, lecz przyjaciółmi». I wiedziałem — wiedzieliśmy — że nie był to tylko cytat z 15. rozdziału Ewangelii św. Jana, ale żywe słowo, które Pan kieruje do mnie teraz. Godzi się, żebym był Jego przyjacielem; łączy nas przyjaźń; On mnie obdarzył zaufaniem i dzięki tej przyjaźni mogę pomagać innym w stawaniu się przyjaciółmi Chrystusa.

Trzeci obraz to ten, o którym już pan burmistrz wspomniał: mogłem spędzić następne trzy i pół roku z moimi rodzicami w Lerchenfeldhof, a więc jeszcze raz poczuć się w pełni jak w domu. Te ostatnie trzy i pół roku z rodzicami były dla mnie ogromnym darem i rzeczywiście dzięki nim Fryzynga stała się moim domem. Mam na myśli święta, wspólnie spędzane Boże Narodzenie, Wielkanoc, Zesłanie Ducha Świętego; wspólne spacery po łąkach, wyprawy do lasu po jedlinę i mech do szopki, i wędrówki polami wzdłuż Isaru. W ten sposób Fryzynga stała się naszą prawdziwą ojczyzną, i jako ojczyzna pozostaje w moim sercu.

Dziś w pobliżu Fryzyngi znajduje się monachijskie lotnisko. Kto tam ląduje i stamtąd startuje, widzi wieże katedry we Fryzyndze, widzi mons doctus i być może domyśla się trochę jej dziejów i teraźniejszości. Z Fryzyngi od zawsze roztacza się rozległy widok na łańcuch Alp; dzięki lotnisku miasto w pewnym sensie nabrało wymiaru światowego i stało się otwarte na świat. Chciałbym jednak powiedzieć, że katedra ze swymi wieżami wskazuje na wysokość znacznie większą i inną od tej, na jaką wzbijają się samoloty; wskazuje wysokość prawdziwą, Bożą wysokość, z której pochodzi miłość, darząca nas prawdziwym człowieczeństwem. Katedra wskazuje jednakże nie tylko wysokość Bożą, która nas kształtuje i wytycza nam drogę, ale wskazuje również rozległość, i to nie tylko dlatego, że katedra przechowuje wieki wiary i modlitwy, i nie tylko dlatego, że jest w niej obecna niejako cała wspólnota świętych, tych wszystkich, którzy przed nami wierzyli, modlili się, cierpieli i się radowali. Wskazuje ona, mówiąc ogólnie, bezmiar świata wierzących wszech czasów, będący czymś więcej niż globalizacją, ponieważ w różnorodności, w zetknięciu różnych kultur i dziejów daje moc wewnętrznej jedności, daje to, co może nas zjednoczyć: jednoczącą moc tego, że Bóg nas kocha. Dlatego Fryzynga jest dla mnie również drogowskazem.

Na zakończenie chciałbym jeszcze raz podziękować za ten wielki zaszczyt orkiestrze, która uobecnia tu prawdziwie bawarską kulturę. Moim pragnieniem — moją modlitwą — jest, aby Pan nadal błogosławił temu miastu i aby Matka Boża z katedry we Fryzyndze miała je w swej opiece, aby także w przyszłości było miejscem życia ludzi w wierze i radości. Bardzo dziękuję.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama