Jan Paweł II

O pontyfikacie Jana Pawła II po 25 latach od wybory papieskiego

W dwudziestą piątą rocznicę pontyfikatu Jana Pawła II, nie można nie uobecniać Papieża, który jest nam bardzo bliski, którego czcimy i kochamy. Każdy z nas urobił sobie w jakiś sposób obraz tej wspaniałej postaci i mógłby w tej chwili opowiadać po swojemu to, co czuje i przeżywa.

Niech wolno mi będzie podzielić się własnymi wspomnieniami i przeżyciami związanymi z Osobą Jana Pawła II. Będą to zwierzenia bardzo osobiste. Myślę, że mam jakieś prawo wyznania i dzielenia się.

1. Poczytuję sobie za wielką łaskę wszystkie spotkania, które Bóg zrządził, z Karolem Wojtyłą - kapłanem, biskupem, metropolitą i papieżem. Były one liczne, w różnych okolicznościach. Spotkania osobiste, spotkania wspólne z innymi kapłanami, konferencje, celebracje...

Moje pierwsze spotkanie? Było to w Paryżu w Polskim Seminarium Duchownym przy rue des Irlandais w roku akademickim 1946/47. Ja co dopiero przeniosłem się w październiku 1946 r. z francuskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Agen (południowa Francja) do Polskiego Seminarium w Paryżu, aby po ukończonych studiach pojechać do Polski jako kapłan katowicki. Wszystko, co polskie, było mi wtedy nowe, od języka począwszy po wszystkie zwyczaje, o których miałem słabe pojęcie. Od najmłodszych lat przebywałem poza rodziną w środowisku wyłącznie francuskim. Byłem na piątym roku studiów seminaryjnych, rok przed święceniami kapłańskim, które otrzymałem z rąk Kardynała Suharda, arcybiskupa Paryża.

Byłem ogromnie ciekawy dwóch polskich kapłanów, którzy przybyli do nas wprost z Polski: Ks. Karol Wojtyła i Ks. Stanisław Starowieyski. Zatrzymali się w Paryżu w drodze do Rzymu na studia. Byliśmy wszyscy ciekawi, jak wygląda polski kapłan, który przygotowywał się do kapłaństwa w Polsce, w czasie wojny, w nieznanych nam warunkach, o których wiedzieliśmy z opowiadań od naszych przełożonych, którzy co dopiero wyszli z obozów koncentracyjnych. Jak wygląda kapłan z okresu komunizmu? Jak wygląda kapłan, który przyjął święcenia kapłańskie niespełna rok przede mną?

Goście opowiadali nam bardzo dużo o Polsce, o warunkach życia, o kapłanach, którzy zginęli w obozach, o braku księży, o trudnej sytuacji Kościoła, o dobrym i wiernym polskim ludzie.

Na nas, kleryków Polskiego Seminarium w Paryżu, którzy mieli po święceniach wracać do Polski, to spotkanie zrobiło ogromne wrażenie. Otworzyło nas na Polskę. Byliśmy wpatrzeni.

Czy ja mogłem wtedy pomyśleć, że ten młody polski kapłan, Karol Wojtyła, wyświęcony o niespełna rok wcześniej ode mnie, będzie mi kiedyś udzielał święceń biskupich w Kaplicy Sykstyńskiej! (Czy jako kleryk Wiktor, biskup tarnowski mógł myśleć o podobnym losie?)

2. Do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie na stanowisko wicerektora przeniósł mnie ordynariusz katowicki, Bp Stanisław Adamski. Nominację na rektora podpisał w 1968 r. Bp Herbert Bednorz na dwie pięcioletnie kadencje. Przez dwanaście lat żyłem w środowisku krakowskim, w atmosferze kościelnej - i nie tylko - która zawdzięcza Arcybiskupowi Metropolicie swoje tradycyjne, a równocześnie nowe oblicze.

Po likwidacji Wydziału Teologicznego w Uniwersytecie Jagiellońskim Kardynał Karol Wojtyła zabiegał o podtrzymanie rangi nauczania filozofii i teologii w Krakowie, otwierając Papieski Wydział Teologii, który po kilu latach stał się Papieską Akademią Teologii (PAT) z trzema wydziałami. Wokół niej na mocy zawartych konwencji układały swoje nauczanie Wyższe Seminaria Duchowne Metropolii i zakonne. Było to ogromne osiągnięcie. Wyższa uczelnia, uznawana na całym świecie, tylko w Polsce nie miała uznania władz państwowych.

Dzięki przychylności Księdza Kardynała Śląskie Seminarium Duchowne, które już prowadziło studia we własnym zakresie z własnymi profesorami miało swoje miejsce w kościelnej wspólnocie krakowskiej. Było bliskie jego sercu, Ks. Kardynał kochał Ślązaków. Odwiedzał nas często. Kiedyś powiedział - ku zaniepokojeniu biskupa katowickiego - że jest częściej w Seminarium Śląskim niż w Krakowskim. Kardynał odwiedzał nas często. Brał udział w uroczystościach seminaryjnych. Niejednokrotnie odwiedzał nas pod koniec dnia, czasem około godziny 22, gdy wracał po ciężkiej, całodniowej pracy ze spaceru w Lesie Wolskim czy Lasku Bielańskim.

Kiedyś powiedziałem Ks. Kardynałowi, że w naszym Seminarium nie ma jego portretu. Ks. Kardynał powierzył sprawę swojemu kapelanowi, Ks. Stanisławowi Dziwiszowi. Po kilku dniach klerycy Wiktor Skworc (obecny biskup tarnowski) i Stefan Wylężek przynieśli z Rezydencji Ks. Kardynała portret, który dotąd wisi w Auli Seminarium Śląskiego.

3. Ks. Kardynał ubolewał nad przeniesieniem Śląskiego Seminarium z Krakowa do Katowic, aczkolwiek rozumiał zamiary biskupa katowickiego, który chciał mieć swoje seminarium na miejscu i oddziaływać na rozwijające się środowisko akademickie na Śląsku. Żałował, że gmach Wyższego Śląskiego Seminarium Duchowego w Krakowie przeszedł na użytek Uniwersytetu Jagiellońskiego (zakład mikrobiologii) na całe 25 lat. Był to jednak warunek odzyskania gmachu św. Jacka w Katowicach.

Kiedyś sam Kardynał bronił gmachu Seminarium Śląskiego przed władzami komunistycznymi. Były to czasy uszczuplania przestrzeni kościelnych i konfiskowania zaplecza budynków. W 1962 r. władze państwowe odmówiły oddania Kościołowi krakowskiemu całego gmachu przy ul. Manifestu Lipcowego. Wtedy (1 października) „Bp Karol Wojtyła jako Wikariusz kapitulny, dokonuje aktu oddania Matce Boskiej gmachów seminaryjnych. Pierwszą część aktu odmówiono w budynku seminaryjnym przy ul. Podzamcze, po czym alumni wraz z profesorami, wychowawcami pod przewodnictwem księdza biskupa przeszli w milczeniu do drugiego gmachu na ul. Manifestu Lipcowego, gdzie odmówiono drugą część oddania. Od tej pory co roku, 1 października dokonuje się odnowienia tego aktu w podobny sposób”.

W 1963 r. - rok później - podobne działania miały miejsce wobec Seminarium Śląskiego. „Władze krakowskie postanowiły odebrać jedno skrzydło gmachu Seminarium Śląskiego w Krakowie. Miała nastąpić eksmisja. Dnia 17 IX 1963 rektor seminarium, wicerektor i prokurator udali się do przewodniczącego MRN domagając się wycofania decyzji - bezskutecznie. Wracając udali się do biskupa Wojtyły, który zatelefonował do przewodniczącego MRN. Telefon odebrał wiceprzewodniczący. Ks. Biskup powiedział, że jako krakowianin i jako Polak wstydzi się wobec Śląska. Również telefonował do L. Motyki, I sekretarza partii. Księży zapewnił, że na czas akcji przyjdzie, żeby być z nimi i protestować. Niebawem przewodniczący MRN zatelefonował do Seminarium wzywając rektora, któremu oświadczył, że sprawę przemyślał raz jeszcze. Akcję wstrzymano, skrzydła gmachu nie zajęto. (Według relacji ówczesnego ks. prokuratora). Taki był Biskup Karol Wojtyła.

Bronił praw Kościoła odważnie. Nie lubili go komuniści. Szykanowali go. Nie jeden raz na przejściach granicznych i urzędach celnych, gdy wracał z Rzymu.

Warto sięgnąć do „Kalendarium życia Karola Wojtyły”. Opisane są wydarzenia, które dotknęły pielgrzymujący Obraz Matki Bożej Jasnogórskiej w 1966 r. Uwięziono obraz podążający do Katowic pod opieką Bpa Józefa Kurpasa. Zatrzymano także samochód Metropolity Krakowskiego, a Metropolitę pouczono, by nie szkodził jedności narodu...

Odtąd wędrowały puste ramy...

Metropolita Krakowski co roku głosił kazania w Piekarach Śląskich w czasie imponującej pielgrzymki mężów i młodzieńców w ostatnią niedzielę maja. Niech wolno mi będzie przytoczyć słowa kazania piekarskiego z 26 maja 1968 r.: „...odczuwam najgłębiej z Wami wspólnotę pielgrzymią. Nie jest mi obca fizyczna praca. Rozumiem Was dobrze. Drodzy Bracia... nie mogę się powstrzymać od tego, by wyznać Wam moją szczególną tajemnicę (...) W roku ubiegłym przemawiałem tu na południowej nauce stanowej dla mężów (...) Trochę mi to wstyd powiedzieć - ale trudno się do tego nie przyznać. Otóż stało się tak, że gdy następnego dnia wróciłem do Krakowa, znalazłem na biurku list Ojca Świętego powołującego Metropolitę Krakowskiego do Kolegium Kardynałów (...) Uważam Matkę Boską Piekarską za szczególną patronkę mojego nowego powołania”.

Będąc w Krakowie przeżywaliśmy wszystkie zmagania Metropolity Krakowskiego związane z procesjami Bożego Ciała (z Wawelu na Rynek) według starej tradycji; z budową kościoła i duszpasterstwem w Nowej Hucie.

Krakowskie wspomnienia są dla mnie nie tylko miłe. Czas ten był dla mnie przede wszystkim formacyjny. Uczyliśmy się od Ks. Kardynała tzw. „sentire cum Ecclesia”. Uczyliśmy się odwagi, i tej wielkiej kultury, o której Kardynał mówił i mówi nadal, że jest duszą Narodów - i tej kultury na co dzień w relacjach międzyludzkich. Uczyliśmy się kultury pełnej prawdy i serdeczności.

4. Wiadomość o wyborze Kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową dotarła do mnie, kiedy wracając samochodem z Krakowa do Mikołowa w Chrzanowie usłyszałem wprost z radia watykańskiego ogłoszenie nowego Papieża. Nie muszę opowiadać o wzruszeniu i radości, o dumie. Wszyscy przeżywaliśmy to samo. Podjeżdżałem do przystanków autobusowych i krzyczałem przez otwartą szybę samochodu: „Mamy Papieża, Kardynał Wojtyła!” Ludzie patrzyli na mnie i niedwuznacznie przykładali palec do skroni. Wiadomo: co za wariat!

Pielgrzymowałem do Rzymu, do Ojca Świętego jako proboszcz św. Wojciecha w Mikołowie, później jako wicerektor Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu. W 1980 r. na prośbę Ks. Prymasa Polski uczestniczyłem w pracach komisji przygotowującej Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny w Lourdes. Pojechaliśmy do Rzymu do Ojca Świętego. Papież mnie zauważył: „Co ty tu robisz?” - „Jestem w Paryżu w Polskiej Misji Katolickiej”. - „Już nie w Polsce?” Nie było żadnego komentarza. Po kilku miesiącach (w marcu 1981 r.) zostałem wezwany przez Ks. Prymasa do Warszawy, by się dowiedzieć o nominacji na stolicę biskupią w Kielcach. Był to kolejny mój powrót do Polski.

Święceń biskupich udzielił mi sam Ojciec Święty Jan Paweł II w niedzielę palmową w Kaplicy Sykstyńskiej 12 kwietnia 1981 r.

Jak do tego doszło? Otóż po prekonizacji pojechałem z Paryża do Rzymu, by się przedstawić Ojcu Świętemu i podziękować. Trzeba też było zakupić tzw. fiolety. Przyjechałem w niedzielę. Od razu zadzwoniłem do Ks. Sanisława Dziwisza, który mnie zaprosił, abym rano był w koncelebrze z Ojcem Świętym w jego prywatnej kaplicy. Potem było wspólne śniadanie. Ojciec Święty pyta mnie: „Kto cię będzie święcił?” - „Ks. Prymas (już wtedy poważnie chory) radził mi zgłosić się do Metropolity Krakowskiego”. - „Ma prawo” powiedział Papież... Rozmowa przy stole toczyła się dalej. Po chwili Ojciec Święty mówi: „Ja też mam prawo! Księże Stanisławie, kiedy mamy wolny czas?” Ks. Dziwisz przyniósł notes: „W najbliższą niedzielę Palmową”. I tak to wszystko szybko poszło... Miałem niecały tydzień na przygotowanie.

Bardzo te święcenia przeżyłem. Co najbardziej?

Zapewne same święcenia w Kaplicy Sykstyńskiej, w splendorze Sądu Ostatecznego. Jeszcze bardziej jednak wielkoduszność Ojca Świętego, Jego wielkie serce. Szczególnie moment, kiedy po zakończonej liturgii w zakrystii Jan Paweł II serdecznie mnie uścisnął i powiedział: „Stasiu, do roboty!” Takich chwil i gestów nie zapomina się.

Nie zapomina się także dalszych spotkań i wydarzeń. Mam śmiałość powiedzieć: dalszej życzliwości i przyjaźni.

Byłem w Rzymie wkrótce po objęciu diecezji kieleckiej w maju 1981 r. jako uczestnik Międzynarodowego Kongresu Powołań. 13 maja w czasie obrad w sali przy Placu św. Piotra ktoś wtargnął na salę obrad z wiadomością o zamachu na Ojca Świętego. Po paru minutach byliśmy na Placu św. Piotra. Ojca Świętego już zabrano do kliniki. Uczestniczyliśmy w wielkim bólu, który ogarnął pielgrzymów uczestników środowej audiencji, i w wielkiej modlitwie, unoszącej się z Placu św. Piotra, przed Obrazem Matki Bożej, który ktoś postawił na tronie papieskim. Wszyscy modlili się o ocalenia Papieża.

Na przestrzeni 20 lat bywałem często w Rzymie. Ilekroć zgłaszałem swoją obecność Ks. Stanisławowi Dziwiszowi, Ojciec Święty przyjmował nie tylko urzędowo, jak na przykład z okazji wizyty ad limina, ale przy swoim stole. Przy stole przyjaźni. Taki zwyczaj wprowadził Jan Paweł II przyjmowania przy stole.

To są bardzo osobiste wspomnienia. Podaję je w skrócie. Cieszę się, że mogę się nimi podzielić z okazji 25-lecia Pontyfikatu Jana Pawła II.

Refleksja nad pontyfikatem Jana Pawła II

1. Powyższe wspomnienia pragnę uzupełnić osobistą także refleksją nad pontyfikatem Jana Pawła II.

Jak to zrobić? Jaki może być charakter tej refleksji? Żadną miarą jako ocena pontyfikatu.

Przypominam sobie swojego Biskupa Stanisława Adamskiego, którego byłem kapelanem przez 9 lat i któremu towarzyszyłem w latach wygnania z diecezji katowickiej (1952-1956). Żyliśmy w klasztorze Sióstr Urszulanek w Lipnicy pod Szamotułami. W niedziele odprawiałem i głosiłem homilie w kaplicy sióstr dla mieszkańców wsi. Pewnej niedzieli po Mszy Świętej siostra przełożona (była wtedy przełożoną siostra Józefa Ledóchowska) w czasie śniadania mówi do Biskupa: „Może pokrytykujemy kazanie ks. kapelana?” Biskup Adamski się uśmiechnął: „Siostro, kazania się nie krytykuje, kazania się słucha”.

Obawiam się, że niejeden raz wśród naszych chrześcijan mamy więcej krytyków aniżeli słuchaczy. Są to zwyczaje czy nałogi tzw. kibiców lub sędziów. Tak jak na boisku: kibice oceniają, nie biorą udziału w grze.

Nie chcę więc oceniać. Papieża się słucha. Trzeba mieć wobec niego duszę otwartą i być tym gruntem, który przyjmuje zasiew słowa. Moją więc refleksją proszę zrozumieć jako wezwanie do otwarcia się na Papieża, który jest widzialną głową Kościoła, pierwszym nauczycielem.

2. Każdego papieża - z tego tytułu - przyjmujemy jako proroka posłanego przez Boga. Jan Paweł II prorok naszych czasów.

Kim jest prorok? Różne są określenia. Najczęściej używane: „wezwany, widzący, posłany”.

„Widzący”. Tak nazywano np. proroka Samuela. Prorok dostrzega rzeczy ukryte, jest wysłannikiem Boga, obdarzony jest Duchem Bożym (1 Sm 9, 9).

Widzący!

Warto sięgnąć do Tryptyku Rzymskiego, do medytacji Jana Pawła II nad Księgą Rodzaju: Bóg, Stwórca, pierwszy Widzący:

„Na początku było Słowo i wszystko przez Nie się stało”.

Tajemnica początku rodzi się wraz ze Słowem, wyłania się ze Słowa.

Słowo - odwieczne widzenie i odwieczne wypowiedzenie.

Ten, który stwarzał, widział - widział, „że było dobre”,

widział widzeniem różnym od naszego,

On - pierwszy Widzący -

Widział, odnajdywał we wszystkim jakiś ślad swej Istoty, swej pełni...”

Jan Paweł II, prorok naszych czasów! Żywy obraz Boga i podobieństwo Boże. Widzialny zastępca Chrystusa na ziemi; Chrystusa, który jest „Obrazem Boga Niewidzialnego” (por Kol 1, 15).

Widzący i wypowiadający.

W dalszym ciągu przytoczę moje własne przeżycia. Kiedyś we Francji w czasie spotkania z kapłanami, dwóch młodych jezuitów, którzy zauważyli mnie jako biskupa z Polski, zaczęli mówić o Papieżu Polaku, by stwierdzić: „On nas nie rozumie”. Byli to Jezuici tzw. awangardowi. Cóż miałem powiedzieć? - „Czy wiecie, że Papież ma Ducha Świętego? Czy wy próbujecie go zrozumieć?” Pytanie pozostało bez odpowiedzi.

Od powiedź dał mi inny Francuz, przyjaciel Papieża, André Frossard. Zacytuję urywek jego książki Portret Jana Pawła II. Na pytanie, jak Ojciec Święty się modli, Jan Paweł II odpowiada bardzo po swojemu:

„Opowiem panu anegdotkę. W wieku dziesięciu, dwunastu lat byłem ministrantem, ale muszę wyznać, że niezbyt gorliwym. Moja matka już nie żyła... Mój ojciec, spostrzegłszy moje niezdyscyplinowanie, powiedział pewnego dnia: «Nie jesteś dobrym ministrantem. Nie modlisz się dosyć do Ducha Świętego. Powinieneś się modlić do Niego». I pokazał mi jakąś modlitwę”.

- Ojciec Święty jej nie zapomniał?

- „Nie zapomniałem jej. Była to ważna lekcja duchowa, trwalsza i silniejsza niż wszystkie, jakie mogłem wyciągnąć w następstwie lektur czy nauczania, które odebrałem. Z jakim przekonaniem on do mnie mówił! Jeszcze dziś słyszę jego głos. Rezultatem tej lekcji z dzieciństwa jest moja encyklika o Duchu Świętym”.

Jest mało prawdopodobne, żeby nasze skromne i najczęściej przypadkowe rozmowy religijne, jakie zdarza się nam prowadzić z dziećmi, zrodziły kiedykolwiek encykliki. A jednak nie wiemy, dokąd zajdą słowa. Myślimy, że przepadły, a one, podobne ziarnu gorczycznemu z przypowieści, stają się pewnego pięknego dnia wielkimi drzewami.

- „W młodości modliłem się, by uzyskać dary Ducha Świętego, które w zależności od danej sytuacji wydawały mi się najbardziej godne uwagi. Później zrozumiałem, że ostatnie słowo w tej sprawie należy do św. Pawła, który w swoim Liście do Rzymian mówi: „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”. Nie widzę, jak inaczej - niż tym zdaniem św. Pawła - mógłbym określić moją modlitwę osobistą. W ostatecznej instancji to zawsze Duch Święty tłumaczy naszą modlitwę - która nas przewyższa.

I jeszcze dodaje:

- „Bóg podjął straszliwe ryzyko wolności. Ale wspiera naszą wolność, która swoje wypełnienie znajduje w miłości. Ta zaś mieści w sobie wszystkie dary Ducha Świętego, a przede wszystkim «bojaźń Bożą», początek wszelkiej mądrości”.

„Bojaźń Boga” nie polega na tym, że drży się przed Jego wszechmocą, jak w tragediach z XVII wieku. Jest to raczej obawa, by nie zranić dziecka”.

Jeszcze jedno przeżycie bardzo osobiste. Mieliśmy wraz z kilkoma biskupami koncelebrować w prywatnej kaplicy Ojca Świętego. Papież wstaje z klęcznika i podchodzi do ołtarza, by włożyć szaty liturgiczne. Stoi i wpatruje się w krzyż nad ołtarzem. Coś mówi do krzyża, jakby mocował się z samym Chrystusem. Słowa nieartykułowane, głośne na tyle, że można usłyszeć. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie.

Prorok... Widzący...

On ma Ducha Świętego.

To prawda, papieża się nie ocenia, papieża się słucha!

3. Papieża się słucha, gdy wytycza drogi nowej ewangelizacji

Nowa ewangelizacja. Francuzi interpretowali po swojemu to określenie. Mówili o nowych metodach ewangelizacji, o nowych podejściach. Wydaje się jednak, że w zamyśle Ojca Świętego chodzi o rozpoczęcie na nowo ewangelizacji świata. Także naszego świata w Europie - w Polsce. Otwierając Synod Diecezji Białostockiej w 1991 r., Jan Paweł II powiedział: „W perspektywie dwutysięcznego roku trzeba szukać skutecznych dróg dla ewangelizacji - mówimy dziś o potrzebie reewangelizacji chrześcijańskiej Europy - i trzeba szukać adekwatnych odpowiedzi na potrzeby naszych czasów”.

Na błoniach krakowskich Jan Paweł II mówił o Bogu jako o „wielkim nieobecnym” w kulturze i w społecznej świadomości narodów: „Człowiek nierzadko żyje tak , jakby Boga nie było, a nawet stawia samego siebie na Jego miejscu”.

Posłannictwo papieża, to głoszenie prawdy o Bogu. Jakże znamienny jest tekst Orędzia noworocznego do młodych o pokoju: „Dziś grozi człowiekowi pokusa odrzucenia Boga w imię własnego człowieczeństwa. Gdziekolwiek następuje takie odrzucenie, tam nieodmiennie pada cień strachu. Strach rodzi się zawsze wtedy, gdy Bóg umiera w ludzkiej świadomości. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, chociaż może niejasno i lękliwie, że tam gdzie w świadomości osoby ludzkiej umiera Bóg, nieuchronnie następuje śmierć człowieka - obrazu Boga”.

Jan Paweł II, prorok reewangelizacji: „...ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci” (Łk 22, 32).

Utwierdzaj braci w wierze!

Jestem pod wrażeniem wyznania Jana Pawła II wobec młodych na Tor Vergata. Papież mówił do młodych:

„Trzeba, aby wzrastała i umacniała się wasza wiara w Chrystusa. Tej wierze pragnę dać świadectwo wobec was, młodzi przyjaciele, na grobie Apostoła Piotra, którego z woli Bożej jestem następcą, jako Biskup Rzymu. Dziś ja, jako pierwszy, pragnę powiedzieć wam, że wierzę mocno w Jezusa Chrystusa, naszego Pana. Tak, wierzę, i powtarzam jak swoje własne słowa Apostoła Pawła: „Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 20).

Papież mówi do milionowej rzeszy młodych: „Ja wierzę w Jezusa Chrystusa!” To jest niesamowita sprawa! I niesamowity był entuzjazm młodych, ich reakcja żywiołowa na takie wyznanie wiary. Piotr naszych czasów - tak jak Piotr za czasów Chrystusa: „Ty jesteś Mesjaszem, Synem Boga żywego!”

Reewangelizacja buduje na takich świadectwach i wyznaniach wiary. Papież osiemdziesięcioletni jest młody razem z młodymi, którzy noszą transparenty z napisami: „Chrystus żyje!” Młody jest z młodym Kościołem tych Apostołów, którzy po zesłaniu Ducha Świętego w Wieczerniku ruszyli w świat z świadectwem na ustach: „Chrystus zmartwychwstał!”

4. Papież jest prorokiem miłosierdzia.

Żywe w pamięci są sierpniowe dni krakowskie, kiedy Jan Paweł II zawierzył Polskę i cały świat Miłosierdziu Bożemu. Z tym samym autorytetem, co Piotr w Cezarei Filipowej: „Ty jesteś Mesjaszem, Synem Boga żywego!” Jan Paweł II, Piotr naszych czasów, mówi: „Bóg jest Miłosierdziem!”

Jedna z najcudowniejszych encyklik Jana Pawła II, to encyklika o Miłosierdziu. Cały Papież w niej się mieści: filozof, teolog, mistyk, poeta.

Papież zapatrzony w Krzyż, pisze: „Krzyż stanowi najgłębsze pochylenie się Bóstwa nad człowiekiem, nad tym, co człowiek - zwłaszcza w chwilach trudnych i bolesnych - nazywa swoim losem. Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka” (DM 8).

Nie muszę szerzej omawiać tego tematu. Jest nam bardzo bliski, szczególnie tym, którzy kochają i szerzą kult Miłosierdzia Bożego.

5. Prorok jedności i pokoju.

Czy jest ktoś, kto bardziej od Jana Pawła II zabiega o jedność i pokój na świecie?

Papież głosi jedność i pokój z największą pokorą. Sam dokonuje „znaku oczyszczenia pamięci”.

Jan Paweł II głosi tę jedność z największą nadzieją. Słuchaliśmy Ojca Świętego przeprowadzającego nas przez próg nowego, trzeciego tysiąclecia. Przez próg nadziei. Znamy książkę: Przekroczyć próg nadziei. Ojciec Święty wiązał z Jubileuszem Roku 2000 nadzieję zjednoczenia Kościołów, szczególnie z Kościołem prawosławnym. Rzucał zasiew ziarna nadziei. To ziarno jest. Zasiew został dokonany.

Co przeżywa Papież, doznając rozczarowań (to jest moje odczucie), przeżywając jakby przedwczesną wiosnę nowych czasów. Sprawdzają się chyba słowa Chrystusowe: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (Jn 12, 24).

Jan Paweł II, siewca nadziei, świadek męki i cierpień Chrystusa we własnym ciele „dopełnia braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24).

6. Niech mi wolno będzie na zakończenie wrócić do bardzo osobistych wspomnień i przeżyć.

Jan Paweł II jest człowiekiem wiernym przyjaźni, o sercu wrażliwym, pełnym delikatności. Człowiekiem wielkiej kultury. Nie mówię o relacjach Papieża z wielkimi tego świata, głowami państw, dostojnikami. Pamięta Papież o małych ludziach w sposób niezwykle uroczy.

Opuszczałem Kraków w 1978 roku, w sierpniu. Nie zdążyłem się pożegnać z Ks. Kardynałem Arcybiskupem Krakowskim. Był on wtedy na konklawe, w którym został wybrany na Stolicę Piotrową Jan Paweł I. Napisałem pożegnalny list. Po powrocie z Rzymu Kardynał napisał do mnie pełen serdeczności list.

Jako Papież nie zapominał. Jak wielu innych otrzymywałem życzenia na dzień św. Stanisława na dzień imienin. Zawsze bardzo serdeczne i osobiste.

7. Opowiedziałem to, co czuję. O Papieżu napisano i pisze całe tomy. Są to piękne wypowiedzi, choć nie brak sprzeciwu ze strony pewnych środowisk, które chciałyby reformować Kościół, wiadomo w jakich kierunkach i w jakim duchu.

Ojciec Święty to monolit wiary, nadziei i miłości.

Czytałem książkę wydaną przez Księgarnię św. Jacka. Są w niej zawarte rozmowy Kardynała Paul Poupard z Marie Joëlle Guillaume. Książka nosi znamienny tytuł: Ten Papież jest darem od Boga. Te słowa wypowiedział na początku pontyfikatu Jana Pawła II Sołżenicyn. Dziś sprawdzają się w pełni.

Ten Papież jest darem od Boga!

Abp Stanisław Szymecki

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama