Nie tracić oczu wiary

Rozmowa z abpem Kazimierzem Nyczem

„Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, złodziejami są i grabieżcami, a owce ich nie słuchały. Ja jestem bramą. Jeśli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie bezpieczny. Będzie wchodził i wychodził i znajdzie paszę" - mówi Jezus. Czy te słowa Chrystusa możemy odnieść w jakimś sensie do faryzeuszy i ich niezgodnego z nauką Mistrza postępowania?

- Jezus mówiąc te twarde słowa, nie odnosił ich przede wszystkim do sobie współczesnych; więc nie na pierwszym miejscu do faryzeuszów. Mówił o tych, którzy przyszli przed Nim, a więc w Starym Testamencie.

Byli fałszywi prorocy, byli i ci, którzy przychodzili jako zapowiadani mesjasze. Jest jednak i inny ponadczasowy wymiar tych słów. Jezus mówi o tych, którzy przez wieki wdzierają się do Owczarni Jezusa. To ci, którzy nie wchodzą przez bramę, ale podstępnie. Bramą zaś jest Jezus. Kto wchodzi do owczarni Kościoła przez Jezusa, który jest drogą, prawdą i życiem, ten będzie bezpieczny i bezpieczna będzie owczarnia. My weszliśmy do Owczarni - Kościoła przez chrzest. Zostaliśmy zanurzeni w Chrystusowej męce i śmierci po to, by zmartwychwstać.

Fałszywych proroków mamy dziś wielu. Jak postępować, by nie stać się podatnym gruntem na ich słowo?

- Fałszywi prorocy byli zawsze. Dziś też ich nie brakuje. Obecnie mogą być nimi media: radio, prasa, telewizja, Internet, dla tych, którzy oglądają za dużo, bez roztropności. Wtedy bowiem bezkrytycznie przyjmują za prawdę to, co jest półprawdą lub kłamstwem, i idą za tym nowoczesnym fałszywym pasterzem.

Fałszywi prorocy to jedno, a przypadki obłudnych głosicieli Słowa Bożego w samej wspólnocie Kościoła to drugie. Jak, patrząc czasem na zgrzyt między tym, co głoszą a tym, jak żyją, nie stracić wiary?

- Rozumiem dziennikarską ostrość pytania. We wspólnocie Kościoła głosicielami Słowa Bożego są biskupi, księża, ale też katolicy świeccy. Wszyscy jesteśmy najpierw słuchaczami Słowa, a następnie głosicielami. Rodzice słuchają Słowa w Kościele, a następnie Słowo to głoszą dzieciom, ustami i przykładem. W gronie głosicieli zdarzają się wyjątki szczególnie niegodnych i niekonsekwentnych głosicieli. To trzeba naprawiać i zmieniać. Ale trzeba pamiętać, że każdy głoszący Ewangelię musi się ciągle nawracać. Wszyscy, z wyjątkiem Matki Bożej, jesteśmy grzesznikami. Nawet apostołowie głosząc Słowo Boże, czuli się grzesznikami i niegodnymi. Takich wybrał Pan Jezus. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników. Oczywiście, że zły przykład głoszącego słowo na ambonie czy w domu rodzinnym może osłabić wiarę, ale nie może człowieka jej pozbawić. Jest ona wielkim darem Boga - laską. Kościół - a więc wszyscy - musimy się nawracać, oczyszczać, by nikt przez głosicieli Słowa nie osłabł w wierze, ale by mówili: popatrzcie, jak oni się miłują.

Żyjąc w czasach wszechobecnej konsumpcji i hedonizmu, sami w mniejszym lub większym stopniu stajemy się obłudni. Jak żyć, by to, co słyszymy podczas niedzielnych homilii, było obecne w naszej codzienności?

- Człowiek, który uległ konsumpcjonizmowi czy hedonizmowi i nic nie widzi ponad to, jest nie tyle obłudny, co biedny. Stracił oczy wiary, którymi patrzy na życie. Potrzebuje Jezusa, by mu otworzył oczy wiary. Wszyscy mamy mało czasu dla siebie i dla naszej wiary. Kto z nas potrafi dwa razy w miesiącu wyjść nocą poza blask miasta, by zobaczyć roziskrzone niebo i powiedzieć: Boże, jak piękny świat stworzyłeś. Albo ulegamy pośpiechowi, albo już w pięknie przyrody nie potrafimy dostrzegać śladów

Boga. Na pytanie, jak żyć, pierwszą odpowiedzią jest zwolnić, by posłuchać ciszy lasu, jeziora. By usłyszeć podczas niedzielnej Mszy św. jedno zdanie, jedną myśl i zabrać ją na cały tydzień. By uklęknąć lub usiąść wieczorem i pięć minut podnieść serce ku Bogu i podziękować za przeżyty dzień. Przykładem takiego życia była postawa św. Joanny Beretty Molli, matki, która przy czwartym dziecku, chora na raka, nie zdecydowała się na aborcję, ale uratowała dziecko, a sama umarła. Zrobiła tak, bo w całym życiu Bóg i rodzina byli na pierwszym miejscu. Była piękną kobietą, oddaną lekarką, matką i żoną. Kochała życie, męża, teatr, sport. Na wszystko miała czas. Modlitwa była źródłem jej życia. Bo gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystkie rzeczy są na właściwym miejscu.

Nie tracić oczu wiary

Abp Kazimierz Nycz, urodził się w 1950 r. w Starej Wsi k. Oświęcimia. Święcenia kapłańskie przyjął w 1973 roku. 15 lat później, w wieku 38 lat, został mianowany biskupem pomocniczym archidiecezji krakowskiej. Zasłynął w tym czasie jako znakomity duszpasterz, sprawny organizator, biskup otwarty na ludzi świeckich, chętnie współpracujący z mediami. Koordynował ze strony kościelnej przebieg pielgrzymek papieskich w Polsce. W 2004 r. został mianowany biskupem koszalińsko-kołobrzeskim. 3 marca 2007 r. Benedykt XVI mianował go arcybiskupem metropolitą warszawskim. Od 9 czerwca ub.r. abp Nycz jest ordynariuszem wiernych Kościoła katolickiego obrządku ormiańskiego. Arcybiskup jest doktorem teologii w zakresie katechetyki, a w KEP m.in. przewodniczącym Komisji Wychowania Katolickiego.


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama