Wyruszyć w drogę

Rozmowa z bpem Gerardem Kuszem

Trzej Mędrcy ze Wschodu przed dwoma tysiącami lat oddali pokłon nowo narodzonemu Zbawicielowi. Komu, zdaniem Waszej Ekscelencji, współcześni możni tego świata oddają pokłon?

— Początek nowego roku otwiera perspektywę czasu i drogi. Czas jest darem Boga. Droga prowadząca do celu jest już naszym wyborem. Obserwując drogę Mędrców ze Wschodu do Jezusa, uczymy się od nich wyboru drogi życia.

Pytanie, komu współcześni możni oddają pokłon, ukazuje bardzo ważny dla cywilizacji europejskiej problem hierarchii wartości. W sferze rozumu współcześni są „możni". Natomiast w działaniu, w sferze woli, jesteśmy słabi. Cyprian Kamil Norwid powiedziałby, że trapi nas „nie-do-czyn". Mówiąc za Adamem Mickiewiczem: „w słowach tylko chęć widzimy, w działaniu potęgę".

Możni tego świata kłaniają się z reguły wielkościom przez siebie kreowanym, osiągnięciom współczesnej myśli technicznej. Wielkościom, w ręku których jest władza, pieniądz, siła.

Mędrcy wyruszyli w drogę, szukając prawdy o pojawieniu się nowego znaku, znaleźli Boga objawionego w człowieku. Zagubienie drogi przez współczesnych jest w konsekwencji zdradą człowieka i zagubieniem wiary w Boga.

Czy czasem nie jest tak, że to my, wierzący, także mamy problemy z pokłonem w stronę Pana? Czy żyjąc w zagonionym świecie, walcząc nierzadko o przetrwanie, alei o lepszy byt, gdy osiągamy cel: lepszą pozycję, stanowisko, wyższy materialny i społeczny status, uzurpujemy sobie wszelkie zasługi w jego realizacji, zapominając przy tym o skromnym pokłonie względem Tego, bez którego to wszystko nie byłoby możliwe?

— Mędrcy, którzy dotarli do Dzieciątka Jezus, oddali pokłon należny Bogu, bowiem byli ludźmi religijnymi i to wiara doprowadziła ich do odkrycia Boga w człowieku. Oddali Bogu pokłon, tj. zwyczajem ludzi Wschodu upadli na twarz.

My często nie chcemy przyjąć Jezusa Boga-Człowieka, Syna Bożego takiego, jaki do nas przychodzi. Chcemy zobaczyć Go według naszych wyobrażeń. A On stale przychodzi do nas niepozornie, w codziennych zmaganiach o Ewangelię, tj. o Dobrą Wiadomość dla człowieka, że „Bóg tak nas umiłował, że zesłał swego Syna, abyśmy życie mieli". Szukamy Boga potężnego, który zrobi porządek na świecie, usunie wszelkie zło, pozbawi władzy tyranów i dyktatorów. Nie potrafimy paść na twarz przed Jezusem bezradnym, bezdomnym, wygnanym z ojczyzny. Zatraciliśmy pojęcie Boga-Stwórcy. Błędnie rozumujemy, że świat powstał sam z siebie, a wszystko na świecie jest wytworem ludzkiego rozumu i rąk.

Królowie przynieśli Jezusowi mirrę, kadzidło i złoto — dary niezwykle cenne. Co my możemy dziś ofiarować Chrystusowi?

— Oczywiście każdy z nas może przynieść Jezusowi swój osobisty dar. Mędrcy przynosząc dary nie wyrażali tylko swoich osobistych sympatii do Bożego Dzieciątka. Reprezentowali swoje społeczności. Jeżeli tak, to mamy prawo zapytać: co nasi reprezentanci mogą dzisiaj ofiarować Chrystusowi?

Tadeusz Różewicz przed paru laty przyjmując doktorat honorowy Uniwersytetu Opolskiego powiedział: „Zdawało się, że bez wiary, nadziei i miłości człowiek nie może żyć... ale pod koniec XX wieku ten ssak rozmnaża się bez miłości, żyje bez wiary i umiera bez nadziei". Słowa te dotyczą też początku XXI wieku. Jest to więc sytuacja świata pogańskiego, w którym ludzie żyją „jakby nie mający nadziei ani Boga na tym świecie" (Ef 2, 12).

Mamy zatem przynieść to, w czym odczuwamy niedostatek. Posiadamy wprawdzie wiarę, ale jest to wiara w postęp, który obok dobra otwiera przepastne możliwości zła. Jest to więc często postęp na drodze zła. Mamy nadzieję, ale są to ludzkie oczekiwania, które przypominają pobożne życzenia. Brak natomiast nadziei, która podtrzymuje życie.

O miłości mówimy i śpiewamy dużo. W rzeczywistości jest to miłość jednowymiarowa, dotykająca fizycznej strony naszej natury. A pragniemy wielkiej miłości, która nadaje sens całemu naszemu życiu.

Oddajemy pokłon nowo narodzonemu Odkupicielowi człowieka i niesiemy naszą czysto ludzką wiarę — nadzieję — miłość, prosząc pokornie, aby Bóg przemienił ją w wiarę „w Boga żywego", w nadzieję „życia wiecznego" i w miłość, która nadaje sens życiu i „nigdy nie ustaje".

Wyruszyć w drogę

Bp Gerard Kusz, urodził się w 1939 r. w Dziergowicach (diecezja gliwicka). Święcenia kapłańskie przyjął w czerwcu 1962 r. w Opolu z rąk bp. Franciszka Jopa. Pracował jako wikariusz w par. Chrystusa Króla w Gliwicach i Podwyższenia Krzyża św. w Opolu. Związany z Wyższym Seminarium Duchownym Śląska Opolskiego w Nysie, gdzie pełnił funkcję prefekta (1973-1974), a także wicerektora (1983-1985). Do dziś wykłada tam katechetykę, pedagogikę i teologię pastoralną. W 1976 r. uzyskał tytuł magistra teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, dwa lata później obronił tam pracę doktorską. W czerwcu 1985 r. został mianowany biskupem tytularnym Tagarbala i pomocniczym opolskim. Od 1987 r. pełni w Opolu funkcję członka Rady Kapłańskiej i Kolegium Konsultorów. 25 marca 1992 r. został biskupem pomocniczym nowo powstałej diecezji gliwickiej, gdzie mianowano go przewodniczącym Wydziału Nauki i Kultury Chrześcijańskiej. Od 1985 r. należy do Komisji Katechetycznej Episkopatu Polski. Obecnie jest wiceprzewodniczącym Komisji Episkopatu ds. Wychowania.


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama