Liturgia jest dziełem nie tylko celebransa

Rozmowa z bpem Zbigniewem Kiernikowskim na temat liturgii

eSPe: Jaką rolę w formacji duchowej pełni uczestnictwo w liturgii?

Ksiądz Biskup Zbigniew Kiernikowski: Liturgia stanowi swoistą miniaturę życia. Dokonuje się w niej bowiem to, co ma miejsce potem w codziennym życiu człowieka i wspólnoty. Oczywiście mam na myśli świadome i dojrzałe uczestnictwo w liturgii. Podobnie jak przed podjęciem budowy jakiegokolwiek gmachu trzeba najpierw poczynić konkretne plany i projekty, które im są dokładniejsze, tym lepiej pozwalają wykonać samą budowlę, tak przeżyta liturgia daje uczestniczącemu w niej określony plan życia. Jednocześnie kładzie fundament pod to wszystko, co spełnia się w jego życiu i jest źródłem mocy, by to mogło się realizować.

Liturgia jest także wyrazem chwały oddawanej Bogu przez człowieka. Jednak nie tylko poprzez kult zewnętrzny, złożony z gestów, znaków i słów. Chwałą Boga jest przede wszystkim człowiek, w którym spełnia się Boży zamysł. Właściwie ukształtowana i przeżywana liturgia na tyle oddaje chwałę Bogu, na ile sprawia, że w człowieku otwiera się przestrzeń i dyspozycyjność pozwalająca na Boże działanie. Liturgia ma zatem charakter formacyjny, ponieważ kształtuje człowieka w jego relacji do Boga i do bliźniego.

Często można usłyszeć zarzut, że w życiu wielu osób, nawet codziennie chodzących na mszę, nie widać przemiany. Co więc robić, żeby jak najpełniej czerpać z Eucharystii? Jak ten plan życia przeżywany w liturgii przełożyć na konkret życia?

Wydaje się, że problem tkwi zasadniczo w tym, że liturgię zbyt często traktuje się jako obrzęd do odprawienia. Wówczas niejako to JA jestem głównym podmiotem liturgii, to znaczy JA ją odprawiam dla Pana Boga. Za mało zaś we mnie odbiorcy Bożego działania, za mało słucham, za mało daję się kształtować. Jeśli nie pozwalam, żeby pod wpływem słuchanego słowa Bożego i wykonywanych znaków tworzyła się we mnie nowa jakość, to wtedy po skończonej liturgii wychodzę mało wyposażony w Bożą moc. Oczywiście coś zawsze będę zabierał, będzie to jednak tylko pewien element, może nie dodatkowy, ale mało związany z życiem. Odprawiłem („zaliczyłem”) liturgię, a teraz w życiu muszę sobie jakoś poradzić.

Jak to zmienić? Prosta rzecz. Prosta, ale trudna: odkryć, że liturgia potrzebuje wprowadzenia. Potrzebuje katechezy mistagogicznej. Ta katecheza powinna mieć dwa aspekty: wprowadzenie w treści tajemnicy Jezusa Chrystusa i związane z nią znaki, w których ta tajemnica jest celebrowana oraz katechezę wprowadzającą w każdą liturgię, bezpośrednio przed daną liturgią.

Bardzo często podkreślam, że nie może dobrze przeżyć liturgii ktoś, kto podchodzi do niej w sposób utylitarny; chce coś zyskać, zaliczyć, do czegoś dojść, a nie jest otwarty na to, że musi w liturgii przeżyć swoją przemianę. „Musi” nie dlatego, że ktoś mu narzucił, lecz „musi”, bo potrzebuje.

Jeśli dążę do tego, żeby dobrze wyjść na liturgii, to nie będę jej dobrze przeżywał czy dobrze jej sprawował, a moja postawa będzie miała coś z zachowania antykoncepcyjnego (gdy mam swoją koncepcję, jestem antykoncepcyjny w stosunku do zamysłu Boga i innych osób). Natomiast jeśli podchodzę do liturgii w sposób czysty, to znaczy gotów dać się przenikać przez tajemnicę, gotów wchodzić w nawrócenie, to pozwalam, żeby we mnie w czasie liturgii coś się stało. Nie wiem, co i jak ma się stać, ale wiem, że powinno się we mnie dokonywać zjednoczenie z duchem Jezusa Chrystusa.

Wydaję siebie na ofiarę.

Tak, to o to chodzi — wydanie siebie na ofiarę, to znaczy przeżywanie umierania starego człowieka i zyskiwanie nowego życia (por. Rz 6,4n). Dzięki Ewangelii mam władzę nad swoim życiem, mogę je oddawać. Mam władzę nad tym, co jest moje, także nad moimi słabymi stronami, do których jestem przywiązany. W liturgii uczę się tracić. Żeby we mnie było miejsce dla Boga, musi być mniej miejsca dla mnie, dla mojego „starego ego”. Sam nie mogę w sobie wyprodukować nowego życia — ono jest darem. Na ile jestem gotów skorzystać z mojej władzy oddania życia, wyzbycia się starego człowieka, na tyle to nowe życie we mnie się aktualizuje.

To nie jest tak, że przygotuję serce czyste, niewinne, żeby Pan Bóg miał jakiś kącik czy kapliczkę, bowiem to ja cały muszę się stać miejscem, gdzie się dokonuje chwała Boga, gdzie się wykonują Jego zamysły. Nie mogę tworzyć kapliczki — lecz sam mam stać się świątynią Boga. Bardzo mocno to podkreślam: liturgia jest oddawaniem Bogu swojej racji. W liturgii uczę się tracić swoje racje: samousprawiedliwienie, prawa, pretensje, i oddaję władzę nad moim życiem Komuś innemu. Wtedy jest liturgia owocna.

Jak Eucharystia jest powiązana z innymi sakramentami?

Każdy z sakramentów jest specyficznym ukonkretnieniem Tajemnicy Paschalnej Jezusa Chrystusa, która najpełniej jest wyrażona i zawarta w Eucharystii. Eucharystia jest sakramentem par excellance, najświętszym z sakramentów. Zamknięta w kruchych i przemijających postaciach, będących nośnikami mocy powoływania ze śmierci do życia, jest obecnością Boga i Jego działaniem. Eucharystia to sam Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały, jest zatem Paschą Chrystusa i Paschą każdego chrześcijanina.

Logika wszystkich pozostałych sakramentów wskazuje na związek z Paschą, a więc ma również ścisły związek z Eucharystią. Chrzest jest bramą, która wprowadza w tajemnicę Jezusa Chrystusa i uzdalnia do korzystania z kolejnych sakramentów. W Eucharystii nie może uczestniczyć ten, kto nie przyjął chrztu. Sakrament pokuty jest przeznaczony dla człowieka, który zatracił świeżość swojej relacji z tajemnicą Jezusa Chrystusa. Z kolei sakrament małżeństwa jest przeżywaniem tajemnicy umierania i zmartwychwstania Chrystusa w relacji do drugiej osoby. Piszę o tym sporo w książkach Dwoje jednym ciałem w Chrystusie oraz Eucharystia i jedność. Podobnie pozostałe sakramenty: bierzmowanie, kapłaństwo, sakrament chorych. Każdy z nich na swój specyficzny sposób jest związany z Eucharystią, gdyż każdy z nich czerpie z tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa i do niej się odnosi.

W jednej z swoich katechez liturgicznych (Kapłan — gwarant gotowości zgromadzenia) wygłoszonych w katedrze siedleckiej, Ksiądz Biskup powiedział: „Nie jesteśmy w kościele po to, by być tylko widzami tego, co dzieje się na ołtarzu. Wszyscy w tym uczestniczymy. Kapłani (biskupi, prezbiterzy) czynią to w duchu i mocą kapłaństwa służebnego (ustanowionego święceniami) dla posługi zgromadzeniu wiernych, a wierni — w duchu i mocą kapłaństwa powszechnego (na mocy chrztu).” Dla wielu osób rozróżnienie na kapłaństwo służebne i powszechne jest mało czytelne — co to znaczy uczestniczyć w kapłaństwie powszechnym?

Kapłaństwo może być różnie definiowane, ale chyba najbliżej jego istoty jest stwierdzenie, że kapłaństwo to składanie ofiary w celu zachowania jedności między Bogiem a człowiekiem i pomiędzy ludźmi. Kapłan to jest pontifex (łac. ten, który buduje mosty, łączy). Można dostrzec dwa sposoby realizacji kapłaństwa. Pierwszy to ten, który był charakterystyczny dla Starego Testamentu, a także dla religii pogańskich, który — krótko mówiąc — polegał na składaniu określonych ofiar dla przebłagania czy pozyskania przychylności Boga (bądź bogów). Raz w roku, podczas żydowskiego święta Przebłagania (Jom Kippur), arcykapłan wchodził do miejsca Świętego Świętych w Świątyni Jerozolimskiej, aby dokonać przebłagania, by na mocy składanej wtedy ofiary lud na nowo został pojednany z Bogiem.

Kapłaństwo Nowego Testamentu ma innych charakter. Przez śmierć na krzyżu Jezus z siebie samego złożył ofiarę. Wszedł do świątyni swojego życia i sam stał się niejako miejscem Świętym Świętych, miejscem, gdzie dokonało się pojednanie. Wyraża to dobrze List do Efezjan: „On [Jezus] jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur — wrogość (...), aby jednych, jak i drugich znów pojednać z Bogiem w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości” (Ef 2,14.16). Jezus w sobie zburzył mur rozdzielający, czyli wrogość, jaka była pomiędzy dwoma częściami ludzkości. Jest tu zapewne mowa o narodzie żydowskim i narodach pogańskich, ale dotyczy to też każdej sytuacji rozdzielenia i muru wrogości powstałego pomiędzy ludźmi, a także pomiędzy człowiekiem i Bogiem wskutek grzechu. Ten rozdzielający mur wrogości Jezus Chrystus pokonał w sobie samym, dlatego jest kapłanem na wieki. Takie jest kapłaństwo Jezusa Chrystusa.

Kiedy mówimy o kapłaństwie powszechnym, które wypływa z mocy chrztu, to myślimy o przyjęciu i praktykowaniu w życiu tej logiki, która jest w Jezusie Chrystusie. To znaczy: jestem gotów z siebie składać ofiarę, żeby następowało pojednanie, wydawać siebie, by drugi człowiek miał dostęp do Boga. Na tym polega kapłaństwo Jezusa Chrystusa i taki jest udział ochrzczonych w tym kapłaństwie. Jest to kapłaństwo powszechne — wszyscy, którzy są ochrzczeni uczestniczą w tej tajemnicy Jezusa Chrystusa, w tym jedynym kapłaństwie. Oczywiście na tyle, na ile każdy przeżywa swój chrzest, dając siebie, tracąc swoje życie, wydając je dla pojednania, aby w ten właśnie sposób dokonywało się budowanie wspólnoty — Ciała Chrystusa. W każdym członku tego Ciała mocą chrztu dokonuje się przetwarzanie skutków grzechu. Kapłaństwo powszechne polega więc na gotowości przyjęcia na siebie skutków zła, by to zło nie rozprzestrzeniało się dalej, ale zostało niejako przetworzone w moc przebaczenia, łączenia wrogich sobie „elementów”. Nie trzeba mieć do tego specjalnych święceń kapłańskich, wystarczy chrzest, dlatego nazywamy to kapłaństwem powszechnym.

Kapłaństwo służebne natomiast jest na usłudze tej tajemnicy Jezusa Chrystusa spełniającej się w jego Ciele — w Kościele. W pewnym sensie można powiedzieć, że nie jest ono ponad kapłaństwem powszechnym, lecz na jego służbie. Żeby w członkach całego Ciała był duch kapłański, potrzebni są właśnie biskupi, prezbiterzy, diakoni, którzy spełniają swoje funkcje sakramentalne. Nie jest to lepsza forma kapłaństwa, lecz posługa tajemnicy kapłańskiej całego ludu Bożego.

To jest dziś jeszcze niewystarczająco rozumiane, dlatego mamy tyle problemów i w liturgii, i w sposobie rozumienia Kościoła, i w relacji między duchownymi (księżmi) a świeckimi. Te relacje są — mimo odnowy soborowej — nadal trochę widziane na sposób zbyt zhierarchizowany.

Ksiądz Biskup we wstępie do swojej książki Kościół wspólnota odkupionych grzeszników wspomina, że ma doświadczenie zarówno liturgii przed- jak i posoborowej. Pierwsza z nich bywa określana w Kościele jako zbyt rygorystycznie trzymająca się rubryk, drugiej często zarzuca się zbytnie eksperymentowanie z formą. Stąd też moje pytanie: dobrze sprawowana liturgia, czyli jaka?

Istota problemu nie polega na tym, że jedna liturgia stała się rygorystycznym trzymaniem się rubryk, a druga jakoby była pozostawiona uznaniu sprawującego. Choć niewątpliwie coś z tego aspektu jest. Odnowiona liturgia daje więcej miejsca osobistemu rozeznaniu i zaangażowaniu celebransa. Powiedziałbym raczej, że liturgia przed soborem miała formę jakby nabożeństwa zasługującego. Powiadam ostrożnie — jakby, bo nie można tak kategorycznie tego określić. Niemniej były to nabożeństwa, ceremonie, które miały być odprawione z zachowaniem bardzo szczegółowych przepisów. Mniejszy akcent kładziono natomiast na zrozumienie akcji liturgicznej i na udział w niej — szczególnie jeśli chodzi o wiernych świeckich. Sposób celebrowania sprawiał, że misterium, które się dokonywało, było w pewnym sensie odległe. Odległe fizycznie — ksiądz stał dalej, wyżej, w prezbiterium, tyłem do ludu, tylko czasem się odwracał; odległe przez niezrozumienie języka — łacina; odległe, bo odbywało się niejako poza uczestnikiem liturgii, choć miało to jemu służyć.

Natomiast liturgia po odnowie soborowej, dzięki większemu zwróceniu uwagi na to, co dzieje się w samej celebracji jako akcji w zgromadzeniu, otrzymała charakter bardziej komunikatywny, interpersonalny, formacyjny. W większym wymiarze jest ona działaniem wspólnoty, a nie samego tylko kapłana, który odprawia mszę świętą dla ludzi. Dobrze sprawowana liturgia to taka, w której ludzie słuchają słowa Bożego i zbliżają się do ołtarza jako ci, którzy mają postawę wiary. Przychodzą ze świadomością, że w czasie tej liturgii się dokonuje pewna actio, w której Bóg działa wobec człowieka, a człowiek, przez określone znaki, na to działanie odpowiada i je przyjmuje. Wypełnia te znaki, by w nim dokonywało się to misterium. To jest pierwszy warunek — można powiedzieć ogólny — w którym wyraża się wiara co do działania Pana Boga w liturgii i przez liturgię.

Następnie muszę mieć pewną, przynajmniej minimalną, wiedzę na temat poszczególnych znaków liturgicznych i właściwe je rozumieć. Potrzebna jest mi więc odpowiednia katecheza mistagogiczna. Tego dziś często bardzo brakuje.

I wreszcie, trzeci warunek, o którym mówiłem na samym początku: świadomość, że to, co dzieje się podczas liturgii jest bardzo ściśle związane z moim życiem.

Bardzo ważnym momentem jest właściwe rozpoczęcie liturgii. W cyklu katechez liturgicznych, o których Pani wcześniej wspomniała, dwie katechezy dotyczą aktu pokuty. Jest on często niedowartościowany. Najczęściej pojęty jest w ten sposób, że oczyszczamy się, aby być godnymi sprawowania najświętszych obrzędów. Tymczasem potrzebne jest tu uświadomienie sobie własnej sytuacji oraz tego, przed jakim misterium stajemy i co powinno, czy może w nas się dokonać. Jest to punkt wyjścia do dobrze sprawowanej liturgii, bo świadomość własnej grzeszności (wykluczam teraz sprawy grzechu śmiertelnego, który wyłącza ze wspólnoty), świadomość tego, że nie jestem doskonały czyni mnie „materiałem” stosownym do tego, bym przeżywał liturgię. Nie jest to tylko kwestia oczyszczenia siebie, bym godnie uczestniczył w sprawowanej liturgii, lecz takiego pojęcia siebie i takiego nastawienia, by liturgia we mnie mogła okazać się owocna.

Otwiera mnie na dar.

Otwiera, bo nie staję wobec Boga jako ktoś, kto przez akt pokuty chce niejako wyrównać swoje rachunki z Panem Bogiem, by potem zasiąść z Nim do stołu. W liturgii potrzebna jest inna pozycja wyjściowa: oto staję jako ten, który chce dać się wyprowadzać z niewoli do wolności, z grzechu do życia w łasce, ze śmierci do życia; jestem człowiekiem, który wierzy, że jego życie zależy od tego, co dzieje się w liturgii. Wtedy nic z tego, co dzieje się w liturgii nie jest mi obojętne — inaczej słucham słowa, inaczej patrzę na znaki, na gesty. Wtedy uświadamiam sobie, kim jestem, wobec jakiej tajemnicy staję, by ona mogła we mnie spełniać. To jest warunek sine qua non dobrego uczestnictwa w liturgii — participatio actuositata.

Wreszcie, do warunków dobrego sprawowania Eucharystii należy również poczucie przynależności do zgromadzenia czy raczej świadomość tego, że tworzymy aktualne, żywe zgromadzenie. Stąd przekonanie, że liturgia nie jest tylko moją osobistą sprawą z Panem Bogiem, ale że się dzieją w niej rzeczy dla każdego z nas, dla całej wspólnoty.

Jak na sprawowanie liturgii mogą wpływać świeccy? Jak dalece mogą na nią wpływać?

Można powiedzieć, że w sposób nieograniczony, naturalnie z uwzględnieniem określonych norm oraz przygotowania i statusu człowieka świeckiego. Każdy w Kościele ma bowiem swoje kompetencje i zadania. Ten wpływ świeckich wyraża się przede wszystkim przez czynny udział w liturgii. Nie tylko ksiądz odprawia dla nas mszę świętą, ale całe zgromadzenie jest podmiotem sprawującym tę liturgię.

Dalej trzeba zwrócić uwagę na przygotowanie. Powinniśmy przychodzić wcześniej, albo dzień czy parę dni wcześniej organizować spotkania, przynajmniej dla małej grupy, która przygotowuje liturgię. Także ksiądz, który przeżyje przygotowanie w małej grupie, później powie homilię w sposób bardziej osobisty i bliższy problemom ludzi.

Świeccy powinni domagać się tego, podkreślam to słowo — domagać się — by kapłani nie wykonywali podczas liturgii tego, co należy do świeckich; to jest przekraczanie norm i wpływa negatywnie na kształt liturgii. Na przykład, nie powinno tak być, że kapłan sam czyta wszystko, co w liturgii słowa przeznaczone jest na dany dzień, łącznie z wezwaniami modlitwy wiernych. Robiąc to, przejmuje czynności należące do świeckich. Do nich zaliczamy czytania, śpiew psalmu, alleluja, wezwania modlitwy wiernych oraz wszystkie aklamacje, odpowiedzi i śpiewy.

Wierni potrzebują katechezy i powinni otrzymać ją od duszpasterzy, a także sami winni szukać sposobu, by się dokształcać, zarówno w dziedzinie norm i przepisów liturgicznych, jak też w kwestii zgłębiania tajemnicy. Chodzi o świadomość, że liturgia nie jest dziełem celebransa, choć on jej przewodniczy — to jest nasza liturgia, jej podmiotem jest wspólnota. Oczywiście trzeba być ostrożnym ze wszelkiego rodzaju sformułowaniami typu, że „teraz my odprawiamy mszę świętą”, ale to Kościół jest podmiotem sprawowania liturgii, Kościół jako wspólnota. I w tej wspólnocie są różne członki, zarówno duchowni, jak i świeccy, którzy w liturgii mają różne funkcje do spełnienia.

Przygotowana, celebrowana i przeżyta liturgia przynosi swój właściwy owoc w sercach i w całym życiu jej uczestników. I wówczas Bóg odbiera chwałę. Chwałą Boga jest bowiem człowiek ukształtowany w Chrystusie na Jego obraz i podobieństwo (zob. Kol 3,10).

Rozmawiała Elżbieta Wiater.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama