Wielki Piątek

Tradycje, zwyczaje i inne elementy związane z Wielkim Piątkiem


Wielki Piątek

Katarzyna Czarnecka

Wielki Piątek poświęcony jest przeżyciom, związanym z męką i śmiercią Chrystusa. Podobnie jak w Środę Popielcową katolików obowiązuje zachowywanie ścisłego postu. Przekazy ewangeliczne pieczołowicie opisują poszczególne etapy ofiary Syna Bożego. Jezusa, wskazanego pocałunkiem Judasza, pojmano nocą w Ogrodzie Oliwnym i przyprowadzono najpierw do Annasza — niezwykle wpływowego człowieka, który był teściem arcykapłana o imieniu Kajfasz, a wcześniej sam przez wiele lat sprawował tę funkcję. Po krótkim przesłuchaniu odesłano Jezusa do Kajfasza. Wczesnym rankiem Sanhedryn, czyli rada kapłanów, starszyzny i uczonych w Piśmie, uznał winę Chrystusa: „Stwierdziliśmy, że ten człowiek podburza nasz naród, że odwodzi od płacenia podatków Cezarowi i że siebie podaje za Mesjasza-Króla" (Łk 23,2). Oskarżenie to przedstawiono Piłatowi, który jako namiestnik cesarza Tyberiusza sprawował rządy nad Idumeą i Samarią. Piłat próbował uwolnić Chrystusa, nie dostrzegając w Nim rzeczywistej winy. Dowiedziawszy się, że Chrystus pochodzi z Galilei, odesłał Go do zarządzającego tą krainą Heroda Antypasa. Herod również uchylił się od rozstrzygnięć. Piłat zaproponował więc, aby w myśl starej tradycji świątecznej uwolnić jednego z uwięzionych przestępców; podburzony tłum zażądał wolności dla złoczyńcy Barabasza. Obawiając się posądzenia o brak lojalności, namiestnik cesarski wydał wyrok śmierci na Chrystusa. Po trudach drogi na Golgotę ukrzyżowany Bóg-Człowiek skonał — dopełnił swej misji. Tego samego dnia został złożony w grobie.

Współczesne nabożeństwo Wielkiego Piątku sprawowane jest po południu — ustalenia wskazują bowiem, że Jezus umarł około godziny piętnastej naszego czasu. Tego dnia nie odprawia się mszy. Po podejściu do ołtarza kapłani w czerwonych szatach, przypominających o ofierze krwi, klękają lub padają na twarz i modlą się w milczeniu. Po chwili rozpoczyna się liturgia słowa. Po odczytaniu fragmentu proroctw mesjańskich z Księgi Izajasza, zapowiadających mękę Sługi Pańskiego (Iz 52,13-53,12), i nowotestamentowego urywka, który tłumaczy istotę zbawienia (Hbr 4,14-16; 5,7-9) — wierni wysłuchują bardzo obszernego opisu męki, zaczerpniętego z Ewangelii według św. Jana (J 18,1-19,42). Na zakończenie odmawiana jest dawna, uroczysta modlitwa powszechna, obejmująca wszystkie stany Kościoła i cały świat.

Kolejną częścią wielkopiątkowego nabożeństwa jest adoracja krzyża. Do świątyni wnosi się przykryty tkaniną krzyż z wizerunkiem umęczonego Chrystusa. Przy wtórze antyfony, podkreślającej związek męki ze zbawieniem, kapłan odsłania najpierw wierzchołek, później prawe ramię i ostatecznie cały krzyż. Księża, a następnie wszyscy wierni podchodzą do krzyża, aby przez przyklęknięcie i symboliczny pocałunek wyrazić osobiste przyjęcie odkupienia. Całości towarzyszy śpiew tradycyjnych pieśni. Po zakończeniu adoracji i obrzędach komunii Najświętszy Sakrament w procesji przenosi się do tzw. grobu. Zwyczaj budowania grobu wywodzi się z Jerozolimy, gdzie wierni gromadzili się w kolejnych miejscach, związanych z męką Chrystusa — aż po miejsce pośmiertnego spoczynku. Udokumentowane ślady istnienia tego obrzędu w Polsce pochodzą z XIII wieku; znany jest on również w Austrii i w Bawarii. Początkowo w grobie składano krzyż przykryty czerwonym ornatem; w latach późniejszych umieszczano tam figurę Jezusa. Najistotniejsze jest wszakże wystawienie monstrancji z Hostią, okrytej białym, przezroczystym welonem. Przeniesienie Eucharystii przypomina zdjęcie z krzyża i pogrzeb Chrystusa. Ostatnia modlitwa przy grobie wskazuje jednak nadzieję: „Chryste, nasze Zmartwychwstanie i Życie, podźwignij nas z grobu grzechów".

Fragment książki „Wielkanoc w polskiej kulturze” Wydawnictwo „W drodze” Poznań 1997

Ewa Ferenc

To najsmutniejszy dzień w roku. Chrystus skonał po długich mękach i śmierć zatriumfowała. Śmierć, czyli zło. Dzwony milczą. Nawet i one nie płoszą demonów. Znikąd ratunku. Nie ma gdzie się schronić. Człowiek zdany jest na pastwę szatana.

Tak przeżywano ten dzień jeszcze niedawno, stąd czarny kolor szat. Dziś akcentuje się przede wszystkim męczeńską śmierć Zbawiciela, stąd obecnie czerwony kolor szat liturgicznych.

Każdy, kto tylko mógł, wstępował do kościoła choć na chwilę, by z nadzieją popatrzeć na osłonięty krzyż, by czuwać u grobu Pana wraz ze stojącą na baczność strażą. „Gdziekolwiek zaś przed pałacami lub w koszarach - pisał ks. Kitowicz - stały szyldwachy żołnierskie, wszędzie przez ten czas mieli karabiny rurami na dół a kolbami do góry obrócone i żaden bęben żołnierski lub kapela po ten czas nie dala się słyszeć, stosując się do smutku kościelnego..."73

Groby Chrystusa to prawdziwie polska tradycja. Czuwające przy nich „szyldwachy" nie zawsze były żołnierskie. Często wartę pełnili strażacy w Chełmach na tę okoliczność tak wypolerowanych, że lśniły jak lustro. Miejsce u grobu Pańskiego zajmowali też przedstawiciele cechów rzemieślniczych. W okresie międzywojennym „...u grobu stali młodzieńcy z prawdziwymi karabinami. Karabiny dostali państwowe" - wspominał pewien starszy człowiek. Zwyczaj zaciągania wart przy grobie Chrystusa przetrwał do naszych czasów.

Wygląd grobów Pańskich ok. połowy XVIII w. był następujący:

„Groby robione były w formę rozmaitą, stosowną do jakiej historyi z Pisma Świętego Starego lub Nowego Testamentu wyjętej. Na przykład: reprezentowały Abrahama patryjarchę, syna swego Izaaka na ofiarę Bogu zabić chcącego, albo Józefa patryjarchę od braci swoich do studni wpuszczanego, albo Daniela proroka w jamie między lwami zostającego, albo Jonasza, którego wieloryb połyka paszczęką swoją itp. Z Nowego Testamentu: Górę Kalwaryjską z zawieszonym na krzyżu Chrystusem, z żołnierzami, którzy Go krzyżowali i tłumem żydo-stwa, którzy się temu krzyżowaniu przypatrywali; skalę, w której grób był wycięty i w której ciało Chrystusa było złożone, z żołnierzami na straży grobu postawionymi, śpiącymi, albo też inną jaką tajemnicę Męki lub Zmartwychwstania Chrystusowego. Po niektórych kościołach takowe wyobrażenia były ruchome. Lwy błyskały oczami szklanymi, kolorami iskrzącymi się i światłem z tylu napuszczonymi, wachlowały jęzorami z paszczęk wywieszonymi. Morze bałwany swoje miotało, Longin siedzący na koniu zbliżał się do boku Chrystusowego z włócznią. Maryje, stojące pod krzyżem, ręce do oczów z chustkami podnosiły i jakoby zemdlone na dół opuszczały. W osobie albo - właściwie mówiąc - w wizerunku osoby, która była treścią historyi i argumentem, wyrżnięta była dziura okrągła w piersiach lub w boku tak wielka jak Hostyja, przez którą dziurę widzieć się dawała sama tylko Hostyja w monstrancji będąca, za taż osobą na postumencie postawionej. Ozdabiano te groby rzeźbą, malowaniem, arkadami w głęboką perspektywę ułożonymi, światłem rzęsistym lamp ukrytych i świec oświeconymi, a po bokach i z frontu kobiercami i szpalerami obslaniali, przesadzając się jedni nad drugich w ozdobności grobów..."74

W całym tym opisie nie ma mowy o kwiatach, bez których dzisiaj trudno wyobrazić sobie grób Jezusa. „...Pijarowie warszawscy nie stroili grobu z historyi, tylko wystawiwszy Sanctissimum na ołtarzu wielkim, dostatkiem świec woskowych białych w pewnej symetryi tak na ołtarzu, jako też [gradusach] stopniach jego nastawiali..."75

Dzisiaj gipsowa albo drewniana figura zmarłego Jezusa spoczywa w stylizowanej grocie, wypełnionej cynerariami o pastelowych barwach. Bywają też inne kwiaty. Jest warta: młodzież, strażacy, przedstawiciele cechów. Ludzie przychodzą odwiedzać grób tak jak dawniej, chociaż jego wygląd jest, być może, mniej atrakcyjny niż za Augusta III: „Groby obchodzili duchowni wszelakiego gatunku: biskupi, prałaci, kanonicy, księża świeccy, zakonnicy parami, świeccy ludzie:

senatorowie, rozmaitej rangi szlachta, panowie i panie w kompaniach zebranych, albo też w domowych familiach lub pojedynczo, jak się komu podobało, jedni pieszo, drudzy karetami. Konwiktorowie [uczniowie mieszkający w kolegium szkolnym] pijarscy, jezuiccy i teatyńscy, obchodzili z osobna każde zgromadzenie pod dozorem i asystencyją swoich profesorów.

W każdym kościele na wniściu do grobu siedziały panienki albo i damy wyższej rangi z tacami srebrnymi, kwestujące jałmużnę od przechodzących na pożytek tego kościoła, w którym takową kwestę czyniły. Nie wolały one na nikogo o jałmużnę usty swemi, ale tylko brzękiem tacy o ławkę trąconej, i czym kto znaczniejszy lub lepiej ubrany przechodził, tym większy brzęk na niego czyniły. Urodziwe kwestarki zazwyczaj więcej ukwestowały niż te, którym na urodzie schodziło, przez wrodzoną ku urodzie skłonność nawet w pobożnej szczodrobliwości. Przy niektórych grobach prócz kwestarek, wyżej wyrażonych, stawały z jakową relikwią do całowania ludowi, na stole obrusem, kobiercem i świecami przyozdobionym wystawioną, osoby zakonne, klerycy lub braciszkowie. Na gradusie [stopniu] przy takim stole położona była taca, na którą przystępujący do całowania relikwij wrzucali jaki pieniądz podług woli swojej; szeląg, grosz albo trojak, albo szostak bity, który miał w sobie waloru dwanaście groszy miedzianych i szelągów dwa. Przed każdym także grobem, na kobiercu na ziemi rozpostartym leżał krucyfiks z tacą w końcu postawioną, na którą całujący krucyfiks rzucali podobnież jako wyżej pieniądze, a jeżeli gdzie nie było tacy pod krucyfiksem, rzucali je na kobierzec. Oprócz kwestarek i kwestarzów miejscowych każdego kościoła, stawali obcy i obce od różnych bractw lub szpitalów po kruchtach i po różnych miejscach kościoła, na linii do grobu prowadzącej.

Obchodzenie grobów zaczynało się od godziny pierwszej po południu i trwało do północka, a to tylko po wielkich miastach, gdzie się znajduje wielość kościołów i ludu. Za dnia obchodzili groby panowie i panie, w nocy służebna czeladź, której się razem z państwem obchodzić nie dostało [...]

August III, lubo był pan wielce pobożny i więcej jeszcze pobożną od niego była królowa, grobów jednak nie obchodzili. Sama królowa kiedy bywała w Polszcze, wraz z mężem królem, z synami i córkami bywała na nabożeństwie wielkopiątkowym w kościele farnym kolegiackim św. Jana. Tam po zaprowadzeniu Chrystusa Pana do grobu, pomodliwszy się nieco królestwo powracali z familią swoją do pałacu. Po obiedzie królowa z córkami przyjeżdżała znowu do tejże fary, gdzie przykładnym nabożeństwem odklęczawszy godzinę przed grobem, powracała do pałacu a czasem nawiedzała te groby: u Reformatów, u panien Sakramentek, u Karmelitanek i u Wizytek.

Gdy zaś umarła w Saksonii a sam król podczas siedmioletniej wojny z Prusakiem mieszkał przez ten czas w Warszawie, grobów nie odwiedzał, jako się wyżej rzekło, tylko u Augustyjanów o godz. 5 po pół. bywał na lamentacyjach, które wyborną sztuką muzyczną śpiewali jego nadworni śpiewacy i śpiewaczki z pomocą rozmaitych instrumentów. Warta postawiona u wszystkich drzwi kościelnych dla trzymania tłoku, nie puszczała tylko dystyngowańszych i tych poty tylko, póki się kościół nie zagęścił. Król raz uklęknąwszy na pulpicie modlił się nieporuszony i wlepiony w Sanctissimum przez całą kantatę"76.

Na wsi Wielki Piątek był dniem bardziej przejmującym grozą i smutkiem niż w mieście. Chrystus opuścił swoje stworzenie, panoszyło się zło. Należało bardzo uważać, by niechcący nie wpuścić w obejście czarownicy. Taka ledwie spojrzawszy na dzieciaka, zaraz zadałaby chorobę. A nie daj Bóg, by weszła do chlewa! Wszystkie wieprzki padną... Ileż szkody może narobić taka baba! Gdyby nie zauważona przez gospodarzy, wśliznęła się do obory, przeciągnęła lejcami po grzbiecie krowy, to już po mleku, nie byłoby go przez cały rok. Oj, denerwowały się gospodynie w tym dniu. Tyle miały do zrobienia, a musiały zaprzątać sobie głowę babą przeklętą! A nie wpuścić nikogo - też źle. Wielu dziadów proszalnych snuło się tego dnia gościńcem i rozchodziło po opłotkach. Odmowę jałmużny uczciwemu człowiekowi w dzień Męki Pana traktowano jako ciężki grzech. Ale jak było poznać dobrego, takiego, co to pomodli się do Boga i Najświętszej Panienki w imieniu zapracowanej gospodyni z wdzięczności za kawałek chleba, jajko czy groszaka? Uczciwy mówił: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. To święte imię przechodziło tylko przez poczciwe usta. Ale cwana baba mogła stanąwszy przy plocie wymamrotać: Niech będzie pochwalony... i zawiesić glos. I kogo ona chwaliła, dobrego czy złego? Tylko ona to wiedziała. O straszny dzień, ciągnie się bez końca!

Starsi nic nie jedli. Tylko dzieci dostawały po pajdzie chleba. Niektóre gospodynie już wcześniej (w Wielki Czwartek i Piątek nie wolno rozpalać ognia w piecu chlebowym) upiekły praczliczki z mąki i wody, potrawę w sam raz na wielki post. Równie postne były plaskury - cieniutkie placuszki na wodzie z szafranem. Plaskury przygotowywali tylko bogatsi, bo szafran był drogi, specjalnie na Wielki Piątek; wisiały w płóciennym worku w komorze od kilku dni. Gdyby w Wielki Piątek cokolwiek pieczono w piecu w którejkolwiek chacie, cala wieś skazana byłaby na głód z powodu suszy. Odwrócić tę klęskę mogło tylko moczenie w stawie dzieżki tej gospodyni, która złamała zakaz.

W Wielki Piątek umarł Chrystus. W każdej sadybie i w każdym ludzkim sercu powinna być żałoba. Kiedy umiera ktoś z domowników, to też zasłania się lustra, nie wolno się czesać, nie wolno zabijać zwierząt, i nie wolno piec chleba. Trzeba natomiast, na pamiątkę Męki Chrystusowej, lekko uderzyć rózgą każde dziecko po kolei, od najstarszego do najmłodszego i wypowiadać przy tym: „Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami". Symboliczną chłostę odbierali też czeladnicy z rąk swoich mistrzów.

W wielu regionach Polski wierzono, że woda w rzekach i strumieniach w Wielki Piątek nabiera cudownych uzdrawiających mocy. Prowadzono więc chorych nad najbliższy brzeg i pomagano im obmyć umęczone ciało. A młode dziewczęta, które zawsze chciały podobać się chłopcom, biegły do wody wieczorem albo o wschodzie słońca święcie wierząc, że umycie liczka w tym dniu i o takiej właśnie porze zapewni cerze mleczną biel. Wracały zdyszane, do czoła przykleił się kosmyk mokrych włosów. Gospodarz wiedział gdzie były, więc spytał, czy jest rosa. To ważne, bo „jeśli w Wielki Piątek rosa - ładne będą prosa, a jeśli deszcz kropi - radujcie się chłopi!" Będzie urodzaj, stokrotnie wrócą się rzucone w rolę ziarna.

Kto nie byt w kościele rano szedł wieczorem. Pod murami siedziały stare babki, żebrały i śpiewały żałośnie. Nie starczało im już sil do innej pracy, więc zarabiały modlitwą. Były mądre. Swoje życie już przeżyły. Ludzie szanowali je i nikt nie skąpił grosza. Były wśród nich i złe, jędzowate baby, ale takim, rozpoznawszy je, nikt nic nie dal.

W kościele panowała cisza. Modlitewny szmer zawisł pod sklepieniem malowanym w srebrne gwiazdy. Jakaś starowina weszła do ławki, oparła o pulpit kij sękaty jak jej dłonie i z trudem ugiąwszy kolana, opadła w pełnej skruchy pozie. Po chwili podniosła brunatną twarz, po której płynęły łzy.

... Twoja główka krzywo zwisła, toćbych ją podparła,
Krwią pociekła Ci po liczku, toćbych ją otarła,
Picia chcesz, picia bych Ci dala,
Jeno nie Iza sięgnąć Twego świętego ciała...

Fragment książki Ewy Ferenc „Polskie tradycje świąteczne” Drukarnia i Księgarnia Św. Wojciecha Sp. z o. o. Poznań 2000

Triduum Paschalne

Katarzyna Czarnecka

Obchody Paschalnego Triduum Męki i Zmartwychwstania Pańskiego rozpoczynają się wieczorną mszą świętą Wieczerzy Pańskiej, celebrowaną w Wielki Czwartek, kończą zaś — nabożeństwem nieszporów, odprawianym w Niedzielę Wielkanocną. Nazwy Triduum Paschalne używa się od 1929 roku; wcześniej mówiono o Triduum Sacrum . Łacińskie słowo triduum oznacza dokładnie 'trzy dni'. Tradycja Kościoła rzymskokatolickiego pozwala jednakże rozumieć triduum również jako trzy fazy misterium Odkupienia. Etap pierwszy to pożegnalna uczta, zwana Ostatnią Wieczerzą, oraz zapowiedź ofiary; etap drugi — wydarzenia Wielkiego Piątku, zakończone śmiercią Chrystusa na krzyżu; część trzecia — spoczynek w grobie i cud zmartwychwstania. Nie jest to już okres przygotowania, lecz czas bezpośredniego uczestnictwa w celebracji świąt.

Chrześcijańskie Święta Wielkanocne nawiązują do Paschy — największych uroczystości religii żydowskiej. Odpowiednikiem aramejskiego słowa pascha jest w języku hebrajskim nazwa pesach, bliska znaczeniowo polskiemu wyrazowi przejście. W okresie przed ukształtowaniem się narodu izraelskiego ludy pogańskie obchodziły na wiosnę święto pasterskie. Zgodnie z wierzeniami ludowymi zabijano wówczas zwierzę i jego krwią skraplano namioty, aby zachować najbliższych i dobytek od wpływu złych mocy. Następująca później uczta miała pogłębić więź rodzinną. Podczas posiłku należało całkowicie spożyć odpowiednio przyrządzone zwierzę — symbol życia; żadna jego cząstka nie powinna dostać się wrogim demonom. Święto to zyskało w Izraelu nową treść teologiczną: upamiętniało ocalenie Izraelitów od ostatniej spośród plag egipskich (czyli śmierci pierworodnych synów i zwierząt) oraz wyjście narodu pod wodzą Mojżesza z niewoli egipskiej. Opis pierwszego z tych wydarzeń, zawarty w Starym Testamencie, uwypukla podobieństwo do dawniejszych praktyk: „Mojżesz zwołał wszystkich starszych Izraela i rzekł do nich: "Odłączcie i weźcie baranka dla waszych rodzin i zabijcie jako paschę. Weźcie gałązkę hizopu i zanurzcie ją we krwi, która jest w naczyniu, i krwią z naczynia skropcie próg i oba odrzwia. Aż do rana nie powinien nikt z was wychodzić przed drzwi swego domu. A gdy Pan będzie przechodził, aby porazić Egipcjan, a zobaczy krew na progu i na odrzwiach, to ominie Pan takie drzwi i nie pozwoli Niszczycielowi wejść do tych domów, aby [was] zabijał»" (Wj 12,21-23). Dowodem Bożej opieki było również cudowne przejście przez Morze Czerwone. Ranga pierwotnego święta pasterskiego wzrosła zatem znacznie po przyjęciu go przez Żydów i nadaniu mu nowej interpretacji. Uroczystość tę obchodzono już nie tylko w gronie rodzinnym — potężny tłum pielgrzymów wędrował do świątyni, w której zabijano rytualnego baranka. Ucztę paschalną przygotowywano następnie w kręgach rodziny, niekiedy i znajomych. Zgodnie z odwieczną tradycją Paschę świętowano 14 dnia miesiąca Nissan, a zatem w dniu wiosennej pełni księżyca. Moment ten istotny jest również dla chrześcijan: początkowo termin świąt nie był ustabilizowany, ostatecznie jednak ustalono, że Wielkanoc przypada zawsze w niedzielę po pierwszej wiosennej pełni. Jako tzw. święto ruchome, związane z kalendarzem astronomicznym, Wielkanoc obchodzona bywa w okresie między 22 marca a 25 kwietnia.

Najstarsze wiadomości o rodzeniu się ceremonii Triduum Paschalnego pochodzą z zapisków Egerii (albo Eterii), pobożnej niewiasty z Galii lub Hiszpanii, która to kobieta w IV wieku pielgrzymowała do miejsc świętych w Palestynie. Obowiązujące współcześnie przepisy liturgiczne zostały unormowane listem apostolskim papieża Pawła VI, opublikowanym 14 lutego 1969 roku (treści papieskiego tekstu pt. Mysterii paschalis celebrationem czyli Obchodzenie Misterium Paschalnego przypomniała w roku 1988 Kongregacja Kultu Bożego). Przeżycia Triduum Paschalnego stanowią jedną rozbudowaną całość; podkreślają one związek śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.

Fragment książki „Wielkanoc w polskiej kulturze” Wydawnictwo „W drodze” Poznań 1997

Dyngusowe biczowanie

Roman Landowski

Dyngusowe biczowanie zaczynano już w Wielki Piątek, ale raczej w kręgu najbliższej rodziny. Żona chłostnęła symboliczną rózgą męża, a dzieci otrzymywały czasem niezłe lanie - niby „wypłatę" za cały rok. Jeszcze gdzieś w początkach XVIII wieku widziano w pomorskich miastach kapturowych biczowników i jękliwe płaczki.

Dzień Bożej męki na Kaszubach zwano Płaczebogiem. Jest to dzień ścisłego postu, który dawniej przeżywano koniecznie o suchym chlebie i wodzie tylko. W ten dzień czyniono też ostatnie przedświąteczne porządki. Krótko przed wschodem słońca - i wyłącznie o tej tylko porze - zamiatano izby, a śmieci wyrzucano za ogrodzenie domostwa. Tylko takie wysprzątanie domu zapewniało czystość na święta.

W Wielki Piątek milkły dzwony, a w użycie wchodziły drewniane kołatki zwane klekotkami. Męska młodzież obchodziła wieś, klekocząc albo jeszcze głośniej terkocząc obrotowymi sznurami, by ogłosić wszystkim wielka żałobę. Zamiar był zacny, lecz towarzysząca mu na ogół wrzawa daleka była od smutku.

Wygaszano w domach paleniska, a rozpalano je ponownie w sobotę. Służyły temu rozżarzone węgielki drzewne, przynoszone z ognisk, które palono na rozstajach dróg. Najwłaściwszy dla podtrzymania obrzędowego ognia był szakłak ciernisty. Jego tlącą gałązką wzniecano na nowo domowe ognisko pod kuchenną płytą. Po rozpaleniu ognia, na drzwiach chałup i stajni drzewnym węglem znaczono czarne krzyże - na pomyślność i na pamiątkę męki Chrystusa. Przez tak znaczone drzwi nie miały dostępu żadne złe moce.

Fragment książki Romana Landowskiego „Dawnych obyczajów rok cały. Miedzy wiarą, tradycją i obrzędem” Wydawnictwo „Bernardinum” Pelplin 2000

MK/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama