Szczere życie, szczera pokuta

Fragmenty zbioru nie publikowanych dotąd konferencji p.t. "Wyjdź do światła!", zawierających przesłanie, jakie kierował ojciec Badeni najczęściej do ludzi młodych

Szczere życie, szczera pokuta

Joachim Badeni OP, Judyta Syrek

Wyjdź do światła!

Przesłanie świętego grzesznika

ISBN: 978-83-240-1802-4
wyd.: Wydawnictwo ZNAK 2011

Spis wybranych fragmentów
Wstęp
Część I
Historia pospolitego grzesznika
Bez pozy i fałszu
Im większa nędza, tym większe miłosierdzie
Szczere życie, szczera pokuta
Bóg wyrywa nawet z clubbingu
Częśc II
Droga
Dla każdego Bóg przygotował Słowo
Zaufać mocy Boga i poczuć obecność
Wiara rośnie wbrew poczuciu zniechęcenia

Szczere życie, szczera pokuta

Kazimierz Badeni (imię Joachim przyjął w zakonie) wstąpił do dominikanów dopiero w wieku 32 lat. Wcześniej studiował prawo. W kościele nie bywał często, tylko w niedzielę, a  po latach wspominał, że jak każdy porządny Polak chodził do spowiedzi dwa razy do roku. Nie był wzorem świętości ani nie wgłębiał się zbytnio w literaturę religijną czy w Biblię. Kiedyś za namową koleżanki ponadplanowo poszedł wyspowiadać się do kapucynów. To była spowiedź, którą zapamiętał do końca życia. Być może był to pierwszy impuls do nawrócenia:  

Miałem koleżankę — lat temu sześćdziesiąt[5], która namawiała swoich kolegów, żeby poszli do spowiedzi. To była taka przyjazna ewangelizacja — młoda dziewczyna, nie program z kurii. Podeszła też do mnie i mówi:
— Wiesz, tutaj w Krakowie u dominikanów jest taki ojciec Woroniecki — książę. Ty, hrabia, dobrze byś się z nim dogadał. Idź do niego do spowiedzi.
Nie znałem wtedy w ogóle dominikanów, chociaż siedem lat już w Krakowie mieszkałem. Podobnie jak cała ówczesna inteligencja chodziłem w niedzielę do kapucynów na mszę o jedenastej,  bez kazania, bez śpiewania, krótko — 30 minut. Raz, zdaje się, było kazanie, wyszedłem na papierosa. Ale Pan Bóg to widział... I moje lekceważenie zemściło się po latach.
Wracając do koleżanki, namówiła mnie w końcu, żebym poszedł do kapucynów. Tam był wtedy taki starszy ojciec z siwą brodą — bardzo znany spowiednik. Idę raz, nie ma go. Idę drugi raz, patrzę, siedzi taki szpakowaty kapucyn. Klękam. Wielebny czyta książkę: złocone brzegi, jakieś tasiemki wiszą — nie wiedziałem wtedy, że to brewiarz. Wielebny dokończył czytanie i przyłożył różowe ucho do kraty konfesjonału. Powiedziałem swoje grzechy, spowiednik odsapnął, zamyślił się chwilę i mówi do mnie tak:
— Ty chamie! Ty parobku, jak ty żyjesz?!
I tak mnie zdeklasował. Myślę sobie: „Ojej”... Ale wielebny ciągnie dalej:
— Za pokutę odmów psalmy pokutne. I bij się w piersi.

Po spowiedzi młody Badeni zastanawiał się, co to są psalmy pokutne. Zapytał stryja, który był  infułatem we Lwowie. Krewny zdziwił się bardzo, co strasznego mógł uczynić Kazimierz, że dostał taką pokutę. —A, takie tam — odpowiedział wtedy Badeni. Ksiądz infułat pożyczył mu swój brewiarz i pokuta została odprawiona. Po latach, już jako ceniony duszpasterz, ojciec Joachim  zaczął opowiadać o swoich młodzieńczych przygodach, ale bez przejęcia i  z dużym poczuciem humoru:

Miałem sympatię, która była bardzo śliczna, ale fatalnie ubrana[6]. Raz popełniłem chyba grzech ciężki. Ona kupiła płaszcz, taki z katalogu. Pamiętam, że przyszedłem do niej na kwaterę studencką. Chciała mi się pokazać w tym płaszczu. Kiedy go włożyła, dałem odczuć, że mi się nie podoba — wyglądał jak worek, okropieństwo! Zauważyła moje niezadowolenie i zapytała: Nie podoba ci się? W głosie usłyszałem rozpacz. Chciała mi zrobić przyjemność tym płaszczem, a ja go wykpiłem.

Chodziliśmy razem na bale. Przyjeżdżałem po nią taksówką pod kwaterę studencką. Wchodziłem na górę, ona zawsze prosiła: Zapnij mi z tyłu tę haftkę. Do dziś pamiętam, że robiłem to, klęcząc. To było wielkie przeżycie dla mężczyzny: zapinać haftkę na plecach kobiety. Dzisiaj to jest śmieszne, w ogóle nie ma haftek, od razu idzie się do łóżka.

Kiedyś pojechaliśmy na bal — dzisiaj powiedzielibyście na imprezę. Poszedłem po drinka do baru. Wracam, patrzę, ona tańczy z jakimś oficerem. Był niższego wzrostu, więc musiał z nią tańczyć blisko, żeby nie walnąć panną o ścianę — to byłby wtedy skandal! Zauważyła mnie i zostawiła oficera na parkiecie. I to był skandal. Znieważony oficer mógł mnie wyzwać na pojedynek na szpady i zabić jak kurczaka. Mówię do niej:
— Będę miał przez ciebie kłopoty!
— Nie przejmuj się — odpowiedziała.
Musiałem czekać przez dwa dni na sekundantów. Na szczęście nie przyszli. Potem walczyłem pod Narwikiem. Siedzę w koszarach, patrzę, idzie oficer z pistoletem za pasem, brudny, nieogolony. To był on! Przeszedł i chyba mnie nie rozpoznał. Potem minęło trochę czasu. Byłem już w zakonie. Stoję na schodach zakrystii u dominikanów, ktoś podchodzi do mnie:
— Proszę ojca, chcę do spowiedzi, a bardzo mi się śpieszy.
Patrzę, znowu on! Tym razem w sutannie! Dawniej elegancki oficer w spodniach z lampasami, potem brudny mundur polowy, aż wreszcie sutanna.


[5]              Fragment z konferencji wygłoszonej do studentów dominikańskich, Kraków 1992.

[6]              Spotkanie Open, Kraków, 2009.

 

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama