Rady ewangeliczne

Dobrowolne ubóstwo, dozgonna czystość, zupełne posłuszeństwo

Rady ewangeliczne

Tomasz Kot SJ

Rady ewangeliczne

Biblijne impresje

Rady ewangeliczne – dobrowolne ubóstwo, dozgonna czystość, zupełne posłuszeństwo dla miłości Jezusa Chrystusa – to w tradycji Kościoła określenie odczytanego na kartach Ewangelii zaproszenia Jezusa skierowanego do tych, którzy pragną więcej Go kochać i pełniej iść w Jego ślady. Zaproszenia, nie przykazania! To ważna różnica. Bardzo szybko w historii Kościoła rady ewangeliczne zostały powiązane z istotą życia zakonnego, bo już w XI wieku na synodzie w Akwizgranie. Stąd potocznie mówi się dziś o ślubach zakonnych: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Oczywiście właściwsze byłoby mówienie o życiu konsekrowanym, którego zakony są jedynie częścią. Ponieważ jednak słowa te pisze zakonnik, prościej będzie, jeśli umieścimy je właśnie w kontekście ślubów zakonnych. Ufam, że będą one pożyteczne dla wszystkich czytelników. Im też pozostawiam odpowiednią dla ich formy życia konieczną ich adaptację.

Rady ewangeliczne czy też śluby zakonne są przedmiotem wielu traktatów i opracowań. Naprawdę jest co czytać. Po cóż zatem kolejny tekst na ten temat? Mam świadomość, że nie jest on konieczny. Ufam jednak, że w Roku Życia Konsekrowanego stanie się on dla kogoś okazją do przypomnienia, o co chodzi w ślubach zakonnych. Poza tym gdy literatura poświęcona temu tematowi jest obfita, paradoksalnie można wtedy stracić z oczu istotę sprawy. Proponuję zatem trzy obrazki biblijne, które są dla mnie pomocą w przeżywaniu ślubów zakonnych, bardziej może nawet niż całościowe traktaty na ten temat. Najpierw jednak kilka refleksji ogólnych.

Dlaczego śluby zakonne są akurat takie, a nie inne? Dlaczego czystość, ubóstwo i posłuszeństwo? Pierwsza odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy i pozostaje cały czas ważna, jeśli nie najważniejsza, wiąże się z konsekwencjami albo rzeczywistościami, których one dotykają. Wszystkie śluby zakonne, zachowywane czy nie, są niejako soczewką skupiającą nasz wzrok na relacjach: z samym sobą, z Bogiem i z innymi ludźmi. Wierność im kształtuje nasze przeżywanie tych relacji.

Dotyczą one rzeczywistości bardzo istotnych dla każdego człowieka: czystość – relacji wyłącznych, seksualności, potomstwa; ubóstwo – dóbr materialnych, środków do życia, więc poczucia bezpieczeństwa; posłuszeństwo – woli, autonomii, naszej podmiotowości. Nie są to rzeczywistości istotne tylko dla osób konsekrowanych. Prawie każda publikacja, każdy materiał medialny, każda zwykła ludzka rozmowa dotycząca ludzi i ich życia podejmuje jakieś rozumienie właśnie tych rzeczywistości. Śluby zakonne są więc bardzo na czasie! Są próbą odpowiedzi na najistotniejsze i najbardziej współczesne pytania i problemy.

By były zrozumiałe, potrzeba wiary. Nie znaczy to jednak, że dzięki niej staną się oczywiste i łatwe. Wiara nadaje im sens i pokazuje jako wyzwanie do pełnego zaufania Bogu. Bez wiary stają się niejasne, bezsensowne i odczłowieczające. Coraz bardziej jestem przekonany, że najważniejszy jest ślub czystości. Nie chodzi tu jednak o jakąś hierarchię wśród ślubów. Raczej o to, że ślub czystości – właściwie pojmowany – pozwala lepiej zrozumieć ubóstwo i posłuszeństwo. Z nimi jednak tworzy jedną całość. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że we wszystkich trzech ślubach chodzi o to samo, ale w trzech różnych i nieredukowalnych aspektach.

Czystość

By dobrze zrozumieć ewangeliczną radę czystości i  wypływający z niej ślub zakonny, trzeba najpierw odejść od pewnych wszechobecnych przedrozumień.

Pierwsze z nich dotyczy tego, że czystość kojarzymy przede wszystkim z  seksualnością, wstrzemięźliwością od czynnego życia seksualnego, z  brakiem relacji o  zabarwieniu erotycznym i  w  końcu z  celibatem. Tymczasem kwestie te są drugorzędne. Owszem, sfera seksualna jest dla każdego człowieka niezwykle istotna i dlatego to do niej odnoszą się konsekwencje czystości, ale czystość – jedna z rad ewangelicznych – w swojej istocie to coś zupełnie innego.

Drugie przedrozumienie dotyczy nierzadkiej argumentacji, według której czystość, a szczególnie wypływająca z niej bezżenność, daje większą dyspozycyjność dla działań apostolskich. Logika takiego myślenia polegałaby na prostej konkluzji: nie mam żony/męża i dzieci – mogę mieć więcej czasu dla działań apostolskich. A co z zakonami kontemplacyjnymi? Czystość i wypływająca z niej bezżenność też należą do ich tożsamości. Poza tym, jeśli się nie jest naiwnym, można zauważyć, jak czasem ludzie świeccy żyjący w rodzinie przewyższają nas, zakonników, dyspozycyjnością w różnych dziełach na rzecz wspólnoty Kościoła.

Trzecie przedrozumienie, które chyba należałoby porzucić lub przynajmniej nabrać do niego słusznego dystansu, dotyczy czystości pojmowanej jako wyraz miłości oblubieńczej do Jezusa. Pewnie częściej można się z tym spotkać w żeńskich zakonach kontemplacyjnych. Nie jest to teren moich doświadczeń, więc – choć chyba dużo w powyższym stwierdzeniu prawdy – jedynie pytam: Czy nie ma w takiej interpretacji próby zastąpienia pragnienia związku ludzkiego związkiem z Bogiem i czy w konsekwencji nie prowadzi to do dziwnych porównań między życiem konsekrowanym a niekonsekrowanym? Czy nie redukuje to relacji z Bogiem do relacji międzyludzkich? To prawda, że metafora związku oblubieńczego jest bardzo częsta w Biblii, ale dotyczy całego ludu wierzących, a nie tylko niektórych. Czy próbując ją wyeksploatować dla życia zakonnego, nie pozbawiamy innych wiernych skarbu wiary? A w konsekwencji czy odkrycie, że tak opisana relacja może być zachowana przez osoby żyjące w rodzinie, nie prowadzi do utraty sensu życia zakonnego?

Ewangelicznym fundamentem ślubu czystości jest reakcja Jezusa na wypowiedź uczniów dotyczącą małżeństwa, którą przytacza św. Mateusz (za IV wydaniem Biblii Tysiąclecia): Rzekli Mu uczniowie: „Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić”. Lecz On im odpowiedział: „Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19, 10–12).

Sięgając po tekst grecki tego fragmentu, a także po inne tłumaczenia, które wierniej go oddają, łatwo się zorientować, że użycie słowa „bezżenni” jest eleganckim eufemizmem, przez który gubi się ważny wymiar tego, o czym tu mowa. Grecki tekst mówi po prostu o eunuchach! Ostatni werset brzmi więc (tłumaczenie własne, możliwie najwierniej oddające tekst oryginalny): „Bo są eunuchami, którzy z łona matki tak się narodzili; i są eunuchami ci, których eunuchami ludzie uczynili; a są i eunuchami ci, którzy sami siebie eunuchami uczynili dla królestwa niebieskiego. Kto może pojąć, niech pojmuje!”.

Eunuch – mocne słowo. Zbyt wiele razy powtórzone, by można było je wymazać lub osłabić. Dlaczego Jezus użył tak mocnego słowa? Nie chodzi o bezżenność, ale o coś więcej.

Eunuch (gr. strażnik łoża, od eunē – łoże i echō – trzymać, mieć, zachowywać), wykastrowany mężczyzna lub chłopiec. Eunuchów wykorzystywano jako strażników na dworach egipskich, perskich, bizantyjskich czy osmańskich. Dlaczego eunuch miał strzec łoża? Nie mógł skorzystać z okazji i wprowadzić swojego nasienia do linii królewskiej. Jego opieka gwarantowała czystość linii królewskiej. Dziecko, które się rodziło, było naprawdę potomkiem króla, a nie kogoś innego.

Jezus mówi o eunuchach ze względu na królestwo Boże. Zatem istotą jest tu opieka nad nasieniem Króla, królestwa Bożego, a nasieniem tym jest Słowo Boga. Eunuch ze względu na królestwo Boga to ktoś, kto jest oddany temu królestwu, rezygnując z siebie, z własnego pożytku, z korzystania przy okazji.

Czystość kojarzy się nam potocznie z rezygnacją z życia małżeńskiego, z relacji wyłącznej, ze współżycia czy nawet jakiegokolwiek życia erotycznego (choć ułudą jest myślenie, że ktoś żyjący wiernie w czystości nie ma życia erotycznego, to tak jakby powiedzieć, że przestaje być w pełni człowiekiem). Jednak czystość to coś o wiele więcej – to znaczy, że w każdej możliwej relacji (nawet bez żadnego odcienia erotyczności) rezygnuję z głoszenia siebie na rzecz głoszenia królestwa niebieskiego. To rezygnacja z korzystania przy okazji dla siebie.

Niewierność ślubowi czystości rzeczywiście czasem odnosi się do seksualnego wymiaru naszego życia, choć zbyt często się na tym koncentrujemy. Częściej dotyczy jednak innych wymiarów, gdy skupiamy uwagę na sobie, gdy głosimy swoje idee i przekonania, po prostu korzystając przy okazji, nawet jeśli deklarujemy, że to, co robimy, jest skierowane na coś innego. Przykładów z życia nie brak: od przysłowiowego parcia na szkło, gwiazdorzenia czy relacji, w których na różne sposoby możemy uzależniać od siebie… To wielka nieczystość, choć może nam nawet przez głowę nie przejść, że ma to właśnie związek z czystością.

Jezus mówi do mnie, zakonnika, że mam być eunuchem dla królestwa niebieskiego. To razi, porusza, jest nieeleganckie. I niech takie pozostanie! A nadzieja eunucha? Najpierw trzeba przeżyć, że się nim jest. Przeżyć śmierć wizji naturalnego, ludzkiego zaspokojenia swoich pragnień, oczekując, że Bóg i Jego królestwo będą ich najwspanialszym spełnieniem.

Ubóstwo

Podobnie jak w przypadku czystości, tak też wobec ewangelicznego ubóstwa, by je lepiej zrozumieć, warto pozbyć się potocznych przedrozumień. Najważniejsze z nich dotyczy pewnej mentalności, według której zachowanie ślubu ubóstwa dałoby się określić w kategoriach: ile, w jakiej cenie, tanio. Czy nawet określając to wrażliwością społeczną i zdolnością dzielenia się (choć te są tak ważne).

Lista tekstów biblijnych, które można by tu przytoczyć, jest długa. Dobrze je reasumuje fragment wypowiedzi Jezusa, przytoczony znowu przez św. Mateusza: Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego – miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie! Dlatego powiadam wam: Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom podniebnym: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was, martwiąc się, może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się martwicie? Przypatrzcie się liliom polnym, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, ludzie małej wiary? […] Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie martwić się będzie. Dosyć ma dzień każdy swojej biedy (Mt 6, 24–30. 33–34).

Najważniejszą rzeczą jest to, że w posiadaniu nie chodzi o dobra, ich ilość czy jakość (skoro możliwy jest przepych większy od tego, jaki był na dworze króla Salomona). Chodzi o to, że w nich uwidacznia się fundamentalna sprawa, zupełnie niematerialna: komu ufam i w kim upatruję moje bezpieczeństwo? Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. A mamona to nic innego jak moje własne przezorne zabezpieczenia. Dobre same w sobie, ale bardzo umiarkowane. Ich miarą i granicą jest to, że przestaję liczyć na Boga, że inne – skądinąd uprawnione – troski zaczynają mnie absorbować. Jedyna miara ubóstwa to troska o królestwo niebieskie i jego sprawiedliwość. Można więc mieć naprawdę niewiele, żyć biednie i nie mieć w centrum troski o królestwo Boga, więc nie być ewangelicznie ubogim.

Pozwolę sobie dołączyć jeszcze jeden tekst. Może mniej oczywisty, ale bardzo ważny. Dzięki niemu możemy dobrze zrozumieć ubóstwo w odniesieniu do tak istotnego dziś apostolatu społecznego i złączyć je z czystością: Gdy Jezus przebywał w Betanii, w domu Szymona Trędowatego, podeszła do Niego kobieta z alabastrowym flakonikiem drogiego olejku i wylała Mu olejek na głowę, gdy siedział przy stole. Widząc to, uczniowie oburzali się i mówili: „Po co takie marnotrawstwo? Przecież można było drogo to sprzedać i rozdać ubogim”. Lecz Jezus zauważył to i rzekł do nich: „Czemu sprawiacie przykrość tej kobiecie? Spełniła dobry uczynek względem Mnie. Albowiem ubogich zawsze macie u siebie, Mnie zaś nie zawsze macie. Wylewając ten olejek na moje ciało, na mój pogrzeb to uczyniła. Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę o tym, co uczyniła” (Mt 26, 6–13).

Całkiem zrozumiała jest reakcja uczniów zatroskanych o sprawiedliwość społeczną. Tak, mają racjꠖ o ubogich należy się troszczyć. I Jezus tego nie neguje. Istnieje jednak pewne niebezpieczeństwo, gdy zbyt jednostronnie pojmie się ubóstwo, a w tym społeczny wymiar Ewangelii. Nie chcę tu bronić tych, którym wygodnie byłoby nie widzieć ubogich i tego, że wiara bez takiej zwykłej sprawiedliwości rozgrywającej się w namacalnym wymiarze materialnym jest po prostu martwa, jak mawiał w swoim liście św. Jakub (por. Jk 2, 26). Jednak nie można pominąć ważnej obserwacji Jezusa, że to właśnie ten gest, na pozór marnotrawstwa, stanie się częścią Ewangelii.

Czystość nie jest odpowiedzią na różne potrzeby. To dosyć mizerna relacja, długo się nie da w niej trwać, nie usychając po drodze. Czystość to takie oddanie swojego życia, które jest całkowite. Jak ten flakonik drogocennego olejku wylany na raz, w całości. W ten sposób można go jednak wylać tylko wówczas, gdy ma się silną więź z Jezusem. Gdy wchodzi się w logikę królestwa niebieskiego. Gdy się wyczuwa, konkretny moment – kairos. To jest czystość. Jeśli ona jest na swoim miejscu, ubóstwo nie będzie ideologiczne ani przesadnie naciągane, by zatrzymać dla siebie jak najwięcej. Ani podporządkowane sztywnym kryteriom ludzkiej sprawiedliwości społecznej.

W różnych okolicznościach można spotkać Chrystusa. Przypowieść o Sądzie Ostatecznym (por. Mt 25, 31–46) mówi o tych spotkaniach: byłem głodny… byłem nagi… byłem chory… byłem w więzieniu… To są wszystko spotkania. W nich ma się angażować cały człowiek – czystość i ubóstwo razem. Brak czystości w tym wypadku to próba dania tylko części z siebie, tylko czegoś, co do mnie należy, ale nie samego siebie.

Posłuszeństwo

Gdy o posłuszeństwie mówi się w kontekście życia zakonnego, najczęściej po kilku zdaniach narzuca się nam bardzo horyzontalny wymiar relacji przełożony – podwładny. To także jest przedrozumienie, którego należałoby tu uniknąć. Jeśli to stanie się dominującą matrycą na początku wszelkich rozważań, na nic zda się później przywoływanie woli Bożej. I to wszystko jedno przez kogo: czy przełożonych, czy podwładnych.

Punktem wyjścia dla wszystkich rad ewangelicznych jest królestwo niebieskie i sam Bóg. Zatem biblijny tekst najbardziej istotny w tej materii to ten, w którym Bóg mówi: bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami (Iz 55, 8). To fundamentalne stwierdzenie, że na królestwo Boga nikt nie ma monopolu, a raczej my – ludzie, i przełożeni, i podwładni – pozostajemy w zupełnie innej logice. Pierwsza powinna więc być nieufność wobec samego siebie oraz zdolność kwestionowania własnych pomysłów i własnej woli. Tylko wówczas możliwe staje się wspólne poszukiwanie i odkrywanie sprawiedliwości królestwa niebieskiego. Wspólne posłuszeństwo podwładnych i przełożonych wobec projektu królestwa Bożego, niemożliwego do odkrycia w pojedynkę. Niewykluczone, że właśnie już wtedy, przynajmniej po części, pojawi się między nami coś z królestwa niebieskiego: niemożliwość myślenia, że do Boga mogę dotrzeć w pojedynkę, że sam mogę mieć najlepszy dostęp do woli Bożej. A to przecież największa pokusa dla każdego człowieka.

Czystość rozumiana jako absolutny wybór pierwszeństwa dla królestwa niebieskiego jako jedyna może ochronić nas przed przeinaczaniem posłuszeństwa i interpretowania go na swoją korzyść.

***
Tomasz Kot SJ (ur. 1966), wykładowca teologii biblijnej na Papieskim Wydziale Teologicznym – Collegium Bobolanum w Warszawie oraz Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, były przełożony Prowincji Wielkopolsko - Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego, obecnie przy Generale Jezuitów pełni funkcję konsultora generalnego i asystenta regionalnego dla Europy Centralnej i Wschodniej. Opublikował: La fede, via della vita; Lettre de Jacques.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama