Posłuszeństwo, osoba i misja

Fragmenty książki "Ucieczka za Świata? Zakony dzisiaj"

Posłuszeństwo, osoba i misja

Marcello de Carvalho Azevedo SJ

UCIECZKA ZE ŚWIATA?

Zakony dzisiaj

Copyright © Wydawnictwo WAM 2003



Rozdział V

Posłuszeństwo, osoba i misja

W tym punkcie właściwe rozumienie posłuszeństwa zawiera w sobie pewne elementy dialektyki.

Z jednej strony, obecność Ducha, który przemawia w każdym z nas, oraz współodpowiedzialność wszystkich za dobro misji wymaga szerokiej, pogłębianej znajomości wzajemnej oraz poznania wszystkich przez przełożonego. Dopiero wówczas, gdy inni poznają osobisty nasz kod, przez który filtrujemy to, co — jak sądzimy — Bóg do nas mówi, będą mogli rzeczywiście zrozumieć i ocenić naszą mowę, a tym samym głoszone przez nas orędzie. Na ten kod składa się cała nasza złożona rzeczywistość tego, czym jesteśmy, naszych indywidualnych skłonności, wartości i ograniczeń rodzinnych, ukierunkowanie naszej formacji, tkanka naszych doświadczeń, wreszcie wszystko to, co stopniowo osadzało się w nas, tworząc warstwę opinii i przekonań, tworząc rodzaj wewnętrznego podłoża, które decyduje o tym, czy zasiane w nas ziarno nie wyda plonu, bo gleba jest kamienista, lub zostanie zagłuszone cierniami, czy, przeciwnie, okaże się płodne i będzie mogło owocować na rozmaite sposoby. Wymaga to od nas wielkiej przejrzystości i autentycznego bycia sobą. I znów pojawia się tu wymóg ubóstwa egzystencjalnego i ubóstwa osoby, która nie chce się cenić wyżej lub niżej, lecz zwyczajnie objawia się wedle tego, czym jest, i poddaje się również kształtowaniu przez innych, aby stać się doskonalszą. Owa przejrzystość sytuuje się w sferze prawdy, która zresztą, jak wiemy, jest nieodzowna w całej rzeczywistości posłuszeństwa zakonnego, jeżeli nie chcemy stać się ludźmi nieszczęśliwymi.

Jest jednak i drugi aspekt tej sprawy, niemal antytetyczny. W każdym człowieku kryje się pewna historyczna ciągłość, której nie można przekreślić. Trudno by ją było w pełni zmienić, chociaż można oddziaływać pedagogicznie na jej ukierunkowanie. Nie istnieje poza tym jakaś lista kryteriów, które by nam pozwoliły — jak w przypadku produkcji przemysłowej — zawsze obiektywnie ocenić jakość produktu i wyeliminować produkty złe lub też wybrakowane. Jedynie wtedy, gdy liczymy się z konkretną rzeczywistością każdego człowieka, możemy próbować w nim i wraz z nim tworzyć ciągłość jego historii. Z takim spojrzeniem trudno pogodzić rozumienie posłuszeństwa, które dominowało przez tyle stuleci, a polegało na ciągłym przeciwstawianiu się charakterowi i naturze osób. I tak na przykład przygotowywano je do pełnienia jakiejś funkcji, a następnie powierzano im inną, już bez stosownego przygotowania, a wszystko to w imię podkreślanej nieomylności posłuszeństwa na płaszczyźnie wiary. Albo systematycznie zaprzeczano osobom, aby dać im okazję do „wzrastania w cnocie”, lub karcono bez powodu, aby udoskonalić je w pokorze. Wszystko to dalekie jest od perspektywy prawdy, dlatego okazuje się nietrwałe i pozbawione sensu. Musi istnieć ciągłość bez wyrw pomiędzy tym, co dana osoba wniosła do naszego życia zakonnego jako swój egzystencjalny bagaż, w znaczeniu ontologicznym i psychologicznym, a tym, co czynimy dla jej wzrastania jako osoby poświęconej Bogu i powołanej do misji apostolskiej wśród ludzi. Stosunkowo częste wśród zakonników zjawisko zachwiania równowagi emocjonalnej i uczuciowej lub całkowitego przytłumienia zdolności twórczych i realizacyjnych może mieć przyczynę właśnie w tym zerwaniu ciągłości, za które niejednokrotnie trzeba płacić wysoką cenę.

Rysuje się tu jedno z głównych zadań przełożonego, i tegoż zadania nie da się w pełni rozdzielić na wszystkich członków wspólnoty, choć niektórzy naiwnie i utopijnie zgłaszają takie postulaty. Wrażliwość względem osób, a zwłaszcza troska o coraz pełniejszą integrację ich życia i misji zakłada nawiązanie przejrzystego i głębokiego dialogu pomiędzy przełożonym a każdym z członków jego wspólnoty. Nie można oczekiwać, że taki dialog rozwinie się w pełni na poziomie ogólnej komunikacji między członkami danej wspólnoty. Konieczne do tego jest, żeby zakonnik rzeczywiście zechciał się otworzyć i żeby racją tego otwarcia się była troska o dojrzewanie do misji; owo zaś dojrzewanie zależy od postępującej integracji zakonnika jako osoby i członka grupy apostolskiej. Ze strony przełożonego odpowiedzią na to powinien być najwyższy szacunek dla osoby, wypływający z wielkiej odpowiedzialności jego urzędu, który może dać mu dostęp do najgłębszych ludzkich sfer; w tym przypadku osoby otwierają się przed nim wyłącznie w perspektywie wiary i jedynie ze względu na misję. Tego rodzaju otwarcie się niekiedy nie jest możliwe nawet na poziomie głębokiej przyjaźni braterskiej.

Okazuje się zatem, że trudno byłoby wspólnocie przejąć rolę właściwą przełożonemu bez poważnego uszczerbku dla osób, które wchodzą w grę. Przełożony uczestniczy razem ze wspólnotą w procesie rozeznawania, o którym wspominaliśmy wyżej; posiada jednakże pełniejszy obraz każdego z jej członków bądź całości, jaką tworzą wszyscy w dążeniu do pewnej zgody; może więc być zmuszony — ze względu na dobro konkretnej osoby bądź dobro misji — do powzięcia takiej ostatecznej decyzji, która niekoniecznie będzie mieć za sobą jednomyślną zgodę czy opinię większości wspólnoty. Mówimy tu oczywiście o zwyczajnych instancjach sprawowania władzy zakonnej na co dzień, a nie o instancjach z natury rzeczy kolegialnych, takich jak na przykład kapituły. Gdy chodzi o zwyczajne rządzenie, trzeba stwierdzić, że wspólnota bez przełożonego czy instytucje rządów kolegialnych nie potwierdziły w praktyce swej skuteczności, nawet w sprzyjających okolicznościach. Przyczyny tego wskazaliśmy wyżej. I tak osoby albo zamykają się w sobie, zamiast koniecznego ze względu na misję otwarcia; albo władza rozprasza się w sposób mętny na różnych członków grupy, a żaden z nich nie stanowi prawomocnego punktu odniesienia dla praktykowania posłuszeństwa, które w życiu zakonnym nie może być pozbawione perspektywy wiary. Dochodzi jakoś do urządzenia się takiej wspólnoty zakonnej, ale zaczyna się ona kierować socjotechnicznymi metodami zwyczajnej grupy ludzkiej. Pozbawiona zostaje wymiaru transcendencji — jedynego uzasadnienia jej racji bytu i jedynego czynnika zdolnego ustrzec ją przed niszczącym działaniem wielu wpływów — głównie politycznych — które z czasem sprowadzić ją mogą do odmiany instytucji czysto ludzkiej i socjologicznej tylko. A w takim przypadku posłuszeństwo nie będzie zbytnio odbiegać od posłuszeństwa przepisom ruchu drogowego bądź normom funkcjonalnej organizacji grupy.

Natomiast zachowanie funkcji przełożonego i odpowiednie jej sprawowanie przez tego, komu została ona powierzona, staje się rzeczywiście nadzwyczajnej wagi służbą, oddawaną poszczególnym osobom i całej wspólnocie. Znajduje to wyraz przede wszystkim w coraz lepszym dostosowywaniu osoby do misji i misji do osoby. Paradoksalnie prowadzi to, z jednej strony, do ograniczenia misji z powodu potrzeb osoby, ale, z drugiej strony, stawia przed osobą wymogi w związku z potrzebami misji. Pierwszy z owych aspektów skłaniałby nas dziś do wycofania się z tych dzieł, dla których brakuje nam ludzi; być może podtrzymujemy te dzieła z poważnym uszczerbkiem dla osób nimi obciążonych: zdane są one wyłącznie na siebie i pozbawione minimum warunków niezbędnych osobie ludzkiej do spełnienia wymogów powołania zakonnego. Drugi natomiast aspekt pozwala nam — w imię misji i właściwie przy tym oceniając ofiarę, jakiej oczekujemy — wymagać w przypadku wybranych zadań i funkcji zaangażowania się osób, które nieraz muszą przezwyciężać siebie, aby mogły się z owych zadań wywiązać. Wydaje się to sprzeczne z tym wszystkim, co powiedzieliśmy wyżej na temat ciągłości historii każdego człowieka oraz obowiązku zarówno wspólnoty, jak i przełożonych — możliwie jak najlepszego poznania tej historii, aby odpowiednio dobrać człowieka do misji i misję do człowieka. I rzeczywiście jest tu jakaś sprzeczność. Wtedy jednak mówiliśmy o postępowaniu, które powinno stale obowiązywać w życiu zakonnym. Tutaj zaś mamy na myśli rzadsze przypadki, co nie znaczy, że mogą one ujść naszej uwagi. Sam bowiem nasz wybór, żeby pójść za Chrystusem i konkretnie urzeczywistniać w naszym życiu ewangeliczny zamysł, relatywizuje znaczenie naszej osobistej autonomii. Właśnie w tym doświadczamy najgłębszej istoty konsekracji, gdy chodzi o posłuszeństwo.

Większość ludzi instynktownie dąży do absolutyzowania własnej autonomii jako wyrazu własnej wolności. Konsekracja zakonna w ubóstwie relatywizuje dobra i wszelkie wrodzone dążenia do prestiżu i władzy. Konsekracja zakonna w czystości relatywizuje miłość ludzką, zwłaszcza gdy chodzi o jej seksualny wyraz. Natomiast konsekracja zakonna w posłuszeństwie jest sposobem potwierdzenia wolności. W tym przypadku wolność potwierdza się nie tyle poprzez absolutyzację osobistej autonomii, lecz raczej poprzez dobrowolną decyzję przyjęcia daru Bożego. Bóg zachęca człowieka do ukierunkowania swojej wolności na nieustanne rozpoznawanie Jego woli. Wzywa Bóg człowieka, aby dołączył do innych — powołanych w podobny sposób — i razem z innymi poszukiwał wspólnotowo woli Pana, która zawsze powinna mieć pierwszeństwo, aż do tego stopnia, że odczujemy jej twarde konsekwencje, a zwłaszcza jej kontrast z naszymi aspiracjami, osobistymi czy wspólnotowymi, bo dostrzeżemy, że nie pokrywają się one z tym, czego Bóg od nas oczekuje jako kontynuatorów misji Jezusa Chrystusa i osób powołanych do ukazywania swoim życiem Jego obecności pośród ludzi.

Zakończenie

Dwa są zatem główne wyznaczniki posłuszeństwa zakonnego. Z jednej strony, poszukiwanie woli Bożej, które staje się motywacją i celem wszelkich osobistych i wspólnotowych poczynań; z drugiej zaś — dobrowolna i konsekwentna decyzja relatywizacji własnej autonomii, powzięta z myślą o wypełnianiu tego, co faktycznie jawi się jako wola Boża dla mnie i dla wspólnoty. Posłuszeństwo zakonne różni się od wszelkiego innego rodzaju posłuszeństwa. Publiczne wyznanie, publiczna profesja wobec Kościoła i ludzi, że oto przyjmuje się posłuszeństwo jako życiowy program, wyróżnia powołanie zakonne spośród innych powołań apostolskich w Kościele.

Konieczność utrzymania trudnej równowagi między obydwoma wyżej wspomnianymi biegunami — między uwagą należną osobie i uwagą należną misji w spełnianiu tego, czego Bóg chce — stwarza współcześnie być może podstawową trudność w autentycznym przeżywaniu ewangelicznego zamysłu posłuszeństwa, właściwego konsekracji zakonnej. I stąd brać się też może najistotniejsze zagrożenie trwałości tego powołania apostolskiego pośród innych powołań w Kościele. Nierzadko uwaga skupia się niemal wyłącznie na pierwszym elemencie. Do tego stopnia koncentruje się wszystko wokół osoby, że zatraca się sens wspólnotowej świadomości ciała apostolskiego. Dochodzi do zupełnego pokawałkowania, do mnożenia się indywidualnych planów, aż do niemożności wykonania wspólnego dzieła; dominuje postawa odśrodkowa, bo każdy sam sobie określa, co jest jego misją, albo zaniedbuje wyznaczoną mu misję, nie biorąc pod uwagę konsekwencji, jakie może to mieć dla samej misji oraz dla jej adresatów. Usankcjonowanie i instytucjonalizacja takiego postępowania może doprowadzić do zburzenia sensu wspólnoty, tak że stanie się ona w końcu grupą osób stworzoną na emocjonalnej zasadzie koleżeństwa, a już nie na obiektywnej zasadzie wspólnej inspiracji i wspólnie spełnianej misji. Jest oczywiste, że w ten sposób uruchomi się proces stopniowego kurczenia się grupy; jej członkowie nie powinni zatem lekceważyć niebezpieczeństwa, iż z czasem coraz bardziej będą wchodzić na inne orbity, aż w końcu wypadną ze swojego pierwotnego toru. Trzeba wszakże pamiętać, że nadmierne bądź wyłączne akcentowanie drugiego elementu, czyli misji, bez dostatecznego uwzględnienia możliwości konkretnej osoby, okazuje się zagrożeniem dla jednej i drugiej, dla misji i dla osoby, wypaczając czy nawet udaremniając zamysł Boży.

Posłuszeństwo zakonne może być praktykowane jedynie wtedy, gdy istnieje głęboka komunia z Bogiem i pomiędzy braćmi w powołaniu. Wymaga ono ustawicznego samowychowania do miłości i prawdy w świetle działania Ducha Świętego w poszczególnych osobach i całej wspólnocie. W ten sposób pojmowane i przeżywane posłuszeństwo zakonne jest wyrazem po ludzku dojrzałej i ewangelicznie płodnej wolności, która została nam dana jako największy przywilej naszego człowieczeństwa.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama