Nie goń za samym sobą

Fragmenty książki "Miłość, Przyjaźń, Modlitwa, czyli wszystko co najważniejsze"

Nie goń za samym sobą

o. Mirosław Pilśniak OP

Miłość, Przyjaźń, Modlitwa, czyli wszystko co najważniejsze

Redakcja

Elżbieta Konderak

Nihil obstat

Polska Prowincja Dominikanów

o. Maciej Zięba, Prowincjał

Reg. Prow. Nr 562/04, Warszawa, 15 XI 2004

Copyright © by LIST

Kraków 2004

ISBN 83-913496-7-5



nie goń

za samym sobą

czyli o narodzinach

i praktyce modlitwy powtarzalnej

 

Człowiek ma dużą zdolność „gonienia za samym sobą”, także na modlitwie. Dlatego w tradycji od zawsze zwracano uwagę na potrzebę czujności. Modlitwa ma być świętym poznaniem — „świętą gnozą” — czymś, co pozwoli poznawać Boga. Jak zatem zadbać o modlitwę, jak rozpoznać, czy szukam Boga, czy też siebie?

o samopoczuciu

Nasze trudności w modlitwie w dużej mierze zależą od tego, czego w niej szukamy. Współcześnie, mówiąc o modlitwie, koncentrujemy się głównie na własnych doznaniach psychicznych, na tym, co nam modlitwa daje i dlaczego jej potrzebujemy, wreszcie, kim nas modlitwa czyni. To podejście do modlitwy jest pewnie wynikiem zmieniającej się kultury, która nakłania człowieka do skupiania się na nim samym i jego własnych doznaniach.

Wydaje nam się, że źle się modlimy, kiedy nasze myśli uciekają od Pana Boga, od treści modlitwy, albo kiedy czujemy niechęć do modlitwy i nie umiemy znaleźć na nią właściwego czasu. Bywa, że czujemy się winni, kiedy nie odpowiada nam jakaś forma modlitwy. Mówimy: chciałbym się modlić spontanicznie, osobiście, a nie tak jak każą się modlić w kościele, na nabożeństwie, odmawiając różaniec czy litanię. Modlitwę formułami uważamy za gorszą postać modlitwy, wydaje się nam tak nieosobista, nie nasza, jakby nie była modlitwą. Często można usłyszeć opinie, że dopiero kiedy modlimy się własnymi słowami, wiemy, że naprawdę się modlimy. Choć z drugiej strony i tak, wcześniej czy później, napotykamy też trudność modlenia się własnymi słowami.

Często nie uświadamiamy sobie, że pragniemy modlitwy dla siebie, dla dobrego samopoczucia, a więc modlitwy, której celem jesteśmy my sami. Wiele osób twierdzi, że naprawdę spotyka się z Bogiem, kontempluje Jego obecność w lesie, w górach albo w czasie spotkań z przyjaciółmi. Tam można się dobrze poczuć, doznać spokoju, wewnętrznej radości, myśleć pozytywnie o Bogu i świecie. Tam, a nie wśród ludzi, nie w kościele na niedzielnej Mszy świętej. Warto wtedy zapytać: „Askąd wiesz, z czym się tak naprawdę spotykasz w tych górach? Kto ci powiedział, że to jest spotkanie z Bogiem, a nie ztobą samym? Skąd masz pewność? Czy dają ci ją rodzące się wówczas przyjemne uczucia wolności, dostrzegania jedności człowieka i świata? Są one przecież tylko znakiem tego, że ów świat jest wtedy mniej więcej twojej wielkości, na twoją miarę, i dlatego dobrze się w nim czujesz”.

nie ty pierwszy masz problem

Szukając odpowiedzi na pytanie, co zrobić, żeby modlitwa była dobra, warto dotrzeć do początków jej praktykowania. Ważnym źródłem jest tu przekaz Tradycji, modlitwa bowiem włącza mnie w duchową historię spotkania Boga z człowiekiem. Dzięki odkryciu zakorzenienia się w Tradycji znajduję swoją tożsamości. Widzę, że moim ojcem jest Abraham, któremu Bóg objawił się, Dawid, który Boga uwielbiał, Salomon, który uczył mądrości. Mówię do Boga tymi samymi słowami co oni, co moi ojcowie w wierze. Dlatego od samego początku Apostołowie kontynuowali żydowską tradycję modlitewną, modląc się we wspólnocie Psalmami i hymnami.

Znaczącym momentem w historii modlitwy jest powstanie ruchu pustelniczego na przełomie III i IV wieku. Zrodził się on z przeświadczenia, że życie w zgiełku miasta niemal uniemożliwia życie z Chrystusem. Człowiekowi zajętemu codziennymi sprawami trudno jest pozostać wiernym Ewangelii. Powstaje pełne trwogi pytanie: co zrobić, żeby odnaleźć Chrystusa, bo przecież inaczej nie można się zbawić? U źródeł ruchu pustelniczego leży też przekonanie, że w Kościele, który dotąd był prześladowany, a po Edykcie Mediolańskim (313r.), rozrastając się w ogromną wspólnotę, stracił na jakości, trudno o prawdziwych świadków. (Z nieco podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w Polsce w latach walki państwa z Kościołem. Dopóki Kościół był podejrzany, zakazany, prześladowany w jakikolwiek sposób, pozostawanie w jedności z nim mogło wypływać z bardzo różnych powodów, niekoniecznie z chęci poszukiwania Boga. Natomiast obecnie trwanie w Kościele jest wolną decyzją człowieka, który pragnie zmierzać do Boga).

Po Edykcie Mediolańskim gwałtownie wzrasta liczba chrześcijan, bo to się społecznie opłaca. Dlatego też wydaje się, że wiara upada. W związku z tym biskupi nawołują, żeby przygotowanie do chrztu św. trwało chociaż dziesięć dni. Św. Augustyn, biskup Hippony, czuł się bezradny widząc tłumy tych, którzy chcieli zostać chrześcijanami, a zupełnie nie byli do tego przygotowani. Stąd próba zaradzenia tej sytuacji przez ustalenie Wielkiego Postu, żeby chociaż przez czterdzieści dni przygotowywać katechumenów do życia chrześcijańskiego.

modlitwa nieustanna

Odpowiedzią na głębokie pragnienie autentycznego życia Ewangelią jest odejście od zgiełku, czyli wyzwolenie od namiętności i pożądań, które towarzyszą życiu w społeczności. Chodzi tu o ludzkie dążenie do posiadania, osiągania czegokolwiek, ale też o przejawy pychy, zdobywanie próżnej sławy — czyli o to wszystko, co kryje się w niebezpieczeństwie posiadania. Bo kiedy człowiek coś ma, to czasem myśli, że jest lepszy od innych. Stąd próby powrotu do Ewangelii poprzez nieprzerwane trwanie na modlitwie, do czego zachęcał św. Paweł — Nieustannie się módlcie (1 Tes 5, 17). Te słowa stały się inspiracją do narodzin starożytnego ruchu mniszego na Wschodzie. Trwanie w modlitwie ma prowadzić do oparcia się pokusom wypływającym z pożądliwości tego świata ido realizacji Ewangelii. Próby nieustannej modlitwy, wywodzące się z ruchu pustelniczego, są narodzinami modlitwy osobistej, która towarzyszy człowiekowi żyjącemu wiarą i splata się z jego życiem codziennym.

Ojcowie Pustyni dawali różnorodne wskazówki, jak można realizować nakaz nieustannej modlitwy. Zdarzało się, że ludzie, którzy modlili się cały dzień, wynajmowali i opłacali specjalne osoby, które miały kontynuować modlitwę w czasie ich snu, tak żeby mogła trwać nieprzerwanie.

modlitwa powtarzalna

Łatwiej było modlić się nieustannie we wspólnotach praktykujących modlitwę powtarzalną, która polega na wielokrotnym powtarzaniu — niekiedy nawet kilka tysięcy razy w ciągu dnia — jakichś wersetów z Pisma Świętego i powracaniu do nich myślą. Przykład takiej nieustannej pamięci o Bogu dał św. Jan Kasjan (ok. 360-435). Według niego, słowami psalmisty: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie, pospiesz ku ratunkowi memu (Ps 70, 2) można wołać do Boga w każdej sytuacji życiowej, w radości i rozpaczy, w chwilach spokoju i pokus, w czasie odpoczynku i pracy. Modlitwa powtarzalna jest dostępna każdemu. Stawia nas ona w sytuacji nieustannego spotkania z Bogiem, ponieważ człowiek zawsze, niezależnie od tego, co przeżywa, może szukać Boga ijednoczyć się z Nim. Jest ona formą kontemplacji, czyli pozostawania myślą i sercem przy Bogu. Pamiętajmy, że modlitwa nie jest jakimś hobby, to normalna droga życiowa ludzi, którzy szukają Boga. Nawet w sytuacji największego życiowego nieszczęścia, czyli grzechu, trzeba szukać Boga i prosić o ratunek, by uchronił duszę od śmierci i doprowadził do pojednania.

a co z gniewem i złością?

Mogłoby się wydawać, że uczucia nieprzyjemne, takie jak gniew, złość czy rozgoryczenie, poważnie zakłócają modlitwę. Jednak Ojcowie Pustyni radzą, żeby te uczucia, pchające człowieka do walki, kierować przeciwko szatanowi, który przeszkadza w modlitwie. Jeśli ogrania mnie gniew, złość czy nienawiść, to tym gorliwiej przyzywam imienia Jezusa, który jest zwycięzcą szatana. Modlitwa pomaga mi nie robić złego użytku ze złych uczuć.

Celem modlitwy powtarzalnej nie ma być moje dobre samopoczucie ani moje wyobrażenie Pana Boga, ale sam objawiający się Bóg, żywy i prawdziwy. Stąd jej treść powinna być jednoznacznie skierowana ku Bogu. Dlatego często formuły modlitwy są zaczerpnięte ze Słowa Bożego. Także różaniec, który jest stosowaną na Zachodzie praktyką modlitwy powtarzalnej, posiada mariologiczne wersety, które orientują i wskazują na Chrystusa jako Syna Maryi. Różaniec jest w istocie wyznaniem wiary we wcielenie Syna Bożego, czyli pełnią modlitwy.

dwa kierunki rozwoju

modlitwy powtarzalnej

Rozwój modlitwy powtarzalnej poszedł w dwóch kierunkach.

W pierwszym podkreślano, że niekończące się wołanie do Boga ma wyprowadzić człowieka poza niego samego i pokazać mu, że nie jest sam, ale z Bogiem, i że istnienie ludzkie ma sens na tyle, na ile jest drogą do Niego. Nieustanne wołanie to kolejne kroki do Boga.

Drugi kierunek w rozwoju tej modlitwy, który był obecny szczególnie we wschodnim chrześcijaństwie, wiązał się zpraktyką kontroli swojego ciała i wynikał z pragnienia bycia przy Bogu całym swoim istnieniem, czyli także ciałem. Wyobrażano to sobie na przykład w ten sposób: moje ciało jest ożywione dzięki oddechowi, który łączy się ze świętym Duchem Bożym. Oczywiście, nie materialnie, ale w sposób duchowy. Oddech człowieka jest więc wizualizacją, wyobrażeniem Ducha. Wraz z oddechem wchodzi w całe moje ciało Duch, który mnie ożywia, tak jak cząstki tlenu. Człowiek, który chce być napełniony Bożą obecnością, powinien zatrzymać ten oddech w sobie. Tak rozwija się praktyka wstrzymywania oddechu podczas modlitwy, skłonienia głęboko głowy, zapatrzenia się w swoje wnętrze. Wszystko to służy uświadomieniu sobie tego, że Bóg, którego szukam, mieszka w moim wnętrzu, ożywia moje ciało i serce, tak że cały żyję dla Boga.

Obie drogi rozwoju modlitwy powtarzalnej gdzieś się spotykają. Chodzi w nich przecież o poszukiwanie i spotkanie Boga, ale nie siebie. poznawanie Boga jako modlitwa

Aż do średniowiecza trwał również proces tworzenia modlitwy liturgicznej, która wyzwalała człowieka z indywidualizmu iwprowadzała we wspólnotę wiary. W wiekach średnich mistykę i pobożność zaczyna się pojmować na nowy sposób: nie jako przeżywanie wiary, ale jako poznawanie Boga i prawdy (tzw. podejście spekulatywne). Św. Bernard z Clairvaux mówi o bardzo gorącej miłości Boga, ale rozumie ją jako przepełnione gorączką poszukiwań dążenie serca do poznania Boga. Oczywiście, mnisi nie zapominają o ascezie, która jest decyzją na zerwanie z rozkoszami tego świata, łatwo prowadzącymi człowieka na drogę poszukiwań własnej przyjemności.

W dobie tej spekulatywnej mistyki ciekawym przypadkiem jest pobożność św. Dominika, którego modlitwa nawiązuje do modlitwy powtarzalnej: „Panie, co stanie się z grzesznikami”. Dominik modlił się całym swym ciałem, przeżywał wzruszenie, wylewał łzy za grzeszników, choć uważał, że jest pierwszym, który potrzebuje tych łez. Jego przykład pokazuje, że spekulatywna kontemplacja nie jest oderwaniem myśli od ciała człowieka, tylko jednoznacznym ukierunkowaniem obu tych elementów.

jeśli nie rozumiesz — kochaj

Uzupełnieniem mistyki średniowiecznej jest devotio moderna, nowa pobożność, która rozwija się na przełomie XIV iXVw. (np. „O naśladowaniu Chrystusa”). Sama scholastyczna kontemplacja wydawała się niewystarczająca dla człowieka z krwi i kości. Devotio moderna nawiązuje do apofatycznej myśli Pseudo-Dionizego Areopagity, który mówił, że chociaż wypowiadamy tajemnicę Boga poprzez pewne prawdy, On i tak jest większy od tych prawd i pozostaje dla nas Niepoznawalny. Ale nawet kiedy nie jesteśmy w stanie pojąć niektórych prawd, zawsze możemy Boga kochać. Możemy wyznawać Mu swoją miłość, przebywać w Jego obecności i cieszyć się Jego obecnością w nas. Teologia devotio modernanie pomniejsza znaczenia ascezy. Przyznaje natomiast prymat miłości w kontemplacji; człowiek ostatecznie poznaje Boga w miłości, a nie w pojęciach, które nigdy Go do końca nie wyrażą.

ratunek, jaki daje liturgia

Człowiek ma wyjątkową zdolność „gonienia za samym sobą” (także na modlitwie), za własną wielkością, chęcią posiadania czegoś. Dlatego w tradycji modlitewnej od zawsze zwracano uwagę na potrzebę czujności. Mogę przecież szukać Boga w jakikolwiek dostępny sposób, ważne jest jednak kryterium prawdy, czyli odpowiedź na pytanie: kogo spotykam, Boga czy samego siebie? Jak zatem zadbać o czystość mojej modlitwy, by była ona czymś, co pozwoli mi poznawać Boga, czyli „świętą gnozą”? Jak rozpoznać, czy szukam Boga, czy też siebie? Przecież mogę mieć dobre intencje, ale w gruncie rzeczy będzie mi w modlitwie zawsze chodziło o siebie. Trudno odkryć te chwile, kiedy rzeczywiście jestem z Bogiem.

Ratuje mnie liturgia, która jest zobiektywizowaniem mojej modlitwy i tego pragnienia poszukiwania Boga. Ratuje mnie wreszcie Duch Boży. Św. Paweł mówi: Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami (Rz 8, 26).

Jeżeli poszukuję w modlitwie samego siebie, ale robię to nieświadomie, Bóg nie pozwoli, żebym zginął we własnej pysze. Jego działanie zawsze prowadzi do oczyszczenia modli twy, o którym wspominają wszyscy mistycy. Bóg ukryje się przed moimi oczami po to, żeby pokazać mi nędzę mojej duszy. Modlitwa weryfikuje człowieka. Wymaga poświęcenia własnego czasu, jakiejś części życia, na coś, co z ludzkiego punktu widzenia jest bezużyteczne.

Człowiek ciągle błądzi, myli się, musi się nawracać, aprzywiązanie do grzechu jest w jakimś sensie naszym życiowym dramatem. Ale bardziej należy się dziwić temu, że Bóg mnie doprowadzi do Siebie niż temu, że ciągle błądzę i na nowo poszukuję.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama