Czasem trudno zrozumieć tę bliskość

Nie czekaj na cierpienie, które ci uporządkuje życie. Fragment książki "Grunt pod nogami"

Kochani!

W pierwszym czytaniu słyszeliśmy dziś o sprawiedliwości, która będzie krzyczeć do Boga. Zatem ja dzisiaj krzyczę, ponieważ kilka dni temu do hospicjum, którego jestem szefem, przywieziono w stanie prawie agonalnym 36-letnią matkę dwojga młodych ludzi. Czy to jest sprawiedliwe? Na pewno nie. Czasem mam ochotę wrzeszczeć: Boże, gdzie jest Twoja sprawiedliwość? Starałem się żyć uczciwie, a tu taki guz, który wrasta w mój mózg i go powoli zżera. Żeby się go na stałe pozbyć, należałoby usunąć cały mózg. To byłoby raczej mało komfortowe.

Boże, dlaczego jesteś taki niesprawiedliwy? Czasami ludzie pytają mnie: „Dlaczego Pan Bóg zesłał na księdza takie cierpienie?”. Tak nie wolno myśleć. Bóg nie jest paskudnym dziadem siedzącym na chmurze, który nas nie lubi, więc rozdaje cierpienia i rozmaite przeciwności. On nas kocha w chwili naszego powodzenia, ale szczególnie blisko jest w momencie nieszczęścia. Nie opuszcza swoich dzieci. Fakt — czasem trudno zrozumieć tę bliskość.

Czasem trudno zrozumieć tę bliskość

Kiedy spada na nas jakieś niezasłużone cierpienie i wydaje się nam, że Pan Bóg nas zostawił, mimo szalejących emocji należy zrobić matematyczne założenie, że On z nami jest i kocha nas bardzo odpowiedzialną miłością. Bez względu na to, czy nam się życie wali czy nie. Bóg jest stały, niezmienny, wierny. To my bywamy niewierni. Rozumowo to założenie jesteśmy w stanie przyjąć, emocjonalnie trudniej. Ale musimy to sobie powtarzać, bo inaczej przestaniemy Mu ufać i zwariujemy.

Skąd się biorą choroby? Są wynikiem biologii i przypadku. Wypadki są wynikiem przypadku — ktoś za szybko jechał, znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Niektóre zdarzenia są wynikiem naszej wolnej woli. Pan Bóg nam jej nie może zabrać. Chcieliśmy się oparzyć, to się oparzyliśmy. Chcieliśmy popełnić błąd, to go popełniliśmy i ponosimy tego konsekwencje. Paliliśmy fajki, mieszkaliśmy w domu z azbestem, no to mamy raka. Pytanie, dlaczego Pan Bóg nie interweniował, byłoby głupie, bo to On stworzył biologię z jej prawami. Gdyby codziennie ingerował w te prawa, także te związane z powstawaniem nowotworów, które czasem organizm zaczyna traktować przez pomyłkę jak najlepszych gości, to zachowywałby się nielogicznie.

Dlaczego Bóg nie przestawia tych naszych przypadków? Po pierwsze, żeby nas nie pozbawić wolnej woli, a po drugie dlatego, że On ma zupełnie inne spojrzenie. My widzimy wszystko w zamkniętym, krótkim odcinku naszego życia, maksymalnie dziewięćdziesięciu lat, może stu, a On jest ponad tym pudełkiem czasu. Czasoprzestrzeń się rozszerza, a Bóg jest ponad tym. Widzi wszystko — od Wielkiego Wybuchu albo innego początku świata, aż po sam jego koniec z powtórnym przyjściem Chrystusa. Dla Niego to wszystko, co się dzieje, jest bardzo logiczne. Kiedy się przeciśniemy na tamtą stronę (a to przeciskanie się nazywamy śmiercią), prawdopodobnie będziemy widzieli wszystko z Bożej perspektywy.

Bardzo lubię porównanie śmierci do narodzin. Dziecko przeciska się i boi, kiedy się rodzi. Ten wrzask po porodzie wcale nie jest radosny, tylko pełen przerażenia, bo znało brzuch matki i nagle to przyjazne środowisko zaczęło go wypychać w zimną, nieznaną przestrzeń. Ale gdy się człowiek przywita z tym światem, już nie chce wracać do brzucha matki. Być może podobnie jest ze śmiercią. Pewnie sam proces odchodzenia jest nieprzyjemny, ale później mamy przerastającą nasze wyobrażenia rzeczywistość. Taką, która nas przekracza — wspaniałą, kiedy jesteśmy zbawieni; pełną tęsknoty, kiedy oczekujemy w czyśćcu, i pełną przerażenia oraz nienawiści, kiedy jesteśmy potępieni. Mam nadzieję, że piekło nie jest wybrukowane głowami księży i zakonnic, jak mówi popularne przysłowie...

Wiecie, nowotwór pomógł mi uporządkować swoje życie — wyzwolił mnie z lęku, z kompleksów. Już nikt mi nic nie może zrobić. Jestem zupełnie wolnym człowiekiem.

Nie życząc wam żadnego nieszczęścia, namawiam was do tego, żebyście nie tkwili w sytuacjach, które was mocno męczą.

Opowiem wam o moim znajomym, którego nie za bardzo lubię. Jest nim przyjaciel mojego ojca z liceum. Całe życie musiałem do niego mówić „wujku”. Był sknerą i żył nie po katolicku. Zawsze mnie poniżał. Nawet nie odwiedził w chorobie, kiedy był blisko. To wszystko mnie bardzo bolało. Zdobyłem się na odwagę, wziąłem głęboki oddech i powiedziałem, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Nie po to, żeby mu robić przykrość, ale żeby sobie uporządkować relację. Zrobiłem porządek też z innymi: z niektórymi ludźmi mam stały kontakt, z innymi ograniczony, a z jeszcze innymi nie kontaktuję się w ogóle. Jest prawdą, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.

Gdybyście, kochani, przez lata tkwili w jakichś krzywych sytuacjach, toksycznych związkach — mąż pijak awanturuje się i co wieczór cię bije, a ty jesteś współuzależniona i boisz się zrobić ruch, choć dzieci są już dawno odchowane, nie bój się być odważna i wyrzucić męża pijaka z domu. To jest obowiązek moralny chronienia własnego życia. Małżeństwo jest ogromną wartością, przysięga także, ale nie wtedy, kiedy staje się zagrożeniem psychicznym lub fizycznym dla nas lub naszych dzieci.

Czasem trudno zrozumieć tę bliskość
fragment pochodzi z książki:

ks. Jan Kaczkowski

GRUNT POD NOGAMI
Ksišdz Jan Kaczkowski nieco poważniej niż zwykle

ISBN: 978-83-277-1037-6
wyd.: Wydawnictwo WAM 2016

Nie trzeba od razu z takiej wysokiej półki... Jeżeli ktoś tkwi w przyjacielskim, toksycznym związku, czuje się wykorzystany, to trzeba tę relację albo naprawić, albo zerwać. Jeśli w pracy zmuszają cię do nieuczciwości, do brania łapówek, jeśli tkwisz w jakiejś obiektywnie złej sytuacji, to nie czekaj na cierpienie, które ci uporządkuje życie, na to, że ci ukradną samochód albo złamiesz nogę i będziesz miał dwa tygodnie na przemyślenie w szpitalu. Dokonaj zmiany swojego życia dzisiaj. Obiecuję, to ci bardzo pomoże. Amen.


ps

Po wielu miesiącach sytuacja uległa zmianie w wyniku wyrzutów sumienia.

Powyższe kazanie wygłosiłem w okresie bardzo emocjonalnym. Wtedy takie postępowanie wydawało mi się uzasadnione. Nie dojrzałem jeszcze do wiedzy, że ciężka i nieuleczalna choroba nie daje nam jakichś wyjątkowych praw. Zwłaszcza do moralnej oceny innych. Nie pozwala nam ich ranić, nie zwalnia z powinności etycznych, choćby bycia przyzwoitymi.

Ostatecznie, przez długie miesiące mierząc się z sytuacją, postanowiłem wuja przeprosić, przebaczyłem i poprosiłem o przebaczenie.

Fragmenty dostępne na naszych stronach: Wstęp, Lek na lęk, Czasem trudno zrozumieć tę bliskość

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama