Najtrudniej wykonać pierwszy krok

Mądrość życia według św. Ignacego Loyoli (fragment)

Najtrudniej wykonać pierwszy krok

Dariusz Michalski SJ

MĄDROŚĆ ŻYCIA WEDŁUG ŚW. IGNACEGO LOYOLI

ISBN: 978-83-7767-194-8
wyd.: Wydawnictwo WAM 2013

Wybrane fragmenty
Zaproszenie do duchowej podróży ze św. Ignacym Loyolą
Najtrudniej wykonać pierwszy krok

Najtrudniej wykonać pierwszy krok

Doświadczenie uczy nas, że tam, gdzie napotyka się na liczne przeszkody, można zazwyczaj spodziewać się większych owoców.

Osoby poszukujące Boga często wyrażają swoje oczekiwania względem Niego, mówiąc: „Chciałbym czuć się mocny, chciałbym mieć taką wiarę, która dawałaby oparcie mnie i moim bliskim”. Gdy jednak pytam ich, co robią, aby to osiągnąć — odpowiadają, że niewiele albo wręcz nic. Być może zabrzmi to śmiesznie, ale wiele osób w odniesieniu do duchowości nie widzi związku pomiędzy konkretnym działaniem a jego owocami. Wielu wierzących w Boga uważa, że samo deklarowanie się jako osoba wierząca stanowi wystarczającą podstawę do tego, aby czerpać korzyści chociażby w formie przyjemnych odczuć i poczucia mocy. Tak jak w innych dziedzinach życia, także i w sferze duchowości, czyli tego wszystkiego, co obejmuje nasze relacje z Bogiem, bez wysiłku i wewnętrznej pracy nie można wiele osiągnąć. Jeśli ktoś na serio pragnie wejść na ścieżkę duchowości, musi się przygotować na naprawdę ciężką pracę. Ale kto dziś chce ją podejmować? Dlatego Jezus pyta w Ewangelii: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18, 8).

Znane jest nam powiedzenie, że nie ma nic za darmo. Jest ono bardzo bliskie prawdy, ale nie do końca prawdziwe, gdyż jednak jest coś, co możemy mieć za darmo. Tym czymś jest łaska Boża. To boska energia i siła, która podtrzymuje nasze życie zarówno fizyczne, jak i duchowe. To nieustanna zachęta ze strony Boga i Jego ogromna życzliwość, która wspiera i motywuje do wewnętrznego rozwoju. To coś na kształt promieni słonecznych, które co dnia stymulują rozwój roślin. Każdy z nas otrzymuje codziennie od Boga energię potrzebną do dobrego przeżycia kolejnego dnia. Prowadząc rekolekcje, lubię przypominać rekolektantom, że Bóg zapraszając ich do spotkania z sobą, udziela im łaski wystarczającej do dobrego odprawienia rekolekcji. Nie może być inaczej, jeśli wierzymy, że Bóg jest Osobą i to Osobą pełną miłości. Zapominamy jednak o tym wielkim potencjale boskiej energii, którą Stwórca kieruje w naszą stronę. Dzieje się tak, ponieważ z jednej strony przyzwyczailiśmy się do podawania w wątpliwość możliwość osiągnięcia dobra. Myślenie o dobrych rzeczach przychodzi nam łatwo. Potem pojawia się chęć zrealizowania tego dobra. Następnie przychodzi wątpliwość: czy mamy wystarczająco dużo sił, aby je zrealizować. I często odpowiadamy sobie: „Nie dam rady”, „Jestem za słaby”. Zazwyczaj swojego rozeznania nie poddajemy Bogu i nie pytamy, co On o tym sądzi. Gdybyśmy tak czynili, to szybko przekonalibyśmy się, że większość z realistycznych pomysłów na dobro, które przychodzą nam do głowy, jest możliwa do wykonania. Przeszkodą jest jednak nasza niewiara w to, że dane dobro rzeczywiście można zrealizować.

Dzieje się tak także dlatego, że z drugiej strony przeczuwamy, ile wysiłku i trudu może nas kosztować realizacja dobra. Każde dobro ma swoją cenę. Za każdym dobrem kryją się konkretne zasady, które ktoś konsekwentnie stosował w swoim życiu i płacił za to cenę czasu, trudu, wyrzeczeń, cierpliwości itd. My oczywiście chcielibyśmy mieć dobro, ale równocześnie nie chcemy się przy nim napracować. Jesteśmy leniwi. Wiara to ciężka praca. To wielki wysiłek. I niewielu potrafi narzucić sobie dyscyplinę wiary, która przekłada się na konkretny styl życia. Wystarczy posłuchać ludzi, którzy mówią: „Bóg tak, ale Kościół już niekoniecznie”. Ale dlaczego? — pytam. I wtedy okazuje się, że przykazania i wymogi, które stawia Kościół, po prostu kosztują zbyt wiele.

Ludzie, którzy chcieliby doświadczać owoców wiary bez podejmowania wysiłku np. codziennej regularnej modlitwy, wyobrażają sobie wiarę jako coś, co przypomina mgiełkę rozpylonych w powietrzu perfum. Coś przyjemnego, tajemniczego i zwiewnego. Coś co... nie zależy od nich samych. Wiele razy słyszałem wypowiedzi w stylu: „Tak, Pan Jezus to był szczególny człowiek. Ale ja to zupełnie co innego...”. Za takimi wypowiedziami kryje się dobrze zakamuflowane lenistwo. Niechęć do podejmowania pracy nad sobą, do pokonywania wewnętrznego lenia, który drzemie w każdym z nas. Ktoś, kto postrzega wiarę właśnie w taki sposób, patrzy na nią jako na coś trudnego do sprecyzowania, coś niezależnego od niego samego. Czy może być bardziej błędne przekonanie dotyczące wiary? Jeśli wiara nie zależy ode mnie, to od kogo? Owszem, wiara jest łaską, ale łaską daną każdemu z nas, możliwą do przyjęcia i rozwinięcia jej w sobie. Często modlimy się o dar wiary dla ludzi, którzy są daleko od Boga. Czy jednak raczej nie powinniśmy się modlić, aby mieli odwagę ją przyjąć? Istnieje coś takiego jak odporność człowieka na Bożą łaskę, jak niechęć do jej przyjmowania, czyli chodzenia Bożymi ścieżkami. Wybieramy wtedy swoje własne drogi. Decydujemy się nawet ciężko pracować, ale robimy to wszystko w oderwaniu od Boga — pozostawiając Go na marginesie swojego życia.

To sprytny zabieg z naszej strony, aby wiarę potraktować jako coś zwiewnego, ulotnego, co przydarza się tylko niektórym wybrańcom czy świętym. A przecież wiara to coś bardzo konkretnego. To sprecyzowany sposób zachowania i odnoszenia się do innych, do Boga i do siebie samego. Taki sposób wchodzenia w relacje, który wyraża szacunek do drugiego, podkreśla jego wartość i godność.

W naszej pierwszej sentencji św. Ignacy wskazuje na to, że dobro, które planujemy wykonać (czyli wiara w praktyce), zawsze będzie się wiązać z konkretnymi przeszkodami. To stan naturalny. Kiedy bowiem chcemy współdziałać z Bogiem, zły duch nie śpi i też planuje, w jaki sposób pokrzyżować nam plany. Co więc robić? Zrezygnować z planów? W żadnym razie! Po prostu trzeba być przygotowanym na jego atak. Pierwszym sposobem jest realne poznanie rzeczywistości. Mówił o tym jeden z moich współbraci i streszczał tę mądrość w krótkim zdaniu: „Każde dobro musi zostać ukarane!”. Nie chodzi o cynizm. Chodzi o realizm. Tak jest skonstruowany ten świat, że ilekroć próbujemy czynić coś dobrego, możemy być pewni, że już za chwilę pojawią się pierwsze przeszkody. Jednak znajomość tego zjawiska może nam znacznie pomóc w tym, aby się nie poddać na samym początku drogi do dobra. Popatrzmy chociażby na wioślarzy, którzy próbują wypłynąć z plaży na pełne morze. Przy brzegu zazwyczaj jest wysoka fala. Trzeba się bardzo natrudzić, aby utrzymać łódź dziobem do fal i wypchnąć ją na głębszą wodę. Gdy to się uda, wtedy można już spokojnie wiosłować. Najtrudniejszy jest pierwszy krok. Tak samo jest w życiu duchowym. Początkowy atak złego ducha wydaje się najbardziej zajadły, bo... najbardziej zaskakujący. Następuje wtedy, gdy próbujemy realizować dobro, które przecież nas pociąga. W tym pociąganiu nas przez dobro widać jasno, że jesteśmy stworzeni dla dobra, nie dla zła. Możemy wygrać, jeśli nie damy się przestraszyć. Jeśli się zaprzemy i postanowimy konsekwentnie wykonać to, co zamierzyliśmy, wtedy wcześniej czy później doświadczymy owoców swego trudu. Święty Ignacy podpowiada nam, że im większe przeciwności towarzyszą nam na samym początku, tym większego dobra można się spodziewać na końcu.

Chyba coś z tej prawdy odnajdujemy także w ludowym powiedzeniu: „Nie taki diabeł straszny”. No właśnie! Gdy przyglądamy się swojemu życiu, to widzimy sytuacje, w których udało się nam przetrzymać pierwszy atak złego jako reakcję na naszą próbę czynienia dobra. Później się dziwimy, że w ogóle tamte wątpliwości mogły nas przerażać. Z perspektywy zakończonego dzieła wszystko wygląda inaczej: jaśniej, radośniej i pewniej.

Jak to odnieść do swojego życia?

Zacznij od refleksji nad swoim życiem. Co ci mówią sytuacje, w których konsekwentnie wykonałeś zamierzone wcześniej dobro? Czy widzisz z perspektywy minionych lat, że ono cię nie przerastało, że było możliwe do wykonania?

Przyjrzyj się ludziom i sobie. Spróbuj odpowiedzieć sobie na pytanie: Do której grupy ludzi należysz? Czy do tej, która napotykając na pierwsze przeciwności, zaraz się wycofuje i wymawia się od realizacji dobra? A może jesteś w drugiej grupie, która doświadczając przeszkód, odczuwa jeszcze większy zapał, by wbrew wszystkiemu i wszystkim wypełnić to, co zostało wcześniej zamierzone? Ktoś kiedyś powiedział, że gdy coś nam nie wychodzi za pierwszym razem, jest to dowód na to, że trzeba spróbować jeszcze raz.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama