Wściekły jak pitbull

Fragmenty książki "Siła serca kontra siła pięści", trzy historie o Miłości, która zwycięża

Wściekły jak pitbull

Przemek KAWA Kawecki SDB

SIŁA SERCA KONTRA SIŁA PIĘŚCI

ISBN: 978-83-7505-603-7

wyd.: WAM 2010



Wybrane fragmenty
Szaleństwo sylwestrowej nocy
Totalna zmiana życia
Wściekły jak pitbull
Przemoc bez uprzedzeń

Wściekły jak pitbull

Jak wspominałem, pochodzę z dobrego domu, gdzie rodzice uczyli mnie kochać i szanować drugiego człowieka. Jednak odkąd poznałem skinów, zazdrościłem im przede wszystkim jednego - braku oporów przed daniem komuś „w mordę”. Za co? Ot tak, po prostu, że ktoś „jest”, i można dać mu w zęby - bez żadnego gadania, szukania przyczyn czy powodów - za głupi wygląd czy dla czystej przyjemności. Podchodzisz, walisz kogoś w ryj i już! Długo musiałem się uczyć, aby dojść do takiego stanu. Kiedy biłem się w szkole, zawsze musiała być jakaś przyczyna, jakiś powód. Tu jedyną przyczyną był często fakt samego pojawienia się danej osoby w zasięgu wzroku. Swoistą szkołą były dla mnie zawsze odwiedziny kumpli w Szczytnie. Oni szli w miasto jak stado wściekłych pitbuli. Jedno niepotrzebne spojrzenie było często powodem do awantury. Patrzyłem na nich i uczyłem się tych samych zachowań. Uśmiech na twarzy, zimne oczy.

Wściekły jak pitbull

Podchodzisz do panka, hippisa czy kogoś tam. On myśli, że jak się uśmiechasz, to będzie dobrze. A ty bez słowa walisz go prosto w środek nosa, potem zależnie od upodobań, można było go jeszcze obłożyć kilkoma butami albo poprawić kolanem i puścić wolno. Po jednym lub dwu piwach polowanie na brudasów to była czysta przyjemność. Nie ukrywam, że bardzo mnie to fascynowało i wciągało coraz bardziej.

Z wieloma chłopakami, którzy stali się pankowcami czy narkomanami, wychowałem się na jednej ulicy. Patrzyłem na nich jak na biedne dzieciaki, którym się nie udało w życiu. Tak naprawdę patrzyłem na nich z litością, ale moi kumple z Olsztyna i innych miast widzieli w nich tylko karaluchy, które należy rozdeptać. I choć było mi trudno, deptałem razem z nimi. Po każdym takim linczu - bo ciężko mówić o walce, kiedy pięciu obrabia dwóch albo jednego - syciliśmy się opowieściami o tym, jak pięknie zmasakrowaliśmy tego czy tamtego zawodnika: - Widziałeś tamtego jak dostał ode mnie w ryja? Pamiętasz jak tamten runął po drugim ciosie? Ale mu wywaliłem, aż mi ręka spuchła - opowieściom i pochwałom naszych wyczynów nie było końca. Żyliśmy w atmosferze zwycięstwa.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama