Kobieta w sercu wydarzenia zbawienia

Fragmenty książki "7 medytacji o wyjątkowych kobietach" o godności i powołaniu kobiety zainspirowane zostały listem apostolskim Jana Pawła II Mulieris dignitatem

Kobieta w sercu wydarzenia zbawienia

7 MEDYTACJI O WYJĄTKOWYCH KOBIETACH

Giuseppe Pollano

ISBN: 978-83-7505-416-3

wyd.: WAM 2010



Kobieta w sercu wydarzenia zbawienia1

Przyjrzyjmy się z bliska postaci kobiety w stworzeniu — to znaczy w „pewnym planie Boga zmierzającego do jakiegoś dobra” — a zatem przyjrzyjmy się postaci kobiety w ramach pewnego planu Bożego na rzecz dobra, inspirując się oczywiście Maryją i podążając w ślad za encykliką o Najświętszej Maryi Pannie.

Temat jest bardzo rozległy. Zacznijmy od przedstawienia paru istotnych elementów osobowości Maryi, a więc szczególnej kobiety w tym planie. Trzeba uchwycić wzajemną relację między postacią Maryi i każdej kobiety. Nie odrywajmy — w sensie teologicznym — Jej od nas, to znaczy spróbujmy dokonać głębokiego, praktycznego upodobnienia się do Niej w Bożym planie. W Bożym planie pierwiastek żeński jest jeden.

Oprócz tego są osoby, ale Bóg przeznacza element żeński do ściśle określonego zadania, które będzie współdzielone i przeżywane w różny sposób.

Cokolwiek mówimy o Maryi — choć dotyczy to Jej w sposób całkowicie uprzywilejowany, ponieważ jest Ona jedyna w swoim rodzaju — nie powinniśmy tego rozumieć wyłącznie w odniesieniu do Niej, ale w świetle wiary powinno to znaleźć przełożenie na naszą egzystencję. Każda kobieta musi odnaleźć w swojej egzystencji rysy, zachowania i sens życia Maryi. Powinna to uczynić, ponieważ jest chrześcijanką. To jest podstawowa zasada, o której nie wolno zapominać. Nie jest to zagadnienie o charakterze teoretycznym, ale ma ono charakter duchowy. Zawiera pewną prawdę, ale zawsze prawdę przeżywaną. Bóg nigdy nie odrywa prawdy od życia.

Kościół ma bardzo bogatą historię kobiet chrześcijańskich, które wiernie naśladowały Maryję. Trzeba je traktować jak siostry.

Zagadnienie Maryi jako kobiety, przypomniane przez papieża na początku jego encykliki, stoi w samym sercu wydarzenia zbawienia. Jest to ważny temat przede wszystkim dlatego, że mówiąc o zbawieniu, zawsze mamy na myśli, iż cała ludzkość potrzebuje zbawienia. Znaczy to, że ludzkość jest w stanie historycznie patologicznym, tkwi w historii nigdy nierozwiązanej, nigdy nie udaje się jej poradzić sobie z własnymi bolączkami. Staje przed nimi stale na nowo i choć mają one tysiące różnych twarzy, w gruncie rzeczy pozostają zawsze takie same.

Właśnie ta kwestia ludzkiej historii ma pewien tragiczny aspekt, często dostrzegany przez jej obserwatorów: filozofów, poetów, literatów. W tej historii pojęcie zbawienia staje się „pojęciem pojęć”: kto nas wybawi nie tyle z takiej czy innej bolączki, ale z tego, że jesteśmy, jacy jesteśmy? Dla człowieka nie jest to możliwe — człowiek już to sobie uświadomił — dlatego potrzeba czegoś innego.

Termin „wydarzenie” jest w słownictwie biblijnym bardzo istotny. Nie jest zwyczajnie czymś, co się zdarza. Jest nowym faktem, który rozbija zastaną sytuację, odnawia ją całkowicie. Wydarzenie zbawienia w tym sensie staje się „ponadhistoryczne”, obejmuje w sobie wszystko i wszystkich. Wydarzenie jest czymś, co się dokonuje materialnie, ale jest zawsze czynem, historią kogoś. Za wydarzeniem zawsze stoi ktoś, a my wiemy, że tym Kimś jest nie kto inny, tylko sam Bóg, który się w to wydarzenie angażuje.

Przebywanie w sercu wydarzenia jest fundamentalne. Maryja jest w sercu wydarzenia, ale my także. Nie powinniśmy nigdy przyjmować postawy teologicznych widzów: pełnych podziwu, wdzięcznych, ale zasadniczo bezczynnych.

Maryja jest w sercu wydarzenia zbawienia, w którym każda kobieta w swoim środowisku jest obecna. Każda kobieta powinna więc uważać się za wspomożycielkę zbawienia, a nie tylko za zbawioną. Nie jest to wcale jakaś nowa idea, ale muszę przypomnieć, że zostaliśmy na ogół wychowani do życia jako zbawieni: modlitwa, spowiedź, komunia, cnoty, które należy przeżywać jako ci, którzy mają się zbawić, a nie jako wspomagający zbawienie.

Tymczasem w planach Bożych nie ma żadnej różnicy między zbawionym a wspomagającym zbawienie. Jest to tym samym, ponieważ zbawiony żyje w pewien określony sposób; sposób, który zbawia. Mało tego, będąc w bezpośredniej komunii ze Zbawicielem, człowiek taki bierze na siebie dzieło Zbawiciela. Wyraźmy to jaśniej: aby wziąć je na siebie jako pewien projekt życiowy, potrzeba pewnej refleksji. Tym wydarzeniem jest Jezus z Nazaretu i może On zbawić wszystkich innych ludzi — jak zresztą rzeczywiście się stało — przebóstwiając ich. Chodzi tu o zbawienie, które jest pewnym „superzbawieniem”, szczytem możliwości. Przyjęcie natury Boga jest szczytem możliwości. W tym wydarzeniu warto może przypomnieć wyrażenie: ludzie jacy są, które otwiera przed nami dość żałosny widok. W Nowym Testamencie, zwłaszcza w wielkich listach św. Pawła, często znajdujemy wykazy cnót i wad. Są one użyteczne, ponieważ budują pewną antropologię, pewien obraz, tak dobra, jak i zła.

Przyjrzyjmy się tylko jednemu z tych wykazów, aby uświadomić sobie, jak bardzo jest on fenomenologiczny, prawdziwy i konieczny. Mam na myśli fragment zawarty w Drugim Liście do biskupa Tymoteusza. Paweł mówi mu, jacy ludzie są i jacy będą. Jest to przyszłość tajemnicza, określona szeregiem przymiotników, z których jeden jest bardziej przerażający od drugiego. Nieszczęście polega na tym, że wszystkie one są prawdziwe. Egoiści, miłośnicy pieniądza... bez trudu się w tym odnajdujemy. Przyjmijmy to z pokorą, bo w mniejszym lub większym stopniu jesteśmy dotknięci tymi różnymi chorymi, złymi aspektami człowieka. Jest to opis bardzo jasny, natchniony przez Boga. Taki jest człowiek — my i ludzie wokół nas — i takie są przyczyny naszego cierpienia.

Nie potrafimy uniknąć popełniania tych grzechów lub doznawania ich ze strony drugich, a za każdym razem wywołują one w nas cierpienie... Nic z tych rzeczy nie przynosi nam radości.

Oczywiście, dopóki ktoś je popełnia, czerpiąc z nich przyjemność, gdyż jest zaślepiony pychą lub jest pełen żądzy pieniędzy, może nawet doznawać jakiegoś zadowolenia, ale zasadniczo wyłania się z tego obraz tragicznej kultury, jaką spotykamy na co dzień. Przyzwyczailiśmy się do tego — „Cóż możemy na to poradzić?” — świadomie nie bylibyśmy w stanie się przeciwstawić temu statusowi ludzkości.

Przyzwyczajamy się do wszystkiego. Jednak na tej drodze sprawy nie ulegają zmianie. Wydarzenie Jezusa Chrystusa wychodzi naprzeciw tej sytuacji i uświadamiamy sobie, że tylko Stwórca może podjąć to wyzwanie.

Wszyscy choć trochę rozważni ludzie, choć trochę refl eksyjni — oczywiście nie tylko chrześcijanie — z każdej kultury i epoki zdawali sobie sprawę z tej sytuacji. Historia jest pełna mędrców i nauczycieli, ale brakowało w niej nowego Człowieka. On wchodzi jako wydarzenie zbawcze w coś, co teologicznie nazywa się ekonomią grzechu. Z punktu widzenia socjologicznego, psychologicznego czy etycznego zwykle nie mówimy o grzechu, lecz o ludzkiej kondycji. Mówimy wiele rzeczy, również słusznych, ale pojęcie grzechu, to znaczy zerwanej więzi z Bogiem, pewnej usterki w kontakcie między nami a Bogiem, będącej przyczyną wielu kolejnych usterek, jest typowe dla objawienia chrześcijańskiego. Żadna wielka religia nie posiada pojęcia grzechu. Zerwaliście relację wierności i miłości ze mą. Teraz cierpicie. Bóg nie godzi się z tą sytuacją — Bóg nas kocha — a więc Jego pragnienie odzyskania pełnej więzi z nami jest niewyczerpane. Wydarzenie dokonuje się w ten sposób: Bóg wchodzi — można by rzec — w ludzką historię, przywraca czas przed pierwszym wyborem, tym złym, który zniszczył wszystko. Przypomina to sytuację, gdy między dwiema osobami próbuje się przywrócić relację przyjaźni, miłości. Próbuje się cofnąć do czasu przed pierwszym zranieniem. Tylko że jak, pomimo dobrych chęci, można usunąć wszystko, co było? Bóg może to uczynić.

Bóg nie żywi urazy. Bóg, który nie jest mściwy, wraca do czasu przed pierwszym wyborem, opisanym w mitycznym opowiadaniu z Księgi Rodzaju: przed wyborem Adama i Ewy, wyborem zerwania więzi. Bardzo piękne jest to sprowadzenie wszystkiego do początku. To tak, jakby Bóg mówił (a nawet On rzeczywiście tak mówi): „W takim razie zacznijmy wszystko od początku”. Zdanie to my również chętnie powtarzamy po drobnej sprzeczce lub dwudziestoletnim dramacie: „Zacznijmy od początku”. Często jest to tylko piękne i szczere zdanie, ale nieco iluzoryczne, ponieważ rany nie zabliźniają się przez samo ich dotknięcie. Niemniej pragnienie jest piękne. Zacząć wszystko od początku, zanim zaczęliśmy sobie zadawać cierpienie, zanim się rozczarowaliśmy... Bóg może to uczynić. Cofa się więc w ludzką historię, aby uzyskać inny wybór i wymyślić inną historię. Otwieramy Księgę Rodzaju: człowiek wybrał w określony sposób i rozpoczął historię, która potem nastąpiła. „Będziesz cierpiał — mówi Bóg — otwarłeś przed sobą drogę nieszczęścia i wszedłeś na nią. Teraz Ja proponuję ci inny wybór. Daję ci możliwość wybrania jeszcze raz”. Aby wymyślić inną historię... To jest bardzo piękne, ponieważ tutaj ukazuje się właśnie osoba, którą Bóg wybrał, aby zacząć historię, proponując wszystko na nowo.

Bóg w stworzeniu wskazuje ludziom, że szczęście polega na ufności i przyjaźni z Nim. Tak się nie stało, ale On, cofając się, podejmuje tę kwestię na nowo poprzez postać pewnej kobiety: Maryi, nowej Ewy. Wystarczy wspomnieć, że właśnie dlatego stworzenie jest umieszczone bezpośrednio w centrum. Ponad błędną historią ludzką, wracając do kogoś, kto mógłby dokonać innego wyboru, Bóg przygotowuje osobę zdolną do innego wyboru. Ewa popełniła błąd, Maryja nie popełni. Zatrzymajmy się przez chwilę, aby przypomnieć, dlaczego Maryja, która jest kobietą, została wybrana. Tutaj rola kobiecości zaczyna mieć centralne znaczenie. Sama Księga Rodzaju, choć w bardzo prostym, ale głębokim stylu — mitycznym, co jednak nie znaczy bajkowym — rzuca wiele światła na tę kwestię: w opisie stworzenia, w opisie tego, jak został stworzony mężczyzna, a następnie kobieta, mamy do czynienia z istotą ludzką.

Każda jednostka sama w sobie jest mężczyzną lub kobietą, ale istota ludzka nie jest ani mężczyzną, ani kobietą. Zachowuje swoją cechę syntetyczną, jest pewnym unicum dzięki swemu podobieństwu do Boga. Odwołajmy się do przykładu bardzo anatomicznego: nasz mózg jest tylko jeden, ale ma dwie półkule, które nie są dokładnie identyczne. Każda w jakiś sposób kontroluje określoną część naszej działalności, a jednak biada nam, gdyby obie nie pracowały razem. Nie mówimy o „lewym mózgu” lub „prawym mózgu”, ale wiemy, że jest to połączenie żywych elementów, które tworzą osobę, osobowość. Tak samo nie powinno się redukować istoty ludzkiej do jednej płci. Można, ale za ogromną cenę, ponieważ wówczas mamy do czynienia z błędem nie tyle chrześcijańskim, co ludzkim. Biblia powiada, że spoglądając na człowieka jako na jednostkę ze wszystkimi jej zdolnościami — najpierw do dialogu z Bogiem, a potem ze wszystkimi innymi — najwyraźniej wyłania się to, że jest on istotą niedokończoną. Brak dopełnienia jest tak ważny, że przerasta wszystko, co człowiek ma już w sobie pozytywnego. Również my tego doświadczamy: czasami może być sto osób, ale jeśli zabraknie wśród nich jednej, wówczas...

1 Powyższe wystąpienie jest komentarzem do rozdziału 3 listu apostolskiego Mulieris dignitatem, napisanego przez Jana Pawła II w 1988 roku.

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama