Śmierć — czy jest się czego bać?

Śmierć nas przeraża. Nie da się od niej uciec, można jednak popatrzeć na nią w inny sposób, tak by "oswoić lęk"

Śmierć — czy jest się czego bać?

Żyjemy wciąż w klimacie tego, co się ogólnie nazywa Święto Zmarłych. Śmierć jest zjawiskiem powszechnym, codziennym, powtarzającym się często, zbyt często.

Wierzącym kojarzy się z prawdą, że „życie wiernych się nie kończy, ale gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”. Wobec powyższego, co śmielsi, odważniejsi z wierzących, uważających się za mądrych, optymiści mówią: nie trzeba się bać śmierci.

Ale jak tu nie bać się śmierci, gdy matka czworga dzieci jest chora na raka? Czy można powiedzieć: „Nie bój się... ciesz się, że odejdziesz i dzieci zostaną na pastwę losu, może pod opieką Boga, dobrych ludzi”. Albo wypadek samochodowy, człowiek ledwo dyszy pod kroplówkami, czy myśli: „Nie boję się śmierci, najwyżej umrę, może mnie ocucą”. Trochę za płytko to wygląda.

A Jezus przed śmiercią swoją w ogrodzie oliwnym lękał się, pocił się krwawym potem, wołał: „Ojcze oddal ode mnie ten kielich”. Więc jak to jest, bać się czy nie bać się?

Kiedy któremuś papieżowi tłumaczył kapelan na łożu śmierci: „Wasza Świątobliwość cieszy się tym, że z tego padołu płaczu przejdzie do Królestwa Niebieskiego. Papież miał powiedzieć: „Tak, mój kochany, ale całkiem nieźle mi się tu płakało”. A to były czasy renesansu, kiedy papieże żyli sobie bardzo dobrze.

W takim razie bierzemy pod uwagę Jezusa, który się lękał śmierci, a jednocześnie przyszedł Anioł z nieba, który go pocieszył. Jezus opis swojego lęku zakończył sformułowaniem: „Bądź wola Twoja. Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. I potem spokojnie przyjął to, co go czekało, aż wykonało się i później „zmartwychwstał samowładnie, jak przepowiedział dokładnie”.

Dlatego możemy teraz zaryzykować karkołomne sformułowanie, że nie trzeba się bać lęku przed śmiercią. Zupełnie zrozumiałe — strach jest czymś naturalnym, człowiek jest tak skonstruowany, że zjawiska przerastające jego normalne życie, doświadczenie, powodują lęk. Ważne jest, żeby wierzyć, że jest to wpisane w cały sens naszego życia, że nie ma człowieka, który się nigdy niczego nie bał, który byłby tylko odważny. A tutaj taką antytezą odwagi jest właśnie strach.

Nie bądź taki pewny siebie, bo przyjdzie coś takiego, że się zlękniesz: nie prymitywnego ducha, który gdzieś tam straszy białym prześcieradłem i głową zrobioną z wydrążonego owocu dyni, bo naprawdę poważniejsze rzeczy wprowadzają człowieka w nastrój lęku, paniki.

Przykładem jest więc tu dla nas sam Pan Jezus i wielu ludzi, którzy zbliżyli się do Jezusa stylem życia, poziomem swojej wiary, według słów: „Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus”, i też odczuwają lęk, odczuwają strach, a jednocześnie w tym stanie dają sobie radę i przeżywają lęk po bohatersku, tak można powiedzieć, bo wiedzą, iż po pokonaniu tego strachu przychodzi radość, zwycięstwo, bo zasadnicze zwycięstwo już zostało dokonane.

Człowiek wierzący w Chrystusa nigdy nie przegra — to jest bardzo ważna sprawa, o której zapominamy. Jeśli wierzę, nie przegram, z obelgą, z katuszą, z niepowodzeniem, ze śmiercią, z czymkolwiek. To, co niszczy współczesnego człowieka, jest bezradne wobec człowieka wierzącego, który ma zaplecze w Jezusie i dzięki Niemu nie lęka się. „Nie lękajcie się!”

Ostatni papieże, cierpiąc bardzo, współczując cierpieniu świata, mówili: „Nie lękajcie się, bo Jezus Chrystus jest tym, który ukoi Wasze troski”. „Oddajcie mu pokłon Boski, on ukoi wasze troski” — tak śpiewało się kolędę jeszcze przed dzisiejszymi papieżami, jeszcze przed dzisiejszymi problemami, bo chyba to jest kolęda z późnego okresu saskiego. Wzywam i zachęcam najpierw siebie samego. Prawda, ale jeśli są niepokoje i zmartwienia, to przyjmuję do wiadomości i oddaję je Tobie, wiedząc, że z Tobą zwyciężę, z Tobą sobie poradzę, z Tobą miłuję świat, miłuję wszystkie trudności. Z Tobą zwyciężam świat: „Nie lękajcie się, nawet jeśli ucisk mieć będziecie, nie lękajcie się, Jam zwyciężył świat”.

Wierzymy Jezusowi i dlatego, chociaż cierpimy, jesteśmy spokojni i jesteśmy spokojni także o tych, którzy cierpią, w stosunku do których nie mamy nawet sposobu działania, ale modlitwą, naszym kontaktem z Jezusem sprawiamy to, że w świecie coś się zmieni. Chociaż wszystkich zmian nie musimy oglądać, bo jesteśmy pewni, że żadne słowo przez skierowane przez nas do Pana Boga, że żaden akt poddania się woli Bożej, żaden akt przezwyciężenia zła nie pozostaje bez wpływów.

Fragment książki „Bloger dusz. Część 2”

Leon Knabit OSB — ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama