Niezadowolenie i znudzenie. Jak temu zaradzić?

Niezadowolenie, znużenie - to zdarza się coraz częściej i w klasztorze i w życiu świeckim. Skąd bierze się takie poczucie stałego smutku czy też podenerwowania? Czego możemy nauczyć się od mnichów?

Niezadowolenie i znudzenie. Jak temu zaradzić?

Ośmielam się poruszyć temat nieco delikatny, mianowicie: o niezadowolonych i znudzonych w klasztorze. Doświadczenie pokazuje, że typ niezadowolony i znudzony czasem łazi po krużgankach i celach. Oczywiście, niezadowolenie nie jest zjawiskiem czysto zakonnym, bynajmniej, to raczej wyjątek. Spotykamy niezadowolenie w świecie i to na wielką skalę. Szczerze mówiąc, nie brak powodów: recesja ekonomiczna, zagmatwanie problemów polityki międzynarodowej, kłopoty mieszkaniowe, nieporozumienia w biurze, w warsztacie lub w rodzinie, niesprawiedliwość i złośliwość ludzka. Jednym słowem wszystko, co działa na nerwy.

Po chrześcijańsku nazywamy to doświadczeniami, ale i wśród chrześcijan niewielu potrafi pojąć całą zawartość i znaczenie doświadczeń i człowiek stara się instynktownie jak najprędzej, się ich pozbyć. Na pewno w tym brak ducha wiary, czyli tego nadprzyrodzonego wzroku, przenikającego przypadkowości sytuacji. Lecz jeżeli chodzi o zakonnika, podobna postawa jest niebezpieczniejsza i nawet groźna.

Święty Benedykt przewidział podobny, stan duszy. Przypominamy sobie szósty stopień pokory, który polega na tym, że mnich powinien być zadowolony ze wszystkiego, co może być marne i nędzne w swoim stanie. Czwarty stopień jest jeszcze wymowniejszy: mnich w samym zachowaniu posłuszeństwa, i to wśród trudnych i wstrętnych okoliczności, nawet kiedy wystawiony jest na wszelki rodzaj niesprawiedliwości, z milczącą duszą uzbraja się w cierpliwość, albowiem Pismo Święte mówi: Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 10,22) i w Psalmie 26: Wyczekuj Pana i bądź mężny, niech się twe serce umocni i wyczekuj Pana (w. 14).

Właściwie warto by było powtórnie przeczytać wszystko, co święty Benedykt pisze o tym stopniu. Notuję jeszcze tylko mały urywek z Psalmu 65: Kazałeś ludziom deptać nasze głowy (w. 12). W życiu zakonnym stosunki między przełożonymi i podwładnymi sprawiają nieraz przykre tarcia. Są to wyjątkowe wypadki, ale się zdarzają. Śpieszę jednak powiedzieć, że są natury ludzkie, które łatwo dramatyzują, zwłaszcza w klasztorach. Że życie klasztorne posiada swe trudności, to wcale nie przeszkadza, że zakonnik powinien znaleźć w nim swoje szczęście. Kiedy Pan Jezus obiecał pokój i radość, nie chodziło o pobożną literaturę, a kiedy mówi, że pragnie, aby radość nasza była pełna, powinniśmy Mu wierzyć. Niemniej, biorąc pod uwagę realia życia zakonnego, musimy przyznać, że od czasu do czasu spotyka się jawne niezadowolenie, a jeszcze częściej nieujawnione, czyli skryte.

Dawni pustelnicy doznawali nieraz pokusy znudzenia. Sławny Kasjan pisze:

Biada mnichowi, który się poddaje tej pokusie. Pustelnia jego staje się mu nie do zniesienia; ma on swoich braci w pogardzie; to, co wykonuje, jest mu ciężarem. Niespokojny, zgryźliwy, nie znosi najmniejszego sprzeciwu. Ustawicznie marzy o innych klasztorach, gdzie na pewno znajdzie to, czego szuka, czyli możliwość postępu duchowego i warunki uświęcenia się, podczas gdy obecne otoczenie tylko mu przeszkadza.

Ten rodzaj neurastenii nazywał się acedia. Klasztor doskonały pod każdym względem nie istnieje; kto o nim marzy, grubo się łudzi. Owszem, każdy w klasztorze powinien dążyć do doskonałości, ale każdy postępuje własnym tempem. Są tacy, którzy zatrzymują się na drodze próżnując, inni chodzą krokiem nierównym, inni zaś galopują.

Kandydat, który wstępuje, przekonany jest, że owszem, z łaską Bożą, łatwo przezwycięży trudności. Czytał i rozważył Błogosławieństwa, lecz nie zdaje sobie sprawy, że każde błogosławieństwo jest nagrodą za jakieś wyrzeczenie się.

Niemożliwą jest rzeczą unikanie tysięcy przykrości życia klasztornego. To najpospolitszy z krzyżów, lecz na tyle ciężki, że nie wzbudza ani zaciekawienia, ani niczyjego współczucia: cóż, to nasz wspólny los!

Skąd pochodzi podobne niezadowolenie?

1. Brak właściwych dyspozycji fizycznych lub psychicznych. Samo pragnienie służenia Bogu nie rozstrzyga autentyczności powołania. Nieraz i temperament fizyczny i pewien typ psychiczny nie nadaje się do życia zakonnego. I czasem Pan Bóg zadowala się samym pragnieniem, ale nie żąda urzeczywistnienia ideału. Pod tym względem trzeba przyznać, że w przeszłości przełożeni lub ci, którzy zajmowali się naborem kandydatów, za mało dbali o badanie ich usposobienia fizycznego i psychicznego. Myślę, że od Soboru przełożeni są ostrożniejsi.

Młody kandydat do życia zakonnego żywi w sobie entuzjazm i szlachetną gotowość do daru z siebie, i one to nieraz zasłaniają braki dyspozycji. Dopiero później, kiedy pierwszy ferwor nieco się uspokoi, przejawiają się te, tak zasadnicze braki.

2. Brak dojrzałości wewnętrznej. Oczywiście, nie można żądać od młodzieńca lub od młodej panienki wyrobienia dorosłego człowieka: na to służą nowicjat i pierwsze lata po profesji, a nawet i życie całe. Niemniej, biorąc pod uwagę wiek, przełożeni lub ojciec duchowny mogą sądzić o stopniu powagi ducha, o kierunku myśli i ideału, i czy młody zakonnik potrafi odróżnić to, co istotne, od rzeczy ubocznych. Oto dojrzałość podstawowa, która z biegiem lat nabiera swego ostatecznego kształtu.

Śluby wieczyste nie stanowią terminu w zdoby­waniu pożądanej dojrzałości; często nawet powstają wtedy nowe problemy, które dużo mówią o tym braku wyrobienia duchowego. Chodzi tu o walkę z miłością własną, z samowolą; i zdarza się, że w chwili kiedy osobowość powinna się rozwinąć, młodzi zakonnicy zaczynają kapitulować. Dalszy postęp ulega zahamowaniu, a oni usadawiają się w pobożnej letniości; niebezpieczeństwo jest tym bardziej groźne, że można się przyzwyczaić do takiego stanu, i praktycznie biorąc, stracić wszelkie wyższe dążenia. Z tego wynika, że powoli wkradają się różne niedbalstwa w wykonaniu zadań zakonnych, w modlitwie, w przestrzeganiu Reguły i ślubów. W księdze Apokalipsy czytamy te trafne słowa: Mam przeciw tobie, że odstąpiłeś od twej pierwotnej gorliwości (2,4). Rytm życia, obowiązki, modlitwa zaczynają coraz mocniej ciążyć — i powoli wzrasta nieuniknione niezadowolenie, które może doprowadzić do skostnienia wszelkich czynności duchowych. Zamiast pójść całą duszą naprzód, biedak taki tworzy sobie namiastki, w sercu panuje pustka i kontakt z Bogiem ogranicza się do form czysto zewnętrznych. Jasna rzecz, że ten smutny stan nie ma nic wspólnego z okresami oschłości, które wytyczają drogę duchową. Te ostatnie wcale nie umniejszają pragnienia zjednoczenia z Bogiem i należą do doświadczeń życia wewnętrznego: każda bogobojna dusza je przeżywa. Z osłabieniem jednak ducha nadprzyrodzonego Bóg staje się mniej upragniony i jakby mniej rzeczywisty.

Warto wspomnieć o uczuciowości. Kiedy ta ostatnia bierze górę nad duchem do tego stopnia, że ona sama decyduje, można również mówić o braku dojrzałości. Zdrowe uczucie odgrywa poważną rolę w rozwoju człowieka, i biada temu, który jest go pozbawiony — ale ono ma się podporządkować rozumowi. One wzajemnie się uzupełniają. Rzecz pewna, że życie zakonne zawiera w sobie większą ascezę serca. Inna jest atmosfera rodzinna, inna w zgromadzeniu zakonnym, chociaż i życie klasztorne nie powinno być pozbawione zdrowego ciepła... Szczęśliwe zgromadzenie, gdzie członkowie mogą w szczerości serca i jednomyślnie śpiewać: O jak dobrze i jak miło, gdy bracia żyją w jedności (Ps 132,1).

Niemniej mnich doświadcza pewnego osamotnienia w klasztorze — ono należy do narzędzi umartwienia: również nie zawsze znajduje zrozumienie wśród swoich współbraci, i doznaje niejednego zawodu. Tam, gdzie się spodziewał powodzenia, spotyka obojętność, zamiast pochwał usłyszy krytyki i nagany: i stąd rozczarowanie. Zaiste, nie ma klasztoru we wszystkim doskonałego. Ileż tych ludzkich słabości. Dla młodego, który wstąpił w entuzjazmie swoich dwudziestu lat, podobne stwierdzenie może być nader przykre. I jeżeli nie posiada on obiektywnego sądu i nie potrafi odróżnić izolowanego wypadku od ogółu, dozna zawodu i życie zakonne zatraci dla niego swój urok.

W księdze Eklezjastesa czytamy zdanie nieco zagadkowe, ale w nim znajduje się trafne zastosowanie do sprawy braku dojrzałości: Biada ci, kraju, którego król jest chłopię (10,16). Jeśli autor Księgi miał na myśli smutny los kraju pod rządem nieudolnego i kapryśnego władcy, winniśmy to samo mówić o człowieku, który z powodu braku dojrzałości nie potrafi się zachować po męsku. Biada mu.

Jakie będą lekarstwa?

1. Zdrowy rozsądek. Przede wszystkim młody zakonnik powinien się przekonać, że urojony przez niego ideał niekoniecznie się zgadza z doskonałością obiektywną, ani z rzeczywistością klasztorną. Może on sobie ustalił plan według swoich własnych ujęć, lecz życie codzienne ustawicznie krzyżuje piękne zamiary. Życie duchowe nie toczy się po linii prostej. Ale łaska działa. Stopniowo oczyszcza ona duszę dzięki małym i większym przykrościom, które kształtują charakter, lecz pod warunkiem, że zostaną odważnie przyjęte, i to wbrew uporowi i narzekaniom podrażnionej wrażliwości. Dużo czasu nieraz będzie potrzeba, zanim dusza zrozumie, że dziecięctwo duchowe idzie w parze z dojrzałością.

2. Duch wiary. Oto główna sprężyna wszelkiego postępu duchowego. Nie na próżno Pan Jezus stale o nim wspomina, kiedy chodzi o uzdrowienie. Duch wiary powinien być atmosferą, którą oddycha mnich. On umożliwia swoistą postawę, dzięki której mnich patrzy na życie i na okoliczności nadprzyrodzonym wzrokiem. Wierzy, że Pan Bóg w swej nieomylnej Opatrzności — a nic nie uchodzi Jego uwagi — doprowadził go do tego środowiska, posiadającego swoje własne cechy, i że wszystko zostało zaplanowane przez Boga dla dobra duszy. Dla chrześcijanina przypadkowość nie istnieje; natomiast jest wola Boża, jest pozwolenie Opatrzności. W razie doświadczeń i trudności możemy z ufnością spodziewać się pomocy łaski, bo przecież Pan Bóg nigdy nie odmówi swej łaski nikomu, kto się do Niego szczerze i pokornie zwraca. Że życie zakonne nie jest łatwe? Ba! Nie wstąpiliśmy do klasztoru, aby znaleźć łatwiejsze warunki życia; natomiast Chrystus nas uczy, że kto chce iść za Nim, powinien wziąć swój krzyż, swój codzienny krzyż; otóż krzyż przybiera różne kształty, ale obojętnie jakie te kształty mogą być, krzyż pozostaje krzyżem. Bez wątpienia przy samym wstąpieniu do klasztoru nie mogliśmy przewidzieć wszystkich okoliczności, które będą stanowiły wątek dalszych miesięcy i lat, lecz ufając Bogu, wiedząc, że jest On Ojcem naszym, nie wahaliśmy się. Pięknie mówi psalmista: Zrzuć swą troskę na Pana, a On cię podtrzyma (Ps 54,22).

Musimy się również przekonać, że krzyż nie jest czymś przypadkowym, ale należy do istoty życia chrześcijanina i zakonnika, albowiem przy profesji związaliśmy się z pełnym Chrystusem, a więc z Chrystusem ukrzyżowanym. Trzeba stwierdzić, że w wielu wypadkach, skargi osób zakonnych są dziecinne. Kto ma jakieś doświadczenie świata, wie dobrze, że i świeccy nie są wolni od trudności. Gdzie ten urzędnik, który ze strony swoich kolegów lub przełożonych nigdy nie doznawał najmniejszych przykrości lub niesprawiedliwości? Gdzie ta matka licznej rodziny, która nigdy nie odczuwała ciężaru swego mozolnego zadania? A co powiedzieć, kiedy chodzi o naglące problemy finansowe w domu? Natomiast ile zmartwień nam oszczędza klasztor. Skłonni jesteśmy do przesady, będąc w klasztorze, tak łatwo dramatyzujemy, przez to, że żyjemy w zamkniętym środowisku, w tym mikrokosmosie, i najmniejsze zdarzenie wydaje się nam tragedią; zapominamy, że życie zakonne dostarcza nam szczególnych łask, które stanowią najpiękniejszą kompensatę za wszelkie trudności. Mnie się zdaje, że najczęściej niezadowolenie ujawnia się u tych, którzy wstąpili do klasztoru w młodych latach, nie doświadczywszy prawdziwych problemów życia. Późniejsze powołania lepiej i głębiej oceniają rzeczywistość, wiedząc, co opuściły i nie mają wielkich urojeń co do tego, co na nie czeka.

3. Sakrament posłuszeństwa. Żyjemy w czasach, kiedy człowiek żąda dla siebie pełnej niezależności. Narody, społeczeństwa, jednostki nie znoszą najmniejszego przymusu i jedynie w obawie środków karnych, znoszą narzucaną sobie władzę. W przeciwieństwie do tego zakonnik dobrowolnie zrzeka się własnej woli. On chce pójść za Chrystusem, który stał się posłuszny aż do śmierci, aż do krzyża. Oto właśnie przyczyna tego zrzekania się, według św. Benedykta.

Dobroć jest właściwością Boga: otóż przełożony, któremu powinniśmy być posłuszni zastępuje w klasztorze Chrystusa. Wystarczy otworzyć Ewangelię i każda karta mówi nam o tej dobroci naszego Pana. Mając do czynienia z chorym, przełożony powinien go zrozumieć sercem, i będzie to skuteczniejsze, niż wszelkie dowodzenie rozumowe. Dobroć powinna zapominać. Oczywiście błędy powinny być strofowane, ale jest sposób. Winowajca powinien móc dostrzec pod surowymi słowami swego przełożonego, jego ojcowskie serce.

Można to samo powiedzieć, jeśli chodzi o codzienne kontakty między członkami zgromadzenia. Powinni oni usiłować wzajemnie się zrozumieć. Do tego służy uprzejmość i serdeczność... Tak jest: istnieje sztuka porozumiewania się, a że każda sztuka ma własną ascezę, więc jest i asceza cenobity. Łatwo zrozumieć, że cała ta sztuka porozumiewania się nie chroni od trudnych chwil. Jest surowość Reguły, jest różnica charakterów, są i nasze własne słabości fizyczne i moralne, a jednak każdy ma się czuć dobrze w Domu Bożym. Dobrze nam tu być, powiedział św. Piotr na Taborze. Czy byśmy nie mogli tego samego powiedzieć?

Fragment książki „O duchu benedyktyńskim”

Karol Filip van Oost OSB (ur. 1899, zm. 1986), belgijski benedyktyn, mnich opactwa św. Andrzeja na przedmieściach Brugii (Zevenkerken), jako przeor wznowionego opactwa tynieckiego (1939—1951) odnowiciel życia benedyktyńskiego w Polsce. Pierwsze śluby zakonne złożył wobec bł. Kolumby Marmiona w 1918 r. Posłuszny woli przełożonych pełnił gorliwie rozmaite funkcje zarówno w rodzimym klasztorze, jak i poza jego murami (m.in. posługiwał jako: nauczyciel w szkole przyklasztornej, misjonarz, wizytator klasztorów żeńskich, dyrektor internatu, refektariusz). Był cenionym rekolekcjonistą i kaznodzieją. Dzieło jego życia stanowi tyniecka fundacja, której rozwój, po zakończeniu przełożeństwa, śledził z wielką troską. Odznaczał się głębokim wyczuciem życia wspólnego i charyzmatem duchowego ojcostwa.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama