Duchowość lidera w codzienności. Spotkanie z innymi

Duchowość lidera buduje się na co dzień, nie tylko przy okazji niezwykłych wydarzeń. Co należy do zwykłych obowiązków lidera?

Duchowość lidera w codzienności. Spotkanie z innymi

Co do duchowości lidera, musimy ją budować w wymiarze obecnego życia na tym, co jest jego zwykłym obowiązkiem i działaniem. Co jednak należy do tych zwykłych zajęć i obowiązków lidera?


Wydaje się, że pracę lidera charakteryzują następujące zadania:

  1. Spotkania z ludźmi zarówno tymi, którymi zarządza, jak i partnerami współpracy, kontrahentami, klientami, władzą wyższą i urzędami państwowymi.
  2. Odpowiedzialność za całość obejmująca nie tylko to, co od niego samego bezpośrednio zależy, ale także to, co robią jego podwładni.
  3. Myślenie o przyszłości poprzez tworzenie koncepcji rozwoju, planowanie, przewidywanie ewentualnych skutków działań, myślenie o rozwoju firmy i pracowników.

Każda z tych dziedzin staje się bardzo ważna w jego życiu duchowym zarówno jako szansa na rozwój, jak i jako możliwe zagrożenie duchowe. Wydaje się, że warto przyjrzeć się tym trzem podstawowym wymiarom misji lidera właśnie od strony budowania własnej duchowości.

Spotkanie z innymi

Mówiliśmy już, że życie ze swojej istoty jest współżyciem. Szczególnie odnosi się to do życia osobowego, w którym relacje z innymi są konieczne do odnalezienia siebie i własnego życia. Kluczowa jest w tym względzie, już przytaczana, sentencja Drugiego Soboru Watykańskiego z Konstytucji Duszpasterskiej o Kościele w Świecie Współczesnym, która głosi:

Człowiek będąc na ziemi jedyną istotą, którą Bóg stworzył dla niej samej, może zrealizować się w pełni tylko przez szczery, bezinteresowny dar z siebie (KDK 24).

Człowiek jest stworzony jako osoba i nie może stać się sobą samodzielnie bez więzi z innymi. Do istoty osoby należy to, że staje się sobą jedynie w relacji z kimś, komu się całkowicie w szczerym geście oddaje. Jest to żelazne prawo życia człowieka jako osoby.

Zasadniczo żyjemy w trzech relacjach: ja—to, ja—on/ona/oni i ja—ty. Warto zdać sobie sprawę z wielkiej różnicy między tymi relacjami, a właściwie z różnicy, jaka jest w naszej tożsamości w zależności od relacji, w jakiej jesteśmy. „Ja” ze swojej istoty jest zawsze odpowiedzią. W zależności od tego na co jest odpowiedzią, takie jest nasze „ja”. Podejście przedmiotowe do wszystkiego ustawia nas w relacji ja—to. Jest to zasadniczo relacja używania i konsumpcji. Każdy z nas w niej funkcjonuje wobec przedmiotów i stawianych problemów. Nie jest to jednak relacja, która by nam mogła dać poczucie sensu życia. Taka możliwość istnieje jedynie w relacjach z osobami, dlatego na nich warto się skoncentrować.

Stojąc wobec „nich”, tj. jego, jej i nich, czujemy pewien dystans i obcość. Jako obcy mogą nam oni zagrażać, ale mogą nam się oni także do czegoś przydać. Relacja ja—on/ona/oni ma charakter, który możemy nazwać „politycznym” czy „handlowym”. Zazwyczaj chodzi nam w niej o załatwienie lub osiągnięcie czegoś. Taka relacja istnieje nawet w sytuacjach intymnych i sprowadza się wówczas do świadczenia sobie nawzajem usług. Jednak jest to układ w gruncie rzeczy obcych sobie osób, które mają określone oczekiwania i interes w tym, żeby być razem, bo pozwala im to zaspokoić swoje potrzeby. „Ja” w takiej relacji to faktycznie „ego”, czyli „ja” skoncentrowane na sobie. Zgodnie z sentencją soborową w tej relacji człowiek się nie realizuje, nie staje się sobą.

Prawdziwą relacją, w której możemy stać się sobą, jest relacja ja—ty. Ta relacja jest prawdziwa wtedy, gdy wychodzimy z własnego, zamkniętego ego i wchodzimy we wzajemne obdarowanie sobą. Rozpoczyna się ona od odkrycia drugiego człowieka jako „drugiego ja we wspólnym człowieczeństwie”, jak to Jan Paweł II napisał w odniesieniu do kobiety: „Niewiasta jest drugim „ja” we wspólnym człowieczeństwie” (MD 6). Można to także zapisać równaniem: ja + ty = my. Wspólne człowieczeństwo to my. W ten sposób sami stajemy się sobą, gdy w obliczu drugiego człowieka odkrywamy brata. Wtedy widzimy w nim kogoś bliskiego i stajemy się jego czy jej bliźnim. W ten sposób wychodzimy z naszego zamkniętego ego i otwiera się przed nami przestrzeń dawania siebie.

Pojawia się jednak pytanie: Jak można być w relacji ja-ty, gdy mamy do czynienia z obcymi osobami? Pytanie wynika najczęściej z pewnego nieporozumienia polegającego na tym, że relację ja-ty utożsamiamy z bliskością taką jak w przyjaźni, a tym samym z relacją pełnej ufności, zrozumienia, emocjonalnej zażyłości. Natomiast relacja ja-ty nie pokrywa się z emocjonalną bliskością. Dla niej najważniejsze jest wyczucie, że drugi jest drugim „ja” we wspólnym człowieczeństwie, czyli wiąże się z odkryciem w drugim człowieku osoby wolnej i posiadającej godność. Dlatego w takiej relacji najważniejszy jest szacunek i respektowanie wzajemnej wolności. Czasami w relacjach bardzo intymnych, gdzie wydaje się istnieć relacja: ja-ty, druga osoba jest kochana ze względu na nasze dobro i w istocie jest traktowana instrumentalnie, przedmiotowo, chociaż może to mieć pozory największego oddania i zafascynowania. Czy jest to relacja ja-ty ujawnia się dopiero wówczas, gdy drugi zażąda dla siebie wolności, odrębności, możliwości samodzielnego, niepodporządkowanego podejmowania decyzji. I tak w zakochaniu bardzo często brak prawdziwej wolności, choć wydaje się, że mamy do czynienia z najbardziej ścisłą relacją ja-ty.

Natomiast prawdziwa relacja ja-ty wymaga wolności i respektowania wolności drugiego, nie może być relacją manipulacji i wymuszania ani z jednej, ani z drugiej strony. Konkretnie w rozmowie z kontrahentem trzeba go traktować poważnie i uczciwie, ale jednocześnie trzeba dla siebie żądać takiego samego traktowania. Jeżeli sami rezygnujemy z takiego wymagania, pogrążamy się w fałszywe więzi i tym samym nie budujemy własnej godności i pełni życia jako osoby. Często wówczas tracimy poczucie swojej wartości. Jeżeli do tego dochodzi, to także nie potrafimy prawdziwie pozwolić innym być wolnymi wobec nas samych. Zasada „kochaj bliźniego, jak siebie samego” za punkt odniesienia bierze miłość do siebie samego. Oznacza to wpierw poszanowanie własnej wolności i godności. Zafałszowanie miłości siebie prowadzi do wypaczeń w relacjach z innymi. Prawdziwą relację ja-ty można osiągnąć z każdym człowiekiem, który ma w sobie poczucie własnej godności i wolności oraz otwiera się na taką relację. W szczególności odnosi się to do relacji z klientami oraz pracownikami.

Dopiero wychodząc od wzajemnego szacunku, można prawdziwie szukać porozumienia, dochodzić prawdy i autentycznego dobra dla obu stron. Jeżeli interes staje ponad prawdziwą relacją, to takie porozumienie na gruncie prawdy i dobra jest prawie nie do uchwycenia, gdyż zamiast tego pojawia się rozgrywka pomiędzy odrębnymi oczekiwaniami i pragnieniami. Relacja ja-ty jest prawdziwa, o ile w niej, respektując wzajemnie wolność i szacunek, szukamy wspólnoty poprzez prawdę i dobro, a nie forsujemy własny interes. Tak zwany kompromis jest często czymś pośrednim pomiędzy odrębnymi, a czasem przeciwstawnymi interesami, a nie odnalezieniem sprawiedliwego rozwiązania.

Co jednak z tymi, którzy takiej wolności ani poczucia własnej godności nie mają i w relacji do nas starają się coś ugrać, czasami nie przebierając w środkach, używając pozoru, kłamstwa, manipulacji, czy nawet gróźb?! Oczywiście zejście na taki poziom dialogu oznaczałoby zdradę siebie samego i własnej godności. Jedynym wyjściem w takiej sytuacji jest wyraźne domaganie się od tych ludzi odpowiedzialności i poszanowania naszej godności. Może to mieć bardzo różną formę w zależności od sytuacji: z kim prowadzimy rozmowę, jakie są nasze wzajemne powiązania, czym grozi napięcie, czy np. zerwanie wzajemnych więzi, jakie istnieje zagrożenie dla nas osobiście ze strony tej osoby, jaka jest sytuacja tego człowieka, czy jego zachowanie wynika z arogancji, czy jest wynikiem np. choroby itd. Trudno w tym momencie dawać wskazania dla wszystkich takich sytuacji. Wydaje się, że jest to doskonały temat do wymiany doświadczeń w grupach dyskusyjnych.

Niezależnie od samej sytuacji niezmiernie ważne jest zachowanie zasady szacunku do drugiej osoby jako osoby i umiejętność odróżnienia jej zachowania od niej jako osoby. Dobrze ujmuje to św. Benedykt w przytoczonej już wyżej krótkiej radzie dla opata: „Niechaj nienawidzi wad, a miłuje braci” (RegBen 64,11). Podobnie w słowach skierowanych do szafarza św. Benedykt, które w tym miejscu warto jeszcze raz powtórzyć:

Braciom niechaj nie sprawia przykrości. Jeśli zdarzy się, że ktoś zwróci się do niego z nierozsądnym żądaniem, niechaj nie sprawia proszącemu przykrości traktując go pogardliwie, lecz rozsądnie i z pokorą odmówi spełnienia niestosownej prośby (Reg Ben 31,6—7).

Te dwa wskazania nie tylko odróżniają osobę od jej postępowania, ale jednocześnie wskazują na potrzebę obiektywnej oceny postępowania i udzielenia odpowiedzi zgodnie z nią, a nie kierowanie się źle rozumianym miłosierdziem, co sprowadza się do ulegania manipulacji innych. Takie uleganie nie bierze się z troski o prawdziwe dobro drugiego, ale z próby uspokojenia swojego emocjonalnego poczucia winy. Relacja ja—ty będąca relacją w wolności i poszanowaniu godności jednocześnie musi respektować prawdziwe dobro osoby. Działanie, w którym jedynie staramy się o uspokojenie negatywnych uczuć, jakie w nas sama sytuacja budzi, nie buduje prawdziwego życia. W tym momencie dotykamy drugiego wymiaru związanego z misją lidera — odpowiedzialności.

Włodzimierz Zatorski OSB, Duchowe dylematy lidera Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama