Miłość do wszystkich

Fragmenty książki "Twój sposób na życie" przybliżającej wymagające aspekty wiary chrześcijańskiej (3)

Miłość do wszystkich

Luigi Accattoli

Twój sposób na życie

Wydawnictwo Księży Marianów 2006
ISBN 83-7502-000-1



Miłość do wszystkich

 

W chrześcijaństwie miłość jest jednocześnie najbardziej wewnętrznym sercem, a zarazem tym, co najbardziej widoczne. Jest jego sercem, ponieważ Bóg jest miłością: Deus caritas est; „Bóg jest miłością” (1 J 4,8). To ona sprawia, że wiara jest dostrzegalna, ponieważ Boga — który z definicji jest miłością — nie można zobaczyć. Jednak to, co można zobaczyć, przynajmniej po części, to miłość, którą daje nam jako pierwszy skutek wiary.

Miłość wzywa nas, byśmy postępowali za przykładem Jezusa, który przeszedł między nami czyniąc dobrze, i żąda od nas, abyśmy każdą kobietę i każdego mężczyznę, którzy żyją na ziemi, uważali za siostrę i brata, również tych, którzy z nami walczą. Uznanie miłości nieprzyjaciół za osobistą zasadę, staje się tą gwiazdą, która oświeci jutro ludzkości. I trzeba nauczyć się wyciągać z tego wnioski tak w życiu prywatnym, jak i publicznym.

Miłość może zaprowadzić nas bardzo daleko. Nawet dla najspokojniejszych osób staje się znakiem przygody. Zachęca nas, by uspokoić własne życie oraz uprościć nasz umysł i dać miejsce innym, poczynając od najbliższych, i nigdy się nie zatrzymując, bez planowania heroicznych gestów, ale w nieustannym poszukiwaniu tego, co można uczynić w danej chwili. Warto odkryć i rozwijać własne predyspozycje w udzielaniu pomocy: kto jest lekarzem, kto ma talent do pracy z dziećmi, kto zna języki itd., ten już posiada grunt, na którym może działać.

Najprostszym sposobem podkreślenia wyjątkowości chrześcijaństwa jest praktykowanie w życiu przykazania miłości w stosunku do wszystkich braci: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13,35).

Przykazanie miłości, w jej czystej formie, odznacza się zarówno bezwarunkowością: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48), jak i wolnością w jego realizacji, która została powierzona wolności każdego powołanego.

Ewangelia przez uczonych w Piśmie została przekształcona w religię opartą na przepisach. Przekazana przez Jezusa wciąż jest życiem i drogą wolności. Wszystko w niej zostało powierzone Duchowi, który wieje, kędy chce, i wzbudza w  sercach miłość, uzdalniając do niej każdego człowieka. Dziś jesteśmy wezwani do wspólnego odkrycia radykalizmu i wolności chrześcijańskiego powołania, którymi w gruncie rzeczy są radykalizm i wolność miłości.

 

Bóg powierza człowiekowi człowieka

Ludzie wierzący zdają się być zmęczeni wiarą i modlitwą, ale mimo wszystko okazują się bardzo wrażliwi na miłość wobec wszystkich. To jest drugie podstawowe przykazanie w nauczaniu Jezusa. Nikt nie jest w stanie wytłumaczyć tego przesunięcia punktu ciężkości w stronę miłości. Dziś zdaje się ona zajmować miejsce, które w przeszłości zajmowała wiara oraz kult. Moim zdaniem nie powinniśmy patrzeć na to podejrzliwie, ponieważ Jezus obiecał nam, że będziemy sądzeni z miłości.

Lecz tylko wtedy możemy patrzeć czystym sercem na tryumf miłości, która zdaje się przyćmiewać wiarę, jeśli w imieniu wszystkich będziemy pamiętać o Bogu. Czyli innymi słowy: „żyć w obliczu Boga, w świecie pozbawionym Boga” (Bonhoeffer).

Trwając w miłości — czyli w postawie kogoś, kto daje miłość, ponieważ miłość otrzymuje — będziemy mogli zrozumieć coś z tajemnicy Boga, która jest tajemnicą Jego słabości i niemocy.

Jak to możliwe, że wszechmogący Bóg znosi zło, skoro mógłby je zwyciężyć? Tajemnica ta wprawia nas w zakłopotanie, być może bardziej nawet aniżeli Jego milczenie, które staje się nieznośne dla postmodernistycznej ludzkości.

W jednej chwili tajemnica się rozwiewa, jeśli spojrzymy na nią oczami miłości, którą On sam dał nam jako przykazanie. Pod warunkiem, że patrzymy na nią przez obraz cierpiącego sługi z Izajasza — przejęty później przez Jezusa — który przedstawia miłość, jako coś co nie może być narzucone, lecz wyłącznie ofiarowane. On powierzył ludzkości całe stworzenie i ofiarował człowieka człowiekowi. Uczynił to jak ojciec, który poleca dzieciom, aby wspierały się nawzajem.

Prosi nas, abyśmy troszczyli się o braci, o każdego brata. Jest to pewnego rodzaju przekazanie lub powierzenie. Nie jest to przymus wbrew naszej woli, lecz zaproszenie do miłowania, tak jak On miłuje. Czyli do miłowania każdego człowieka, tak jak On go miłuje.

Bóg podejmuje wielkie ryzyko, powierzając człowieka człowiekowi. Podobnie jak i my je podejmujemy zawierzając się Bogu. To ryzyko polega na tym, że nasz świat może zostać wywrócony do góry nogami. Zawierzenie zawsze jest przygodą.

A zatem Bóg ryzykuje zawierzając swe dzieci sobie nawzajem. Mogą sobie pomóc, ale mogą również zdradzać się i zabijać. Zawsze zabijali się i zdradzali, od Kaina po Hitlera. Jednak Bóg od początku postanowił szanować ich wolność. Nie powstrzymuje tych, którzy zabijają braci. Czeka, aby ich serca się nawróciły. My wzywamy Go, aby interweniował i ratował niewinnych. On zaś od nas wymaga zbawienia innych ludzi.

Stwarzając nas wolnymi, dał nam władzę, której nawet nie jesteśmy świadomi. Dopiero gdy w pełni to zrozumiemy, to znaczy, gdy zrozumiemy, że jesteśmy dziećmi, przestaniemy być niebezpieczni dla siebie nawzajem.

(...)

Jesteśmy ludźmi znaków oraz oczekiwania

Niedzielne zgromadzenie — czyli Kościół — jest miejscem, w którym słowa i gesty Jezusa stają się zrozumiałe i skuteczne.

To właśnie w związku z upowszechnianiem tego zrozumienia i skuteczności, również poza kręgiem „uczniów”, wspólnota chrześcijańska jest wezwana do stawiania znaków. Stawiać znaki ludzkości, a nie stawiać — lub narzucać — siebie, jako zasadę postępowania dla całej ludzkości. Zadaniem naszych wspólnot jest zapowiadanie i przyspieszanie nadejścia Królestwa, a nie urządzanie go po swojemu.

Takim znakiem jest modlitwa w niedoli, akceptacja śmierci, wybaczenie zabójcom najbliższych, miłość nieprzyjaciół, wierność małżeńska oraz bezżenność dla Królestwa.

Są to znaki, które odsyłają do Jezusa, które stawiają Ewangelię w bezpośrednim odniesieniu do życia. Reszta jest dziełem Ducha Świętego.

Jezus postawił znaki, z całym uszanowaniem wolności tych, do których były skierowane. I do takiego postępowania są powołani chrześcijanie.

Czego z takiej pedagogiki wielkiego zgromadzenia może nauczyć się Kościół domowy?

Przede wszystkim wołania do Boga w potrzebie. Tu odniesienie może być jednoznaczne: „Tak jak w Kościele modlimy się o pokój, tak my teraz pomódlmy się za zmarłych, których dopiero co zobaczyliśmy w telewizji”.

Pamiętać o zmarłych i znajomych, „którzy zasnęli w nadziei zmartwychwstania” — słowa odmawiane w czasie Mszy św. i powtarzane w domu, wychodzą od obrzędu i przechodzą do życia.

Modlić się również za tych, którzy się nam przeciwstawiają lub zdają się o nas zapominać. Za każdego, kto utrudnia życie wspólnoty. Na przykład, jakiegoś kolegę, który nie współpracuje ze szkołą, lub złośliwą koleżankę.

Zdecydować się na gesty solidarności z tymi, którzy są w potrzebie: „Jak sądzicie, możemy — tej zimy — zrobić coś dla bezdomnych, którzy umierają z zimna na rzymskich ulicach?”.

Jednak znaki należy stawiać również poza rodziną, na otwartej scenie globalnej wioski. Tu zwykły chrześcijanin przepowiada za pośrednictwem życiowych faktów, czyli własnym przykładem, dokonanym wyborem, ewangelicznym słowem wypowiedzianym w momencie, w którym się go oczekuje. Życie, jakie prowadzi, kontrastuje z laicką kulturą, w jakiej żyje, i czyni to przed oczami braci. Oni zadają mu pytania, a on odpowiada, wskazując na argumenty potwierdzające jego nadzieję.

Jego zdolność słowa czasami zależy od pełnego uczestnictwa w życiu Kościoła oraz od bezpośredniej przynależności do laickiej kultury.

Laicka kultura odmawia dzisiaj miejsca otwartości na życie, przymusowo hospitalizuje chorego i umierającego, niepełnosprawnych i starców zamyka w domach opieki, izoluje narkomanów i chorych na AIDS. Lęka się obcokrajowca oraz imigranta, stara się każdego dewianta zamykać w więzieniu, a z każdego więźnia czyni wroga. Wychwala szukanie bogactwa i władzy, ubóstwia satysfakcję seksualną.

A prawdziwi chrześcijanie — w imię Ewangelii — we wszystkim sprzeciwiają się takiemu systemowi i jego etyce odurzania. Współczesny świat nie chce kazań, jest źle nastawiony do wielkich instytucji, wierzy wyłącznie w to, co widzi, czyli co może być osiągnięte wyłącznie za pomocą ewangelicznych znaków, jakie zwyczajni chrześcijanie stawiają w codziennym życiu.

W globalnej wiosce prawie nigdy chrześcijańskie życie nie może być przyjęte jako normatywne. Podobnie nie może wywierać bezpośredniego wpływu na zwyczaje oraz prawa. Jednak taka słabość na poziomie społecznego konsensusu nie anuluje odpowiedzialności oraz skuteczności w odniesieniu do znaków.

Miłość nieprzyjaciół nie może stać się zasadą, prawem osób lub prawem państwa dla całej wspólnoty ludzkiej. Ale może być znakiem, który czyni zrozumiałym polecenie Jezusa. Chrześcijańskie rodziny Taliercio, Bachelet, Tobagi, Borsellino i wiele innych, które wybaczyły zabójcom swoich krewnych, czynią zrozumiałym cud przebaczenia.

Czy wyliczając te nazwiska — a można by dodać do nich męczenników sprawiedliwości, o których wspominaliśmy w trzecim rozdziale — nie odczuwamy dreszczy? Dreszczy historii? Czy to nie poprzez ich świadectwo, przez ich krew, żywe świadectwo wiary spotkało się z naszą epoką?

Świadectwa wybaczenia nie tylko przywróciły cześć temu ewangelicznemu słowu we Włoszech, lecz przyczyniają się również do uwolnienia całego kraju od barbarzyństwa. A zatem jest to twórcza wiara, która przemierza historię, przemawia w historii — poza wszelkimi kościelnymi schematami — używając codziennego języka epoki.

(...)

Psalm radości i żalu

 

Wysłuchaj, Panie, mojej modlitwy radości i żalu, ponieważ dwa sprzeczne uczucia mieszkają dziś w mej duszy i skłaniają mnie do proszenia Cię, abyś znów zaczął ukazywać się naszym pokoleniom.

Raduję się z daru wiary, który napełnia życie, ale smutno mi z powodu spektaklu śmierci, która w naszych dniach, bardziej niż kiedykolwiek, zdaje się tryumfować na ziemi. A nic tak bardzo jak zwycięstwo śmierci nie blokuje w nas nadziei na życie wieczne.

Wysłuchaj, Panie, mego uwielbienia i mojej skargi. Usłysz i odpowiedz, proszę, za pomocą słów i znaków dla mnie zrozumiałych, bym i ja mógł komunikować się w jakiś sposób, chociażby za pomocą radosnego spojrzenia, z tymi, którzy — wokoło mnie — podzielają cierpienie śmierci i modlitwę życia.

Niech będzie wysławiana wiara, która prowadzi nas poza czas i świat, która poszerza granice życia oraz spojrzenie naszej duszy, która pozwala nam komunikować się ze świętymi i grzesznikami, z tymi, którzy są na ziemi, oraz tymi, którzy są w niebie.

Udziel nam, Boże, odwagi pragnienia tego, czego nie rozumiemy, odczuwania tego, czego nie widzimy, oraz oczekiwania na to, co zostało nam obiecane. Odnów w nas dar, który w innych czasach miało tak wielu naszych braci i sióstr w wierze, dar rozmawiania z aniołami i posyłania ich do będących w potrzebie.

Pozostaw nas również bezbronnymi i niedoświadczonymi, abyśmy mogli dawać świadectwo Credo, do poziomu którego nie dorastamy. Ale spraw również, aby nasze serce płonęło, kiedy powtarzamy Twoje słowa życia wiecznego, które obiecują niebo dobremu łotrowi, zmartwychwstanie Łazarzowi oraz Królestwo ubogim.

Pomóż nam przekazywać uczucie, które wprawia nas w osłupienie, gdy — w Twoje imię — głosimy zmartwychwstanie ciała oraz oczekiwanie Twego przyjścia. Nie powinniśmy odczuwać w życiu większej radości od tej, jaka płynie z obietnicy Twego powtórnego przyjścia.

Otwórz nam oczy i daj serce czyste, abyśmy potrafili uchwycić każdy znak Twej obecności oraz każdy akt wiary wokół nas. Czyż młodzi z globalnej wioski, którzy w wieku dwudziestu lat proszą o chrzest, nie są Twoimi posłańcami?

A umierający na AIDS, którzy się nawracają, czyż nie są Twoimi marnotrawnymi synami i dobrymi łotrami, których posyłasz do naszej epoki? Prowadź nas, abyśmy nauczyli się od nich pełnego posłuszeństwa darowi wiary, który dotyczy również chrześcijańskiej śmierci, jako ostatniego potwierdzenia naszej wiary na ziemi.

Twoja odpowiedź zawsze przewyższa nasze prośby. Jednak nasza dusza jest roztargniona. Jest szalona i zużyta, jak mawiał chrześcijański poeta Ungaretti.

Powtórz Twoją odpowiedź słowo po słowie, jak się to robi, gdy się mówi jakimś obcym językiem, tak abyśmy wszyscy mogli ją zrozumieć.

Jakże ciąży nam dziś tajemnica, a nawet nadmiar tajemnicy Twego milczenia, które jedni są w stanie zrozumieć, a inni nie. Ja nie powątpiewam w Ciebie, nie dowierzam jedynie sobie i swojemu zrozumieniu.

Wiele razy usłyszałem Cię w moim życiu! Jednak teraz idę zająć miejsce pomiędzy tymi, którzy mówią, że nie słyszą, i nie ruszę się stamtąd, dopóki wszyscy nie usłyszymy Twej odpowiedzi.

Naucz nas radowania się z darów Ducha dla naszych czasów, które są nowe i wielkie jak zawsze. Nie pozwól nam jednak zapomnieć o cierpieniu wynikającym z trudności, jaką ma to pokolenie w ich rozpoznaniu.

Naucz nas radości z Twego zmartwychwstania oraz Twoich słów, z których żadne po dzień dzisiejszy nie zostało utracone. Udziel nam również dalekowzroczności, abyśmy pamiętali, że ludziom naszych czasów często brak wzroku niezbędnego do dostrzegania znaków zmartwychwstania oraz słuchu do usłyszenia Twoich słów.

Tobie ofiarujemy, Panie, radość i smutek, jakich doświadczamy każdego dnia. Tobie je ofiarujemy jako nieprzerwane wołanie o ponowne ukazywanie się mieszkańcom globalnej wioski.

My, kobiety i mężczyźni tego globalnego świata, potrzebujemy Cię tak samo jak ci, którzy żyli w czasach, gdy chodziłeś po ziemi. Z natury jesteśmy zdolni do pojmowania Twoich słów, ponieważ zostaliśmy stworzeni na Twój obraz i podobieństwo, jak Adam i Ewa. Nasza prośba o życie jest — o ile to możliwe — jeszcze bardziej nienasycona i skazana na pozostanie taką, dopóki nie usłyszymy Twoich słów życia wiecznego.

Pomóż nam zrozumieć, że — również dzisiaj, na początku trzeciego tysiąclecia — nie ma na ziemi nowszej przygody i ważniejszej sprawy od życia w obecności Boga oraz od dawania temu świadectwa.

Pomóż nam zrozumieć, że najwspanialszą sprawą, jaką nam ofiarujesz, jest wezwanie do życia w obecności tajemnicy i możliwość rozważania jej każdego dnia oraz wzywania Ojca słowami przekazanymi nam przez Syna.

Przywróć nam entuzjazm wynikający z faktu, że jesteśmy dziećmi! Tę radość, która płynie z odkrycia tego, co św. Jan wyśpiewał w swym Pierwszym Liście: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,1).

Pomóż nam zrozumieć szczęście, jakie przypadło nam w udziale, dzięki temu, że w obliczu każdego nieszczęścia możemy wołać: „Przyjdź królestwo Twoje!” oraz sprzeciwiać się wszelkiemu działaniu Złego słowami: „Zbaw nas ode złego”.

Wybaw nas — przynajmniej raz dziennie — przed wstydem przyznania się do tego, że jesteśmy chrześcijanami. Jesteśmy jak bezbronni prorocy wobec sceptycyzmu globalnej wioski, ale posiadamy Twoje imię, Panie Jezu, oraz Twoje słowa: czegóż nam więcej potrzeba, aby czuć się upoważnionymi do mówienia?

Pomóż nam odczytywać Twoje słowa, proponować je kobietom i mężczyznom naszych czasów w taki sposób, aby mogły być przez nie pociągnięci i nawróceni.

Daj nam pełne uświadomienie sobie czaru, jaki Twoje słowo i Twoja osoba wywołują każdego dnia w naszych sercach.

Pomóż nam odpowiadać na to zauroczenie, podtrzymywać je w sobie i przekazywać innym.

Naucz nas prawdy o wielkości człowieka, o tym, że każdy człowiek jest większy od swego dzieła, a jego życie sięga dalej niż jego egzystencja na ziemi. Pomóż nam zrozumieć, że nie ma egzystencji banalnych ani ludzi bez znaczenia, że każdy człowiek jest twoim dzieckiem, nawet ten, który nie jest tego świadomy lub wzywa Cię innym imieniem niż to, które nam objawiłeś.

Daj nam zrozumieć, że pragnienie szczęścia, jakie mieszka w sercu każdego człowieka, jest wołaniem skierowanym do Ciebie. Pomóż nam dostrzec, że pragnienie życia, jakie nosimy w sobie, jest pytaniem o Ciebie, i że nigdy się ono nie wyczerpie.

Naucz nas dostrzegać oblicze ubogiego i sprawiedliwego, którzy żyją wokół nas, nawet wtedy, gdy świat ich nie zauważa lub potępia. Uczyń niespokojnymi nasze serca, aż dojdziemy do zajęcia miejsca przy opuszczonym ubogim oraz prześladowanym sprawiedliwym.

Kieruj nami w zrozumieniu różnych dróg ludzkich, sposobów i ścieżek prowadzących do Ciebie. Uczyń nas zdolnymi do uchwycenia każdego aktu ludzkiego współczucia, które jest pierwszym znakiem sprawiedliwego życia oraz miejscem codziennych objawień na ziemi.

Uczyń nas szczęśliwymi za każdym razem, kiedy zauważymy gest miłości okazywanej sobie pomiędzy Twoimi dziećmi. Naucz nas boskiego piękna każdej więzi, nawet tej niezbyt udanej lub niedocenianej, jaka istnieje pomiędzy kobietą i mężczyzną. Pomóż nam zrozumieć, że nie ma większego przedsięwzięcia na ziemi, jak to związane z rodzeniem potomstwa.

Niech będą pochwaleni ludzie wydający na świat potomstwo, ci, którzy żywią, ubierają i towarzyszą swoim dzieciom aż do wejścia w dorosłe życie. Pomóż ludziom naszej epoki doceniać to błogosławieństwo.

Jak Ojciec Niebieski, który sprawia, że słońce wschodzi nad dobrymi i złymi, tak — na Jego podobieństwo ojcowie i matki tej ziemi, żywią i uszczęśliwiają zarówno te dzieci, które są im posłuszne, jak i te, które chodzą własnymi drogami. Prowadź je w tym wszystkim, co ma ich doprowadzić do stania się na Twój obraz i podobieństwo.

Pełen uwielbienia zachwycam się, o Panie, Twoją dobrocią, która zawsze posyła na świat proroków miłości. Oni w czasach globalnego świata uaktualniają znaki Twojego współczucia, jakie — żyjąc między nami — przekazałeś nam w Ewangeliach.

Niech będzie uwielbiony każdy pocałunek udzielony przez Twoje córki i Twych synów umierającym z powodu jakiejkolwiek choroby lub w wyniku przemocy, skazanym na śmierć oraz każdemu stworzeniu, które z lękiem zbliża się do godziny końca swego życia. Niech będzie uwielbiony każdy czyn miłosierdzia okazany ich zmarłym ciałom, tak jak w Wielki Piątek z miłością zdjęto Twoje ciało z krzyża.

Pozwól, o Panie, abyśmy Cię potrafili odnajdywać! Wyjdź proszę z Twego milczenia, które wraz z każdym upływającym dniem staje się coraz trudniejsze do zniesienia. Proszę Cię w imieniu tych wszystkich, którzy oczekują Twego słowa: daj się lepiej i częściej słyszeć mieszkańcom globalnej wioski.

Oni bowiem są przygotowani do rozpoznania Cię w cierpieniu, którego doznają tak samo jak wszyscy ludzie minionych wieków, a do którego dołącza się jeszcze niepokój płynący z poczucia Twego oddalenia. Pamiętaj, że ludzkość, Twoja córa, nie jest w stanie znieść nadmiaru tajemnicy.

Być może moja prośba nie jest zgodna z kanonami, których nie znam, ale za to pochodzi z serca i jest wypowiedziana w imieniu tych wielu. Jest ona jak oddolna prośba, pod którą zbieram podpisy, aby wyrazić ją językiem codziennych gazet, albowiem tylko ten jest mi znany. Za pomocą tego języka wołam do Ciebie: Przyjdź, pochwyć mnie i przyprowadź do siebie. Amen.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama