Sztuka kierownictwa duchowego - Droga do serca człowieka

Praca zbiorowa "Sztuka kierownictwa duchowego" - fragmenty

Sztuka kierownictwa duchowego - Droga do serca człowieka

Praca zbiorowa

SZTUKA KIEROWNICTWA DUCHOWEGO

Poradnik

ISBN: 978-83-7318-859-4

wyd.: WAM 2007



Jacek Prusak SJ

DROGA DO SERCA CZŁOWIEKA

W życiu współczesnego Kościoła coraz mocniej daje o sobie znać pragnienie pogłębionego doświadczenia religijnego. Jednym z jego objawów -a zarazem pierwszych owoców - jest renesans chrześcijańskiej praktyki kierownictwa duchowego nazywanego również towarzyszeniem duchowym. Jak pokazują autorzy rozdziału poświęconego kierownictwu duchowemu w historii duchowości, praktyka kierownictwa duchowego pojawiła się w życiu Kościoła już u samych jego początków. Odnajdziemy ją w doświadczeniu Apostołów i pierwszych gmin chrześcijańskich, w życiu eremitów i u podstaw całej tradycji monastycznej. Od XVI wieku, za sprawą jezuitów, kierownictwo duchowe zaczęto proponować już nie tylko „duszom wybranym” żyjącym w zaciszu klasztornych murów i pustelni, ale księżom diecezjalnym i różnym „stanom” katolików świeckich.

Praktyka kierownictwa duchowego, choć stale obecna w historii życia religijnego, na pewnych etapach historycznego rozwoju chrześcijaństwa odgrywała jednak marginalną rolę w działalności duszpasterskiej Kościoła. Działo się tak z różnych powodów, ale „przełom” przyniósł ze sobą Sobór Watykański II, który w swoim nauczaniu podkreślił powołanie wszystkich wierzących do świętości, a w ożywieniu praktyki kierownictwa duchowego widział wielką szansę współczesnego Kościoła. Książka rodzi się z przekonania, że dzięki ożywieniu praktyki kierownictwa duchowego, w duchu soborowej odnowy Kościoła, możliwe jest przejście z porządku prawa i obser-wancji do porządku wartości, porządku o charakterze wewnętrznym, który chroni przed rygoryzmem. Kierownictwo duchowe nie niweluje wymagań związanych z byciem uczniem Chrystusa, staje się jednak drogą inicjacji w dojrzałe życie wiary, pozwala na głębokie przeobrażenie i tworzy nowego człowieka, o nowej wrażliwości i nowym spojrzeniu. Będąc integralną częścią duszpasterskiej posługi Kościoła, kierownictwo duchowe, skupione na rozeznaniu działania Ducha Świętego w sercu każdego zaangażowanego chrześcijanina, w nowy sposób formuje problem autentycznej pedagogii wiary i doświadczenia duchowego.

Uznanie absolutnego pierwszeństwa Ducha Świętego działającego w sercu każdego ochrzczonego nie neguje ani nie znosi ludzkiego wymiaru kierownictwa duchowego. Niektórzy twierdzą nawet, że towarzyszenie duchowe jest jednąz najwyższych form relacji międzyludzkich. Znany duński filozof Soren Kierkegaard uważał, że ojciec duchowy to ktoś więcej niż przyjaciel, a Dante, mówiąc o swym duchowym przewodniku - Wergiliuszu - wyznał, że jest on dla niego więcej niż ojcem. Stare celtyckie słowo ananchara znaczy „ojciec mojej duszy”, a buddyści używająwyrażenia lama, co znaczy „niezrównana matka”. W prawosławiu o mnichu mówi się kaloiros, co znaczy „piękny starzec” - słowo to przywołuje na myśl mądrość i serdeczność w podejściu do drugiego człowieka1. Jak pisze ojciec Louf, „przyjęcie przez ojca duchowego człowieka takim, jaki on jest, wraz ze wszystkimi jego grzechami i słabościami, w klimacie serdeczności jest znakiem - odważmy się powiedzieć: sakramentem -przyjęcia, jakie rezerwuje dla nas Boże miłosierdzie”2. Nie są to „puste słowa” ani „czcze obietnice”. Niech dowodem tego będzie świadectwo współczesnego człowieka. Pochodzi ono z autobiograficznej powieści jednego z najwybitniejszych anglojęzycznych pisarzy satyryków Tony'ego Hendry:

„Przez ponad czterdzieści lat, od czasów, gdy ledwie wyrastałem z wieku chłopięcego, ten niezdarny gargulec był nieruchomym ośrodkiem i opoką mojej duszy, tak solidną i trwałąjak ogromny dąb na łuku klasztornego wzgórza, które schodzi do morza. Wiele razy utraciłem go i ponownie odnalazłem, odszedłem bardzo daleko od nieba jego obecności, ale nigdy nie przestałem, choćby z dala i niewyraźnie, kochać go, czcić i łaknąć jego towarzystwa. Tęskniłem za jego mądrością - chociaż nigdy nie dostawałem tego, czego oczekiwałem; tylko jego sądu się obawiałem - chociaż on nigdy mnie nie osądzał. Przez całe moje świadome życie był moim najważniejszym sojusznikiem, umiłowanym strażnikiem wrót do utraconego raju, latarnią morską wiary migotającą w oceanicznej mgle sukcesu, pieniędzy, sławy i posiadania, moim nieustraszonym przewodnikiem w dżungli ludzkiej miłości, moją atłasową liną ratunkową łączącą z boskością, moim Ojcem Joe”3.

To jednak nie wszystko: „Będąc mnichem, mówił o Bogu, ale najczęściej łączył Jego imię ze słowem «miłość». Kiedy mówił o Bogu, używając zaimka «On», to nie był «On», którego znałem, odległy autorytet, do którego należy się zbliżać na kolanach, Dyrektor Wszechświata, przywoływany, aby wzmocnić dyscyplinę, moralność lub posłuszeństwo wobec doktryny. Ojciec Joe nie potrzebował metalowej linijki, żeby straszyć niąuczniów. Postać jego Boga była delikatna, hojna, nieskończenie kreatywna, muzykalna, artystyczna, był to inżynier i architekt geniuszu, który głęboko odczuwa radość własną i innych, którego można głęboko zranić, lecz on nigdy z ciebie nie zrezygnuje, który obsypuje cię darami i możliwościami bez względu na to, czy je przyjmujesz, który stawia przed tobą zadania, ale nie porzuca cię, jeśli ich nie zrealizujesz. Zgodnie z ukształtowanym w latach pięćdziesiątych wyobrażeniem, do tego opisu bardziej pasowałby zaimek «ona». Ojciec Joe mówił o tej osobie z czułością i wdzięcznością, z szacunkiem, ale też znaczną poufałością. Zażyłość nie rodziła pogardy. Strach nie wchodził w grę. Jego Bóg mógł mieć niezliczoną ilość innych trosk, ale z pewnością miał czas, żeby być najlepszym przyjacielem Ojca Joe”4.

Tak wspomina Tony Hendra swojego kierownika duchowego, benedyktyna z opactwa Quarr, ojca Joe. Jak się okazuje, prawdziwego mistrza duchowego wielu osób duchownych i świeckich - i to nie tylko katolików. Ojciec Joe zmarł kilka lat temu, a Tony Hendra zrozumiał, i dał temu wyraz na kartach swojej autobiografii, że systematyczne rozmowy z nim były jedynym oparciem w jego życiu i niemal dosłownie mu to życie uratowały. Wybrałem to świadectwo, ponieważ w prosty i egzystencjalny sposób pokazuje, że wołanie o pomoc duchową nigdy nie było równie wielkie i pilne jak dzisiaj -zarówno ze strony młodych, jak i starszych. Wielu jest takich, którzy na ścieżkach swego życia szukają przewodnika lub mistrza.

W przebiegu każdej drogi duchowej chodzi bowiem o rozeznanie woli Bożej, odkrycie własnego wnętrza, nauczenie się rozpoznawania Bożego działania w nas i naszego działania w Bogu. Kierownictwo duchowe jest właśnie taką drogą: szukania przez Boga dostępu do serca człowieka, korzystając „z pomocy” Jego autentycznego świadka. Kierownik duchowy ma być bowiem jedynie świadkiem, towarzyszem, który bardziej słucha i przyjmuje niż mówi i doradza. Dialog między nimi ma służyć „otwarciu serca” i „manifestacji myśli”. Chodzi w nim nie tyle o to, co myślimy, ale raczej o to, co czujemy, ku czemu ciążymy: o nasze uczucia, pragnienia, skłonności, które w sposób niekontrolowany pojawiająsięw naszym sercu, w naszej wyobraźni, nawet jeśli nie prowadzą one wcale -bądź rzadko -do grzechu. Chodzi o wzrastanie ku wnętrzu po to, aby nauczyć się żyć w harmonii z łaską.

Od wieków w chrześcijaństwie nazywano to właśnie „kierownictwem duchowym”, bo uważano, że doświadczenie duchowe bez towarzyszenia zawsze związane jest z ryzykiem, że nie dojdzie się o własnych siłach do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa (Ef 4, 13). Towarzysząc więc swemu podopiecznemu w tej drodze i oświecając ją, „kierownik duchowy” pomaga odkryć mu jego „życie wewnętrzne”, fundament jego człowieczeństwa. Sami nie jesteśmy bowiem zdolni dotknąć w sobie owej głębi, obudzić swej wrażliwości na wartości duchowe. Ktoś musi wskazać nam drogę. Potrzebujemy słowa, które rzuci światło na tę nową sytuację, abyśmy mogli odkryć i rozpoznać najlepszy wymiar nas samych5. Tak się zaczyna duchowa podróż nazywana „kierownictwem duchowym”, towarzyszy nam w niej Bóg i drugi człowiek. Jakość towarzyszenia duchowego, jak pokazuje przytoczone powyżej świadectwo, zależy przede wszystkim od jakości relacji międzyludzkich stanowiących jego podstawę. Jakość tych relacji ujawnia się zaś w dużej mierze w jakości dialogu, jaki nawiązuje się między osobami zaangażowanymi w proces kierownictwa - towarzyszenia duchowego.

Książka Sztuka kierownictwa duchowego poświęca wiele miejsca psychologicznym aspektom kierownictwa duchowego - zarówno od strony kierownika duchowego, jak i osoby, której towarzyszy. Choć niektórzy krytycy współczesnej psychologii uważają, że w swojej większej części stała się ona substytutem religii biblijnej, anie jedynie jej uzupełnieniem6, Autorzy niniejszej książki zgodni są co do tego, że nie jest już dziś możliwe praktykowanie kierownictwa duchowego tak, jakby psychologia nie istniała, jakby badania na jej polu nie doprowadziły do osiągnięć, których odrzucenie stanowi zagrożenie dla owocności duchowego towarzyszenia. Aby być zdrowym, nie wystarczy mieć dobre samopoczucie fizyczne i psychiczne. W równym stopniu muszą być uwzględnione potrzeby, pragnienia i tęsknoty duchowe oraz religijne. Od zawsze wiedzieli o tym doświadczeni kierownicy duchowi, bowiem jak pięknie wyraził tę prawdę Św. Ireneusz z Lyonu, „Chwałą Bożą jest żywy człowiek, a życiem człowieka jest oglądanie Boga”. Sztuka kierownictwa duchowego polega nie tyle na tym, że obiektywizuje przeżycia duchowe w świetle psychologii, ale przede wszystkim na tym, że szanuje absolutne pierwszeństwo działającej w człowieku łaski, która chroni jego doświadczenie przed „upsychicznieniem” wszystkiego, co przeżywa.

Coraz więcej osób, zwłaszcza w krajach Zachodniej Europy i Ameryki Północnej, zwraca się do terapeutów w poszukiwaniu sensu życia i duchowego zadomowienia. Może się więc wydawać, że psychoterapia staje się namiastką towarzyszenia duchowego. Można w takiej zmianie nastawienia do psychoterapii widzieć zagrożenie dla praktyki kierownictwa duchowego. Można jednak popatrzeć na tę zmianę głębiej i dostrzec w niej szansę dla promocji kierownictwa duchowego. Religię i psychoterapię łączy bowiem pytanie o sposób ocalenia człowieka. Religia nazywa to ocalenie zbawieniem, a psychoterapia zdrowiem. W jednej i drugiej chodzi ostatecznie o cura animarum - troskę o duszę, to znaczy troskę o to, by dusza otrzymywała pokarm potrzebny jej do tego, by mogła kierować naszym życiem. W praktyce kierownictwa duchowego nie chodzi o to, by człowiek jednorazowo napełnił się duchowością, tylko by potrafił codziennie karmić się nią i dzięki niej odnajdywał swoje duchowe zadomowienie.

Niech zachętą do lektury Sztuki kierownictwa duchowego i podjęcia jej praktyki będą „prorocze” słowa Carla Gustava Junga: „Pośród wszystkich moich pacjentów po drugiej stronie połowy życia, to jest po trzydziestym piątym roku życia, nie ma ani jednego, którego ostatecznym problemem nie byłby stosunek do religii. Tak, w ostatecznym rozrachunku każdy choruje z tego powodu, że utracił to, co żywe religie dały swoim wiernym w każdej epoce; nikt nie jest rzeczywiście uleczony, kto nie odzyska znowu swojego nastawienia religijnego”7.

Autorzy niniejszej publikacji uważają, że współczesne zainteresowanie praktyką kierownictwa duchowego nie jest oznaką chwilowej mody, ale koniecznością przed jaką staje Kościół, rozeznając „znaki czasów” w duchu Nowej Ewangelizacji po to, abyśmy mogli znowu odzyskać swoje nastawienie religijne i pomóc w tym innym.

Jacek Prusak SJ

1 Por. A. Louf, Żyć łaską. Rozważania o życiu duchowym, Kraków 2004, s. 123.

2 Tamże, s. 142.

3 T. Hendra, Ojciec Joe. Człowiek, który uratował moją duszę, Wrocław 2006, s. 6.

4Tamże, s. 77-78.

5Por. A. Louf, dz. cyt., s. 117-158.

6 Por. P. C. Vitz, Psychologia jako religia. Kult samouwielbienia, Warszawa 2002

7 Cyt. za: W. Hryniewicz OMI, Chrześcijaństwo nadziei. Przyszłość wiary i duchowości chrześcijańskiej, Kraków 2002, s. 76.

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama