Powszechne imieniny

O kulcie świętych i uroczystości Wszystkich Świętych

Ilu jest świętych i błogosławionych? Odpowiedzi na to pytanie nie zna nawet sam Ojciec Święty, choć to on ma prawo ogłaszać kanonizacje i beatyfikacje. Zresztą, stojąc 1 listopada przy grobach naszych bliskich myślimy i rozmawiamy o czymś zupełnie innym. A większość środków przekazu nazywa ten dzień Świętem Zmarłych i pokazuje na zmianę cmentarze oraz przebierańców usiłujących przestraszyć jak najwięcej osób. Co właściwie świętujemy na początku listopada?

Święty, czyli kto?

Święty jest Bóg. Świętość w znaczeniu absolutnym jest Jego wyłącznym przymiotem. Bóg sam o sobie mówi, że jest święty. Czytamy o tym już w Starym Testamencie (por. Oz 11,9). Tak pojmowana świętość jest dla człowieka niedostępna.

W wyznaniu wiary mówimy również, że święty jest Kościół. Co niedzielę powtarzamy: „Wierzę w jeden święty, powszechny i apostolski Kościół”. Na czym polega świętość Kościoła wyjaśnił Sobór Watykański II: „Kościół... uznawany jest przez wiarę za niezachwianie święty. Albowiem Chrystus, Syn Boży, który wraz z Ojcem i Duchem Świętym doznaje czci jako „sam jeden Święty”, umiłował Kościół jako oblubienicę swoją, siebie samego zań wydając, aby go uświęcić; złączył go też ze sobą jako ciało swoje i hojnie obdarzył darem Ducha Świętego na chwałę Bożą” (Konstytucja dogmatyczna o Kościele, nr 39). Kościół jest świętym ludem Bożym, mimo że jego członkowie są grzesznikami. Właśnie ze względu na świętość Kościoła od samego początku jego członków nazywano nie tylko uczniami Chrystusa, wiernymi, chrześcijanami, ale także „świętymi” (por. Dz 9,13; 1 Kor 6,1; 61,1).

Jednak w potocznym znaczeniu mówiąc o świętych ludziach, mamy na myśli jeszcze kogoś innego. Tych, którzy zostali kanonizowani. Według Katechizmu Kościoła Katolickiego, „kanonizując niektórych wiernych, to znaczy ogłaszając w sposób uroczysty, że ci wierni praktykowali heroicznie cnoty i żyli w wierności łasce Bożej, Kościół uznaje moc Ducha świętości, który jest w nim, oraz umacnia nadzieję wiernych, dając im świętych jako wzory i orędowników” (KKK 828). Ojciec Święty Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej „Christifideles laici” stwierdził, że „w ciągu całej historii Kościoła w okolicznościach najtrudniejszych święte i święci byli zawsze źródłem i początkiem odnowy” (CL 16).

Czcić czy nie czcić?

Już w Starym Testamencie można znaleźć pewne formy czci wybitnych przodków, które przypominają znany dzisiaj w Kościele kult świętych i błogosławionych. Sam Jezus wypowiadał się o Janie Chrzcicielu z wielkim szacunkiem (por. Mt 11,7—11). Święty Paweł ze czcią pisał o Abrahamie (por. Rz 4,18—22), a w Liście do Hebrajczyków znaleźć można podobne sformułowania odnoszące się do starotestamentalnego kapłana Melchizedeka (Hbr 5,7; 7,1—4). Zapowiedzią kultu jest również z pewnością sposób, w jaki Dzieje Apostolskie opowiadają o świętym Szczepanie (por. Dz 6—7).

Mimo to początkowo chrześcijanie nie czcili świętych. Z obawy przed bałwochwalstwem unikano kultu jakichkolwiek stworzeń — nie oddawano więc czci ani ludziom, ani nawet aniołom. Wyznawcy Mistrza z Nazaretu pragnęli uniknąć podobieństwa do czci, jaką w kulturze grecko-rzymskiej otaczano herosów. Publicznym kultem otaczano jedynie Boga Ojca i Jezusa Chrystusa.

A jednak w katakumbach znajdujemy wizerunki przedstawiające Maryję w aureoli, siedzącą na tronie. Badacze przypominają, że podobnie w owych czasach przedstawiano cesarzy, a nimb dokoła ich głów przypominał o boskim pochodzeniu władzy, którą sprawowali. Uznają, że te wizerunki świadczą o początkach kultu maryjnego.

Oprócz Matki Jezusa jako pierwsi czci doznawali wśród chrześcijan męczennicy. Z wielką starannością spisywano okoliczności ich śmierci w „Aktach męczeństwa”, na ich grobach sprawowano Eucharystię, wzywano też ich wstawiennictwa.

Znacznie później, dopiero w IV stuleciu po Chrystusie, pojawiły się pierwsze oznaki kultu tak zwanych wyznawców, czyli ludzi, którzy nie ponieśli śmierci męczeńskiej, ale żyli i umarli w opinii świętości. Wśród pierwszych wyznawców, którzy doznawali czci, znaleźli się św. Hilary z Poitiers (zm. w 368 r.), św. Ambroży (zm. w 397 r.), św. Marcin (zm. ok. 400 r.), św. Paweł Pustelnik (zm. w 342 r.), św. Efrem (zm. w 373 r.) i św. Bazyli (zm. w 379 r.).

Gdzie „mieszkają”?

Święci to ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem oraz są doskonale oczyszczeni, żyją na zawsze z Chrystusem. Są na zawsze podobni do Boga, ponieważ widzą Go „takim, jakim jest” (1 J 3,2), twarzą w twarz (por. KKK 1023).

Papież Benedykt XII w XIV wieku w konstytucji „Benedictus Deus” napisał: „Powagą apostolską orzekamy, że według powszechnego rozporządzenia Bożego dusze wszystkich świętych... i innych wiernych zmarłych po przyjęciu chrztu świętego, jeśli w chwili śmierci nie miały nic do odpokutowania... albo jeśliby wówczas miały w sobie coś do oczyszczenia, lecz doznały oczyszczenia po śmierci... jeszcze przed odzyskaniem swoich ciał i przed Sądem Ostatecznym, od chwili Wniebowstąpienia Zbawiciela, naszego Pana Jezusa Chrystusa, były, są i będą w niebie, w Królestwie i w raju niebieskim z Chrystusem, dołączone do wspólnoty aniołów i świętych. Po męce i śmierci Pana Jezusa Chrystusa oglądały i oglądają Istotę Bożą widzeniem intuicyjnym, a także twarzą w twarz, bez pośrednictwa żadnego stworzenia”.

Na temat tego, czym jest „niebo” napisano już bardzo dużo. Nadal wielu ludzi (nie tylko dzieci) pojmuje niebo jako pewne istniejące w przestrzeni miejsce. Trudno im jest przyjąć, że niebo, które jest ostatecznym celem i spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka, to stan najwyższego i ostatecznego szczęścia, polegającego na doskonałym życiu z Trójcą Świętą, na komunii (wpólnocie) życia i miłości z Nią, z Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi. Żyć w niebie to znaczy „być z Chrystusem”. Święci żyją „w Nim”, ale — na co zwraca uwagę Katechizm Kościoła Katolickiego — odnajdują i zachowują tam swoją prawdziwą tożsamość. Święci w niebie nadal wypełniają z radością wolę Bożą w odniesieniu do ludzi i do całego stworzenia. Już królują z Chrystusem i będą z Nim królować na wieki wieków (por. Ap 22,5).

Na czym polega „obcowanie”?

W krótszym wyznaniu wiary, nazywanym „Symbolem Apostolskim”, mówimy: „Wierzę w świętych obcowanie”. To sformułowanie nie dla wszystkich jest jasne. Nie wszyscy wiedzą, że mówi ono o komunii (wspólnocie) świętych. Nie wszystko jest jasne, ponieważ to drugie określenie ma dwa znaczenia. Dotyczy zarówno „komunii w rzeczach świętych”, czyli w dobrach duchowych (m. in. wierze, sakramentach, charyzmatach, a przede wszystkim w miłości) oraz „komunii między osobami świętymi”.

Sobór Watykański II mówi o istnieniu trzech „stanów” w Kościele: „Dopóki Pan nie przyjdzie w majestacie swoim, a wraz z Nim wszyscy aniołowie, dopóki po zniszczeniu śmierci wszystko nie zostanie Mu poddane, jedni spośród Jego uczniów pielgrzymują na ziemi, inni, dokonawszy żywota, poddają się oczyszczeniu, jeszcze inni zażywają chwały, widząc »wyraźnie samego Boga troistego i jedynego, jako jest«” (KK 49).

Ten sam soborowy dokument zapewnia, że łączność żyjących z tymi, którzy „zasnęli w pokoju Chrystusowym”, nie tylko nie ustaje, ale zgodnie z wiarą Kościoła umacnia się jeszcze dzięki udzielaniu sobie dóbr duchowych. Święci nieustannie wstawiają się za nami u Ojca w niebie. Ich modlitwa wspiera naszą modlitwę.

Nasza komunia ze świętymi nie ogranicza się jednak tylko do korzystania z ich wstawiennictwa. Święty Polikarp powiedział: „Składamy hołd (Chrystusowi) w naszej adoracji, gdyż jest Synem Bożym, męczenników zaś kochamy jako uczniów i naśladowców Pana, a to jest rzeczą słuszną, gdyż w niezrównanym stopniu oddali się oni na służbę swojemu Królowi i Mistrzowi. Obyśmy również i my mogli stać się ich towarzyszami i współuczniami”.

Wspólnota łączy nas nie tylko ze świętymi, przebywającymi w niebie, ale także ze wszystkimi zmarłymi. Dlatego czcimy ich pamięć i modlimy się za nich. Katechizm przypomina, że nasza modlitwa za zmarłych nie tylko może im pomóc, ale sprawia również, że ich wstawiennictwo za nami staje się skuteczne (por. KKK 958).

A ci, których nie znamy?

Kult świętych, zapoczątkowany czcią oddawaną Maryi i męczennikom, w czwartym wieku zaczął się intensywnie rozwijać. Ku czci świętych wznoszono świątynie, tworzono przedstawiające ich mozaiki i utwory literackie. Początkowo poszczególnych świętych czciły pojedyncze gminy, które były świadkami ich męczeństwa lub świątobliwego życia. Szybko jednak kult przekroczył granice lokalnych Kościołów. Miedzy innymi dlatego, że chrześcijanie — często uciekając przed prześladowaniami — wędrowali z miejsca na miejsce.

Wyrazem rosnącego kultu świętych było także opracowywanie kalendarzowych wykazów, których celem było wymienienie wszystkich świętych, gdziekolwiek doznawali czci.

Pomysł przeznaczenia jednego dnia w roku na oddawanie czci wszystkim męczennikom, znanym i nieznanym, zrodził się w IV stuleciu w Antiochii. Wspomnienie to obchodzono w niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego. W Syrii podobne święto zaczęto obchodzić w piątek po Wielkanocy, w Edessie ustalono, że 13 maja będzie dniem wspominania wszystkich męczenników.

W Rzymie uroczystość ku czci wszystkich męczenników nabrała znaczenia za czasów papieża Bonifacego IV (na początku VII stulecia), który za zgodą cesarza przekształcił pogański Panteon w kościół ku czci Najświętszej Maryi Panny i Wszystkich Męczenników. Rocznicę poświęcenia świątyni, przypadającą 13 maja, obchodzono bardzo uroczyście.

Jak wynika z zachowanych dokumentów, około roku 800 wspomnienie wszystkich świętych obchodzono w Irlandii, Bawarii i w Galii. Czyniono to jednak nie wiosną, lecz jesienią, 1 listopada. Tę właśnie datę przyjął papież Jan XI, który w roku 835 ustanowił dla całego Kościoła osobne święto ku czci wszystkich świętych.

Wesoło czy smutno?

Dziś 1 listopada kojarzy nam się z wizytą na cmentarzu, zapalaniem świec na grobach, wspominaniem w rodzinnym gronie zmarłych bliskich i znajomych. Panuje nastrój powagi, refleksji, smutku.

Tymczasem w pierwotnym zamyśle uroczystość Wszystkich Świętych jest dniem radosnym. Oddajemy cześć wszystkim, którzy już dostąpili chwały zbawienia w niebie. Zarówno tym, których Kościół wyniósł na ołtarze przez kanonizacje i beatyfikacje, jak i tym, o których nie wiemy. Dzień Wszystkich Świętych to wspomnienie wszystkich naszych patronów. Powszechne imieniny.

Choć jest to święto radosne, to jednak angloamerykański zwyczaj Halloween, czyli odbywającej się w wigilię 1 listopada zabawy, polegającej na przebieraniu się i straszeniu, nie ma nic wspólnego z chrześcijańskim świętem. Jego korzenie sięgają pogańskich obrzędów sprawowanych niegdyś przez druidów, czyli magów i kapłanów, którzy domagali się krwawych ofiar z ludzi. Przenoszenie tego zwyczaju do Polski (modne ostatnio zwłaszcza w szkołach) wynika najczęściej z nieznajomości jego pochodzenia i rzeczywistego sensu. Zdaniem historyków, Halloween ma silne związki z kultem szatana i okultyzmem.

Smutna atmosfera panująca w Polsce w uroczystość Wszystkich Świętych wynika z przeniesienia na ten dzień nastroju, który właściwszy byłby 2 listopada. Tego dnia w kalendarzu liturgicznym przypada Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych. „Martyrologium Rzymskie” tak wyjaśnia istotę tego dnia: „Kościół, wspólna i kochająca Matka, oddawszy należną cześć wszystkim swoim dzieciom, radującym się już w niebie, stara się teraz gorącymi modłami do Chrystusa, swego Pana i Oblubieńca, przyjść z pomocą wszystkim jeszcze w czyśćcu cierpiącym, aby jak najrychlej mogli dojść do społeczności z błogosławionymi w radości wiekuistej”.

Dzień Zaduszny zainicjował w XI wieku św. Odilon, opat słynnego klasztoru w Cluny we Francji.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama