Godni bardziej nieba niż ziemi

O postaciach sług Bożych Ludwika i Zelii Martin (rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus)

„Święci nigdy się nie starzeją” — przypomniał Jan Paweł II w 1980 roku podczas swej wizyty w Lisieux. Ogłaszając 26 marca 1996 roku Sługami Bożymi małżonków Ludwika i Zelię Martin, wskazał ich jako wzór dla każdej rodziny. Oczekiwana beatyfikacja rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus otwiera nowe horyzonty duchowe przed chrześcijańskimi małżonkami, którzy pragną dążyć do świętości nie w pojedynkę, lecz w rodzinnej wspólnocie.

Kościół pragnie uczcić głęboką miłość małżeńską Ludwika i Zelii Martin, ich wspólne oddanie się Bogu, wzorowe wychowanie dzieci oraz ewangeliczną miłość bliźniego. Były w historii święte pary małżeńskie, jednak każde z małżonków beatyfikowano czy kanonizowano oddzielnie. Wyniesienie na ołtarze państwa Martin będzie wydarzeniem bez precedensu, nie było bowiem jeszcze wspólnej beatyfikacji małżonków! Podziw świętej Karmelitanki dla rodziców był bezgraniczny. „Dobry Bóg — pisała — dał mi ojca i matkę bardziej godnych nieba niż ziemi”.

On i ona

Ludwik urodził się w Bordeaux 22 III 1823 r. Jako młodzieniec zapragnął wstąpić do klasztoru, poradzono mu jednak odczekać. Pogłębiał więc znajomość zawodu zegarmistrza-jubilera, wiodąc spokojne życie. Matka martwiła się trochę o jego przyszłość. W mieście zwróciła jej uwagę młoda kobieta: Zelia Guérin. Ludwik poznał ją, kiedy miał 34 lata.

Zelia przyszła na świat 23 XII 1831 roku. Pragnęła poświęcić się Bogu, ale przełożona klasztoru oświadczyła jej, że nie ma powołania. Zajęła się więc pracą zawodową — prowadzeniem firmy krawieckiej. Pewnego dnia, przechodząc przez most w Alen&ccedon, zobaczyła Ludwika. Kiedy mijał ją, usłyszała wewnętrzny głos: „To jego przygotowałem dla ciebie”. Wkrótce młodzi poznali się i pobrali 13 VIII 1858 r. o północy, zgodnie z ówczesnym zwyczajem.

Rodzice

Oboje marzyli o życiu całkowicie poświęconym Bogu i przenikało ich pragnienie doskonałości. Sakrament, którego sobie udzielili, był dla nich rzeczywistością tak wzniosłą, że zdecydowali się żyć jak brat z siostrą. Po dziewięciu miesiącach spowiednik przekonał ich, że powinni odstąpić od tego zamiaru. W postawie wzajemnego szacunku połączonego z duchem modlitwy i pragnieniem ofiarowania Kościołowi nowych świętych dali życie dziewięciorgu dzieciom. Czworo z nich bardzo szybko odeszło do nieba. Pięć córek odpowiedziało na powołanie zakonne.

Małżonkowie

Zelia była kobietą energiczną i pełną humoru, a jednocześnie subtelną i uczuciową. Kiedy Ludwik musiał wyjechać, oczekując jego powrotu, pisała: „Jestem tak szczęśliwa na myśl, że wkrótce Cię zobaczę; nie mogę nawet pracować! Twoja żona, która kocha Cię bardziej niż swoje życie”. Swemu bratu zaś wyznała: „Mój mąż to święty człowiek, takiego męża życzyłabym każdej kobiecie”.

Ludwik był nieco oszczędniejszy w słowach, ale również potrafił wyrazić tęsknotę za żoną. „Czas dłuży mi się — pisał — i nie mogę się doczekać, kiedy znajdę się blisko Ciebie”.

Krzyż

Można się domyślić, jak wielkim bólem napełniały serca rodziców straty dzieci. W 1870 r. Zelia wyznała: „Z każdą kolejną żałobą mam wrażenie, że jeszcze bardziej kocham dziecko, które tracę”. Były też inne cierpienia, jak czuwanie Zelii przy chorym ojcu czy trudy dnia codziennego. „Nie wiem, gdzie włożyć ręce — pisała. — Jestem na nogach od 4.30 rano aż do jedenastej wieczorem”. A później przyszła choroba — nieubłagany rak. Cierpiąc, chciała odpowiedzieć w pełni na plan Boga: „Jeśli zechce mnie uzdrowić, będę szczęśliwa, gdyż w głębi serca chcę żyć; myśl, że muszę zostawić męża i dzieci jest gorzka. Z drugiej jednak strony mówię sobie: A może będzie dla nich bardziej pożyteczne moje odejście?”.

Jej śmierć była dla rodziny ciosem. Sam Ludwik, po latach, umierał sparaliżowany i pozbawiony zmysłów, otoczony jednak troską i miłością swych córek zakonnic.

Rodzinne sanktuarium

Ludwik i Zelia Martin postawili Boga na pierwszym miejscu w swoim życiu. Codziennie, niezależnie od pogody, uczestniczyli w Eucharystii o 5.30. Ich sklep z zegarkami w niedziele był zawsze zamknięty, nawet za cenę utraty klientów. Nauczyli swe dzieci nie tylko miłości Boga, ale i bliźniego. „W Lisieux pierwszym sanktuarium terezjańskim nie jest Bazylika — stwierdził jej rektor o. Zambelli — ani nawet Karmel, lecz dom rodzinny Teresy, gdzie królował Bóg. Sanktuarium bowiem to miejsce, gdzie ludzie modlą się do Boga i kochają Go”.

Oprac. Dobromiła Salik
(na podst. S. Monique-Marie de la Sainte Face, „Feu et Lumiere”, nr 11 i 12/1996)

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama