Śladami Dobrego Pasterza

O postaci św. Józefa Sebastiana Pelczara (1842-1924)

W homilii z okazji beatyfikacji Józefa Sebastiana Pelczara Jan Paweł II powiedział o nim, że budował dom swego ziemskiego życia i powołania nade wszystko na Chrystusie, «dlatego dom jego życia ziemskiego ostał się wśród wszystkich burz i doświadczeń. Dojrzał do tej chwały, jaką człowiek-stworzenie może odnaleźć tylko w Żywym Bogu» («L'Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 5/1991, s. 14). Zbliżająca się kanonizacja Józefa Sebastiana, zapowiedziana na 18 maja 2003 r., to ponowne, już w skali Kościoła powszechnego, uznanie jego życia za drogowskaz do nieba.

Droga do kapłaństwa

Józef Sebastian Pelczar swoją drogę do świętości rozpoczął w Korczynie koło Krosna, małej podkarpackiej mieścinie diecezji przemyskiej. Tam bowiem 17 stycznia 1842 r. przyszedł na świat w rodzinie średnio zamożnych rolników. Dwa dni później został ochrzczony, otrzymując imiona Józef Sebastian. Rodzice — Wojciech i Marianna — byli głęboko religijni. Odznaczali się również wielką pracowitością. W takim duchu wychowywali też czwórkę swoich dzieci: Rozalię, Jana, Józefa i Katarzynę.

Zarówno w korczyńskiej szkole parafialnej, jak i później w Rzeszowie i Przemyślu Józef był wzorowym uczniem. Jego wybitne uzdolnienia i zamiłowanie do nauki, dostrzeżone już w latach wczesnej młodości, owocowały przez całe życie.

Jak każdy człowiek, Józef Sebastian stawiał sobie pytanie: «Kim chcę być w przyszłości?», i dość szybko sobie na nie odpowiedział. Będąc w gimnazjum rzeszowskim, zwierzył się kiedyś swojemu katechecie: «Pragnę zostać wielkim człowiekiem». Z biegiem czasu to dążenie zaczęło przybierać określone kształty. Myślał o kapłaństwie, ale pociągała go również historia. W corocznej szkolnej ankiecie, w rubryce dotyczącej przyszłego zawodu, niezmiennie wpisywał słowo «ksiądz». Po kilku latach jako alumn seminarium napisał: «Ideały ziemskie bledną. Ideał życia widzę w poświęceniu, a ideał poświęcenia w kapłaństwie. Zachwyca mnie powołanie kapłana Polaka, a ideą przewodnią staje się dla mnie praca zbożna dla ludzi». Przez całe życie realizował taką wizję kapłaństwa.

Działalność kapłańska

Po przyjęciu święceń kapłańskich 17 lipca 1864 r. przez rok duszpasterzował w dwunastotysięcznej parafii w Samborze, po czym w grudniu 1865 r. wyjechał na studia do Rzymu. Na Uniwersytecie Gregoriańskim i na uniwersytecie La Sapienza studiował teologię, a w Ateneum św. Apolinarego prawo kanoniczne. W ciągu dwóch i pół roku uzyskał dwa doktoraty. Studia to nie tylko okres poświęcony nauce. Był to również czas jego intensywnej pracy nad sobą, o czym wyraźnie świadczą zachowane notatki rekolekcyjne. W kościele Mater Admirabilis w kaplicy Madonna del Crocefisso złożył dwa śluby, którym w opinii świadków pozostał wierny: poświęcenia przynajmniej pół godziny każdego dnia na rozmyślania oraz odmawiania jednej części różańca świętego. W tym czasie przeżywał także wewnętrzną rozterkę co do swego powołania. W Krótkiej kronice życia znajduje się taka notatka Błogosławionego: «...zaczynają się budzić w duszy dziwne pragnienia życia doskonalszego, nawet zakonnego, którym nauki dają siły i ognia...» Intensywniejsza modlitwa, ośmiodniowe rekolekcje, nawiedzanie rzymskich kościołów stają się środkami poszukiwania woli Bożej. W murach Koloseum, uświęconych męczeńską krwią pierwszych chrześcijan, jak sam pisze, «...wrócił spokój i zdało mi się zrozumieć głos Boży, iż na teraz nie takie są względem mnie wyroki».

Po powrocie do kraju pracował w Wojutyczach i ponownie w Samborze, a następnie w październiku 1869 r. objął obowiązki prefekta i wykładowcy w seminarium duchownym w Przemyślu. Jednakże tęsknota za życiem zakonnym odezwała się powtórnie. Pielgrzymkę do Ziemi Świętej (1872 r.) w intencji zgodnego z wolą Bożą wyboru uznał za właściwy środek szukania odpowiedzi na wewnętrzne dylematy. Mimo to jeszcze w 1874 r., będąc wykładowcą w seminarium duchownym w Przemyślu, pisał do swego przyjaciela ks. Karola Krementowskiego: «...módl się za mnie, aby mi Pan Jezus pozwolił ziścić upragniony ideał, albo to pragnienie ode mnie odjął, bo nie wiesz, jaki to stan bolesny, a taki stan rozterki duchowej trwa już u mnie lat kilka». Można przypuszczać, że jedną z przyczyn, dla której zrezygnował z życia zakonnego, była przysięga, którą składali klerycy Kolegium Polskiego. Zobowiązywali się oni bowiem, że będą pracować we własnej diecezji i nie wstąpią do zakonu, chyba że za zgodą Ojca Świętego. Józef Sebastian niejako czekał, aby zewnętrzne okoliczności oraz aprobata władz kościelnych wskazały mu dalszy kierunek życia. Wydaje się, że dopiero nominacja na profesora zwyczajnego historii Kościoła i prawa kanonicznego na Uniwersytecie Jagiellońskim z 19 marca 1877 r. położyła kres wątpliwościom. Tym samym rozpoczął się dla niego 22-letni okres naukowej i społecznej działalności na ziemi krakowskiej. Dał się tu poznać jako wielki naukowiec, świetny kaznodzieja i wrażliwy działacz społeczny. Jak wspomina jego uczeń ks. Antoni Bystrzonowski, pracę wykładowcy rozumiał «w duchu szerokiego apostolstwa. W przedmiot naukowy wykładu umiał wlać tyle umiłowania ideałów Bożych i zarazem interesu życiowego, że oderwana i martwa teoria ożywała». Porywające wykłady oraz jego zdolności organizacyjne zyskały mu szerokie uznanie społeczności akademickiej. Był prorektorem (1880/81) i rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego (1882/83). Przede wszystkim jednak przyczynił się do odnowienia Wydziału Teologicznego UJ, którego dziekanem był trzykrotnie (1881/82, 1884/85, 1890/91).

Posługa biskupia

Józef Sebastian powrócił do swej diecezji w 1899 r. jako biskup pomocniczy, a rok później został jej ordynariuszem. W jednym z kazań mówił: «O Panie (...) składam Ci w ofierze całą moją istotę, wszystkie moje prace i bóle, każdą chwilę życia mojego, by ono strawiło się zupełnie dla chwały Twojej i dobra dusz. Użycz mi tylko łaski wytrwania w Twej miłości i błogosław ludowi mojemu, by był ludem świętym i miłym Tobie, by nikt z mojej owczarni nie zginął na wieki». Te słowa można uznać za duszpasterski program jego 25-letniej posługi biskupiej.

Troska o podniesienie moralnego i intelektualnego poziomu zarówno duchowieństwa, jak i całej diecezji wyrażała się w licznych podejmowanych przez niego inicjatywach. W drugim roku po objęciu diecezji zwołał synod diecezjalny. Następnie zorganizował dwie kongregacje synodalne w r. 1908 i 1912. Głównie jego inicjatywie i staraniom zawdzięcza swoje powstanie hospicjum w Rzymie dla studiujących tam polskich księży (dzisiejszy Papieski Instytut Polski). Założył «Kronikę Diecezji Przemyskiej», miesięcznik, w którym oprócz urzędowych informacji zamieszczano także teksty omawiające różne zagadnienia religijne. Kapłanów kierował na wyższe studia filozoficzne i teologiczne. Dla katechetów organizował specjalne konferencje poświęcone pogłębianiu życia wewnętrznego oraz podnoszeniu kwalifikacji zawodowych. Dla katolików świeckich prowadził publiczne wykłady z apologetyki. Tych, których Pan Bóg stawiał na jego drodze, chciał prowadzić do świętości. «Nie wymawiaj się — pisał — że nie możesz poznać prawd i dróg Bożych, Pan bowiem dał ci serce uzdolnione do miłości, aby zaś to serce rzeczywiście miłowało, odsłania przed nim swą miłość i daje mu swą łaskę. Możesz więc miłować doskonale, choćbyś był prostaczkiem, a w szkole miłości staniesz się mędrcem w rzeczach Bożych».

Główne rysy duchowości

Życie duchowne, trzytomowy podręcznik doskonałości chrześcijańskiej, napisany przez niego dla ludzi żyjących w świecie, doczekał się ośmiu wydań; czterokrotnie ukazały się Rozmyślania o życiu kapłańskim czyli ascetyka kapłańska; trzykrotnie Rozmyślania o życiu zakonnym dla zakonnic; a jest to zaledwie część jego spuścizny pisarskiej, obejmującej dzieła ascetyczne, historyczne, apologetyczne, prawnicze, oratorskie, w sumie ponad 600 pozycji, nie licząc rękopisów. Jest to niezwykle bogate źródło myśli ascetycznej Józefa Sebastiana. Jego wieloletni kapelan ks. Jan Grochowski był przekonany, że aby poznać jego życie wewnętrzne, «wystarczy dobrze przestudiować jego dzieła ascetyczne i kazania (...) Co innym radził, to przede wszystkim sam wiernie i bardzo dokładnie pełnił (...) tak pisał, jak czuł, jak działał i jak żył. To, co innym radził i zalecał, tego sam w życiu osobistym trzymał się jak najwierniej».

Józef Sebastian na długo przed Soborem Watykańskim II mówił o powszechnym powołaniu do świętości. «Doskonałość jest jak owo miasto Objawienia (Ap 3, 20), mające dwanaście bram, wychodzących na wszystkie strony świata, na znak, że ludzie wszelkiego narodu, stanu i wieku wejść przez nie mogą. (...) Żaden stan lub wiek nie jest przeszkodą do życia doskonałego. Bóg bowiem nie ma względu na rzeczy zewnętrzne (...), ale na duszę, (...) a żąda tylko tyle, ile dać możemy». Wykorzystując talenty, jakich Pan mu nie poskąpił, starał się zatem przybliżać wszystkim naukę Chrystusa, ze świadomością, że to Boski Mistrz uczy, a on tylko niczym odźwierny otwiera drzwi. Wieczność była punktem odniesienia dla wszystkich jego czynów i zamierzeń. «Tęsknij za niebem — pisał — i wyrywaj się jakby na skrzydłach do Pana, ale nie trać pokoju, ani nie przestawaj pracować dla chwały Bożej i zbawienia duszy, dopóki się nie spodoba Panu powiedzieć: Dosyć. Pamiętaj, że tu nie masz stałego mieszkania, ale innego oczekujesz. Żyj zatem jak podróżny czy wygnaniec, co wraca do ojczyzny, i bierz tyle tylko z ziemi, ile koniecznie potrzeba. Sam, także jako biskup, «żył bardzo skromnie (...) Jego sypialnia miała najskromniejsze meble. A kuferek zielony, w którym przechowywał swoje dokumenty, był ten sam, jaki mu matka sprawiła w początkach kapłaństwa».

Przewodnikiem i Mistrzem w jego życiu wewnętrznym był Jezus Chrystus. «Moim staraniem — pisał — będzie jak najdoskonalej myśleć o Tobie, Jezu, tęsknić za Tobą, pracować i cierpieć dla Ciebie, aby wolę Twoją spełnić, imię Twoje wsławić, królestwo Twoje rozszerzyć». Szczególnie ukochał Jezusa Eucharystycznego. «Okiem żywej wiary» wpatrywał się w Niego. W biskupim pałacu w Przemyślu jego pokój połączony był bezpośrednio z kaplicą. Wiele tekstów napisał niemal na kolanach przed Najświętszym Sakramentem, stąd trudno się dziwić, że przepojone są modlitwą i umiłowaniem Boga. Z ogromnym skupieniem sprawował także każdą Mszę św. bądź przewodniczył procesjom eucharystycznym. Troszczył się sam i kapłanom zalecał troskę o kościoły, kaplice, szaty i naczynia liturgiczne. W ten sposób wyrażał swą wewnętrzną potrzebę odpowiedzenia na Jezusową miłość. «Zdumienie — mówił — musi ogarnąć każdego, gdy pomyśli, że Pan Jezus, mając odejść do Ojca na tron chwały, został z ludźmi na ziemi. Miłość Jego wynalazła ten cud cudów (...) ustanawiając Najświętszy Sakrament».

Umiłowanie Eucharystii ściśle wiązało się u Józefa Sebastiana z fascynacją tajemnicą Wcielenia, objawiającą się w sposób szczególny w Betlejem i na Golgocie. Stąd też żłóbek i krzyż bardzo często były przedmiotem jego rozważań jako dowód bezgranicznej miłości Boga do człowieka. «Mógł Syn Boży — pisze — przyjść na ziemię odziany majestatem, w sile wieku i w ciele uwielbionym. On jednak przyszedł w poniżeniu, ubóstwie i cierpieniu. Przyszedł jako niemowlę, (...) jako dziecko Matki Dziewicy, by nie tylko stać się naszym bratem według ciała, ale by podzielić się z nami sercem swej Matki». Braterstwo z Chrystusem niejako automatycznie kieruje jego duchowść ku Maryi. Miłość do Niej wyniósł z domu rodzinnego. Matka jeszcze przed jego narodzeniem ofiarowała go Matce Bożej, a on sam postanowił być człowiekiem Maryi — «Homo Marianus». Często i chętnie o Niej mówił. Organizował spotkania i kongresy maryjne, wspierał organizacje, które obierały Ją sobie za patronkę. Maryja była dla niego Matką, Królową, Pośredniczką. «Maryja — pisał — jest wszechmocna przez Wszechmoc Syna, że Jej potędze Matki na kolanach nie zdoła się nic oprzeć, a wstawiennictwo Jej jest wszechwładne». Interesującym rysem pobożności maryjnej Józefa Sebastiana jest wiązanie Maryi z Kościołem. Według niego, nie można być czcicielem Maryi bez pielęgnowania w sobie posłuszeństwa, szacunku i miłości do Kościoła. Sam bardzo często dawał tego wzór. Bezkompromisowo brzmią jego słowa: «...nie ma ten Boga za ojca, kto nie ma Kościoła za matkę». Przedstawiał i uzasadniał teologię Kościoła przede wszystkim z ambony. «Że Kościół katolicki — mówił w jednej z homilii — przez tyle wieków istnieje, działa, kwitnie, nie złamany żadnym prześladowaniem, niespożyty samym czasem, zawsze pełen życia, płodności i siły, cud to zaiste wielki i jawny dowód, że on jest dziełem Boskim i że twórca jego, Jezus Chrystus, jest prawdziwym Bogiem. Gdyby Kościół był dziełem ludzkim, nie mógłby się ostać wobec niszczącej pracy wieków...» Mówiąc o Kościele, Józef Sebastian uwypuklał najczęściej jego ponadczasowość, powszechność, jedność i nadprzyrodzony charakter. Widział w nim rzeszę aniołów, świętych, wielość narodów, pokoleń i stanów społecznych, jakby na wzór apokaliptycznego tłumu, którego nikt nie mógł policzyć. «O przedziwna jedności w wierze — pisał — ty węzłem świętym a mocnym wiążesz wieki, rasy, narody, pokolenia i tworzysz z nich jeden świat duchowy, jeden gmach wielki, którego węgielnym kamieniem jest wiara w Bóstwo Jezusa Chrystusa. Tej jedności ani tego wyznania nie znajdziecie poza Kościołem katolickim». Chrystus, Maryja i Kościół to niewątpliwie najistotniejsze i niezłomne filary jego duchowości.

Założyciel zgromadzenia

Liczne inicjatywy społeczne ks. Pelczara doprowadziły m.in. do powstania w Krakowie Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego. Założył je przy współudziale sługi Bożej Matki Klary Ludwiki Szczęsnej w 1894 r. Była ona wieloletnią przełożoną generalną zgromadzenia, a w opinii świadków — «żywą regułą». Z pewnością Józef Sebastian Pelczar odegrał wielką rolę w kształtowaniu jej życia wewnętrznego jako kierownik duchowy. Można zatem i ją nazwać owocem jego życia. Siostry z nowo utworzonego zgromadzenia opiekowały się dziewczętami przybywającymi do Krakowa w poszukiwaniu pracy. Przygotowywały je do zawodu, zapewniały opiekę w razie choroby, organizowały spotkania religijne. Ponadto posługiwały chorym w domach, a później w szpitalach. Z czasem zgromadzenie rozszerzyło zarówno zakres, jak i obszar swej działalności. Na początku powstały w Krakowie (1894 r.) i we Lwowie (1895 r.) przytuliska dla służących, tzn. miejsca czasowego pobytu dla dziewcząt uczących się zawodu, skąd siostry kierowały je do odpowiednich miejsc pracy. W 1905 r. otworzyły dom w Alzacji, aby tam troszczyć się o dziewczęta emigrujące z kraju w poszukiwaniu pracy. Powoli rozchodziły się po świecie. Do Włoch przybyły w 1966 r., do USA w 1971 r. Ciche, ukryte apostolstwo życia i pracy podjęły w Libii w 1976 r., Boliwia zaś stała się miejscem ich typowo misyjnej działalności od 1981 r. W latach dziewięćdziesiątych zaczęły pracować na Ukrainie. Obecnie zgromadzenie liczy blisko 600 sióstr, dzieli się na 4 prowincje: północną i południową w Polsce (46 placówek), amerykańską (6), francuską (6), oraz wiceprowincję w Boliwii (4). Ponadto posiada placówki we Włoszech (4), Libii (1) i na Ukrainie (5). Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego jest wspólnotą zakonną o charakterze kontemplacyjno-czynnym, gdyż więź z Bogiem i życie modlitwy stanowią duchowe podłoże ich działalności zewnętrznej. Siostry składają publiczne śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, tworząc rodzinę zakonną żyjącą ideami św. Franciszka z Asyżu. Zgromadzenie stawia sobie za cel wielbienie Boga objawiającego swą miłość w tajemnicy Najświętszego Serca Pana Jezusa i szerzenie czci i miłości tego Serca. Odkrywając wciąż na nowo i zgłębiając sercańską tożsamość zakonną, siostry czerpią natchnienie ze wskazówek pozostawionych w licznych pismach Założyciela, Józefa Sebastiana, oraz korzystają ze świetlanego przykładu praktycznej realizacji swego charyzmatu, jakim jest życie ich Współzałożycielki — sługi Bożej Klary Ludwiki Szczęsnej. A wszystko po to, by kształtować w sobie, jak napisał Jan Paweł II, «serce wielkie, serce otwarte, serce na miarę Najświętszego Serca Jezusa».

Przyglądając się życiu, dziełom i inicjatywom, a także twórczości pisarskiej Józefa Sebastiana Pelczara, widzimy, że traktował czas jako dar dany od Boga, który należy wykorzystać w najowocniejszy sposób. Umiejętność dobrego gospodarowania tym darem, wewnętrzna dyscyplina i konsekwencja w realizowaniu postanowień połączone z aktywną współpracą z łaską Bożą wydały plon stokrotny. Nieprzerwany wysiłek doskonalenia siebie pośród zajęć, spraw, jakie Bóg powierza, to charakterystyczny wymiar jego świętości, i chociaż niewątpliwie mogą obrać go za wzór biskupi, kapłani czy działacze społeczni, to jednak przede wszystkim trzeba go uznać za patrona tych, którzy podejmują mozolny, ale nieustanny wysiłek budowania dobra. Pod pontyfikalnymi szatami, w których jest często przedstawiany, kryje się serce człowieka, który w wielkodusznym spełnianiu powierzonych obowiązków odkrył drogę do świętości.

S. Serafia Pajerska SSCJ

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama