Po prostu święty...

O św. Janie Kantym

 

Św. Jan Kanty - wykształcony, pracowity, wymagający wiele od siebie nauczyciel i kapłan, uparcie upominający się o wierność Chrystusowi w każdym codziennym uczynku, pokorny mędrzec - to święty, który na chwałę ołtarzy zasłużył sobie całym długim życiem. Na pozór nie było w nim niczego szczególnego, zabrakło nagłych zwrotów, bardzo dramatycznych doświadczeń, męczeństwa...

Choć rozpoczął studiować dopiero w 23. roku życia, jako zdobywca wiedzy osiągnął duży sukces: szybko uzyskał tytuły bakałarza i magistra sztuk wyzwolonych. Kontynuując studia teologiczne dołączył do swego dorobku tytuły: bakałarza, magistra i doktora teologii. Zrobił to już jako wykładowca Akademii Krakowskiej i uczony o bardzo szerokim wachlarzu zainteresowań. Wychował całe pokolenia studentów. Był wiele lat dziekanem. Pozostawił po sobie wyjątkową spuściznę w postaci własnoręcznie przepisanych dziesiątków prac i traktatów naukowych - łącznie około 14 tysięcy stron(!). W ludzkiej pamięci zapisał się jednak przede wszystkim jako dobry, wrażliwy, współczujący innym człowiek. Taki jest św. Jan Kanty jako bohater licznych poświęconych mu przez potomnych opowieści.

Święty na ulicy

Wiele z opowiadanych o Kantym historii rozgrywa się w drodze. Jedna z najpopularniejszych mówi o ubogiej służącej, którą spotkał zapłakaną, gdy stłukła dzban z mlekiem w drodze na targ. Cudownie naprawiony dzban za sprawą Mistrza z Kęt napełnił się ponownie, chroniąc dziewczynę przed przykrościami. Inne przedstawiają Jana Kantego, który nie potrafi przejść obojętnie obok marznącego na ulicy biedaka i przyodziewa go własnym płaszczem, oddaje jedyne buty. W zapisanym przez ks. Piotra Skargę żywocie Kanty pojawia się też jako pielgrzym napadnięty przez rabusiów, żądających od niego pieniędzy. Kiedy, już po odejściu napastników, znalazł ukryte w ubraniu monety, o których wcześniej zapomniał, sam pobiegł za nimi, by - zgodnie z wcześniejszą deklaracją - oddać rzeczywiście wszystko, co miał. Tak zdumiał swoją uczciwością złodziei, że oddali mu ze skruchą zabrane wcześniej pieniądze.

Święty z Kęt zaskakuje nie tylko jako bohater opowiadanych o nim legend. Swoich współczesnych uczony profesor zaskakiwał prostotą i pokorą, dziwił - dzieląc się własnym posiłkiem z głodnym żebrakiem. Niejednokrotnie zdumiał rozstrzygnięciami problemów, z jakimi zwracali się do niego spowiednicy. Doradzał na przykład, by zadośćuczynieniem za zdobycie pieniędzy w drodze hazardu było rozdanie ich biednym, nie zaś przegranym w grze, gdyż ci ostatni też powinni zostać ukarani za udział w szkodliwej moralnie praktyce.

Swoją zgodnością życia z Ewangelią zaskakuje do dziś jako przewodnik na drodze do świętości. "Byłem zaskoczony - przyznaje Krzysztof, student Instytutu Teologicznego im. św. Jana Kantego w Bielsku-Białej - kiedy w ubiegłym roku, przygotowując wraz z kolegami prezentację postaci Patrona, odkryłem, jak bardzo aktualne są wskazówki, które sformułował własnym życiem, gorliwą pracą nad pogłębianiem wiedzy i świętości". Pewnie dlatego przygotowany przez studentów program przybrał nietypową w hagiografii formę dynamicznego radiowego serwisu informacyjnego, złożonego z sensacyjnych doniesień na temat dokonań św. Jana z Kęt.

"Kiedyś przybyli do Krakowa pielgrzymi z Chicago, z tamtejszego kościoła pw. św. Jana Kantego. Chcieli dowiedzieć się czegoś o zupełnie nieznanej im postaci z kościelnego obrazu, który prawdopodobnie zabrali ze sobą do Ameryki polscy emigranci - wspomina ks. Gasidło. - Ogromnie się ucieszyli, kiedy odkryli, jaki był św. Jan Kanty. Od tej pory przyjeżdżają do jego grobu regularnie, chcą go naśladować, a u siebie założyli bractwo jego imienia".

Na spotkanie świętości i mądrości

Życiowa wędrówka Jana Kantego obejmowała m.in. kilkakrotne pielgrzymki do Rzymu, a także do Ziemi Świętej. Najczęściej jednak można go było spotkać na krakowskiej ulicy św. Anny. Tu, pod ósemką, przez lata mieszkał w Collegium Maius, tędy codziennie przechodził do pełniącej rolę kościoła uniwersyteckiego świątyni św. Anny, w której po osiemdziesięciu trzech latach pracowitego życia został pochowany.

Przemierzający dziś w pośpiechu ulicę św. Anny turyści i przechodnie musieliby zatrzymać się, aby móc ogarnąć jednym spojrzeniem sylwetki mijanych równocześnie budowli stojących z obu stron ulicy: gmachu Collegium Maius i kolegiaty św. Anny. Takie spojrzenie jest potrzebne, gdyż byłoby symbolicznym krokiem zbliżającym do Mistrza z Kęt - człowieka, któremu udało się harmonijnie połączyć w swoim życiu poszukiwanie wiedzy i świętości.

"Tutaj, między uczelnią a świątynią, kształtowała się jego osobowość. Tutaj dojrzewał jako człowiek uczony i jako kapłan, tutaj uświęcał siebie i prowadził do Boga innych - podkreśla ks. prałat Władysław Gasidło, obecny proboszcz akademickiej kolegiaty św. Anny w Krakowie. - Wszechstronne zainteresowania profesora Kantego, odzwierciedlone choćby w bogatej bibliotece prywatnej uczonego, nie przesłoniły kapłanowi Kantemu spraw ducha. Żywił wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej, z której czerpał siły do okazywanego na co dzień miłosierdzia. Dlatego też dzisiaj grób Świętego w kościele św. Anny znajduje się naprzeciwko ołtarza Zdjęcia z krzyża, przypominając o tej adoracji św. Jana dla tajemnicy Męki Pańskiej".

Jako uczony św. Jan Kanty zafascynował nie tylko wytrwałego badacza jego spuścizny rękopiśmiennej, profesora Romana Zawadzkiego, któremu jako jednemu z pierwszych udało się dotrzeć do zachowanych w bibliotece watykańskiej rękopisów i pierwszemu dokonać analizy zawartości kodeksów Kantego. Źródłem tej fascynacji była nie tylko niewiarygodna wręcz systematyczność Kantego-kopisty, ale wykazane w doborze przepisywanych dzieł bogactwo zainteresowań. Obok traktatów teologicznych, m.in. autorstwa św. Tomasza z Akwinu, kazań, pism soborowych, komentarzy do Ewangelii w 29 kodeksach św. Jana Kantego znalazły się też dzieła filozoficzne, komentarz do "Fizyki" i "Analityk" Arystotelesa czy wykład gramatyki Aeliusa Donata. O odwadze i otwartości umysłu świadczyć mogą dwa traktaty husyckie, które św. Jan Kanty przepisał, opatrując adnotacją, iż należy czytać je z wielką ostrożnością.

Zachowane księgi potwierdzają opinię, iż na drodze do świętości Jan Kanty nie zaniedbał pracy nad własnym umysłem, a zapisując myśli innych autorów miał na względzie przekazanie ich innym.

Prawda o Świętym z Kęt

Bardzo niewiele wiemy o wczesnych latach życia młodzieńca, który w 1413 roku, prawdopodobnie 16 października, zapisany został w księdze słuchaczy Uniwersytetu Krakowskiego jako Johannes de Canti, czyli mieszczanin Jan z Kęt. Jednego możemy być jednak pewni: kiedy opuszczał rodzinne Kęty, z pewnością nie przypuszczał, jakie po latach spory będą towarzyszyć określeniu miejsca, z którego na swą studencką drogę wyruszył. Skromny i pokorny św. Jan nigdy nie uznał za stosowne zajmować się przesadnie szczegółowo swą własną osobą. Pozostawił ślady swej tożsamości, podpisując się jedynie kilkadziesiąt razy w rękopisach innych autorów, systematycznie przez czterdzieści lat przepisywanych na potrzeby własnej biblioteki naukowej. Joannes de Kanthi, Kanty lub Canthy to najczęstsze podpisy, w kilku miejscach uzupełnione o określenie czasu sporządzenia kopii. Zasada, iż mieszczanie nie dziedziczyli wówczas nazwisk, a przy imieniu podawali miejsce swego pochodzenia, pozwala przyjąć, iż urodzony 24 czerwca 1390 roku św. Jan Kanty przyszedł na świat w Kętach.

Tu właśnie, według podania, w miejscu, gdzie stał dom jego rodziców, w 1648 roku książę Sykstus Lubomirski zbudował kaplicę św. Jana Kantego. W 1715 roku kaplicę zastąpił nieduży barokowy kościół pw. św. Jana z Kęt, w którym do dzisiaj czciciele Świętego mogą modlić się przed obrazem patrona, oddawać cześć jego relikwiom. Tu znajduje się również woskowa figura Kantego w stroju profesorskim, ufundowana z okazji kanonizacji w 1767 roku przez profesorów Akademii Krakowskiej, przybywających z pielgrzymką do Kęt, miejsca urodzenia swego świętego poprzednika.

W rozmaitych opracowaniach biografii Świętego pojawiły się jednak i inne teorie na temat pochodzenia i tożsamości uczonego. Sporo zamieszania wywołał błąd, wynikły ze złej interpretacji pracy XVII-wiecznego kopisty, który przepisywał rękopisy Kantego. Włączony do jednej z ksiąg tekst autorstwa Jana z Warty potraktowano bowiem po przepisaniu jako dzieło własne Kantego, przez niego samego podpisane. "To była zwyczajna pomyłka - tłumaczy ks. prał. Władysław Gasidło. - Dla usprawiedliwienia trzeba powiedzieć, że do dyspozycji badaczy pozostawały jedynie owe kopie oryginalnych rękopisów Kantego, gdyż oryginały zabrano z Krakowa do Rzymu, do zbadania podczas procesu kanonizacyjnego, i następnie pozostały w archiwach watykańskich". Rękopisy uznawano przez długie lata za zaginione i natrafiono na nie dopiero podczas reorganizacji Kurii Rzymskiej na początku lat 70. dwudziestego wieku, kiedy przejrzano archiwa zniesionej wówczas Kongregacji Obrzędów, zajmującej się kiedyś procesami kanonizacyjnymi. Odnalezione tam kodeksy zbadał prof. Zawadzki, stwierdzając kilka ważnych dla ustalenia prawdy okoliczności. Jedną z nich był fakt, że Jan Kanty, przepisując księgi dla własnych potrzeb naukowych i kaznodziejskich, posługiwał się gotykiem i nie dbał przesadnie o staranność zapisu - nie był przecież zawodowym kopistą. Okazało się, że widoczne gołym okiem różnice w charakterze pisma Jana Kantego i Jana z Warty wykluczają podejrzenia, iż teksty pisała jedna osoba. Znów zwyciężył pogląd Świętego, że najważniejsze jest wytrwałe i uczciwe dążenie do prawdy. Tego uczył swych studentów profesor Jan z Kęt, tego uczy św. Jan Kanty...

Patron mądry i miłosierny

Jak mówił kiedyś w kościele św. Anny krakowski metropolita kardynał Wojtyła, potrzeba nam tego patronatu, trzeba nam do tego Świętego wracać. Powtarzał tę myśl w tym samym miejscu podczas spotkań ze światem akademickim już jako Papież, dający się niewątpliwie zaliczyć do grona naśladowców Kantego. Do kręgu pozostającego pod wpływem Świętego trzeba włączyć jego najważniejszych podopiecznych: uczonych i studentów, w tym zwłaszcza oddające się pod jego opiekę środowiska akademickie Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie czy Instytut Teologiczny w Bielsku-Białej. Św. Jan Kanty jest też patronem Polski, miasta Krakowa, a także współpatronem powstałej kilka lat temu diecezji bielsko-żywieckiej.

Szeregi czcicieli powiększają proszący dziś u jego grobu o specjalne wstawiennictwo w intencji rodzin, matek oczekujących potomstwa, chorych i umierających, więźniów, pokrzywdzonych. Dołączają do tego grona nauczycielskie i uczniowie kolejnych szkół, które bądź wracają do wcześniej nadanego im imienia Świętego, bądź obierają je sobie po raz pierwszy, znajdując w nim inspiratora na drodze poszukiwania prawdy.

Kiedy umierał w Wigilię Bożego Narodzenia 1473 roku, zamknęła się lista jego miłosiernych uczynków i wykonanych prac. Otworzyła się natomiast ogromna skarbnica łask, jakie wyjednał u Boga opiekun przygnębionych i potrzebujących, pracowity patron ludzkiego szczęścia.

Św. Jan Kanty urodził się w Kętach niedaleko Oświęcimia 24 czerwca 1390 roku. Studia filozoficzne i teologiczne odbył w Akademii Krakowskiej, a następnie, w latach 1421-29, był rektorem szkoły bożogrobców w Miechowie. Odbył pielgrzymki do Rzymu i Ziemi Świętej. Od 1429 r. przez ponad 50 lat pracował jako profesor Akademii Krakowskiej, wykładając filozofię i teologię. W grudniu 1439 r. został kanonikiem kolegiaty św. Floriana w Krakowie, otrzymując równocześnie sprawowane bardzo krótko probostwo w Olkuszu. Zasłynął jako wytrwały kopista, w 29 kodeksach przepisując na własny użytek m.in. pisma Ojców Kościoła, św. Augustyna, św. Tomasza, a także Arystotelesa. Dobór kopiowanych dzieł pozwala zaliczyć go do grona przedstawicieli humanizmu chrześcijańskiego. Zmarł 24 grudnia 1473 r. Pochowano go w kolegiacie św. Anny w Krakowie. Szybko rozwijał się kult św. Jana Kantego, patrona studiującej młodzieży, nauczycieli i pracowników nauki, a do jego grobu pielgrzymowali wierni z różnych stron kraju, potwierdzając łaski uzyskanych uzdrowień. Wśród pielgrzymów był m.in. król Jan III Sobieski, dziękujący za wyproszone u grobu Świętego zwycięstwo pod Wiedniem. W 1737 r. papież Klemens XII ogłosił Jana z Kęt patronem Polski. Beatyfikowany został przez papieża Innocentego XI w 1680 r., a w lipcu roku 1767 papież Klemes XIII kanonizował go, podkreślając zwłaszcza zgodność kapłańskiego nauczania z życiową postawą św. Jana z Kęt. Po kanonizacji największe uroczystości ku czci Świętego odbyły się w Kętach - miejscu urodzenia oraz w Krakowie.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama