Kij pasterski i rozwarte ramiona

Postać św. Andrzeja Boboli i dzieje jego kultu

Bardzo długo, bo aż 56 lat - przyznaję to ze wstydem - musiał czekać mój Patron, zanim odwiedziłem miejsce jego narodzin. Jak na osobę słynącą z gwałtownego charakteru, choć jednocześnie i z ogromnej dobroci, św. Andrzej Bobola, jezuita, "apostoł Kresów" (zwłaszcza Pińszczyzny), działający też w Płocku i Łomży, zwany często Duszochwatem, wykazał w tym przypadku wyjątkową cierpliwość.

W cieniu starych dębów

Jednak wcale nie jest łatwo dotrzeć do leżącej na uboczu i oddalonej o kilkanaście kilometrów od Sanoka, maleńkiej Strachociny. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że tak naprawdę kult wielkiego rodaka, patrona Polski i męczennika za wiarę, zaczął się w tej miejscowości rozwijać dopiero od kwietnia 1988 roku, po uroczystym wprowadzeniu jego relikwii do tutejszego kościoła parafialnego. W czerwcu, korzystając z wypoczynku w Iwoniczu Zdroju, udałem się wreszcie do kolebki Świętego. Na pokonanie niewielkiej trasy (trzema autobusami!) potrzeba prawie dwóch godzin. Na szczęście trud podróżowania w trzydziestostopniowym upale całkowicie wynagrodził mi wspaniały widok wioski usytuowanej w malowniczej kotlinie oraz panująca wkoło cisza i błogi spokój. Przed kościołem biała figura z tak typowym dla niej gestem rozwartych ramion i trzymaną w prawej ręce laską pasterską. Na jednym z okolicznych wzgórz, w czasach, które dla Rzeczypospolitej były bardzo niespokojne, przyszedł na świat 30 listopada 1591 roku kolejny potomek szlacheckiego rodu Bobolów. Obecnie, w każdy szesnasty dzień miesiąca, ciągną tam procesje wiernych. "Mieszkańcy Strachociny - zauważa ksiądz proboszcz Józef Niźnik - od wieków twierdzili, że Andrzej Bobola pochodzi właśnie stąd, zwłaszcza że wzgórze opodal kościoła nazywa się Bobolówka. Rosną na nim bardzo stare, kilkusetletnie dęby. Jeszcze w latach powojennych mieszkała tam dziedziczka dawnych włości, pani Kazimiera Dydyńska, która potwierdziła fakt istnienia dworku w tym miejscu".

Znów o sobie przypomniał

Po swojej śmierci św. Andrzej upodobał sobie dość nietypowe metody interweniowania w ziemską rzeczywistość. Otóż, niejednokrotnie na przestrzeni dziejów upominał się - za pośrednictwem różnych osób - o krzewienie w Polsce jego kultu. Znawca problemu, jezuita, o. Mirosław Paciuszkiewicz napisał przed kilku laty książkę o znamiennym tytule "Znów o sobie przypomniał", w której czytamy m.in.: "Okazuje się, że Męczennik z Janowa Poleskiego dawał znać o sobie i zobowiązywał, żeby o nim pamiętać. Dwie takie interwencje zasługują na szczególną uwagę. Jedna w kwietniu 1702 roku. We śnie zjawił się Andrzej Bobola ks. Marcinowi Godebskiemu, rektorowi Kolegium Jezuickiego w Pińsku i zażądał, żeby znaleziono jego trumnę i umieszczono ją oddzielnie. Gdy odkryto trumnę, zobaczono ślady straszliwego męczeństwa, ale także jakby świeżo zakrzepłą krew, choć od jego śmierci minęło prawie pół wieku. Wtedy zaczął się kult i podjęto starania o beatyfikację. Drugi raz tak zdecydowanie przypomniał o sobie Andrzej Bobola w 1819 roku, gdy w klasztorze dominikanów w Wilnie ukazał się ojcu Alojzemu Korzeniewskiemu, zapowiadając koniec wielkiej wojny, niepodległość Polski i to, że zostanie jej głównym patronem". W rzędzie powierników Andrzejowego przesłania znaleźli się także współcześni kapłani, zarówno poprzedni proboszcz Strachociny, śp. ks. Ryszard Mucha, jak i obecny - ks. Józef Niźnik. Zdaniem o. Paciuszkiewicza wszystko wskazuje na to, że tajemniczą postacią, objawiającą się przez długi czas obydwu duchownym, był św. Andrzej, którego interwencja okazała się błogosławiona w skutkach. Można, oczywiście, nie przyjmować tego rodzaju interpretacji, jednak wiarygodność jakiegoś przesłania najlepiej, jak sądzę, poznaje się po jego owocach. Po sprowadzeniu z Warszawy do Strachociny relikwii Andrzeja Boboli, miejscem kultu był początkowo tutejszy kościół parafialny, gdzie umieszczono w specjalnie wykonanym ołtarzu doczesne szczątki Świętego, chrzcielnicę pochodzącą z XV wieku, w której prawdopodobnie został on ochrzczony, oraz jego wizerunek. W wiosce rozpoczęły się uroczyste nabożeństwa ku czci wielkiego męczennika: Msza Święta z kazaniem i modlitwa przed Najświętszym Sakramentem, kończąca się ucałowaniem relikwii. Od 1992 roku, kiedy na Bobolówce wzniesiono kaplicę, również ona stała się miejscem kultu.

W duecie ze świętym Maksymilianem

Rzecz ciekawa, przed dwunastu laty, a więc w tym samym czasie, gdy sprowadzono relikwie św. Andrzeja, powstał w Strachocinie pierwszy na ziemiach polskich klasztor Sióstr Franciszkanek Rycerstwa Niepokalanej, przeszczepiony z... dalekiej Japonii. "Mamy tutaj żeński Niepokalanów - mówi ks. Józef Niźnik. - Siostry obrały sobie za swojego drugiego patrona, obok św. Maksymiliana, właśnie Andrzeja Bobolę i razem z całą parafią czczą obu męczenników. Nasza świątynia jest kościołem stacyjnym Roku Jubileuszowego. Parafia powstała już w 1390 roku, a więc 200 lat przed urodzeniem św. Andrzeja. Obecnie liczy ponad 1800 wiernych i obejmuje dwie wioski - oprócz Strachociny także Kostarowce. Staramy się budzić żywą, autentyczną religijność. Zawsze uświadamiamy ludziom: Przyjeżdżacie tu wprawdzie do niego, do świętego Andrzeja, ale musicie widzieć Chrystusa. Świadkowie wiary mają być przezroczyści. Święci są tylko drogą do Boga i nie mogą zatrzymywać nas na sobie". O tym, że znaczenie Strachociny jako miejsca pielgrzymkowego w ostatnich latach wyraźnie wzrosło, świadczy wyłożona w kościele Księga Pamiątkowa: "Święty Andrzeju, dzięki nieprzebrane za ocalenie z wypadku drogowego. Proszę o nawrócenie dla męża i zięcia oraz wybranie dalszej drogi dla córki". "Święty Andrzeju, proszę Cię, aby moja mama przestała palić papierosy". "Święty Andrzeju, prowadź nas i nasze dzieci na ziemi kanadyjskiej". "Prowadź nas do Boga przez Maryję i do zwycięstwa dobra w naszej Ojczyźnie".

Skarb najcenniejszy

Do Strachociny przybywa coraz więcej pielgrzymek z Warszawy. Trudno się temu dziwić, bo przecież główny ośrodek kultu św. Andrzeja Boboli znajduje się właśnie w stolicy. Przenieśmy się więc teraz do narodowego sanktuarium przy ulicy Rakowieckiej 61 na Mokotowie. Świątynia robi wrażenie swoim oryginalnym wyglądem. Ogromna budowla o kształcie ośmiokątnego namiotu, wykonana z betonu, żelaza i szkła, kryje w swoim wnętrzu skarb dla rozwoju kultu najcenniejszy: srebrną trumnę z ciałem męczennika, umieszczoną u stóp głównego ołtarza. Dzieje relikwii gorliwego jezuity i płomiennego kaznodziei są nie mniej dramatyczne niż jego biografia. Pamiętam, jeszcze z dzieciństwa, opowieści o wymyślnych torturach, jakie zadała Andrzejowi grupa Kozaków w Janowie Poleskim 16 maja 1657 roku: wbijanie drzazg za paznokcie, zdzieranie nożem skóry z rąk, piersi i głowy, wykłuwanie oczu, odcięcie nosa i warg. (W tym samym czasie kozackie watahy dokonywały też zbiorowych rzezi na katolikach i Żydach).

Długa droga do kraju

W 1808 roku ciało Świętego przetransportowano do Połocka, gdzie spoczywało w spokoju aż do czasów Rosji Sowieckiej, a konkretnie do 20 lipca 1922 roku. Wtedy to - jak pisze o. Paciuszkiewicz - "uzbrojeni osobnicy, bijąc po drodze broniących dostępu parafian, wdarli się do kościoła i porwali relikwie. Kolejne protesty pozostały bez echa. Ciało wywieziono do Moskwy i umieszczono w gmachu Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia. (É) Dopiero klęska głodowa, która w następstwie reformy rolnej dotknęła Rosję, przyczyniła się do pomyślnego załatwienia sprawy. Ginącej masowo z głodu ludności przyszedł z pomocą papież Pius XI, posyłając przede wszystkim transporty zboża". W czerwcu 1924 roku ciało Męczennika dotarło, omijając Polskę, z Moskwy do Rzymu. 17 kwietnia 1938 r., w niedzielę Zmartwychwstania, Pius XI dokonał uroczystej kanonizacji Andrzeja Boboli, którego relikwie dwa miesiące później, w nowej srebrnej trumnie, przez Włochy, Jugosławię, Węgry i Czechosłowację, wróciły tryumfalnie do Ojczyzny. Wszędzie - jak donosiła ówczesna prasa - "dworce kolejowe rozbrzmiewały muzyką i śpiewem wiernych, którzy pod wodzą swego duchowieństwa witali polskiego Świętego. (É) W Warszawie pontyfikalna Suma w obecności Prezydenta Polski, rządu, sejmu, senatu i kilkuset tysięcznych rzesz, celebrowana w niedzielę na placu Zamkowym". W poniedziałek 20 czerwca trumnę wraz ciałem przeniesiono w procesji do Domu Pisarzy Towarzystwa Jezusowego przy ulicy Rakowieckiej. Jezuita ojciec Tadeusz Korykowski napisał wówczas poemat "Na powitanie św. Andrzeja Boboli", z którego cytuję taki oto krótki fragment: "Spocznij, Polski Patronie, po znojów udręce, W stolicy twego kraju otoczony chwałą Pokoleń, nad Twą Polską, wyciągnij stąd ręce, Zasłaniaj swą Ojczyznę przed nieszczęść nawałą, Nim nową, godną Ciebie, wzniesiem Ci świątynię". Po niespełna 15 latach, 1 stycznia 1953 roku Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński erygował w tym miejscu parafię pod wezwaniem Andrzeja Boboli. Budowa sanktuarium rozpoczęła się 16 maja 1981 roku, a konsekracji dokonano dziesięć lat później, 24 listopada 1991 r. Dzisiaj parafia, licząca około 24 tysięcy wiernych, rozwija kult Świętego na wielką skalę, w sposób wszechstronny i głęboko przemyślany.

Wzrastająca popularność Duszochwata

O roli sanktuarium w rozbudzaniu świadomości religijnej i patriotycznej opowiada mi o. Leszek Pestka. Już w przedsionku kościoła uwagę przybysza zwracają, rozmieszczone w gablotach i na tablicach, obszerne informacje o samej świątyni, jej dziejach, Patronie, a także prowadzonej tu działalności duszpasterskiej. Wewnątrz, obok wspomnianej wcześniej trumny z relikwiami, od razu rzuca się w oczy monumentalna, wielobarwna kompozycja czterech witraży; na każdym z nich uprzywilejowane miejsce zajmuje św. Andrzej. O. Pestka mówi o licznych uroczystościach, jakie się tutaj odbywają, zwłaszcza ku czci patrona (który jest zarazem patronem całej archidiecezji warszawskiej). Przed trzema miesiącami, od 16 do 18 maja, miały one szczególną oprawę, ponieważ łączyły się z metropolitalnymi obchodami Wielkiego Jubileuszu Roku 2000. W następnych dniach relikwie i figura św. Andrzeja, zgodnie z tradycją, powędrowały w procesji na Pragę oraz do innych miejsc stolicy. 20 maja - z udziałem Episkopatu Polski - odbyły się centralne uroczystości jubileuszowe na placu Teatralnym. 16 maja, podczas Liturgii sprawowanej w sanktuarium przy Rakowieckiej, ks. Adam Malinowski przypomniał, że Andrzej Bobola "niósł Ewangelię miłości ludziom zagubionym we wsiach i osiedlach, do których nikt inny ze Słowem Bożym nie docierał. Powołany przez Boga do jednoczenia rozdzielonych braci, wyróżniał się jako gorliwy nauczyciel dzieci i ludzi religijnie zaniedbanych". Te słowa zapisane zostały w parafialnym biuletynie "Sanktuarium św. Andrzeja Boboli". Przy parafii istnieje bowiem i działa aktywnie Stowarzyszenie Krzewienia Kultu św. Andrzeja Boboli. Na probostwie o. Pestka pokazuje mi serię wydawanych przez to stowarzyszenie książeczek, związanych tematycznie - w różnorodny sposób - z postacią Świętego, rozwojem kultu czy historią terenów jego działalności misyjnej. To tylko jeden z wielu przykładów. Widać też wyraźnie, że zainteresowanie postacią Świętego wzrasta również poza kręgami ściśle kościelnymi. Najlepszy tego dowód stanowi emitowany niedawno w telewizji film dokumentalny pt. "Terrorysta od Pana Boga", który zyskał duże uznanie odbiorców. Dzięki gorliwości czcicieli św. Andrzeja, ten - jak o nim niekiedy mówimy - "patron trudnych czasów", staje się również duchową inspiracją dla wielu chrześcijan, żyjących w niełatwym przecież okresie przełomu tysiącleci.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama