Św. Aurea z Ostii

Kim była św. Aurea? Starożytna święta, szlachetnie urodzona rzymska panienka świadomie wybiera drogę chrześcijan, nawet jeśli wiedzie ona ku odrzuceniu przez rodzinę i męczeństwu

Św. Aurea z Ostii

Aurea spogląda na morze. Pokusa, by zdjąć sandały, podkasać tunikę i zanurzyć stopy w wodzie jest wielka, ale ona się jej opiera. Jest małą dziewczynką, ale zna reguły, jakie narzuca jej stan: to mama ją ich nauczyła, tak jak sama nauczyła się od swojej matki, nauczonej z kolei przez babcię. Ona jest ostatnim ogniwem tego łańcucha i wie, że musi je dobrze zapamiętać, by móc je przekazać — z czystym sumieniem, nigdy ich nie złamawszy — kiedy sama będzie matką. Pierwsza zasada: szlachetnie urodzona panienka odpowiada za to, co robi, przed całym swoim środowiskiem społecznym. Zatem jest jej zabronione zachowanie, które mogłoby obrazić jej ród, a pośrednio, cesarstwo. W szczególności, z całym szacunkiem dla rodziny i dla Klaudiusza II Gotyckiego, zabrania się jej tego, na co spokojnie pozwala się dzieciom rybaków.

Czasami wyobraża sobie, że jest jedną z nich; w myślach rozpędza się, rzuca się biegiem do wody, dosiada delfina i płynie na fali, jak Orion. A po powrocie do domu słucha opowieści o sztormach i potworach morskich, o których opowiada ojciec, którego wyobraża sobie z twarzą własnego ojca, ale pooraną siecią głębokich zmarszczek. Prawdę mówiąc, o ludziach morza wie niewiele albo nic; wychowana wśród wygód, ma bardzo słabe pojęcie, jak ciężkie jest ich życie. Lecz spotkała już kilku z nich na swojej ukochanej plaży w Ostii i patrząc na te spalone słońcem twarze, spękane od pracy ręce, pochylone plecy, pragnęła — ona, taka mała — jakoś się nimi zaopiekować. Chronić ich, ofiarować chwilę wytchnienia w cierpieniu. Gdyby mogła, ugościłaby ich wszystkich z pełnymi honorami w pałacu. Nie w tym w dzielnicy Regola, gdzie się urodziła, bo z dala od morza cierpieliby i tęsknili za nim; raczej w willi w Ostii, położonej pośród obszernych włości, tam mieliby się najlepiej. Aurea marzy o świecie równych, bez niesprawiedliwości i dyskryminacji. Lecz obawia się, że to pragnienie pozostanie marzeniem. Druga zasada: szlachetnie urodzona rzymska panienka trzyma się z dala od pospólstwa. Trzecia: w swoim czasie wyjdzie za mąż za wybranego przez rodzinę patrycjusza i będzie wychowywać dzieci w sposób aprobowany przez jej środowisko i miły bogom. I wreszcie czwarte przykazanie, w którym zawierają się wszystkie inne: niech nigdy nie wpadnie na pomysł, by porzucić drogę wyznaczoną przez ojców. Tak było zawsze i tak zawsze będzie, jedynie szaleńcy albo wywrotowcy śmieliby twierdzić inaczej. Lecz często łapie się na tym, że pragnęłaby innego życia. Jakież to nieszczęście być jedyną, która miewa takie marzenia.

Aurea spogląda na morze. Zdejmuje sandały, zadziera sukienkę i wchodzi do wody. Jeszcze przed paru laty wykonanie tych prostych czynności wydawało się jej tak śmiałe, jak wspinaczka na szczyt góry. Lecz ten wybór daje jej wolność. Złamawszy wszystkie zasady, wchodzi na drogę, z której nie ma zamiaru zejść: i nawet jeśli droga ta wygląda na wyboistą, usianą ostrymi kamieniami, to trudno: jeśli się skaleczy, pokocha każdą ranę. Już się nie czuje osobliwością, dziwolągiem, zresztą w Urbe i w całym cesarstwie ponoć aż roi się od dziwaków. Zbierają się w przepastnych, ciemnych podziemiach, rzucając wyzwanie prawowitej władzy w imieniu pewnego Nazareńczyka, zawieszonego na krzyżu już ponad dwa wieki temu za to, że zapowiadał nadejście świata ludzi równych. Opowiedzieć się za Nim, to było ryzyko, skok w nieznane. Cudowne szaleństwo do starannego ukrycia, żeby jej najbliżsi nie ucierpieli. Nagle nachodzi ją dalekie już wspomnienie.

«Ojcze, dlaczego nazywam się Aurea?». «Dlatego, że ty, Chryse, jesteś naszą złotą córką». «Chryse?». «To twoje imię po grecku. Należało do wyspy, której już nie ma». «A co się z nią stało?». «Zniknęła. Utonęła w morzu».

Nie wszystkim trafia się imię podwodnej wyspy. Czy to stąd bierze się jej nieprzeparty pociąg do tego płynnego, ciągłego ruchu? Nomen omen, imię przeczuwa, przepowiada los. Ale ona nie wierzy w przeznaczenie: już nie, od czasu, gdy zrozumiała, że każdy jest kowalem swojego losu.

Ze swojej celi Aurea nie może widzieć morza. Ale wie, że jest blisko, słyszy jego szum. Początkowo zesłana do ojcowskiej willi w Ostii, potem uwięziona i torturowana, teraz jest zlepkiem cierpienia i bólu. A jednak się nie poddaje. Ile razy żądano od niej, by wyrzekła się swojej wiary, tyle razy odmawiała, a kiedy zabrakło jej siły, by wydobyć z siebie głos, potrząsała już tylko przecząco głową. Współczuje swoim oprawcom: w sprawiedliwym świecie żadnego człowieka nie sprowadzono by do roli narzędzia zadającego ból. Dlatego się ich nie boi, lecz daleka jest od niej myśl, że tak naprawdę to oni boją się jej. Jej odwaga przyprawia o drżenie twardych żołnierzy: ta drobna kobieta jest twierdzą, kruchą, a przecież niewzruszoną, nie do zdobycia. Tym gorzej dla niej, swoim uporem sama podpisała na siebie wyrok.

Oto już po nią idą. Prowadzą na dwór, wleką do... dokąd? Światło dnia ją oślepia, ale wystarczy jeden powiew wiatru: zna ten zapach, ale nigdy nie wydał jej się równie miły. Unoszą ją, sadzają do łodzi, wieszają kamień u szyi: jedno pchnięcie i Aurea wpada do wody. Jak wyspa, której nosi imię, tonie. Morze przyjmuje ją, przenika, przenikają się nawzajem, jedno staje się częścią drugiego. Nieco dalej rybak zarzuca sieci. Nagle ma uczucie, że jest chroniony, bezpieczny, pocieszony. I zaczyna śmiać się i płakać, sam nie wiedząc dlaczego.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama