Słowa pełne światła. Kruche narzędzie słabej płci

Fascynuje do dziś wielostronnością talentów i dokonań. Mistyczne wizje i administrowanie włościami godziła ze sobą równie dobrze, jak obszerną twórczość z zakresu teologii i przyrodoznawstwa

Słowa pełne światła. Kruche narzędzie słabej płci

Św. Hildegarda z Bingen

Słowa pełne światła

Wydawnictwo M
ISBN: 978-83-7595-462-3


fragment książki:

Kruche narzędzie słabej płci

Fascynuje do dziś wielostronnością talentów i dokonań. Mistyczne wizje i administrowanie włościami godziła ze sobą równie dobrze, jak obszerną twórczość z zakresu teologii i przyrodoznawstwa. Uprawiała niezłą poezję, układała pieśni. Znała się na botanice i astronomii. Pisała o medycynie i leczyła. Papieże, cesarze, książęta i rzesze zwykłych wiernych szukali u niej rady i pomocy. Zza klasztornej furty wyruszyła w podróż, by wygłaszać kazania nawołujące kler do poprawy obyczajów. Czy dziś możemy sobie wyobrazić tak daleko idące uznanie dla charyzmatycznej postaci we współczesnym Kościele, gdzie często rozbrzmiewają uroczyste słowa o godności kobiety? Osobowość Hildegardy nie mieści się ani w naszych wyobrażeniach o średniowieczu, ani w hagiograficznych ramkach, w jakie usiłował tę świętą wtłoczyć jej sekretarz Gotfryd i jego kontynuatorzy.

Uznane narzędzie Boskie

Kiedy latem 1098 r. mieszkający w Bermersheim koło Moguncji rycerz Hildebert i jego żona Mechtylda zostali po raz dziesiąty rodzicami, uznali, że nowo narodzoną Hildegardę winni oddać Bogu, podobnie jak dziesięcinę. Bo czy aby pozostawienie jej w świecie nie ściągnęłoby, podobnie jak odżałowane Kościołowi snopy, kary Boskiej? Czas utwierdzał ich w przekonaniu o woli Najwyższego – chorowite dziewczę opowiadało o swych niezwykłych wizjach. Wysłali więc rodzice ośmiolatkę do klasztoru w Disibodenbergu, gdzie opiekowała się nią jej krewna Jutta.

Kształcenie przyszłych mniszek obejmowało wówczas znajomość reguły, śpiewu, początki łaciny, potrzebnej do rozumienia odmawianego w chórze psałterza. Hildegarda uzyskała jednak nieco lepszą edukację, na co wskazuje jej znajomość Ojców Kościoła i dzieł wielu autorów średniowiecznych. Niekompletne wykształcenie (jego tradycyjny szablon niweczył indywidualność) uratowało własną myśl Hildegardy. Jej nie najlepszą łacinę wygładzał sekretarz- kapelan, nie ingerując w treść.

Po śmierci Jutty przełożoną została 38-letnia Hildegarda. Kilka lat później, przekonana, że żąda tego od niej sam Bóg, zaczęła spisywać swoje wizje. Pracy tej towarzyszyła duchowa udręka oraz wątpliwości, czy aby nie są złudzeniem owe niezwykłe przeżycia, które mimo niedostatków wykształcenia dają jej głębokie rozumienie psalmów, Ewangelii i innych ksiąg. Czy ma te doznania zachować dla siebie, czy je upowszechnić? Rozterki swe wyraziła w liście (z 1147 r.) do Bernarda z Clairvaux, błagając o opinię. Opat, cieszący się ogromnym autorytetem duchowym w całej Europie, rozproszył obawy mniszki, zachęcając ją, by z pokorą i miłością przyjmowała niezwykłą łaskę Boga. Parę miesięcy później, po uzyskaniu pozytywnej opinii wysłanej do klasztoru komisji, sam papież Eugeniusz III, uczeń Bernarda, zalecił jej spisywanie otrzymanych objawień.

Wsparta takim uznaniem zakonnica porzuciła niepewność. Porównując siebie do pióra w ręku Boga i przekonana o swej profetycznej misji, pisała śmiało do papieża: „Ojcze pielgrzymów, słuchaj tego, który JEST, potężnego Króla, tronującego w swym pałacu. Teraz mówi On znów do ciebie (...), potwierdź to pismo, aby przyjęli je ci, do których jest skierowane (...). Nie lekceważ ważnych, choć ukrytych dotąd tajemnic Boskich”. Starzejącego się Anastazjusza IV († 1154) napominała: „Człowieku, który siedzisz na papieskim tronie, gdy nie odrzucasz zła, znosząc je milcząco w złych ludziach, gardzisz Bogiem samym”.

Gdy zioła przerosły teologię

Swe przeżycia mistyczne i refleksję teologiczną utrwaliła Hildegarda w trylogii: Scivias – Poznaj drogi, Liber vitae meritorum – Księga zasług życia, Liber divinorum operum – Księga dzieł Boskich. Wizje pierwszej księgi dotyczyły tajemnicy Trójcy Świętej, stworzenia świata i człowieka, aniołów, Odkupienia, Kościoła, Mszy, przykazań. Druga – w nawiązaniu do starochrześcijańskiej psychomachii – ukazywała walkę cnót i wad. Trzecia stanowiła najbardziej dojrzałe dzieło, traktujące o antropologii.

Operowanie obrazem, analogią, wieloznacznymi symbolami nie ułatwia dziś wglądu w ten ludzki i kosmiczny kalejdoskop. Stworzyła go i podtrzymuje w istnieniu miłość Boża. Mocno podkreślony został związek człowieka z przyrodą i jego odpowiedzialność za los stworzenia. Badacze pism Hildegardy dopatrują się także feministycznych akcentów w jej teologii. Nie tylko to sprzyja dzisiejszemu zainteresowaniu myślą tej kobiety z XII w.

Wielką popularność (bo trudno tu mówić o kulcie), głównie w Niemczech, zapewnił jej dziś masowy zwrot w stronę medycyny naturalnej i zdrowej żywności. W czasach, w których większym wzięciem cieszy się zakonnik udzielający porad zielarskich niż duchowych, zaufanie nieświadomych rzeczy klientów budzą najrozmaitsze zalecenia niezwykłych właściwości roślin, kamieni czy metali, tudzież przepisy gotowania i pieczenia, pochodzące jakoby ze średniowiecznej apteki i kuchni Hildegardy z Bingen. Parę zdań, jakie napisała na temat walorów zdrowotnych orkiszu, poprawiło konsumpcję wyrobów z tego ziarna, choć niekoniecznie zdrowotność narodów. Mnóstwo podobnych recept przypisano Hildegardzie z powodów komercyjnych, nie zaś wskutek studiowania jej pism. Gdyby się ich trzymać, należałoby pytającym o uzdrawiające ziółka przypominać nie tylko o potrzebie przywracania zakłóconej harmonii między obżarstwem a postem, mówieniem a milczeniem, ale i między Stwórcą a stworzeniem, czyli o zaprzestaniu grzechu, jako źródła choroby.

Jednocześnie część owych zaleceń ludowej praktyki medycznej, przekazanej przez Hildegardę, w świetle dzisiejszej wiedzy lekarskiej okazała się pomocna, część zaś najzupełniej bezcelowa, a nawet szkodliwa. Nadto niektóre z owych wskazań pozostają nieczytelne z powodu nieprzetłumaczalnych określeń chorób i roślin (wszak dopiero Karol Linneusz w 1753 r. zestawił miarodajnie nazewnictwo botaniki i zoologii). Ujęcie przez Hildegardę owych recept, podobnie jak przeżyć mistycznych, w formie wizji czy podyktowanych przez Boga przepisów, nie podnosi ich skuteczności. Dobrze za to służy dziś reklamie rozmaitych kurortów oraz wysokim nakładom publikacji zdrowotnych pod hasłem „Tak leczy Bóg”. Towarzyszy temu niekiedy nawet zniechęcanie czytelnika do korzystania z aptek i szpitali.

Budzące się tu pytania dotyczą nie tylko nadużywania medycyny naturalnej, ale i samego obrazu Boga, który miałby dopiero po tysiącach lat chorobowych udręk ludzkości udzielić komuś w XII w. dodatkowych informacji, jak skutecznie zwalczyć owe plagi. A ci, którym owe recepty nie pomogą: czy mają pozostać sami ze swoim rozczarowaniem lub zwątpieniem? Człowiek średniowiecza nie odzyskawszy zdrowia w jakimś sanktuarium, udawał się do innego. Dziś jego późne wnuki pielgrzymują od jednego specjalisty do drugiego, od medycyny akademickiej do naturalnej, od lekarza do zielarza. Świetnie się sprzedają czasopisma wypełnione radami, jak pozostać młodym, zdrowym, szczupłym, aktywnym, zaś terminy „naturalny”, „biologiczny”, „roślinny” budzą takie oczekiwania, jak niegdyś zaklęcia lub błogosławieństwa. Tak zwana medycyna Hildegardy wychodzi dziś naprzeciw potrzebie bezpieczeństwa w świecie wymarzonej jedności natury, medycyny i religii. Stają się one przecież nierzadko ofiarami tych idyllicznych spodziewań: z miłości do natury oskubuje się ją także z chronionych roślin, przecenia ich zdrowotne właściwości, budzi nieufność do niezastąpionych produktów farmacji i do oficjalnej medycyny, zaś z religii wycina się werbujące etykietki na pudełka z ziołami.

Budowlana przedsiębiorczość mistyczki

Wracajmy jednak od ziółek do mistyki. Hildegarda traktowała swe pisma jako profetyczne wypowiedzi pod natchnieniem Ducha Świętego. Dialog przeplata się tam z monologiem. Co jest przesłaniem, co zaś jego osobistym echem i komentarzem, badaczom owych tekstów orzec niełatwo. Bowiem albo trzeba zawarte w nich treści dzielić na prywatne objawienie i osobiste poglądy (wielce zbieżne z ówczesnymi), albo też wzdrygając się przed taką parcelacją, przypisać Duchowi Świętemu wszystko, łącznie z popieraniem krucjat i prześladowaniem heretyków. Cóż, kościelne uznanie prywatnych objawień nie jest ani ich włączeniem do obowiązującego chrześcijan Objawienia Bożego, ani udzieleniem patentu nieomylności wizjonerce.

Jakakolwiek była owa, niezwykła przecież, kompozycja mistyki, intuicji i ówczesnej wiedzy Hildegardy, kobieta ta zajmowała się także wielu przyziemnymi sprawami. Kierowany przez nią klasztor przyciągał szlacheckie córki i wymagał powiększenia. Opatka, przekonana oczywiście o natchnieniu Boskim co do lokalizacji, postanowiła wznieść nowe zabudowania na położonej nad samym Renem Górze Świętego Ruperta koło Bingen. Działo się to w czasie, gdy papież aprobował jej wizje, co wzmocniło autorytet Hildegardy. Mnisi opiekujący się klasztorem sprzeciwiali się jednak przenosinom, jako że blask sławnej wizjonerki padał i na ich klasztor, przyciągając ludzi i darowizny. Opatka usłyszała tedy głos, który zakazał jej mówienia i pisania o doznanych wizjach na miejscu, gdzie nie uszanowano woli Boga. Ten swoisty strajk, nadto zgoda arcybiskupa Moguncji, materialne wsparcie ze strony miejscowej szlachty, straszenie mnichów sądem Boskim i wypłacone im odszkodowanie – umożliwiły dokończenie budowy i przeprowadzkę sióstr. U arcybiskupa wystarała się Hildegarda o wolny wybór opatki przez mniszki, a u cesarza Fryderyka Barbarossy o prawną ochronę włości i uprawnień.

Stabilizacja, zabezpieczenie materialne, benedyktyńska równowaga ducha i ciała, pracy i modlitwy miały dopiero w następnym wieku zejść na drugi plan wobec franciszkańskiego ubóstwa i ascezy. Na zarzuty przełożonej klasztoru o ostrzejszej regule, że na Górze Ruperta przyjmuje się do zakonu tylko szlachcianki, a przecież Pan wybrał na apostołów ubogich rybaków, Hildegarda odpowiadała: to Bóg ustanowił różnice w niebie i na ziemi, aniołowie podzieleni są na chóry, ludzie na stany społeczne. We wspomnianej trylogii teologicznej opatka dała pełniejszy wyraz powszechnemu przekonaniu, że Bóg wyznaczył ludziom i rzeczom ich własne, niewzruszone miejsce, stanowiące część kosmicznej harmonii. Biada jednak tym, łącznie z duchownymi, którzy nie spełnią przydzielonego im zadania.

Kobieta na ambonie

W latach 1160–1162 Hildegarda odbyła niezwykłą podróż misyjną. Jej kazań, wygłaszanych w największych kościołach i na placach, słuchały jak wyroczni rzesze wiernych i duchowni, którzy zdumiewali się, „że Bóg przez tak kruche narzędzie słabej płci okazuje takie cuda swoich tajemnic”, a potem prosili „Jej macierzyńską miłość” o teksty wygłaszanych mów.

Choć nie były to słowa łatwe do słuchania, uzasadniali swe prośby: Bóg ciebie wybrał już od kołyski, a Duch Święty dał ci łaskę wyjaśniania Boskich tajemnic i przepowiadania przyszłości. To przekonanie tłumaczy w dużej mierze respekt, z jakim kler traktował krytykę z ust wpływowej opatki, postrzeganej jako bezpośrednie narzędzie Boga.

Przeprowadzona niedawno reforma gregoriańska Kościoła (uwolnienie się hierarchii od nominacji przez władców, wierność obowiązkom, zachowanie celibatu) nie była w stanie naprawić wszystkiego od razu. W Trewirze Hildegarda zarzuciła prałatom zeświecczenie i lenistwo, zapowiadając miastu karę Boską, jeśli się nie nawróci jak Niniwa. Do kleru w Kolonii wołała za Apokalipsą: „Ten, który był, który jest i który przyjdzie, tak mówi do pasterzy Kościoła”. Tu następowały wygłaszane autorytatywnie w pierwszej osobie napomnienia: Nie pasiecie nauczaniem powierzonej wam mojej trzody, milczycie. Miast być światłem, jesteście ciemnością. Moc Boska zegnie wasze harde karki, bo ani z Bogiem się nie liczycie, ani ludzi się nie boicie. Mieliście być filarami Kościoła, a powaliło was bogactwo, chciwość, pijaństwo, rozpusta. „Dlatego zniknie wasza chwała, a korony spadną wam z głów”. Bóg będzie was karał, dopóki się nie poprawicie.

Na prośbę duchownych dekanatu Kirchheim przesłała im opis wizji doznanej w 1170 r. Oto sięgająca nieba postać pięknej kobiety w kosztownym stroju. Ale jej twarz pokryta kurzem, szata rozdarta, zabrudzony płaszcz, a buty ubłocone. To poślubiona Synowi Człowieczemu Ecclesia – Kościół, o którego wygląd nie dbają kapłani, rwąc jego suknię chciwością, plamiąc rozwiązłością. Otwarte rany grzechu – krwawią blizny Chrystusa. Przywary duchowieństwa odpychają ludzi od Kościoła, a heretycy przyciągają ich swą gorliwością.

Przejmujący obraz, bliski wielu ówczesnym krytykom kleru, którego stan moralny stanowił jedną z głównych przeszkód skutecznej reformy Kościoła. O jego bardziej ewangeliczną postać, o prawa świeckich, o uduchowienie duchownych upomną się wielkie ruchy religijne XII–XIII w. W kontrowersjach tej epoki wielką rolę odegrał wybór wyrwanych z kontekstu fragmentów pism Hildegardy (Zwierciadło przyszłości), dokonany w 1220 r. pod kątem przepowiedni, zwiastujących ciężkie czasy dla Kościoła i nadejście Antychrysta. Ze względu na te treści protestanci cenili Hildegardę, dopatrując się spełnienia zapowiedzianego przez nią upadku duchowieństwa w ich czasach.

Iść w stronę światła

Uznanie, jakim cieszyła się wizjonerka, nie uchroniło jej przecież pod koniec życia przed konfliktem z władzami kościelnymi, na ubocznym niejako polu. Epizod ów służyć może za ilustrację wpisanego w dzieje chrześcijaństwa napięcia między jednostką a instytucją religijną, między poznaną bezpośrednio (poprzez sumienie, wyjątkowo przez wizje) wolą Boga a uprawnieniem kościelnej zwierzchności do jej interpretowania.

Oto w 1176 r. Hildegarda pozwoliła pochować na przyklasztornym cmentarzu zmarłego w ekskomunice szlachcica. Moguncki urząd biskupi zażądał usunięcia zwłok z poświęconego miejsca. Gdy opatka, powoławszy się na swe widzenia, odmówiła, na klasztor nałożony został interdykt, czyli zakaz uroczystego sprawowania liturgii. Hildegarda mimo choroby (rzadko bywała zdrowa) udała się do prałatów w Moguncji. Nie pomogło ani wskazanie na objawioną jej wolę Bożą, ani łzy, ani przeprosiny. Dopiero gdzieś po roku okazało się, że słuszne było przekonanie przełożonej z Góry Świętego Ruperta, iż zmarły został przed śmiercią pojednany z Kościołem. W międzyczasie, poddając się interdyktowi, Hildegarda prowadziła ostrą kampanię przeciw stosowaniu tej kary kościelnej jako środka przymusu.

W parę miesięcy po cofnięciu przez arcybiskupa interdyktu Hildegarda zmarła. Był rok 1179, miała już 81 lat. Wysokie uznanie, jakim cieszyła się za życia, przekształciło się szybko w kult. Jego zasięg i ciągłość, mimo braku formalnej kanonizacji, zadecydowały o kościelnym uznaniu tej świętej, czczonej w Niemczech 17 września, w rocznicę śmierci. Modlitwa mszalna tego dnia wyraża ponadczasowe, ogólne zatem, ale dogłębne przesłanie, niesione przez tę niezwykłą postać sprzed wieków. W ypowiedziano tam prośbę, aby będący źródłem życia Bóg, który obdarzył Hildegardę proroczym duchem, pomógł nam za jej przykładem zastanawiać się nad Jego drogami i iść nimi, rozpoznawszy Jego jasne światło wśród ciemności świata.

ks. Jan Kracik

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama