Przenosiny, których nie było

O problemach, które piętrzyła przed ojcem Pio hierarchia kościelna

Jak wiemy, od 23 maja 1931 roku do 16 lipca 1933 roku Ojciec Pio miał zakaz pełnienia posługi kapłańskiej, z wyjątkiem celebrowania Mszy Świętej, którą mógł odprawiać wyłącznie prywatnie, w wewnętrznej kaplicy klasztornej. Jakie jednak były powody, które doprowadziły do takiego zakazu, który — do momentu jego odwołania — sprawił tak wiele cierpienia Świętemu z Pietrelciny?

Biskup Pasquale Gagliardi, „przygnieciony ciężarem diecezji” Manfredonia, został tymczasowo zastąpiony przez Administratora Apostolskiego w osobie biskupa Alessandra Macchiego z Como. Ten, dobrze znając podejmowane już od 1923 roku próby odseparowania Ojca Pio od powstającego wokół jego osoby fanatyzmu, a także negatywne osądy, niesprawiedliwie wyrażane przez swego poprzednika, 2 grudnia 1929 roku udał się do San Giovanni Rotondo. Następnego dnia, w towarzystwie prałata Prencipego, u którego zatrzymał się w gościnie, dotarł do klasztoru kapucynów.

 

Kłopotliwy cień Ojca Pio

Po odebraniu honorów poprosił o spotkanie z przełożonym. „Szorstka, gwałtowna i wyjątkowo stanowcza” rozmowa trwała prawie godzinę w celi ojca Raffaele da Sant'Elia a Pianisi, podczas gdy prałat pozostał w chórze zakonnym. Uprzedzony do Stygmatyka, biskup Macchi chciał za wszelką cenę, by następnego ranka lub też w pierwszych godzinach nocnych wsadzić Ojca Pio do samochodu i zabrać go do Rzymu.

Ojciec Raffaele, „z całym szacunkiem dla biskupiego krzyża”, stanowczo sprzeciwił się szalonemu zamiarowi, bez wątpienia zrodzonemu w domu prałata, który już od dawna chciał oczyścić „swoje niebo” z cienia Ojca Pio. Swój sprzeciw uzasadniał między innymi odpowiedzialnością za przestrzeganie polecenia powierzonego mu przez wyższych przełożonych oraz — przede wszystkim — chęcią uniknięcia niebezpieczeństwa, na jakie mógłby zostać narażony klasztor ze strony mieszkańców miasta, którzy w dzień i w nocy go strzegli.

Biskup Macchi zatrzymał się jeszcze na krótką chwilę u Ojca Pio i opuścił klasztor. O wszystkim, co działo się wokół niego, Święty z Pietrelciny mówił bardzo mało, wiele przy tym cierpiąc. To moralne cierpienie odbijało się na jego zdrowiu fizycznym: w listopadzie zmogła go tak wysoka gorączka, że temperaturę musiano mierzyć termometrem do kąpieli, który wskazywał aż 44 stopnie.

Administrator Apostolski diecezji Manfredonia nie dał jednak za wygraną i w nocie zredagowanej dla Świętego Oficjum postulował przeniesienie Ojca Pio do jednego z kapucyńskich klasztorów w Szwajcarii.

Dykasterium rzymskie nie wprowadziło jednak tego projektu w życie. 5 stycznia 1930 roku wydało odroczenie i przygotowało dwa zarządzenia, które po upływie roku oznajmiono generałowi zakonu kapucynów.

 

Wielki sekret

Ojciec Raffaele nikomu nie zdradził ani słowa ze swojej rozmowy z biskupem Macchim. Jednak w miasteczku rozeszła się pogłoska, że do klasztoru ma przybyć nowy gwardian pochodzący z Mediolanu, aby przygotować teren do zabrania Ojca Pio z San Giovanni Rotondo. Mieszkańcy, którzy od lat byli skłonni wszelkimi sposobami bronić go przed tym rozporządzeniem, rozmieścili wszędzie uzbrojone warty, gotowe chwycić na nowo za siekierki, sierpy, widły czy noże ogrodnicze. Atmosfera stawała się bardzo gorąca. Krążyły plotki, kalumnie, wyjaśnienia.

Czas po Wielkim Tygodniu Ojciec Pio spędzał na nieustannej modlitwie. Posłuszny przełożonym, z uwagi na swoje słabe zdrowie wstawał nieco później niż cała wspólnota. Po odprawieniu Mszy Świętej, do której przygotowywał się długi czas, i po niekończącym się dziękczynieniu, spowiadał, odmawiał nieszpory z innymi braćmi i pozostawał w chórze do późnych godzin. Z modlitwy czerpał siłę, odwagę i pokorę, niezbędne do przyjęcia i przezwyciężenia ciężkiej próby.

Triduum Sacrum Ojciec Pio, jego współbracia i wierni przychodzący do kościoła Matki Bożej Łaskawej przeżyli w skupieniu i pogodzie ducha. Nikt nie przypuszczał, że wkrótce może nadejść „koniec świata”.

31 marca 1931 roku prowincjał kapucynów wezwał do Foggii ojca Raffaele da Sant'Elia a Pianisi, by zakomunikować mu „w wielkim sekrecie”, że wkrótce do klasztoru w San Giovanni Rotondo przybędzie „posłany z Rzymu” nowy przełożony, pochodzący z prowincji mediolańskiej.

Biedny ojciec Raffaele myślał sobie w sercu: „Poroniony pomysł: ktoś z zewnątrz rozwiąże wszystko szybko i skutecznie iuxta desiderata; zawsze jednak dzieje się odwrotnie, z upokorzeniem tego, kto znajduje się na miejscu: mówi prawdę, ale mu się nie wierzy, cierpi z powodu ucisku i uważany jest za nieszczerego i nieposłusznego”.

 

Tragikomiczna obrona Ojca Pio

Wiadomość jednak, dana „w wielkim sekrecie”, krążyła już, powtarzana szeptem z ust do ust. Została potwierdzona oficjalnie 4 kwietnia tegoż roku, kiedy to burmistrz Don Ciccio Morcaldi, przyszedłszy do klasztoru, by złożyć wielkanocne życzenia, powiedział o nowym zarządzeniu. Do ojca Raffaele, który ze względu na tajemnicę starał się zdementować jego oświadczenie, powiedział: „Drogi ojcze gwardianie, w mieście już wszystko wiedzą. Wy nie możecie nic mówić, bo jesteście związani tajemnicą, ale ja nie jestem i muszę mówić, bo moim obowiązkiem jest obronić naszego Ojca Pio”.

Od pierwszego do ostatniego mieszkańca wszyscy byli gotowi do działania. Ostatecznie obrona Ojca Pio odbyła się w sposób tragikomiczny w nocy z 6 na 7 kwietnia 1931 roku.

Po południu w poniedziałek wielkanocny, w Foggii, do autobusu jadącego do San Giovanni Rotondo wsiadł pewien zakonnik. Zauważył to jeden ze „strażników” i, myśląc, że może to być właśnie owa osoba wyznaczona do przeniesienia Ojca Pio, wziął go „na cel”. Przybywszy do San Giovanni Rotondo, podniósł alarm, tak że wokół zakonnika nagle znalazło się kilka osób: ktoś z ostentacyjną uprzejmością wziął jego bagaż, inni zaoferowali, że odprowadzą go do klasztoru. Nie odstępowali go także podczas spotkania z Ojcem Pio, po przywitaniu którego zakonnik poprosił o spowiedź.

Kiedy Ojciec Pio zaprosił zakonnika do swojej celi, ludzie usiłowali wejść za nim. Wtedy gość, już z wewnątrz, usiłując zamknąć drzwi, stracił cierpliwość i wypowiedział niefortunne słowa: „Dość, teraz użyję mojej władzy. Idźcie stąd wszyscy!” i przekręcił klucz w zamku.

Jego wypowiedź, a zwłaszcza słowa „użyję mojej władzy” utwierdziły obecnych w przekonaniu, że ów zakonnik może być nowym przełożonym klasztoru, choć miał na sobie habit nieco odmienny od tego, jaki noszą kapucyni. Podnieśli więc natychmiast alarm: „Biegnijcie, zabierają Ojca Pio!”.

Po kilku minutach wzburzony tłum nacierał na klasztor. Kapucyni na próżno próbowali powstrzymać najbardziej agresywnych. Dopiero około godziny 22.00 zdołano wszystkich wyprowadzić i zabarykadować drzwi wejściowe.

Z placu dobiegały krzyki i groźby: „Wynoś się!... Na pohybel!... Rozerwiemy cię na strzępy!... Jeśli zmusisz Ojca Pio do opuszczenia klasztoru, urządzimy rzeź!...”.

 

Pechowy franciszkanin

Pechowy zakonnik w rzeczywistości nie był nowym przełożonym. Był to ojciec Eugenio M. Tignola, z kolegium serafickiego św. Piotra w Neapolu, który, nieświadomy sytuacji, przybył do klasztoru w San Giovanni Rotondo jedynie w celu poznania Ojca Pio i wyspowiadania się u niego. Tak o tym zdarzeniu pisał 6 maja 1931 roku: „W nocy z 6 na 7 kwietnia, podczas gdy spałem w klasztorze braci kapucynów w San Giovanni Rotondo, przyszedł tłum ludzi, który domagał się, bym natychmiast wyjechał. Gwardian i Ojciec Pio przez półtorej godziny czynili wszystko, by uspokoić tłum, aż w końcu przybył burmistrz i karabinierzy, którzy zaprowadzili porządek i kazali rozejść się ludziom”.

W rzeczywistości uzbrojeni po zęby uczestnicy zajścia domagali się za wszelką cenę, by gwardian przekazał im owego zakonnika, aby mogli odprowadzić go do Foggii. Ponieważ ich żądanie nie zostało spełnione, około północy wzięli słup pozostawiony na placu przez robotników zakładających linie elektryczne i, sforsowawszy nim drzwi, wdarli się na wewnętrzny dziedziniec klasztoru. Było tam około setki mężczyzn, kobiet i dzieci.

Gwardian, który w tym czasie znajdował się na chórze, zszedł na dół i rozkazującym tonem nakazał wszystkim opuścić klasztor. Obietnica przywołania Ojca Pio zdołała nieco uspokoić ludzi. Ojciec Pio, za którym ledwie żywy podążał ojciec Eugenio M. Tignola, pokazał się w oknie celi usytuowanej najbliżej chóru. Przyjęty został długimi brawami. Poproszony przez gwardiana o interwencję, wezwał wszystkich do spokoju: „Moje błogosławione dzieci, zawsze byliście dobrzy... Błagam was teraz, byście posłuchali mnie jak zawsze i wrócili do swoich domów, nikomu nie czyniąc nic złego. Obecny tutaj gość nie jest tym, za kogo go uważacie. To brat, który przybył tutaj w drodze powrotnej z posługi kaznodziejskiej ze względu na potrzeby swojej duszy...”. Jednak nieufny tłum wciąż myślał, że słowa wypowiedziane przez Ojca Pio zostały mu narzucone przez przełożonego i ponownie zaczął podnosić głos.

W końcu nadeszli karabinierzy, prowadzeni przez sierżanta i burmistrza Morcaldiego, który zażądał wydania gościa. Gwardian zszedł, by z nim porozmawiać i udało mu się przekonać burmistrza. Don Ciccio wspiął się na stopień i wychwalając „swoich” obywateli, których przyjął i ugościł Ojciec Pio, duma Kościoła, Włoch i miasta San Giovanni Rotondo, oznajmił: „Bóg dał nam Ojca Pio i nikt nie może nam go odebrać. Ja jako pierwszy zdejmę uniform burmistrza i chwycę za karabin. Teraz, jeśli dobrze mnie zrozumieliście, wiedzcie, że nie możemy wyrzucić przybyłego dziś wieczór zakonnika, ponieważ przede wszystkim nie jest on tym przełożonym, którego się wyczekuje... Jest on zwykłym gościem, który przybył do Ojca Pio w potrzebach duchowych, i dlatego nie możemy go wyrzucić. Nade wszystko trzeba uniknąć sytuacji, w której o Ojcu Pio mówiłoby się bez czci, że pozwolił, by bez najmniejszej winy obrażono jego gościa”.

Dyplomatyczne przemówienie burmistrza ostudziło rozpalone dusze. Grupa się rozwiązała i wszyscy, zorganizowawszy uprzednio na całą noc straże dokoła klasztoru, powrócili do domów.

Wrócił do siebie także ojciec Eugenio M. Tignola. Wyjechał pierwszym autobusem, o piątej rano, śniąc na jawie o swoim, o wiele bezpieczniejszym, kolegium serafickim w Neapolu, przy Via Vecchia Capodimonte, nr 146. cdn.

Gennaro Preziuso

tłumaczenie: Tomasz Duszyc OFMCap

„Głos Ojca Pio” (nr 55, 1/2009)

www.glosojcapio.pl

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama