Święty Franciszek z Asyżu

Mamy szczęście znać tekst modlitwy, jaką ułożył w pierwszych chwilach swego nawrócenia

Święty Franciszek z Asyżu

Cesare Vaiani

Święty Franciszek z Asyżu

PROMIC - Wydawnictwo Księży Marianów
rok: 2011
ISBN: 978-83-7502-278-0
stron: 80
Format książki: 110 x 180 mm


fragment książki

Życie

Niezwykła przygoda

Pod koniec życia Franciszek z Asyżu podyktował krótki testament duchowy, w którym swoje osobiste dzieje rozpoczął od wzruszających wspomnień: „Pan dał mi, bratu Franciszkowi, następującą sposobność nawrócenia: gdy żyłem w grzechu, widok trędowatych wydawał mi się bardzo przykry, ale Pan sam zaprowadził mnie do nich, a ja zwróciłem się ku nim z miłością. To, co początkowo wydawało mi się przykre, zamieniło się w słodycz duszy i ciała”.

Słowa te, wypowiedziane przez umierającego Franciszka, przytaczamy na wstępie nadzwyczajnej przygody, która rozpoczęła się ponad trzydzieści lat wcześniej, gdy był dwudziestotrzyletnim młodzieńcem, błyskotliwym i pełnym woli życia.

Asyż

Urodził się w 1182 roku w średniowiecznym Asyżu, który jeszcze dzisiaj ukazuje swoje potężne mury i łagodne gaje oliwne na stokach góry Subasio. W historii Włoch były to czasy sporów o wolność miast i ożywionego handlu, ideałów rycerskich i krucjat, lecz także konkretnych interesów gospodarczych. Głównymi uczestnikami tych przeobrażeń byli kupcy, którzy bogacąc się szybciej niż dawna szlachta, nabierali znaczenia.

Do warstwy kupieckiej należała także rodzina Franciszka. Jego ojciec, Piotr Bernardone, był bogatym kupcem handlującym tkaninami, który dzięki uzdolnieniom zawodowym dorobił się dużego majątku, stając się jednym z najbardziej szanowanych mieszkańców swego miasta.

Sympatyczny kupiec

Trzeba dodać, że jego syn Franciszek skutecznie pomagał mu w pracy. W średniowiecznym świecie, w którym dwudziestolatek był już uważany za człowieka dorosłego, Franciszek wykazywał w pracy większe zdolności od swego ojca. Obok uzdolnień handlowych miał cechy, które zyskiwały mu sympatię klientów, był bowiem wesoły, uśmiechnięty i miał dobry gust. Także jego sposób ubierania się był zawsze wykwintny, nigdy banalny, niejednokrotnie z odrobiną oryginalności, która nie razi, jeżeli szyjąc strój, nie zestawi się cennej tkaniny z materiałem zgrzebnym.

Niepokojące doświadczenia

Jednak od pewnego już czasu Franciszek zaczął odczuwać wewnętrzny niepokój. Z zapałem dwudziestolatka, biorąc udział w wojnie między swoim miastem a sąsiednią potężną Perugią, został wzięty do niewoli i osadzony w więzieniu. W tych okolicznościach Franciszek wykazał odwagę nie tylko na polu walki, lecz także w niewoli, podtrzymując nadzieję i wolę życia również u swoich więziennych towarzyszy. Niewątpliwie to doświadczenie oraz późniejsza choroba wycisnęły głębokie piętno na młodym Franciszku, zasiewając w jego sercu ziarna tajemniczego pragnienia i nowych poszukiwań.

W poszukiwaniu sławy

Franciszek poszukiwał czegoś, choć nie znał dokładnie obiektu swoich pragnień. W owym czasie skierował zainteresowanie ku ideałom rycerskiej sławy, którą w swych pieśniach wychwalali wędrowni śpiewacy, pobudzając wyobraźnię młodzieńców z jego pokolenia.

Franciszek postanowił „zostać rycerzem”, cały swój entuzjazm kierując na urzeczywistnienie tego celu. Uzbrojony i dokładnie wyekwipowany, wyruszył z miasta, aby przyłączyć się do znanego szlachcica, który gromadził żołnierzy na wojnę w Puglii. Być może marzył, że jego wojenna przygoda znajdzie dalszy ciąg na Wschodzie, w krucjatach, które tak entuzjazmowały ludzi średniowiecza.

Ale tym razem coś się we Franciszku zmieniło. Gdy znalazł się w Spoleto, ogarnęły go dziwne uczucia, a przede wszystkim poruszył go dziwny sen, w czasie którego jakiś głos spytał: „Franciszku, wolisz służyć Panu czy niewolnikowi?”. Gdy odpowiedział: „Oczywiście Panu”, głos skierował do niego przenikliwe pytanie: „Dlaczego więc porzuciłeś Pana, aby służyć niewolnikowi?”.

Franciszek stracił chęć do udziału w wyprawie, w której poczuł się jak „niewolnik”, i powrócił do domu, budząc zdumienie mieszkańców miasta, którzy nie szczędzili mu uszczypliwości z powodu tak nagłego powrotu.

Dręczące pytanie

Jednak Franciszek nie zwracał uwagi na te wszystkie uszczypliwości, gdyż z uporem zastanawiał się, kim może być ów tajemniczy „Pan” zapowiedziany we śnie. Chwilami przypuszczał, że może to być nawet sam Bóg, który tchnął w jego serce wręcz obsesyjne pragnienie nieskończoności. Nie wiedział jednak, gdzie jej szukać.

Równocześnie zaczął doceniać chwile ciszy, gdy mógł się zagłębić w swojej duszy. Udawał się co pewien czas na pola otaczające Asyż, aby w tym błogim spokoju znaleźć ukojenie, którego pragnęła jego dusza. Niejednokrotnie jego rozmyślania stawały się modlitwą. Zwracał się do Boga, prosząc, aby się objawił, powtarzając z całą mocą i uporem: „Panie, co chcesz, abym uczynił?”.

Odkrycie bliźniego

Po długich oczekiwaniach Pan udzielił mu wreszcie odpowiedzi. Franciszek zapamiętał ją do końca życia i zapisał w swoim testamencie. Odpowiedź, od której rozpoczął dyktowanie swoich dziejów: Bóg wyszedł mu na spotkanie w osobie trędowatego brata.

Był jeden z owych dni, kiedy Franciszek odczuwał szczególną potrzebę skupienia, dlatego jak zwykle udał się na pola. Po szalonym galopie uspokoił się, zsiadł z konia i wędrował zatopiony w myślach, ogarniając wzrokiem i sercem przestrzeń, aż po odległy horyzont.

W pewnej chwili jakiś odgłos, a zwłaszcza straszny smród, sprowadziły go na ziemię. Tuż przed nim stał trędowaty, którego widok i zapach były odpychające. Franciszek od dawna czuł obrzydzenie do fetoru, jaki wydzielali chorzy na trąd.

Pierwszym, instynktownym odruchem Franciszka była ucieczka. Potem niespodziewanie pojawiła się myśl: oto tajemniczy Pan ze snu daje odpowiedź na jego niespokojne poszukiwania! Bóg dał mu odpowiedź. W sposób nieoczekiwany i wstrząsający, ale jednak dał mu odpowiedź!

Wahając się, Franciszek podszedł do owego człowieka i pokonując wstręt i reakcję żołądka, pocałował go. Dał mu także jałmużnę i równocześnie zaczął pojmować, że sam otrzymał jeszcze większy dar, gdyż w tym pocałunku spotkał Boga, doświadczył radości, zrozumiał, że można żyć Ewangelią, a jego serce zaczęła wypełniać niewysłowiona słodycz. Ów pocałunek przemienił życie Franciszka!

W drodze powrotnej do domu wszystko wydawało mu się odmienione. Ujrzał twarz Chrystusa, która objawiła mu się w twarzy brata. Od tej pory zaczął odwiedzać przytułki dla trędowatych, aby ofiarować im pomoc: żywność, opiekę, jałmużnę, ale przede wszystkim, aby znów spotkać swego Pana.

Modlitwa

Spotkania z trędowatymi skłoniły go do częstszego poszukiwania chwil skupienia. W miejscach odosobnionych, z dala od ludzkich spojrzeń, Franciszek modlił się i uczył w modlitwie spotykać tego samego Pana Jezusa, który mu się objawił w trędowatym bracie. Stwierdził, że posługa trędowatym pobudza go do modlitwy, zaś modlitwa skłania do ponownej służby braciom. Powstał w ten sposób jakby krąg przyczyn i skutków: działanie pobudzało go do modlitwy, modlitwa natomiast skłaniała go do działania.

Mamy szczęście znać tekst modlitwy, jaką ułożył w pierwszych chwilach swego nawrócenia. Ukazuje nam ona Franciszka proszącego Boga o umiejętność dobrego postępowania: „Najwyższy i pełen chwały Boże, rozjaśnij mroki mojego serca. Daj mi, o Panie, prostą wiarę, pewną nadzieję, doskonałą miłość, roztropność i wiedzę, abym poznał Twoje święte i prawdziwe przykazanie. Amen”.

Jest to modlitwa prosta, zawierająca prośbę do Pana o rzeczy podstawowe: wiarę, nadzieję, miłość i oświecenie, aby móc spełniać wolę Boga. Jeżeli zestawimy ten tekst z modlitwami, jakie Franciszek ułoży w późniejszych latach, zauważymy, że w miarę rozwoju duchowego wydaje się on odchodzić od modlitwy o charakterze błagalnym na rzecz modlitwy pochwalnej i dziękczynnej. Jednakże jest rzeczą piękną i słuszną, że Franciszek jako „nowicjusz” prosi, i to prosi o sprawy tak podstawowe!

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama