Patroni Europy - Boży bohaterowie: Benedykt z Nursji

Fragment książki dla dzieci o wielkich świętych (1)

Patroni Europy - Boży bohaterowie: Benedykt z Nursji

Piera Paltro

PATRONI EUROPY - BOŻY BOHATEROWIE

Ilustrowała Augusta Curelli



ŚWIĘTY BENEDYKT Z NURSJI

Patron Europy

ok. 480 — ok. 560

 

 

Europa, Europa... Ileż to razy słyszeliście, wy dzieci żyjące w roku 2000, tę nazwę i ileż razy jeszcze usłyszycie? Za moich czasów nikt nie wiedział, czym jest Europa. A jednak właśnie wtedy, powoli jak drzewo, które wypuszcza pierwsze korzenie, a z biegiem czasu rozrasta się do ogromnych rozmiarów, Europa zaczęła nabierać kształtu. Ale początek nie wiązał się z granicami, z decyzjami parlamentów czy liczeniem pieniędzy... Europa zrodziła się w sercach i duszach ludzi, którzy — począwszy od Skandynawii po Grecję, od Portugalii po Rosję - przyjęli wiarę w Jezusa i stali się chrześcijanami.

„Hej — może mnie ktoś zapytać — to lekcja historii?”.

Nie, nie! Lecz jeśli mam się wam przedstawić, pozwólcie, że zacznę w ten sposób... Oto, jak wszystko się potoczyło.

Urodziłem się w Nursji, w regionie Włoch zwanym Umbrą. Ponieważ byliśmy zamożną rodziną, ojciec, jak to było wówczas w zwyczaju, posłał mnie na studia do Rzymu, abym zdobył wykształcenie i został się pisarzem lub sędzią. Jednak po niedługim czasie uciekłem z Rzymu — tak wiele nieporządku tam panowało... A ja chciałem zupełnie czegoś innego. Pragnąłem Boga, chciałem Mu służyć i Go wielbić. To były moje plany.

A więc, żegnaj stolico! Wyjechałem do malutkiego miasteczka Attili, aby zamieszkać z grupą ludzi troszczących się o sprawy duchowe. Tam czułem się dobrze, ale Jezus, który chciał, abym dla Niego obrał inną drogę, zgotował mi niezłego figla! Trach! — to pewnego dnia rozleciało się moje sito z wypalanej gliny! Schylam się, aby zebrać kawałki, a te — cud! — same łączą się i sito wygląda jak wcześniej. Kiedy to zobaczyli moi towarzysze, zaczęli uważać mnie za świętego. A ja, który chciałem tylko chwały Bożej, a nie swojej, musiałem znowu uciekać i szukać samotności.

Wędrując, zapuściłem się pomiędzy góry i wreszcie znalazłem, niedaleko Subiaco, grotę, w której mogłem się urządzić. Nareszcie mogłem zostać pustelnikiem! Przebywałem tam trzy lata i czułem się szczęśliwy: byłem z Bogiem, modliłem się, ofiarowałem Mu ciszę i pokutę, walczyłem z pokusami diabła... Zostałbym tam przez całe życie, gdyby w końcu nie odkryli mnie jacyś pasterze. Musiałem zacząć chodzić do ludzi... Oczywiście głosiłem Ewangelię, a to mogło nie wszystkim się podobać. Wyobraźcie sobie, że pewnego razu starali się mnie otruć, dodając trucizny do wina, które mi podarowali. Lecz znowu Jezus zainterweniował: uczyniłem znak krzyża, a kielich rozpadł się na kawałki... I znowu wszyscy z podziwem zaczęli gromadzić się wokół mnie, podczas gdy ja czułem wołanie Boże, aby to Jemu oddawać większą chwałę, aby głosić Jego słowo wielu ludziom, wielu...

Właśnie wtedy pojawia się ta myśl: „załóż więc na okolicznych górach dwanaście małych klasztorów, w każdym po dwunastu mnichów”. I zaczęliśmy żyć jak małe miasteczko, które całe należało do Boga: modliliśmy się, pracowaliśmy, a wszystko to w braterskiej miłości. Jezus potwierdzał wieloma cudami, że był zadowolony i że chciał właśnie tego — nowego zakonu mnichów. Lecz któż mógł sobie wyobrażać, że tych 144 zakonników, po wielu wiekach, na wszystkich ziemiach, miało stać się niezliczonym tłumem, wśród których tylu świętych czczących w tak wspaniały sposób Jezusa i Kościół? Ja nie wiedziałem, ale Jezus - oczywiście, że tak. [str. 5 — ilustracja]

Nie minęło wiele czasu, a zorientowałem się, że z każdej strony świata przychodzili nowi mnisi; trzeba było więc rozbudować się, powiększyć. Byłem gotowy przyjąć te nowe wyzwania. Znowu wyruszyłem w drogę i dotarłem do góry położonej nad starożytnym miasteczkiem o nazwie Cassino. „Zatrzymaj się, to tutaj” — słyszę w sercu głos Jezusa. Wreszcie! Czuję w sobie nieopisane szczęście i natychmiast przeczuwam, że z tego opuszczonego miejsca rozpocznie się na całym świecie niezwykła wiosna dusz, które będą jakby promieniami wysłanymi przez Boga. Od razu zabieramy się do pracy. Klasztor rośnie, cuda nadal nam towarzyszą — to czas radosny i pełen mocy.

Kiedy stałem się opatem wielu mnichów, szczęśliwym bardziej niż kiedykolwiek, chciałem jako dar otrzymać od Boga nawrócenie całego świata. Moje pragnienia były większe ode mnie... Tak rodziła się w mym sercu Europa, to znaczy wszystkie ludy zjednoczone dzięki temu, że znają i kochają Jezusa. Myślałem już o całej konstelacji klasztorów, które wszędzie, słynąc ze świętości i pracowitości, pomagałyby narodom postępować w budowaniu cywilizacji przenikniętej światłem Boga.

Nawet sobie nie możecie wyobrazić, jak wielkie wizje chwały Jezusa miałem w tamtych latach. I owoc naszych modlitw powoli pozwalał się zobaczyć...

Był to czas niezwykle dramatyczny dla naszej historii. Lud Gotów najechał nasze ziemie i w roku 542 jego król — Totila wjechał także pod klasztor na Monte Cassino. Chciał mi zrobić brzydki kawał, wysyłając jednego ze swych żołnierzy przebranego za króla, ale to odkryłem. Kiedy Totila przyszedł pozdrowić mnie osobiście, Jezus kazał mi powiedzieć: „Wiele złego czynisz, wiele złego uczyniłeś... Przestań! Ponieważ będziesz jeszcze panował dziewięć lat, a w dziesiątym roku umrzesz”. I oczywiście tak się stało.

Ale czy wiecie, jaka jest najważniejsza rzecz, którą pozwolił mi Bóg uczynić? To ta, że napisałem, zarówno dla wszystkich ówczesnych mnichów, jak i dla tych w przyszłości, tę małą książeczkę zatytułowaną: Reguła św. Benedykta. W niej, dzięki mądrości danej przez Boga, zawarłem punkt po punkcie jak winni żyć mnisi, jeśli chcą być doskonali, począwszy od poranka aż po wieczór. Starałem się połączyć w jedno modlitwę, która nieustannie wychwala Boga i życie codzienne z pracą; porządek we wszystkim oraz pogodną i posłuszną pokorę; ducha służby i inteligencję; dobrego ducha braterstwa i największy wzajemny szacunek; a wszystko po to, by Bóg był szczęśliwy. Nie wyobrażałem sobie, kiedy pisałem te proste stronice, że staną się fundamentem nowej epoki... Bóg był bardzo hojny dla całych pokoleń, a uczynił to poprzez małego człowieka, jakim ja byłem.

Gdybyście wiedzieli, ile pracowali wszyscy moi mnisi! Modlitwa i karczowanie oraz nawadnianie ziemi; modlitwa i przepisywanie tysięcy stron starożytnej mądrości, które inaczej by przepadły; modlitwa i podejmowanie najbardziej odpowiedzialnych zadań w Kościele.

Tu, w niebie, nie przestaję dziękować Bogu za ten przeogromny i nieskończony dar.

Życzę wam, którzy będziecie dorośli w wieku XXI, dorośli w Europie, abyście wzrastali rezolutni, zdecydowani w czynieniu dobra, zdolni do heroizmu w służbie bliźniemu, tak jak ja o tym marzyłem dla wszystkich wielkich w każdej epoce i z każdego narodu. I przyjedźcie choć raz do Monte Cassino. Naprawdę warto. Klasztor zniszczony był cztery razy: najpierw przez Longobardów, potem przez Saracenów, następnie przez trzęsienie ziemi i wreszcie podczas bombardowań w 1944 r. Ale ciągle tam stoi, ponieważ dzieła Boże zawsze są trwalsze od tych ludzkich.

 

 

Zwłaszcza w trudnych momentach pamiętajcie o moim programie: „Ora et labora”, co znaczy: „Módl się i pracuj”.

W wydaniu książkowym przeczytasz o następujących świętych:

SPIS TREŚCI
Św. Benedykt z Nursji s. 3
Św. Cyryl i Metody s. 5
Św. Brygida Szwedzka s. 7
Św. Katarzyna z Sieny s. 9
Św. Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein) s. 12
Św. Jerzy z Liddy s. 15
Św. Mikołaj z Mitry s. 18
Św. Joanna d'Arc s. 19
Św. Tomasz Morus s. 23
Św. Teresa z Avila s. 25
Święty Stanisław Kostka s. 28

Więcej książek: www.jednosc.com.pl

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama