Służba, a nie serwis usługowy

O powołaniu kapłańskim

Pragnienie, by zostać księdzem, zrodziło się we mnie już we wczesnym dzieciństwie. Miałem chyba cztery lata, kiedy przy niedzielnym obiedzie podczas rozmowy rodzinnej o tym, jak było w kościele, uświadomiłem sobie, że ja również mógłbym być kapłanem. Było to dla mnie wielkie odkrycie.

Nie zdradziłem tego pragnienia nikomu, przede wszystkim z racji jeszcze wtedy nieuświadomionej ambicji: chciałem, zgłaszając się do seminarium duchownego, wszystkich zaskoczyć. Raz tylko jeszcze jako przedszkolak wspomniałem o tym zamiarze mamie, która mi wtedy powiedziała, że jestem za mały, aby podejmować takie decyzje. Pragnienie to jednak we mnie „wytrzymało”, mimo trudności wieku dorastania. Faktycznie wielkim zaskoczeniem dla wszystkich okazało się wezwanie mnie przed maturą na egzamin wstępny na studia teologiczne, które były w Czechach dostępne tylko dla kleryków (egzamin ten był w zasadzie przesłuchaniem przez Urząd Bezpieczeństwa).

W seminarium nie stawiałem sobie wyraźnie pytania, czy Bóg chce, abym był księdzem. Uważałem to za oczywiste. Kierownictwo duchowe było dla mnie pojęciem nieznanym albo raczej rozumiałem je fałszywie, sądząc, że ktoś będzie chciał kierować moim życiem. Nie odczuwałem jeszcze wtedy potrzeby rozeznawania duchowego.

Dopiero gdy zostałem księdzem, zacząłem zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności za otrzymany dar kapłaństwa, zwłaszcza po trzech latach, już jako proboszcz. W tym okresie zaczęło mnie nurtować pytanie, czy ja w ogóle miałem zostać księdzem. Kryzys powołania bardzo się pogłębił, kiedy nie chciałem czy nie umiałem przyjąć swojej słabości. Stan ten, z którym nie mogłem sam sobie poradzić, zmusił mnie do szukania ratunku, a to zaowocowało odkryciem możliwości odprawienia rekolekcji ignacjańskich.

Po odbyciu pierwszego tygodnia Ćwiczeń odczułem wielką ulgę przede wszystkim w sferze emocjonalnej, a największym odkryciem było dla mnie doświadczenie kierownictwa duchowego. Obudziło ono we mnie wielkie zainteresowanie tym tematem i starałem się zyskać więcej informacji o nim przez lekturę. Inspirowało mnie to zwłaszcza w pracy duszpasterskiej.

Przeżycie drugiego tygodnia rekolekcji po upływie roku od pierwszego tygodnia pozwoliło mi wyzwolić się z niezdrowej euforii i od- kryć w sobie powołanie do służby drugim przez kierownictwo duchowe. W parafii, gdzie byłem proboszczem, nie udało mi się jednak zyskać u nikogo takiego zaufania, aby ktokolwiek zwrócił się do mnie z prośbą o taką posługę.

W niecały rok od odprawienia drugiego tygodnia rekolekcji ignacjańskich lekarze stwierdzili u mnie stwardnienie rozsiane. Przyjąłem tę wiadomość z wielką ulgą. Oczywiście nikt mi nie wierzył, ja jednak widziałem w tym możliwość uwolnienia się od wielkiej presji proboszczowskich obowiązków (mam na myśli przede wszystkim sprawy materialne i urzędowe, ale także posługę sakramentalną, która z powodu braku czasu wyglądała niekiedy raczej jak serwis usługowy, nie zaś prawdziwa służba bliźnim). Po trzech miesiącach przeżyłem kolejny tydzień Ćwiczeń, którego treścią było rozważanie męki Pańskiej, co odebrałem jako wymowny znak Boży dla mnie w związku z moją chorobą.

Po rekolekcjach mogłem według wyrozumiałej decyzji biskupa diecezjalnego zostać wikariuszem pomagającym w parafii w Ostrawie — stosownie do moich zdrowotnych możliwości. Proboszcz parafii liczy na mnie zwłaszcza w konfesjonale, na który tutejsi księża nie mają zbyt wiele czasu. Spędzam zatem w konfesjonale nawet kilka godzin dziennie i sam często jestem zdziwiony, że mnie to prawie nie męczy, chociaż należałoby się tego obawiać przy mojej chorobie.

W parafii doświadczam wielkiego zrozumienia ze strony księdza proboszcza. Kiedy oprócz ustalonych obowiązków, których zakres jest znikomy, czegoś jeszcze potrzebuje, zawsze prosi mnie o to, pytając, czy podołam. Mam więc sporo czasu i wielką wolność co do możliwości wykorzystania czasu. Pozwoliło mi to realizować wielkie pragnienie udzielania ludziom konkretnej pomocy przez kierownictwo duchowe.

Na początku, po pojedynczych próbach udzielania takiej pomocy tym, którzy się do mnie zwracali, zaproponowałem ją wspólnocie matek, które spotykają się przy naszym kościele. Wszystkie tę pomoc przyjęły. Trwa to już ponad rok i przynosi w ich życiu dobre owoce.

Doświadczam w tej pracy Bożej pomocy czy wręcz działania Ducha Bożego, co rozeznaję przed własnym kierownikiem duchowym. Często się o tym przekonuję, że jestem przez tę działalność ubogacany bardziej niż moi penitenci. Zauważam też, jak Pan Bóg kieruje okolicznościami, które pozwalają mi coraz więcej pracować w tej dziedzinie duszpasterstwa. Bardziej sobie uświadamiam, że kierownictwo duchowe jest tym, do czego mnie Bóg powołuje w ramach mej służby kapłańskiej. W dodatku moje zaangażowanie pozwala mi niemal całkiem zapominać o mojej chorobie.

KS. STANISŁAW ZWYRTEK

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama