Wdzięczność

Hasło ze "Słownika duchowości ignacjańskiej"

Wdzięczność

Podstawy słownika duchowości ignacjańskiej

Tłumaczenie: Olga Fendrych

NIHIL OBSTAT. Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego,
ks. Adam Żak SJ, prowincjał. Kraków, 26 X 00 r., l.dz. 268/00.



WDZIĘCZNOŚĆ

(I)

„Niewdzięczność jest zapłatą w świecie" - mówi stare przysłowie ludowe. Wyraża ono nierzadkie doświadczenie: przyjazny gest nie jest zauważany, nie dziękuje się za podarki, a długoletnia służba nie znajduje ani słowa uznania.

Dla Ignacego niewdzięczność nie jest jedynie „zapłatą w świecie", lecz czymś więcej: korzeniem wszelkiego zła. 18 marca 1542 pisze on w liście do swojego współbrata Simona Rodriguesa:

Kiedy się to rozważa w obliczu Jego Boskiej dobroci, to wśród wszelkich wyobrażalnych niegodziwości i grzechów niewdzięczność należy do najbardziej obrzydliwych rzeczy wobec naszego Stwórcy i Boga i wobec stworzeń, które uczynił On dla swojej Boskiej i wiecznej chwały; jest ona zapoznaniem otrzymanych dóbr, łask i darów; przyczyną, początkiem i źródłem wszelkiego zła i grzechów.

Jak Ignacy dochodzi do tego, aby uznawać niewdzięczność za źródło wszystkiego zła? U podstaw tej wypowiedzi leży doświadczenie wiary i przeżycie mistyczne, że życie w najgłębszej swej istocie jest miłością. A miłość jest wzajemnym dawaniem i przyjmowaniem. W tym sensie Ignacy pisze w „kontemplacji dla uzyskania miłości":

Miłość polega na wzajemnej wymianie dwóch stron, to znaczy że kochający daje i przekazuje umiłowanemu to, co sam posiada, albo z tego, co posiada lub co leży w jego możliwości. I wzajemnie - kochany kochającemu (ĆD, 231).

Życie samego Boga widziane jest w miłości trynitarnej jako wieczne Darowanie i Przyjmowanie Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Na tym tle niewdzięczność jest koniec końców odmową, aby nie przyjmować i darować. Niewdzięczność jest blokadą przeciw strumieniowi miłowania i darowania siebie.

W ludzkim życiu istnieją przede wszystkim trzej „zabójcy wdzięczności".

Pierwszym jest duma, która wierzy, że wszystko musi sama zrobić i być „sobą” tylko wtedy, kiedy sama wszystkiemu podoła i wszystko jedynie sobie zawdzięcza.

Drugim jest łatwość z jaką wszystko się przyjmuje; nie uświadamia się już sobie, że zdrowie, udane przedsięwzięcie, wspaniała pogoda itd. są darami.

Trzecim „zabójcą wdzięczności” jest fałszywe myślenie wymaganiami, które sądzi, że do wszystkiego ma prawo, i wymaga tego, co może być jedynie darowane.

Niewdzięczny człowiek jest człowiekiem biednym i samotnym. W powieści „Nie obiecywałam ci różanego ogrodu” Hannah Green, ciężko chora psychicznie kobieta, opisuje świat obłędu w jakim żyje. W świecie tym nie istnieje słowo „dziękuję”. Gdyby istniało, ciemnica duchowa opisana jako piekło izolacji mogłaby być otwarta jak przez tajemnicze „sezamie, otwórz się”: dziękowanie jest mostem od człowieka do człowieka - daruje ono wzajemne przynależności.

W ten sposób można powiedzieć, że prawdziwie i całkowicie należy do nas, do naszego świata i jest naszą własnością to, za co potrafimy dziękować. Kto nie potrafi dziękować, temu wszystko pozostaje wewnętrznie obce, ponieważ nie przyjmuje tego z afirmacją.

Zachowuje to ważność także dla „przyjęcia samego siebie", które według Romano Guardiniego jest warunkiem tego, że w naszym życiu w ogóle coś się może zdarzyć. Co się wydaje najbardziej naturalne dla samego siebie, nierzadko jest w ludzkim życiu zagrożone, ba, zniszczone. A przecież zdarza się, że ludzie, którzy zostali odrzuceni i odrzucili samych siebie aż po myśli samobójcze, mogą zacząć dziękować za swoje życie, jeżeli zostaną dotknięci przez miłość Boga i ludzi. Kto może to przeżyć z kimś, rozumie, że Ignacy widzi wdzięczność jako źródło wszelkiego dobra.

(II)

Czasami, jak sobie przypominam, mama domagała się od nas przy jedzeniu: „Powiedzże, jak to smakuje!” Próbowaliśmy wtedy wyjaśnić jej: „Jeżeli nic nie mówimy, to zawsze znaczy, że jedzenie jest dobre. Jeżeli nam nie smakuje, to już powiemy wyraźnie!" Cóż, mama rozumiała, co znaczyło to na wpół przepraszające wyjaśnienie, ale dopiero później stało się dla mnie jasne, że nie ma sensu, nad wszystkim przechodzić do porządku dziennego „milczącym podziękowaniem".

Że podziękowanie nie jest zrozumiałe po prostu samo przez się, ukazują dobre i czasami „pedagogiczne” wymagania skierowane do dzieci: „Powiedz teraz cioci ładne podziękowanie za piękną laleczkę!"; nawet jeżeli jest to trzecia taka sama lalka, jaką biedne dziecko dostaje w podarunku. Nauczenie się więc wdzięczności związane jest z trudnościami.

Ignacy każdemu radzi codziennie przeznaczać pewien niewielki odcinek czasu na ćwiczenie się we wdzięczności: „Podziękować Bogu, naszemu Panu, za otrzymane dobrodziejstwa" (ĆD, 43). Podstawą tego założenia jest to, aby coraz więcej się uczyć, aby patrzeć z kochającą uwagą na zdarzenia dnia. Wtedy zawsze znajdzie się podstawa do radości i wdzięczności.

Mnich benedyktyński David Steindl-Rast pisze o sobie w książce „Uwaga serca”:

Codziennie z każdym okamgnieniem darowane są nam niezliczone rzeczy. Musimy tylko uważać na to, a wdzięczność prawie że nas zaleje. Ale czy na to uważamy? Oto jest pytanie. I ten punkt jest planowym ćwiczeniem podjętym przez ascezę. Od lat na przykład piszę w moim kalendarzu kieszonkowym przynajmniej jedną rzecz, co do której nigdy mi przedtem nie przyszło do głowy, by być za nią wdzięcznym. Być może komuś się wydaje, że to ciężkie, znajdować codziennie nowy powód wdzięczności. To nie jest ciężkie. Często przychodzą mi do głowy cztery lub pięć powodów. Wcale nie mogę sobie wyobrazić, jakim starym musiałbym się stać, aby wyraźnie zmniejszyć ten zapas.

Kto przyjmuje świat z miłością i uwagą, ten ma wiele powodów do dziękowania: hasło w kalendarzu, które nagle spostrzegamy; kroplę rosy, w której odbija się słońce; ciepłą filiżankę kawy w zziębniętych dłoniach; rozmowę, która doszła do skutku z braku telewizora; udane zakończenie transakcji; kilka minut ciszy na ławce w parku lub w kościele w drodze do domu; Duże i Małe, powszednie i niespodziewanie Nowe.

Wdzięczność buduje głębokie związki. Niezwykle wyraźnie ukazuje się to przy uzdrowieniu dziesięciu trędowatych (Łk 17, 12-19): jedynie jeden z uzdrowionych idzie ku Jezusowi z powrotem, aby dziękować i oddać chwałę Bogu. Temu - „a był to Samarytanin”, obcy, jak wyraźnie zostanie powiedziane - poza uzdrowieniem darowane zostanie osobiste nawiązanie kontaktu z Jezusem.

Że w najgłębszym sensie chodzi o ten właśnie kontakt, stanie się u Ignacego jasne w „kontemplacji dla uzyskania miłości" (por. ĆD, 230-237). Zaprasza on, aby przyjąć z wdzięcznością we własnym wnętrzu dobrodziejstwa Boga, dary stworzenia i własną historię życia - a myśleć o tym, że dary te są „jedynie” wyrazem tego, że Bóg, „Pan, chce mi dać siebie samego, na ile to możliwe" (ĆD, 234).

Tak widziany wdzięczny człowiek jest człowiekiem zdolnym do nawiązania kontaktów, człowiekiem otwartym na „ja”, człowiekiem, dla którego wszystko może się stać środkiem, symbolem, wyrazem, sakramentem spotkania. Tak, wdzięczność stała się dla niego darem, za który dziękuje, tak jak mówimy w czwartej Prefacji Zwykłej: „nie potrzebujesz naszego uwielbienia, pobudzasz nas jednak swoją łaską, abyśmy Tobie składali dziękczynienie".

Ignacy żył z dziękczynienia. Jeden z jego towarzyszy pisze o nim: „Wśród wielu cnót, które posiadał Nasz Ojciec, jedna była wyraźna w sposób szczególny: wdzięczność, w której był on naprawdę godny podziwu".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama