Czy Jezus był kontemplatykiem?

Fragmenty książki "Szukając Boga by Doń się modlić", przekład - Beata Majczyna

Czy Jezus był kontemplatykiem?

Tytuł oryginału - Looking for a God To Pray To. Christian Spirituality in Transition
Published by Paulist Press 997 Macarthur Boulevard Mahwah, NJ 07430 © 1994 by William Reiser
© Wydawnictwo WAM, Kraków 2002
Przekład Beata Majczyna, Redakcja Barbara Borowska
ISBN 83-7097-891-6
nihil obstat. Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego,
ks. Adam Żak SJ, prowincjał. Kraków 17 listopada 2001 r., l.dz. 263/01



CZY JEZUS BYŁ KONTEMPLATYKIEM?

Terminy „działanie” i „kontemplacja” zajmują znaczące miejsce w duchowości chrześcijańskiej i — podobnie jak „wiara” i „praktyka” — wskazują na niezbędną równowagę, jaka musi istnieć w życiu chrześcijanina. Nie wystarczy jedynie wyznać, że Jezus jest Panem; trzeba jeszcze pełnić wolę Bożą (por. Mt 7, 21). Nie wystarczy słuchać słowa Bożego; trzeba je jeszcze zachowywać poprzez wypełnienie go (por. Łk 8, 21). Wiara bez uczynków martwa jest (por. Jk 2, 26). Ponieważ „uczynki” świadczą o pełni naszej wzajemnej miłości, toteż ktoś, kto nie kocha, nigdy nie poznał Boga, choćby żarliwie wyznawał swą wiarę: „Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością” (1 J 4, 8).

Tak więc działanie i kontemplacja oraz wiara i praktyka są często współzależne. Działanie, do którego wzywa nas słowo Boże, jest niemożliwe bez skoncentrowania się na Bogu. Zaangażowanie się w działanie, bez względu na płynące zeń korzyści, może z łatwością doprowadzić do zatwardziałości serca, o ile nie wypływa ono z duszy skoncentrowanej na Bogu. Medytacja i modlitwa bez względu na swą intensywność i płynące zeń ukojenie okażą się fatalne dla życia ewangelicznego, jeśli nie będą prowadziły do troski o świat. Nawet w przypadku tych osób, które Duch Święty zaprasza do najgłębszego życia wewnętrznego — tych, które wybierają życie we wspólnotach zakonnych, przewlekle chorych, starszych, którzy stracili już młodzieńczą energię i sprawność — modlitwa, o ile jest to modlitwa chrześcijańska, obejmuje całą ludzkość. To, co niegdyś wyrażane było przez działanie i uczynki, teraz jest wyrażane poprzez miłość i współczucie.

Pragnienie utożsamiania się poprzez uczucie i troskę z całym rodzajem ludzkim jest znakiem Ducha Świętego, a także organicznego rozwoju chrześcijańskiego ducha modlitwy. Człowiek uczy się obejmować udręczony i jęczący świat, tak jak to czynił Jezus (a po Nim św. Paweł) pozwalając się do niego „przygwoździć”. Ludzie ci niosą świat w swoich sercach, czując jego brzemię, rozumiejąc jego grzeszność, dzieląc jego niepokoje i nadzieje i miłując go bez granic. To jest właśnie mistyka krzyża tak pięknie wyrażona w słynnym początkowym akapicie soborowej Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”:

Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu. Ich bowiem wspólnota składa się z ludzi, którzy zespoleni w Chrystusie prowadzeni są przez Ducha Świętego w swym pielgrzymowaniu do Królestwa Ojca, i przyjęli orędzie zbawienia, aby przedstawiać je wszystkim. Z tego powodu czuje się ona naprawdę ściśle złączona z rodzajem ludzkim i jego historią4.

Odpowiedź na pytanie: „czy Jezus był kontemplatykiem?”, wymaga zrozumienia, co znaczy być kontemplatykiem. W świetle tego, co już zostało powiedziane, Jezus z pewnością nim był. Ewangelia przywołuje reakcję Jezusa, kiedy uświadomił sobie, jak bardzo ludzie byli spragnieni słowa Bożego i co byli zdolni uczynić, byle tylko móc je usłyszeć:

Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza (Mk 6, 33­34).

Litość, którą Jezus odczuł w stosunku do tłumu, była charakterystyczna dla Jego postawy wobec całego swego ludu, a także wobec wszystkich ludzi. Litość jest więc głównym znakiem serca i umysłu autentycznie kontemplacyjnego, gdyż to właśnie poprzez pryzmat litości Bóg postrzega świat; patrzeć więc i odczuwać świat z „serdeczną litością”, tak jak czyni to Bóg (por. Łk 1, 78), oznacza postrzegać wszystko w sposób przemieniony. Postawa ta rzuca światło na reakcję Samarytanina w jednej z przypowieści Jezusa, gdzie nieoczekiwany wybawca zbliżył się do nieszczęsnej ofiary, a „gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko” (Łk 10, 33). To, co sprawia, że ludzkie oczy stają się kontemplacyjne, to zdolność lub gotowość do „głębokiego wzruszenia” w takich właśnie okolicznościach, czyli do „patrzenia”, które wychodzi poza różnice Samarytanin / Żyd, a zamiast tego dostrzega bliźniego5.

Słowo „kontemplacja” wywodzi się z łacińskiego słowa świątynia (templum). Templum odnosiło się do miejsca wyznaczonego przez proroka w celu celebrowania pewnych obrzędów. Początkowo „kontemplować” oznaczało stać w miejscu, z którego jednym spojrzeniem ogarniało się wszystkie kierunki; innymi słowy, znaleźć się w miejscu z nie zasłoniętym widokiem na niebiosa i ziemię. Można jednak rozszerzyć to początkowe znaczenie. Postrzegać wszystko oczyma nie zasłoniętymi uprzedzeniem czy nienawiścią lub też dostrzegać wszystko z czułością i miłością — to najlepszy sposób na opisanie Boskiej perspektywy: Boskie oko obejmuje jednym spojrzeniem całą przestrzeń nieba i ziemi, przeszłą i teraźniejszą. Dzieło kontemplacji można więc również opisać jako odnalezienie świętego miejsca, z którego i my możemy wyraźnie i z miłością zobaczyć cały świat6.

Określenie kontemplacji w kategoriach litości i współczucia jest bardzo ważne dla rozróżnienia, czym Jezus był, a czym nie był. Jezus nie był pustelnikiem lub słynnym ascetą. Z pewnością nie pasowałby do naszego obrazu instytucjonalnej osoby religijnej. Nie należał do żadnej wspólnoty i nigdy nie składał ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Jezus nie wycofywał się ze świata, by chronić się przed rozproszeniami i powabami i w ten sposób osiągnąć pokój i samotność potrzebną do formułowania wielkich myśli na temat tajemnicy Boga. By wyrazić to, co pragnął powiedzieć, Jezus posługiwał się obrazami i metaforami zaczerpniętymi ze zwyczajnego życia. Czynił tak, ponieważ żył i myślał w zwyczajnym, codziennym świecie, gdzie ludziom może zabraknąć jedzenia w chwili, gdy przybywa niespodziewany gość (por. Łk 11, 5­6), gdzie muszą łatać ubrania (por. Mk 2, 21), gdzie syn może odejść i roztrwonić swą młodość (por. Łk 15, 11ff), gdzie kobiety wymiatają swoje domy (por. Łk 15, 8), gdzie rządca okazuje się nieuczciwy (por. Łk 16, 1­8), gdzie dziecko może być nagle dotknięte śmiertelną chorobą (por. Mk 5, 22-23). Można by tę listę ciągnąć w nieskończoność. Wszystkie te odniesienia wskazują na to, że Jezus czuł się bardzo dobrze w zwyczajnym, codziennym świecie swojego ludu. Myślenie i wyobraźnia Jezusa osadzone były w tym jedynym świecie, jaki znał.

Jeśli Jezus nie był ani mnichem, ani ascetą, nie był także duchownym ani profesjonalnym teologiem. Prawdopodobnie zdziwi to większość ludzi, sądzę jednak, że jest to fakt wart podkreślenia. Mój własny pogląd na Jezusa został uformowany w wyniku długotrwałego procesu katolickiego kształcenia głównie przez religijne kobiety i księży. Był to więc nie tylko ksiądz, który zazwyczaj mówił o Jezusie i głosił kazania na temat Ewangelii, lecz także religijni profesjonaliści, którzy przekazywali dzieje Jezusa na lekcjach religii i poprzez katechizm. Ksiądz był przedstawiany jako „drugi Chrystus”, którego zastępował podczas celebrowania Mszy świętej lub przy wysłuchiwaniu spowiedzi.

Do czasu moich święceń kapłańskich, owa pełna wdzięku prostota tożsamości kapłańskiej zaczęła się nieco wycierać; a w ciągu kolejnych dziesięciu lat zupełnie się rozpadła. I choć bardzo pragnąłem myśleć o sobie jak o Jezusie, Jezus nie był do mnie podobny w mojej roli księdza, czy w mej przynależności do wspólnoty religijnej lub mej pracy zawodowej wykształconego teologa. Rozpad mojego poglądu na Jezusa nie był jednak problemem (choć pogląd ten rzeczywiście się rozpadł, co było wystarczająco przykre). Problem stanowiło to, że owe utożsamiania się i skojarzenia nieświadomie wpłynęły na mój sposób słuchania, a następnie przekazywania historii ewangelicznej. Uwarunkowały one obraz Jezusa, jaki głosiłem i nauczałem. Ryzykując zbytnie uproszczenie spraw o wiele bardziej złożonych, niż kiedykolwiek zdołam to sobie uświadomić, miałem do wyboru: albo ukształtować mój obraz Jezusa w kategoriach oficjalnie przeze mnie reprezentowanej instytucji lub znaleźć sposób na to, by ewangeliczne dzieje Jezusa odmieniły mój pogląd na tę instytucję oraz na znaczenie bycia kapłanem.

Upierając się przy stwierdzeniu, że Jezus nie był kapłanem, stawiamy tych z nas, którzy są wyświęceni, w pozycji czujności, byśmy nieświadomie nie oddzielili Jezusa od Jego ludu. A stanie się tak, jeśli w głębi serca będziemy wierzyć, że Jezus był podobny do nas w naszym sposobie definiowania i przeżywania naszej kapłańskiej tożsamości. Co więcej, ludzie nam na to pozwolą, gdyż, choć może nie są tego w pełni świadomi, Jezus, którego im zaprezentowano, jest mniej podobny do nich, a bardziej do duchownych. Cechy, jakie są podkreślane, cel Jego życia, powołanie apostołów dające początek Kościołowi, ofiarnicza natura Jego śmierci — wszystko to podtrzymuje pogląd, że Jezus był inny, odległy, kapłański, a nawet hierarchiczny. Jezus był „ponad” apostołami, tak jak niektórzy wyświęceni duszpasterze są „nad” innymi, a wszyscy konsekrowani „ponad” zwykłymi ludźmi. Mimo że pojęcie samo w sobie zostało zburzone w latach posoborowych, jego moc wciąż przejawia się w sposobie przekazywania dziejów Jezusa.

Inne sposoby przedstawiania sylwetki Jezusa także do Niego nie pasują7. Nie był On reformatorem społecznym ani też założycielem nowej religii.

Oczywiście, przesłanie Jezusa wzywało do reformy, której głównym obszarem było społeczeństwo oraz jego instytucje ekonomiczne i polityczne. Lecz dla Jezusa reforma nigdy nie oznaczała dążenia do równości i sprawiedliwości politycznej ani ponownego podziału ziemi i jej dóbr, ani też masowego oporu wobec niesprawiedliwości i ucisku — czyli działań typowych dla reformatora społecznego — w oderwaniu od wszechogarniającej i rozprzestrzeniającej się wiary w Boga Izraela. Konflikt pomiędzy Jezusem a ustrojem religijno­politycznym Jego czasów został spowodowany Jego przekonaniem, że Bóg troszczy się o ubogich, o żyjących na marginesie społecznym, o cierpiących z powodu niesprawiedliwości. Jezus nie mógł oddzielać tego, co widział wokół siebie, od swego doświadczenia Boga, wspomnień Izraela o tym, co Bóg dlań uczynił w przeszłości, od wychowania i postaw przejętych od Maryi i Józefa (męża „prawego”), od potężnego świadectwa św. Jana Chrzciciela oraz od Bożej obietnicy nieustannego kroczenia z dziećmi Abrahama. Prorok — oto jedyne określenie nadające się dla Jezusa: „który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu” (Łk 24, 19).

Trzeba się przyzwyczaić do tego, że Jezus nie był założycielem światowej religii; wymaga to także pewnego zastrzeżenia. Zamiarem Jezusa było zreformowanie domu Izraela, odnalezienie i ocalenie tego, co zaginęło: ludu izraelskiego, jego przywódców i instytucji. Choć zgromadził wokół siebie grupę ludzi, twierdzenie, że w nich widział Jezus znany nam obecnie Kościół, byłoby przesadą. Wspólnota wokół Jezusa, zwłaszcza w czasie wspólnych posiłków, stała się znakiem królestwa Bożego. Ludzie chcieli być tam, gdzie był Jezus. Pragnęli Go słyszeć, chcieli z Nim rozmawiać, cenili Jego towarzystwo: krótko mówiąc —kochali Go. O ile nam wiadomo, Jezus nigdy nie odrzucił zaproszenia na posiłek. Nigdy nie odmówił napitku ze strachu przed skandalem bądź przed tym, że niektórzy jego towarzysze mogą się upić. Nigdy też nie wyłączał nikogo z towarzystwa przy stole. Tak naprawdę, wszyscy byli mile widziani tam, gdzie jadł Jezus. To, że bogaci i biedni, grzeszni i prawi, potężni i pozbawieni wszelkich praw, czyści i nieczyści mogli zasiąść wspólnie przy stole w towarzystwie Jezusa, było wyraźnym znakiem nadejścia królestwa Bożego.

Wydarzenia, jakie miały miejsce po śmierci Jezusa, nie leżały już w Jego kompetencjach. Można by rzec, że Bóg miał co do życia Jezusa swoje plany wykraczające poza wszelkie przewidywania Jezusa (to samo tyczy się każdego z nas). Działalność Jezusa doprowadziła do ustanowienia wspólnot Jego naśladowców. Początkowo nie dostrzegali oni sprzeczności pomiędzy byciem jednocześnie „chrześcijaninem” i Żydem. Z czasem jednak narastające konflikty i napięcia spowodowały definitywne rozdzielenie obu grup. Oczywiście, chrześcijanie oglądali się na dzieje ewangeliczne i obserwowali Jezusa w procesie ustanawiania nowego prawa, nowego przymierza i nowej religii. Być może rozłam z judaizmem tłumaczyli sobie w kategoriach odrzucenia Jezusa przez Jego własny lud; owo odrzucenie stało się podstawą do rozszerzenia oferty zbawienia także na pogan.

Nie można jednakże uznać Jezusa za założyciela tego, co powoli przerodziło się w nową religię bez poczynienia pewnego zastrzeżenia. To ludzie wierzący i działający w Duchu Jezusa „założyli” Kościół, który pozostaje wierny swym duchowym fundamentom, o ile jest wierny dziejom Jezusa. Kościół musi kontynuować cele Jezusa. Celem Jezusa było królestwo Boże. Dla Kościoła musi być to samo: modlitwa i działanie, by spełniała się na świecie wola Boża („Niech przyjdzie królestwo Twoje” [Łk 11, 2]). Wymaga to od Kościoła nieustannej czujności, by nie zastąpić pierwotnej troski Jezusa własnymi interesami instytucjonalnymi. Przychodzi tu na myśl choćby to, jak Kościół, powołując się na fakt, że Jezus był mężczyzną, broni w ten sposób swej praktyki wyświęcania wyłącznie mężczyzn. Lub też, jak tradycja przefiltrowała charakterystyczne cechy życia Jezusa w celu utworzenia idealnego wzorca zachowania religijnego w kwestii ubóstwa i posłuszeństwa. Lub jak podkreślano fakt bezżenności Jezusa, by promować celibat wśród duchowieństwa i osób zakonnych. Jednocześnie, w trwającym procesie zrozumienia siebie, Kościół zdaje się ignorować wagę żydowskiej wiary Jezusa. To wszystko zasługuje na dalszą refleksję.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama