Poznać Chrystusa cierpiącego

Czy cierpienie ma sens?

Wiemy, że został ukrzyżowany przez nasze grzechy i za nas. Czterdzieści dni Wielkiego Postu prowadzi nas do poznania istoty tajemnicy zbawienia. Teologia mówi, że inicjatorem zbawienia jest Bóg; człowiek nie może się zbawić sam. To jest łaska, czyli darmowy dar. Odpowiedź człowieka jest wolna, a to dlatego, że — jak uczy Konstytucja o objawieniu Bożym — Bóg objawił się w nadmiarze miłości i prowadzi z człowiekiem dialog.

Krzyż kojarzy nam się przede wszystkim z cierpieniem Jezusa i prowadzi do pytania o sens cierpienia. Przejmująco o tym pisał Antoni Gołubiew w „Listach do przyjaciela”. Pytał Boga: dlaczego dopuściłeś tyle cierpienia, dlaczego z tylu możliwych światów ten właśnie zrealizowałeś? „Ty nam to powiedziałeś, że człowiek stworzony został do szczęścia, nie do cierpienia; że sam przywołał swój ból słabością i grzechem, że się odwrócił od Ciebie, wybrał udrękę i zło, miast tego życia, które dlań przeznaczyłeś; że nadal w zaślepieniu czyni to samo. Lecz przecież... przecież nie uczynił tego pragnąc cierpienia, szukał przecież radości i szczęścia. A może było inaczej? (...) Dlaczego tak jest, dlaczego cierpią dzieci, dlaczego męczą się nieświadomi. (...) Nie pojmujemy, ale właśnie dlatego jest nam tak ciężko. Mimo całej ufności, na jaką się zdobyć możemy, świat przedstawia się nam jak zagadka, tragiczna i okrutna zagadka”. Tym bardziej że cierpienie nie zawsze uszlachetnia i podnosi. Bywa, że dzieje się odwrotnie: ludzie w cierpieniu degenerują się i więdną; cierpienie sprowadza nieraz załamania i bunt, niewiarę, rozpacz, a czasami nienawiść.

Mówimy, że cierpienie nabiera sensu dopiero w perspektywie Krzyża. Łatwo powiedzieć, a trudno słabemu człowiekowi z cierpieniem żyć. Niezwykłym przykładem zwycięstwa nad złem cierpienia są losy kard. Josepha Bernardina, metropolity Chicago. Dotknięty okrutnym cierpieniem duchowym, a potem fizycznym, pokazał, że nawet w takiej sytuacji można zachować godność i świętość. Pomówiony przez ekskleryka o molestowanie seksualne zniósł wszystkie upokorzenia. Stacja telewizyjna CNN co godzinę nadawała zwiastun filmu „Upadek kardynała”. W osobistych zapiskach metropolity znajdujemy fragment przejmującej modlitwy: „Żyję już sześćdziesiąt pięć lat, ale dopiero teraz naprawdę pojąłem ogrom bólu, który spadł na Ciebie tamtej nocy. (...) Dlaczego pozwoliłeś, by spotkała mnie taka krzywda”. I dodał: „Nigdy wcześniej nie czułem się równie samotny”. Rychło okazało się, że oskarżenie było fałszywe. Kardynał odwiedził Stevena, który miał wkrótce umrzeć na AIDS. Wybaczył mu, jego przeprosiny przyjął bez zastrzeżeń; chwilę później rozpoczął odprawianie Mszy św. w intencji Stevena. „W całym swoim życiu kapłańskim nie byłem nigdy świadkiem równie głębokiego pojednania” — napisał potem w dzienniku.

Te dramatyczne wydarzenia osłabiły jednak organizm kardynała, uaktywnił się rak trzustki. Rozpoczęło się powolne umieranie. Wtedy właśnie, w tak — po ludzku rzecz biorąc — nieludzkim momencie, napisał o najważniejszej tajemnicy Krzyża. Rodzi on bowiem pozornie pewną samotność i przeszkadza nam niekiedy dostrzec, że wszystko dzieje się dla naszego dobra i że w istocie wcale nie jesteśmy sami. „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił” — wołał Jezus. Jeżeli zatem nasz Pan doświadczył bólu i cierpienia, to czy my, Jego uczniowie, możemy domagać się łatwiejszego życia? — pytał retorycznie kard. Bernardin. Jako uczniowie Jezusa cierpimy w jedności z naszym Panem, ale nawet ta jedność z Chrystusem nie jest w stanie do końca usunąć poczucia samotności i opuszczenia. Kardynał przyznał, że dzięki temu, co przeżył, zrozumiał, iż cierpienie sprawdza naszą zdolność współodczuwania z bliźnimi: „Przebywając wśród ludzi, którzy cierpią, bardzo często okazuje się, że pomóc można im tylko w jeden sposób: być z nimi i towarzyszyć im w drodze, tak jak Jezus towarzyszy nam”. Podobną myśl wyraził Henryk Elzenberg mówiąc, że pocieszyć człowieka znaczy: w jego własnych oczach jego cierpienie podnieść do najwyższej godności.

Metropolita Chicago zmarł w listopadzie 1996 r. Tuż przed śmiercią napisał: „Albowiem dając — otrzymujemy, wybaczając — zyskujemy przebaczenie, a umierając — rodzimy się do wiecznego życia”. Media nigdy nie przeprosiły kardynała, który w pełni poznał Chrystusa cierpiącego. Sam zadaję sobie pytanie, jak bym się zachował, gdybym znalazł się w takim potrzasku, jak ten święty hierarcha z Ameryki.

W „Myśleniu według wartości” ks. Józef Tischner napisał, że cierpienie jest podstawowym faktem ludzkim, a nawet czymś więcej: „jest próbą człowieczeństwa człowieka, próbą jego wewnętrznej prawdy. Przechodząc przez tę próbę, człowiek okazuje się takim, jakim jest. Jego maski opadają, traci sens wszelka gra”. Znamy ostatnie dwa lata życia ks. Tischnera. Ten tekst zawsze czytam ze ściśniętym gardłem; jego autor także poznał Chrystusa cierpiącego.

Może jest tak, jak chce Simone Weil. Według niej cierpienie nie musi być wytłumaczone. Ten pozorny brak objawia bowiem wielką wartość cierpienia niewinnych. Bóg, który jest niewinny, jakby akceptował zło w stworzeniu. Cierpienie uczy współodczuwania z bliźnim, jak mówił kard. Bernardin, ale także uczy odróżniać rzeczy istotne od nieistotnych; kruszy w człowieku zarozumiałość i pychę, a przede wszystkim uczy widzieć świat z innej perspektywy. Chrześcijanin powie, że z perspektywy Krzyża. To ważne, bo afirmacja samego cierpienia byłaby fałszem. Krzyż jest symbolem i znakiem naszego zbawienia — to ofiara Chrystusa. Bóg nie chce cierpiętnictwa, bo cierpienie nie jest dobrem; ostatecznie czystość ofiary Chrystusa łączy się z brudem zbrodni. Bóg chce, abyśmy poznali i zrozumieli cierpienie Chrystusa.

Kard. Bernardin 10 dni przed śmiercią zapisał w swoim dzienniku: „Zimy w Chicago są zawsze ciężkie — to w istocie czas umierania. Wszyscy jednak wiemy, że wkrótce znowu przyjdzie wiosna, a wraz z nią nowe życie i nowe piękno”. Niedługo potem kardynał doświadczał nowego życia w całkiem inny sposób. W życiu doczesnym pokazał, czym jest droga miłości. „Kto chce iść za mną, niech weźmie swój krzyż i naśladuje mnie”. „Niech weźmie” i „niech naśladuje” — oto droga miłości. Mimo cierpienia i przez cierpienie. Poznać Chrystusa cierpiącego, to poznać Jego miłość.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama