O życiu zakonnym, Towarzystwie, wychodźstwie i Założycielu

Drugi tom z serii wydawniczej dokumentującej przemyślenia duchowe o. I. Posadzego współzałożyciela zgromadzenia Chrystusowców



O życiu zakonnym, Towarzystwie, wychodźstwie i Założycielu
wybór i opr. ks. Bogusław Kozioł TChr
Ignacy Posadzy TChr
Dzieła. Tom II.
O życiu zakonnym, Towarzystwie, wychodźstwie i Założycielu
ISBN: 978-83-60214-93-X

Drugi tom z serii wydawniczej dokumentującej instrukcje i listy poświęcone życiu zakonnemu, Towarzystwu Chrystusowemu, wychodźstwu i Założycielowi Towarzystwa Chrystusowego - kard. Augustowi Hlondowi. W serii znajdą się 4 tomy wystąpień oraz dodatkowy tom osobistych wspomnień i dzienników ojca Posadzego. Całość to nie tylko zapis przemyśleń duchowych o. I. Posadzego współzałożyciela zgromadzenia Chrystusowców, ale też znakomity przyczynek do poznania dziejów Kościoła w Polsce w przełomowych okresach: po odzyskaniu niepodległości; w czasie II wojny śwatowej i po wojnie, kiedy Towarzystwo zostało skierowane do tworzenia struktur Kościoła na Ziemiach Zachodnich. (Rh)
Wybrane fragmenty:

O ŻYCIU ZAKONNYM

„Duch zakonny jest to duch Jezusa Chrystusa.
Kto nie myśli i nie postępuje jak Jezus Chrystus, nie jest zakonnikiem.

Św. Paweł tak określa i streszcza ducha i postępowanie Jezusa Chrystusa:

«Nie przyjąłeś ofiary ani całopalenia, aleś mi dał ciało.
Całopalenia i ofiary za grzechy nie były Ci miłe.
Wtedy rzekłem: Oto idę. Napisane jest o Mnie na początku Księgi.
Oto jestem, Boże mój, abym spełnił wolę Twoją» (Hbr 5,7).

Duch Jezusa jest więc duchem poświęcenia, zależności, zaparcia.
Jezus Chrystus najwyraźniej uznaje,
że nie należy do siebie - że nie żyje dla siebie.
A to ofiarowanie siebie,
uczynił dobrowolnie, wspaniałomyślnie, bez wahania”.

ELEMENTY ŻYCIA ZAKONNEGO

[Konferencja z dnia 9 grudnia 1956 roku]
Źródło: Archiwum Postulatora,
Acta P. Ignatii Posadzy SChr. Konferencje.
Vol. XIV - Wychowanie, s. 25-32

Żyjemy obecnie w okresie epokowych przemian. Zmieniają się ludzie, warunki życia, zainteresowania. Zmieniają się teorie polityczne, gospodarcze i społeczne. Trzeba sobie dobrze zdawać sprawę z tych przemian. Trzeba umieć ocenić, co w tych zjawiskach jest dobrego i pozytywnego. Idzie o to, by przyswoić sobie te elementy, które stanowią dla nas należytą wartość.

Accommodata renovatio [dostosowanie się]

Papież Pius XII, który jak mało kto, rozumie potrzeby dzisiejszych czasów, ich bolączki i możliwości, powiedział podczas przemówienia 4.IX.1949 r[oku]: „Ludzkość znajduje się obecnie na decydującym zakręcie swoich dziejów. Zakonnikom nie wolno zachować wobec tego zjawiska postawy obojętnego widza. Czasy obecne wymagają od zakonnika niezłomnej cnoty, płomiennej gorliwości, bohaterskiej nieraz stanowczości”.

Ojciec św. żąda od zakonników „accomodata renovatio” [dostosowania się] - odnowienia i dostosowania się do naszych czasów oraz do warunków lokalnych. Odnowienia, a więc nie odrzucenia tego, co dawne, ale powrotu do najbardziej autentycznych wartości przy równoczesnym śmiałym i odważnym czerpaniu ze zdobyczy naszych czasów. A więc Ojciec św. żąda realizowania tego, co ma wartość wieczną, za pomocą środków odpowiadających drugiej połowie XX stulecia.

Trzeba przyznać, że życie zakonne przechodzi w naszych czasach pewien głęboki kryzys. Dotyczy to głównie starych zakonów. Zjawisko to daje się zauważyć nie tylko u nas w Polsce, ale i na całym świecie. Zmieniły się warunki życia. Zmieniła się psychika ludzka. Zmieniają się stare formy i metody postępowania.

Trzeba również przyznać, że zachodzące zmiany i potrzeba w związku z tym reformy właściwie mniej dotyczą naszego Towarzystwa. Towarzystwo założone zostało przez wybitnego męża Kościoła, który w całej pełni był człowiekiem współczesności. Jego potężny duch wybiegał w przyszłe czasy. On tworząc swoje wiekopomne dzieła, dostosowywał je do tych przyszłych czasów.

Tak było np. z Akcją Katolicką, której X. Kardynał Hlond był głównym twórcą. Wydał o niej X. Abp E. Civardi to chlubne świadectwo, że najlepiej postawiona jest w całym Kościele Powszechnym.

Tak było z naszym Towarzystwem. Niektóre paragrafy pierwszych Ustaw były tak współcześnie ujęte, że aż przeraziły cenzora w Kongregacji dla Spraw Zakonnych. Chodziło np. o paragraf w sprawie dopuszczenia braci do udziału w wyborze członków Kapituły Generalnej. To samo dotyczyło również wyboru Przełożonego Generalnego na przeciąg 12 lat, kiedy to naszemu Założycielowi zależało na większej stabilizacji władzy naczelnej Towarzystwa.

W odniesieniu do nowych czasów zależało naszemu Założycielowi głównie na tym, by duch Towarzystwa pozostał ten sam, lecz więcej pogłębiony i w życiu konsekwentnie realizowany. Towarzystwo jest żywym organizmem, który nie zna stagnacji. Drobne reformy czy zmiany zdążające do naprawy lub podniesienia sprawności Towarzystwa będą oczywiście zawsze konieczne. Chodzi o to, by dokonywały się one w ścisłej łączności ze Stolicą Apostolską.

Podporządkowanie się magisterium Kościoła

W ostatnich latach, a nawet miesiącach Ojciec św. postawił jasno sprawę, że Kościół powinien wsłuchiwać się w głos epoki, a wierni mają wsłuchiwać się w głos Kościoła. W dniu 31.V.1954 r[oku] zwrócił się do biskupów całego świata, zebranych z okazji kanonizacji św. Piusa X w te słowa: „Zdarza się niestety, że niektórzy nauczający mało dbają o łączność z żywym nauczaniem Kościoła i rzadko kiedy zwracają się umysłem i duchem do jego nauki powszechnej, jasno i na różne sposoby przedstawianej. Zawierzają oni zbytnio swemu własnemu rozumowi, umysłowości współczesnej i zasadom innych dziedzin wiedzy. A przecież poza prawowitymi następcami Apostołów, czyli Biskupem Rzymskim w odniesieniu do całego Kościoła i biskupami wobec wiernych, powierzonych ich pieczy, nie istnieją w Kościele Chrystusowym inni nauczyciele z prawa Bożego”.

W Konstytucji Apostolskiej „Sedes Sapientiae” skierowanej w dniu 31.V.1956 r[oku] do zakonów i zgromadzeń zakonnych Ojciec św. przypomina o konieczności „należnego dla Magisterium Kościoła szacunku i całkowitej wierności wobec jego wskazań, obowiązującej zawsze i wszędzie” i dodaje: „Skoro bowiem depozyt objawienia powierzony został jedynie Magisterium Kościoła do autentycznej interpretacji, należy go wyjaśniać nie wedle ludzkiego rozumu tylko i prywatnej oceny, lecz zgodnie ze znaczeniem i rozumieniem samego Kościoła, w sposób jak najbardziej wierny”.

Ostatnio zaś, w przemówieniu wygłoszonym 13.IX.1956 r[oku] do kapłanów, uczestników VI Zjazdu poświęconego przystosowaniu duszpasterstwa do obecnych warunków, odbytego w Mediolanie, Papież powiedział: „Musimy być coraz bardziej świadomi i osobiście przekonani o konieczności zachowania łączności z Magisterium Kościoła. Kościół bowiem posiada prawdę Chrystusową i Ducha Świętego. Powierzył mu je Chrystus jako podwójny oręż, pozwalający mu dostosować się do dzisiejszych czasów i dzisiejszego człowieka. Tak uzbrojony słucha on swej epoki. Wierni zaś muszą słuchać Kościoła, jeśli chcą właściwie zrozumieć swe czasy i słusznie je ocenić w świetle wieczności”.

A zatem nie w oparciu o własne sądy i osobiste oceny, ale w świetle wskazań Stolicy Apostolskiej należy dążyć do pogłębienia naszego życia zakonnego. Pierwszą więc palącą potrzebą jest zaznajomienia się ze wskazówkami Stolicy Św. odnośnie życia zakonnego. Chodzi zwłaszcza o te wskazania, na które powołuje się Ojciec św. w swojej ostatniej Konstytucji Ap[ostolskiej] „Sedes Sapientiae”. Chodzi również o uchwały i dyrektywy Rzymskiego Kongresu Zakonnego.

Ponadto należałoby zaznajomić się z wypowiedziami Ojca św., na różne tematy zakonne. Wypowiedzi te zawarte są w listach Ojca św. skierowanych do przełożonych generalnych i kapituł oraz w rozlicznych przemówieniach papieskich.

Sprawa powołania

Pierwszym zagadnieniem życia zakonnego jest sprawa istoty powołania. Konstytucja „Sedes Sapientiae” poucza, że na powołanie przez Boga, stanowiące podstawę życia zarówno zakonnego jak i kapłańskiego składają się dwa elementy równie istotne: jeden Boski, a drugi kościelny. W braku pierwszego z nich przestaje istnieć sama podstawa, na której wznosi się cała budowa.

Bóg bowiem wspiera ludzi swą łaską tylko na tej drodze, jaką im sam wyznaczył i daje im odpowiednie do niej dary, zarówno przyrodzone jak nadprzyrodzone. Powołanie więc ma znaczenia dla życia osobistego zakonnika, a specjalnie ponadto wartości wychowawcze i społeczne.

U nas, poza ogólnikami, rzadko kiedy mówi się głębiej o istocie powołania i o jej konsekwencjach dla osobistego życia każdego zakonnika i dla zbiorowego życia zgromadzenia. W późniejszych swych życiowych trudnościach zbyt wielu przestaje dość szybko pojmować i oceniać nadprzyrodzone wartości zakonnego sposobu życia. Dlatego po przypomnieniu podstawy i istoty powołania i życia zakonnego, trzeba by bliżej rozpatrzyć nasze metody współpracy względnie współdziałania z tym zaszczytnym wezwaniem Bożym. Powołanie zakonne osiągnie swój pełny rozwój dopiero wtedy, gdy jest właściwie kierowane, kształcone i rozwijane.

„Kandydat do życia zakonnego ma w sobie dopiero jego zalążki - jak mówi Konstytucja «Sedes Sapientiae» - które dojrzeją wtedy, gdy rozwijać się je będzie w sposób pewny, światły, gruntowny, nieposzlakowany, roztropny i śmiały dostosowany do dzisiejszych potrzeb, zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych”.

Trzeba też zwrócić większą, niż to czyniono dotychczas uwagę na to, by nadprzyrodzone wychowanie zakonne oprzeć na mocnej podstawie przyrodzonej, ludzkiej uczciwości, by kształtować doskonałego człowieka w Chrystusie Jezusie (Kol 1,26), rozwijać obok cnót nadprzyrodzonych i cnoty naturalne.

Trzeba pamiętać przy tym, że „dla osiągnięcia zakonnej doskonałości nadprzyrodzone pomoce jak sakramenty, modlitwa, umartwienie itp. Są nie tylko konieczne, ale najważniejsze i najistotniejsze”.

Żyć więcej duchem Założyciela

Na Kongresie Zakonów w Rzymie podkreślono z naciskiem, by członkowie zgromadzeń zakonnych byli jeszcze więcej przejęci duchem swych założycieli. Każdy bowiem Założyciel przekazuje swemu zgromadzeniu swego specyficznego ducha. A duch ten jest duchem Bożym, urzeczywistnieniem ideałów Ewangelii.

Ten duch tchnie w całej pełni z osoby naszego Założyciela, z jego życia i z całej jego działalności. Toteż I Kapituła Generalna postanowiła: „Członkowie winni zaznajamiać się z osobą i życiem Założyciela Towarzystwa. W tym celu zwłaszcza w nowicjatach czytać będą jego listy pasterskie, przemówienia i wypowiedzi. Niemniej i w Niższym Seminarium profesorowie w czasie wykładów nawiązywać będą, o ile zajdzie po temu sposobność, do jego życia, przemówień i wypowiedzi. Obrazy Założyciela winny się znajdować w salach, świetlicach i rozmównicach Towarzystwa”.

Nasz Założyciel wytyczył programowego ducha nowego zgromadzenia. A ten charakterystyczny duch to nic innego, jak odbicie zasad jego własnego programu życiowego. Jest to przede wszystkim duch ofiary i bezgranicznego poświęcenia. Ten duch ofiary, niby nić czerwona, przewija się przez nasze Ustawy i ceremoniał profesyjny.

Na tego ducha ofiary wskazywał nasz Założyciel w swych gorących przemówieniach i w listach do nas pisanych. „Chodzi mi o ducha ofiary - wołał do nas z przejęciem - nie przyszliście tu po wygody, przyjemności i po zaszczyty. Nie można niczego wielkiego dokonać dla Boga bez ofiary. I ja jestem zakonnikiem. Zgromadzenie, do którego należę, choć młode, jest bardzo prężne. Jest moim głębokim przekonaniem, że jeśli Bóg szczególnie temu Zgromadzeniu błogosławi, to za jego ducha ofiary”.

Będąc w Rzymie i polecając Bogu Towarzystwo, modlił się dla niego o ducha żarliwości i ofiary. „Na grobach Apostołów modliłem się o ducha apostolskiego dla członków Towarzystwa, o pełne i wyłączne oddanie się zadaniom jego, o taki żar gorliwości, iżby spalił wszystko to, co samolubne w jakimkolwiek znaczeniu, a miłością Bożą bez granic uszlachetnił i spotęgował wszystko to, co jest pierwiastkiem szlachetnym i łaski Bożej porywem ku doskonałości i ofierze za siebie”.

Po wojnie rozpoczyna się praca duszpasterska kapłanów Towarzystwa na szerszą skalę. I na tę historyczną chwilę Towarzystwo miało już gotowe wskazania Założyciela. Nadesłał on je krótko przed wojną. „Gdy w zacisznym krynickim kąciku przebiegam myślą ostatnie lata i zastanawiam się nad tym, jaka to łaska Najwyższego a zarazem jaki to trud, gdy nowe zgromadzenie włącza się w twórcze życie Kościoła, to chciałbym każdemu z Chrystusowców powiedzieć i każdego z was prosić, byście nigdy nie spuszczali z oczu świętości i wielkości potulickiej sprawy. Dla niej potrzeba wszystko poświęcić, dla niej każdego trudu się podjąć, dla niej wszelką ofiar ponieść. Wszystko uczyńcie, by włączenie się Towarzystwa w życie Kościoła było pełne i bezwzględne. O to się modlę w głębokim ukochaniu Towarzystwa i w usłużnej z nim łączności”.

Na pierwsze rekolekcje powojenne przybywa osobiście, by wygłosić kapłanom specjalną egzortę. „Odbyliśmy rekolekcje wielkie, wojenne. Mniemaliśmy, że te rekolekcje długie dopomogą kapłanom i zakonnikom do większej doskonałości. Przekonaliśmy się, że niestety tak nie jest. Świat swej drogi do Boga jeszcze nie znalazł. Są objawy bardzo pocieszające, ale narody jeszcze na kolana nie padły, jeszcze Zbawiciela nie uznały. A my, kapłani? I wśród kapłanów skrystalizował się duch ofiary, jakiego dotąd nie było. I w szeregach zakonnych znać przebudzenie do życia wyższego. Ale totalność duchowieństwa i zakonników tym nie jest objęta. Powróćmy do tej ofiary totalnej z siebie! Idźmy na całego - z Bogiem i Matką Najświętszą! Wszystko dla Boga! Wszystko dla dusz! Wtedy skrystalizuje się duch zakonny, duch totalnego oddania się Bogu i dusz zbawieniu. A za grupą pierwszą pójdą tą drogą następne pokolenia, wpatrzone w przykład swych poprzedników”.

Nasz Założyciel uczył nas ducha maksymalizmu. Kazał nam ukochać sprawę Bożą bezgranicznie. Wpierw jednak sam poświęcił się tej sprawie bez granic. Na jego bezgraniczne ukochanie sprawy Bożej patrzyły różne zakłady salezjańskie, którym przewodził.

A gdy Ojciec św. włożył na jego skroń mitrę biskupią, a później gdy mu powierzył hetmaństwo narodu, to odpowiedzialny ten urząd był mu bezustannie bodźcem do coraz bezgraniczniejszego ukochania sprawy Bożej, aż do wyczerpania wszystkich zasobów jego ofiarnego żywota. Cechuje go przy tym zawsze pogoda ducha. Wszystkie ofiary ponosi z największą pogodą ducha. Zawsze jest radosny. Jego uśmiech nie opuszcza go nawet w chwilach największych boleści.

Nasz Założyciel swoim przykładem uczył nas sztuki „radosnego poświęcenia sił”, uważając ją jako nieodzowny przymiot chrześcijańskiego ducha ofiary. „Wystrzegajcie się ponurości - przypominał nam często - radość i wesele niech was nigdy nie opuszczają! Będziecie przecież pracować wśród ludzi, którzy ciężkie wiodą życie. Macie im zanieść radość życia, macie ich pocieszać i uszczęśliwiać. Świętość wasza niech będzie pogodna, jasna, radosna”. „Nie róbcie nigdy z siebie męczenników. Ból swój powierzcie Bogu, a ludziom okazujcie zawsze oblicze pogodne”.

Wierność Ustawom

„Ustawy stanowią zasadniczy dokument ducha Towarzystwa i kodeks duchowy jego członków. Z religijną czcią będą je członkowie odczytywać, rozważać i w najdrobniejszych szczegółach sumiennie zachowywać”.

Towarzystwo stoi wiernością w przestrzeganiu Ustaw. Tylko członek, który ustawy wiernie zachowuje i z pietyzmem je rozważa, jest żywym i pełnym członkiem Towarzystwa. Taki tylko czerpie z błogosławieństw i łask płynących z życia zakonnego. Jego życie staje się prawdziwą służbą Bożą. „Qui regulae vivit, Deo vivit” [Kto żyje według reguły, żyje dla Boga].

Każde życie zakonne kształtuje się w oparciu o Ustawy. Każdy zakonnik musi Ustawy nie tylko poznać i pokochać, ale przede wszystkim w czyn wprowadzić. Wszak „ścisłe zachowanie Ustaw zakonnych jest dla duszy wiernej jakby ciągłą Komunią Świętą. Wierne wypełnienie każdego szczegółu Ustaw pomnaża w duszy łaskę, a Ja udzielam się takiej duszy w miarę jej postępu w łasce” (Pan Jezus do s. Benigny Konsolaty).

Odpowiedzialność, by Ustawy były w pełni realizowane, spada na przełożonych, ale częściowo także i na wychowawców. Przełożeni zwłaszcza powinni wskazywać jak żyć według Ustaw. Oni też winni nie tylko cytować artykuły, zwłaszcza gdy chodzi o napiętnowanie jakiegoś wykroczenia, ale wydawać zarządzenia zgodne z duchem Ustaw. Winni podkreślać życiowe znaczenie zawartych w nich wskazań.

Przede wszystkim jednak przełożeni i wychowawcy powinni przyświecać przykładem w skrupulatnym przestrzeganiu Ustaw i ich przepisów. Wtedy suche artykuły Ustaw staną się więcej żywe i życiowe. Przyczynią się do scementowania wszystkich członków naszej wspólnoty zakonnej w jeden solidarny hufiec Boży. One skupią wysiłki członków we wspólnym określonym celu i wytworzą bardziej osobisty, a zarazem bardziej społeczny stosunek do posłannictwa Towarzystwa.

Ślub ubóstwa

Ubóstwo wprawdzie samo nie jest doskonałością, ale ważnym narzędziem doskonałości (św. Tomasz). Jedno jest pewne - ubóstwo obowiązuje wszystkich zakonników, a nie zachowanie jego jest świętokradztwem. To muszą sobie uświadomić wszyscy i każdy z osobna.

Jest rzeczą pewną, że ubóstwo osobiste zakonnika, zachowanie przez niego ślubu i cnoty ubóstwa jest kamieniem węgielnym życia zakonnego. Dobry zakonnik, pragnący szczerze służyć Chrystusowi, spontanicznie wchodzi na drogę ubóstwa. Dla niego ubóstwo nie przedstawia żadnej trudności. Taki widzi w ubóstwie ułatwienie w zdobywaniu doskonałości.

Przełożeni i wychowawcy winni zwrócić uwagę na wyrobienie wśród podwładnych ascezy życia ubogiego, postawy wyrzeczenia się drobnych, niewątpliwie bardzo miłych udogodnień życiowych.

Przełożeni winni interesować się osobistymi potrzebami poszczególnych zakonników. Winni zaspokajać ich potrzeby istotne. Winni być powściągliwi w dawaniu zbyt wiele takim, którzy jak chomiki gromadzą jak najwięcej wkoło siebie na „czarną godzinę”. Winni oni na ogół unikać materialnego faworyzowania tych, którzy swą pracą lub sprytem wydajniej od innych przyczyniają się do zwiększenia dochodów domu zakonnego.

Z tym łączy się sprawa wymagania od wszystkich bez wyjątku oddawania wszelkich zarobków czy uposażeń i to w całości do wspólnej kasy domowej. Gdyby zakonnik po otrzymaniu z zewnątrz gotówki załatwiał wpierw osobiste zakupy i dopiero resztę oddał przełożonemu, to byłaby to postawa nie zakonna w całym swym założeniu.

Czy istnieją u nas przejawy nie zachowania ślubu ubóstwa? Czy istnieją u nas objawy niedopuszczalne w życiu zakonnym, które mogłyby wywołać zgorszenie w społeczeństwie naszym, tak bardzo spauperyzowanym?

Wydaje mi się, że w naszych domach nie żyje się ponad stan ubogich. Nie ma kosztownych przyjęć. Nie ma luksusu w ubiorze. Nie gromadzi się zbytnich zapasów odzieży i obuwia. Członkowie nie odbywają niepotrzebnych kosztownych podróży.

Co należałoby czynić, by nie dopuścić do nadużycia ślubu ubóstwa, a równocześnie, by uaktywnić, zrewolucjonizować ducha ubóstwa? Z okazji rekolekcji czy dni skupienia będziemy naszym podwładnym zwracali uwagę na pielęgnowanie ducha ubóstwa, tej cnoty, która jest prawdziwą ozdobą i klejnotem duszy zakonnej.

Będziemy kształtowali w nich na nowo szlachetne i solidne człowieczeństwo. Będziemy tępili w tym człowieczeństwie wszystkie wady i braki. Bo co to maże być za zakonnik, jeżeli w nim człowieczeństwo szwankuje, jeżeli nie ma w nim zasad i charakteru. Tylko zakonnik z prawdziwą kulturą religijną będzie miał szacunek i pietyzm dla wszystkiego, co święte, a więc i dla Ustaw i dla ślubów zakonnych.

Instynkt kultury religijnej nie pozwoli mu na to, by ze ślubów uczynić komunał czy maskaradę. On wie, że Bóg nie pozwoli naśmiewać się z Siebie. Nadto musimy ukształtować sumienie delikatne, potrafiące się przeciwstawić wszelkim odchyleniom od prawa Bożego, od przepisów Ustaw.

Ślub czystości

W 1954 r[oku] odbył się w Puszczykowie zjazd przełożonych i wychowawców Towarzystwa. Jednym z głównych tematów obrad była sprawa czystości. Chodziło bowiem o to, by wydać obowiązujące przepisy regulujące obowiązek czuwania nad czystością członków Towarzystwa.

Uświadomiliśmy sobie w czasie tych obrad, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na przełożonych i wychowawcach, jeżeli chodzi o czystość członków. Towarzystwo istnieje dopiero od 25 lat. W tym krótkim czasie przełożeni zebrali niejedno doświadczenie. Przyznać musimy, że załamania niektórych członków w cnocie czystości - w Potulicach czy na placówkach były dla nas jak i dla naszego Założyciela najprzykszejszym przeżyciem. Dlatego wydaliśmy osobne „Zasady osądzania powołania do Towarzystwa”. Są one wzorowane na regulaminach wydanych przez Kongregację dla Seminariów oraz przez niektóre zgromadzenia zakonne.

Wpajajmy naszej młodzieży, że zachowanie czystości nie jest owocem jednorazowego postanowienia ani choćby długoletniej walki. Wymaga ono nieustannej walki, stałego sublimowania tego, co w nas cielesne. Czystość kosztuje żąda heroizmu. „Bez heroizmu nikt nie opanuje w sobie erotyki i seksualizmu” - mówi znany psycholog dr Klug.

Wychowujmy naszą młodzież zakonną w wielkiej delikatności w dziedzinie czystości. Często bowiem „piętą Achillesową” czystości to brak wrażliwości w tej materii. Oczywiście zaczyna się od przyzwyczajenia. Z drugiej zaś strony, trzeba mieć właściwy pogląd na rolę instynktu rozrodczego.

Człowiek otrzymuje w dziedzictwie kompleks popędów i namiętności stanowiących podłoże dla tego instynktu. Jako podstawę wszelkiej walki z tym instynktem trzeba sobie postawić zasadę, że nie chodzi o jego ślepe ujarzmienie, lecz o celowe, pełne wykorzystanie - tego dobra, jakie Stwórca przezeń w nas włożył.

Pomyłką starej psychologii i ascezy było określanie tych sił jako niepotrzebnego balastu. Przeciwnie, dzisiaj na podstawie analizy życia wielkich apostołów i działaczy dochodzi się do wniosku, że najlepszym materiałem na świętego, apostoła to człowiek o wielkich, licznych namiętnościach. To typy gorejących, wybuchających lawą wulkanów.

Dlaczego? Dlatego, że ludzie ci mają co przekuwać, mają we wnętrzu do czego sięgać. Noszą z sobą ekspansywność, niesłabnącą siłę ducha i właściwy im głęboki idealizm, który znajduje swoje fizyczne podścielisko w napiętej, zdynamizowanej naturze.

Chodzi właśnie o to, co wyrzucać będzie na zewnątrz ów krater człowieka - wulkan. Niesłychane wprost, jak dowodzi biologia i medycyna, siły energetyczne popędów rozrodczych mogą zamienić się na takie czy inne przejawy chuci seksualnych. Mogą one jednak również podsycać i ożywiać, a niekiedy wprost przeobrazić apostolską działalność kapłana zakonnika.

A więc w życiu zakonnym nie może być mowy o zniszczeniu tych sił, lecz o ich sublimowaniu. Sublimacja - niezrozumiany, często niedoceniany sposób wprzęgnięcia wszystkich sił fizycznych i duchowych w służbie Chrystusa.

Ślub posłuszeństwa

Ślub posłuszeństwa jest najważniejszym ze ślubów. Składamy w nim Bogu najpiękniejszy dar - wolę swoją. Jej wartość przewyższa dar złożony z ciała przez ślub czystości oraz dar z dóbr doczesnych. Ślub posłuszeństwa zawiera więc w sobie dwa pierwsze. Nadto posłuszeństwo w Towarzystwie ma być charakterystyczną cechą jego członków - „bezwarunkowa karność wewnętrzna w duchu wiary”.

Założyciel jako „Miles Christi” [Żołnierz Chrystusa - (2Tm 2,3)] wiedział, że na czasy walnej rozprawy, w każdej jednostce bojowej Kościoła wojującego, jak w „acies bene ordinata” [wojsku w szyku bojowym], winny panować bezwarunkowa karność i wyjątkowa dyscyplina, pojęta w duchu wiary. Pragnie on, by karność była główną ozdobą i charakterystyczną cechą Chrystusowców.

Pisał z Rzymu do nas: „Coraz widoczniejsze dla mnie, że bez ducha ofiarności i karności nadprzyrodzonej, nic wielkiego ani powstać, ani utrzymać się nie może. Tak jest w życiu całego Kościoła, tak jest w życiu zakonów. I dlatego nim z mych wędrownych oczu zniknie przejmująca do głębi zjawa kopuły nad grobem św. Piotra, zasyłam wam serdeczne słowa zachęty, byście się mocno i bohatersko gruntowali w duchu ofiary i karności zakonnej”. „Postarajcie się, by duchem ofiary i karnością zakonną stało w pokorze i nasze Towarzystwo dziś i zawsze i wszędzie”. Chyba nie można mocniej i dobitniej podkreślić konieczności i ważności karności i posłuszeństwa w życiu kościelnym i zakonnym.

Namiestnicy Chrystusowi zwracają w dzisiejszych czasach wielką uwagę na to, by Kościół we wszystkich stopniach hierarchii ożywiony był duchem karności nadprzyrodzonej. Nasz Założyciel również to podkreślał: „Posłuszeństwo i karność są zasadniczym elementem budowania Królestwa Chrystusowego na ziemi”.

Za wszelką cenę pragnął wpoić w członków Towarzystwa ducha bezwzględnej karności. Wiedział bowiem dobrze, że chcąc innych leczyć z nieszczęsnej choroby lekceważenia zwierzchności, trzeba samemu, jak powiada św. Piotr, „być synem posłuszeństwa” (1P 1,14). Dlatego też tak usilnie przestrzegał przed szemraniem i krytyką przełożonych. Krytyka bowiem podgryza jak robak korzeń życia zakonnego. Udzielona drugim rozprzestrzenia się jak płomień w suchym lesie i wyrządza szkody nieobliczalne. W naszych wysiłkach wychowawczych pamiętajmy też o tym, że samowola, brak karności, to jedna z naszych wad narodowych.

Duch modlitwy

Jeśli chodzi o życie modlitwy, to mamy sprecyzowane wytyczne, które przeszły jako uchwały jednego z naszych poprzednich zjazdów. Chciałbym tu tylko na nowo przypomnieć rolę modlitwy prywatnej w naszych domach formacyjnych. Wydaje mi się, że ćwiczenia wspólne odprawiane są po naszych domach wzorowo.

Obok modlitwy wspólnej istnieje jednak jeszcze dziedzina życia modlitwy, która wywiera dominujący wpływ na całokształt życia wewnętrznego. Chodzi tu o modlitwę prywatną, o tą osobistą, bezpośrednią łączność z Bogiem. Ta łączność gdy jest naprawdę żywa, prowadzi do wyrównania wielu trudności i uzupełnienia wielu braków.

Taki duch modlitwy, rozumiany i praktykowany przez wszystkich członków domu, jest niewątpliwie najlepszym źródłem zachowania jego prężności duchowej. Z drugiej zaś strony zaniedbanie modlitwy nieobowiązującej, osobistej przez wychowanka jest znakiem wyraźnego spłycenia jego życia wewnętrznego. Jest również groźnym sygnałem ostrzegawczym co do jego przyszłości. Bo jak taki sobie kiedyś poradzi w różnych perypetiach życiowych, jeśli już teraz poza schematem wspólnych modlitw nie ma nic do powiedzenia swemu Boskiemu Mistrzowi?

Życie wspólne

Zakonnik to człowiek żyjący wprawdzie w świecie, ale nie należący do świata. To człowiek wyodrębniony ze świata sposobem życia a nawet strojem. Dlatego stosunki jego z ludźmi świeckimi muszą być z natury rzeczy ograniczone.

Jako ogólną zasadę należałoby przyjąć, że wizyty zakonników u ludzi świeckich odbywać się mogą raczej wyjątkowo i zawsze za wiedzą przełożonych. Doświadczenie uczy, że zakonnicy nie mają na ogół tendencji do przebywania poza domem, jeśli w tym domu istnieje atmosfera rodzinnego ciepła i wzajemnej życzliwości.

Dlatego większy nacisk należałoby kłaść na życie wspólne. Trzeba to życie tak zorganizować, by stało się ono dla wszystkich środkiem odprężenia, by scementowało ono wszystkich w jeden solidarny hufiec Boży. Jednym z warunków wytworzenia takiej atmosfery jest zwrócenie uwagi na rekreacje i sposób ich spędzania. Chodzi o to, by panowała na nich atmosfera radosna i pogodna, prosta ale nie prostacka. Istnieje tyle sposobów miłego i kulturalnego spędzenia czasu.

Warto, by przełożeni i wychowawcy zadali sobie więcej trudu i przemyśleli sobie sprawę, która nie jest tylko sprawą marginesową. Dobrze zorganizowana rekreacja to jeden ze sposobów rozładowania różnych drobnych napięć i zadrażnień, które nieuchronnie w każdej społeczności się napotykają.

Nie mała trudność w życiu wspólnym to nieraz brak odpowiedniego wychowania i pewnego obycia, gniewliwość i nadmierne uczulenie niektórych członków. Z wadami tymi musimy walczyć i to nie tylko w sposób zasadniczy i negatywny przez napiętnowanie i karcenie. Czasem wystarczy nawet żartobliwa uwaga, wykazanie niewłaściwości czy nawet śmieszności takiego czy innego postępowania.

Niejednokrotnie należy zwrócić uwagę na zachowanie pewnych form w obcowaniu z innymi. Jowialność i rubaszność, które nasza literatura klasyczna przypisywała nie bez słuszności niektórym zakonnikom, nie powinny mieć miejsca w środowiskach zakonnych. Bo przecież te właśnie środowiska były początkowo, jak uczy historia, ośrodkami kultury duchowej i materialnej. Do tej tradycji należałoby powrócić.

Sam Ojciec św. w Konstytucji „Sedes Sapientiae”, mówi o konieczności wychowania zakonników „zjednujących wszystkich w chrześcijańskiej uprzejmości i życzliwości”. Nie chodzi tu oczywiście o swadę i blichtr towarzyski, ale o uprzejmość jako zewnętrzny wyraz wewnętrznej postawy zakonnej.

Zamiłowanie pracy

Ważną rolę w życiu zakonnym odgrywa cnota pracowitości. Trzeba dbać o to by jak mówi św. Augustyn w swojej regule, „nie wkradła się obrzydzenia godna przewrotność, że w klasztorze bogaci, wedle sił, stają się pracowitymi, a ubodzy szukają wygody”.

W Konstytucji Apostolskiej „Sponsa Christi” czytamy m.in.: „Zarówno z prawa naturalnego, jak z obowiązku pokuty i zadośćuczynienia wynika, że praca rąk lub praca umysłowa jest obowiązkiem każdego. Ci, którzy oddają się życiu kontemplacyjnemu, nie są od tego obowiązku w żadnej mierze zwolnieni, tym więcej, że praca jest środkiem, przy użyciu którego duch unika niebezpieczeństw i wznosi się coraz wyżej. Pracując, współdziałamy w dziele Bożej Opatrzności zarówno w zakresie przyrodzonym, jak nadprzyrodzonym. Pracując, pełnimy dzieła miłosierdzia. Ponadto praca jest normą i zasadniczym prawem życia zakonnego, od samych jego początków obowiązuje zasada - «ora et labora» [módl się i pracuj]. Dyscyplina życia zakonnego polega zawsze na wyznaczaniu, organizowaniu i wykonywaniu pracy. Celem zaś pracy jest zapewnienie sobie chleba codziennego i przyczynienia się do wspomożenia ubogich społeczeństwa i całego Kościoła”.

A więc dbać trzeba nie tylko o potrzeby własne, ale i innych. A więc nie tylko brać, ale i dawać tym, którzy mają prawo do naszej pomocy. Jako wzór pracowitości ukazujmy wychowankom naszego Założyciela. W pewnym arystokratycznym gronie francuskim zapytano kiedyś X. Prymasa: „A jakie były tradycje przodków Waszej Eminencji?” Na to padła następująca odpowiedź: „Tradycje moich przodków były bardzo proste: modlitwa i praca”.

Był to zresztą testament duchowy X. Bosko, który obok głębokiego życia wewnętrznego, tak wysoko stawiał pracę, pojętą w duchu ofiary. Wszak umierając, wypowiedział on te znamienne słowa: „lavoro, lavoro - praca, praca”. Ten testament Założyciela Salezjanów realizował bezwzględnie nasz Założyciel. Był prawdziwie tytanem pracy, pojmując ją jako swe szczytne posłannictwo apostolskie, jako wyraz umartwienia i pokuty. To swoje wysokie pojęcie o pracy pragnął przekazać naszemu Towarzystwu. W tym celu pisał: „Towarzystwo nie nakłada swym członkom szczególnych postów i pokut zewnętrznych. Ulubioną i stałą pokutą członków powinna być bezwzględna wierność dla ducha Towarzystwa i nacechowana poświęceniem praca dla jego posłannictwa” (art. 15 Ustaw).

Łączność z Towarzystwem

Jeden z przełożonych na zapytanie co według jego zdania stanowi największe niebezpieczeństwo dla Towarzystwa, oświadczył: „Największym niebezpieczeństwem dla was to możliwość zanikania łączności między poszczególnymi członkami Towarzystwa”. Nowoczesnym językiem nazywa się to niebezpieczeństwo dążeniem odśrodkowym, separatyzmem. Jest to stara taktyka szatana, którą się posługuje w Kościele (schizmy, herezje, odstępstwa).

Pan Jezus to niebezpieczeństwo przewidział. Dlatego w czasie modlitwy arcykapłańskiej modlił się o jedność. Po dziś dzień modlimy się w kanonie o to, aby Bóg „custodire, adunare” [strzegł, jednoczył] Kościół Boży. W jedności wiernych z hierarchią jest siła Kościoła.

Również i siłę Towarzystwa stanowi jedność, owa „szczera miłość braterska, która łączyć będzie wszystkich w jeden zwarty i solidarny hufiec Boży”. Nasz Założyciel podkreślał niejednokrotnie to „sentire, vivere cum Societate” [współodczuwanie, życie z Towarzystwem]. A w godzinę śmierci wypowiada jedno tylko życzenie - „ut unum sitis” [abyście byli jedno].

Czemu u nas niebezpieczeństwo większe? Będziemy zbyt rozproszeni. A mało tylko będzie domów uformowanych, gdzie będą wspólne ćwiczenia, wspólne dążenie do wytkniętego celu. Toteż przełożeni i wychowawcy winni wychowankom swoim na tą łączność zwracać szczególniejszą uwagę. Winni wpajać członkom, że IV przykazanie Boże „Czcij ojca twego i matkę twoją”, odnosi się także do Matki Towarzystwa. „Pietas erga Matrem - Societatem” [Czci Matkę swoją - Towarzystwo], obowiązuje wszystkich członków. Wszak Towarzystwo jako dzieło Boże, jest oblubienicą Chrystusową, jest cząstką mistycznego Ciała Pana naszego Jezusa Chrystusa. Towarzystwo zasługuje na miłość. Mamy kochać gorąco nasze Towarzystwo, jego cele i jego ducha. Mamy kochać jego szczytne posłannictwo ratowania polskich dusz na wychodźstwie.

Trzeba ciągle na nowo tłumaczyć, że nie można być tylko biernym widzem. Nie można zrzucać odpowiedzialności tylko na przełożonych. To byłby tylko negatywizm. Trzeba podkreślać, że po to jesteśmy tutaj, byśmy wspólnie budowali Towarzystwo. Byśmy myśleli jego kategoriami. Bo są one dla nas równocześnie kategoriami Kościoła.

Trzeba przypominać słowa usłyszane w czasie profesji: „Świętość i pożytek Towarzystwa będzie waszą synowską troską”. Dziś z za grobu jak wezwanie brzmią słowa naszego Założyciela: „Kochajcie to wasze Towarzystwo! Jego dobro niech będzie waszą ambicją. Pomyślność jego waszą radością. Należenie do niego waszym szczęściem. Realizacja jego zadań niech będzie waszą potrzebą i dumą”.

Poczucie odpowiedzialności

Jesteśmy pierwszą generacją w młodym Towarzystwie. Jesteśmy tą generacją, która jest fundamentem nowej społeczności zakonnej. Od nas, tej pierwszej generacji zależy jaki będzie w przyszłości duch Towarzystwa. Stąd wzniosłe nasze zadanie, ale zarazem wielka odpowiedzialność przed Bogiem, Kościołem, przed historią. Wszelki rozdźwięk naszego życia z Ustawami, wskazaniami Założyciela, byłby przekreśleniem nadziei, które pokładają w nas Kościół, naród i wychodźstwo polskie.

Nasz Założyciel pragnął doczekać się tej chwili kiedy Towarzystwo, aprobowane przez Stolicę Apostolską, realizować będzie w pełni swoje posłannictwo wychodźcze. Ta chwila obecnie nadeszła. Może już za parę miesięcy szeregi naszych młodych kapłanów wyruszą do Francji i Brazylii. Otóż nasz Założyciel pragnął, by Towarzystwo w tej ważnej chwili było ożywione najlepszym duchem. Spełnijmy jego życzenie. Nie zawiedźmy jego nadziei! Nie zawiedźmy też Stolicy Apostolskiej, która udzielając Towarzystwu Decretum laudis [Dekretu pochwalnego], obdarzyła je swoim zaufaniem. „Noblesse oblige” [Szlachectwo zobowiązuje].

„Bracia moi najdrożsi i ukochani, wesele nasze i korono nasza” (Flp 4,1). Chyba byśmy skonali ze wstydu, jeśliby nas spotkał zarzut, żeśmy się stali „filii diffidentiae et participes peccatorum” [synami nieufnymi i mającymi udział w grzechu - (por. Ef 2,2)].

Powiedział F. Foerster, słynny wychowawca, że człowiek szlachetny, obdarzony zaufaniem, jest zdolny wykrzesać z siebie niebywałe wprost energie w postępowaniu etycznym i w działaniu. Uczyńmy to samo. Za zaufanie Stolicy Apostolskiej odpłaćmy się tym, że sami będziemy niewzruszonym kamieniem węgielnym i fundamentem Towarzystwa oraz że wychowamy jeszcze gorliwszych „ministros Christi” [sługi Chrystusa - (1Kor 4,1)] i „dispensatores mysteriorum Dei” [szafarzy tajemnic Bożych - (1Kor 4,1)].



opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama