Historia obrazu Jezusa Miłosiernego (I)

Opracowanie z okazji peregrynacji obrazu w Archidiecezji białostockiej

W Niedzielę Miłosierdzia Bożego rozpoczyna się w naszej Archidiecezji peregrynacja obrazu Jezusa Miłosiernego. Miłosierny Zbawiciel wyjdzie ze swoimi łaskami do każdego z nas. On zna nasze słabości, wie czego nam potrzeba i chce nam błogosławić. „Naczyniem” do czerpania tych łask jest nasza ufność.

Po raz pierwszy obraz był wystawiony w Ostrej Bramie w 1935 r. Święta Faustyna tak opisała to wydarzenie: Kiedy byłam w Ostrej Bramie w czasie tych uroczystości, podczas których obraz ten został wystawiony, byłam na kazaniu, które mówił mój spowiednik (ks. Sopoćko); kazanie to było o Miłosierdziu Bożym, było pierwsze, czego żądał tak dawno Pan Jezus. Kiedy zaczął mówić o tym wielkim Miłosierdziu Pańskim, obraz ten przybrał żywą postać i promienie te przenikały do serc ludzi zgromadzonych, jednak nie w równej mierze, jedni otrzymali więcej, a drudzy mniej. Radość wielka zalała duszę moją, widząc łaskę Boga. (...) Kiedy kończyło się nabożeństwo i kapłan wziął Przenajświętszy Sakrament, aby udzielić błogosławieństwa, ujrzałam Pana Jezusa w takiej postaci, jako jest na tym obrazie. Udzielił Pan błogosławieństwa, a promienie te rozeszły się na cały świat. (Dz. 417-420).

Korzystajmy z tego Miłosierdzia. Zachęcam do zapoznania się z historią powstania pierwszego obrazu, namalowanego w Wilnie w 1934 r. przez Eugeniusza Kazimirowskiego.

s. Dominika ZSJM

Obserwujemy, jak na naszych oczach prawda o Miłosierdziu Bożym podbija świat. Przez przyjęcie orędzia Miłosierdzia Bożego, które przypomniała św. s. Faustyna Kowalska (1905-1938), współczesny człowiek, podlegający licznym zagrożeniom, jakie (mimo humanistycznych haseł) niesie nasza zmaterializowana cywilizacja, może odnaleźć sens istnienia i własną godność, może znów nawiązać dialog z Bogiem i z drugim człowiekiem (Por. DM 11)

Wyrazem kultu Miłosierdzia Bożego jest powszechnie znany (w Polsce i na świecie) obraz Jezusa Miłosiernego podpisem: „Jezu, ufam Tobie!”. A choć możemy go zaliczyć do zewnętrznych form kultu Miłosierdzia Bożego, praktyka pokazuje, ile nawróceń, ile przemian dokonało się w obliczu tego obrazu, oraz ile łask przezeń spłynęło na ludzi. Ich świadectwa stanowią potwierdzenie słów Jezusa, które s. Faustyna zapisała w swym Dzienniczku: Już jest wiele dusz pociągniętych do mojej miłości przez obraz ten. Miłosierdzie moje przez dzieło to działa w duszach (Dz 1379).

22 lutego 1931 r., przebywając wieczorem w celi płockiego klasztoru, ujrzała Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty (...) wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady (Dz 47). Po chwili pełnej adoracyjnego milczenia Jezus wyznaczył Świętej niezwykłe zadanie: Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz z podpisem: Jezu ufam Tobie! Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie (Dz 47).

Zadanie postawione przez Jezusa (Wymaluj obraz) było dla s. Faustyny po ludzku po prostu niewykonalne. Święta nie posiadała podstawowych umiejętności plastycznych, ale mimo to chciała być posłuszna woli Jezusa. O pomoc zwróciła się do spowiednika, ale ten starał się ją raczej uspokoić. Powiedział: Maluj obraz Boży w duszy swojej (Dz 49). Zaraz po odejściu od konfesjonału s. Faustyna usłyszała wewnętrznie nalegające słowa Jezusa, jeszcze wyraźniej formułujące polecenie. Jezus powiedział: Mój obraz w duszy twojej jest. Ja pragnę, aby było Miłosierdzia Święto, chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, żeby był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być Świętem Miłosierdzia (Dz 49) . Miał to być zatem prawdziwy obraz wymalowany pędzlem. Siostra Faustyna wielokrotnie podkreślała na kartach Dzienniczka, że Jezus sam mówi do niej przez spowiednika. Tym razem między słowami spowiednika a Jezusa zachodzi rażąca sprzeczność, która z pewnością boleśnie odbija się w sercu posłusznej zakonnicy. W ten sposób Jezus dopuszcza na swoją oblubienicę próbę, by jeszcze bardziej udoskonalić jej wiarę i ufność, jak złoto, które przecież próbuje się w ogniu (Por. 1 P 1,7). Każde żądanie Jezusa s. Faustyna przypłaca osobistym cierpieniem. Trzy lata pobytu w Płocku znaczone są przynagleniami ze strony Jezusa, by malować obraz, i niedowierzaniem — ze strony spowiedników i przełożonych.

Matka Róża Kłobukowska, ówczesna przełożona domu płockiego, a późniejsza przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, była w swoim postępowaniu wobec s. Faustyny bardzo ostrożna. Wysłuchawszy dziwnej relacji młodej profeski chciała, by Jezus dał wyraźnie poznać przez jakiś znak (Dz 51). Ślubowane posłuszeństwo każe s. Faustynie prosić Jezusa o znak na świadectwo dla przełożonych, co spotyka się z natychmiastową odpowiedzią Zbawiciela: Dam poznać przełożonym przez łaski, których udzielę przez ten obraz (Dz 51). W efekcie s. Faustyna otrzymuje od matki Róży farby i pędzel. Pozostała w aktach procesu beatyfikacyjnego notatka, że próbowała sama namalować obraz, a nie mogąc sobie poradzić, szukała pomocy u współsióstr. Siostra Bożena zeznała, że s. Faustyna pytała ją, czy umie malować, gdyż potrzebuje obrazka, na którym jest przedstawiona osoba Pana Jezusa i jest gotowa wytłumaczyć, jak miałby wyglądać. Jednakże s. Bożena, podobnie jak s. Faustyna nie posiadała potrzebnych umiejętności. W dobroci serca chciała ofiarować współsiostrze jakiś obrazek z Panem Jezusem, skoro był jej tak potrzebny. Tajemnica s. Faustyny, choć tak starannie ukrywana, stopniowo zaczyna się ujawniać. Nawet w mieście widziano niezwykłe promienie wychodzące z klasztornego okna.

Przeniesiona na trzecią probację do Warszawy nie przestaje nadal myśleć o niewykonanym do tej pory nakazie Jezusa. Tak o tym pisze: Kiedy miałam raz dyżur w nocy, a byłam tak cierpiąca w duszy z powodu (...) malowania tego obrazu, że już nie wiedziała czego się trzymać, ustawiczne wmawianie, że to jest złudzenie, to znowuż jeden kapłan powiedział, że może Bóg właśnie chce przez ten obraz cześć odbierać, więc trzeba się starać o to malowanie (...). Zbliżyłam głowę swoją do tabernakulum i zapukałam i rzekłam: Jezu, patrz jak wielkie trudności mam z powodu (...) malowania tego obrazu i usłyszałam głos z tabernakulum: córko Moja, jak niedługo trwać będą cierpienia twoje (Dz 152). Także w Warszawie przekonała się s. Faustyna, jak wielkie w oczach Bożych jest to zadanie, które zleca jej Jezus: Nagle ujrzałam Pana, który mi powiedział: wiedz o tym, że jeżeli zaniedbasz sprawę malowania tego obrazu i całego dzieła miłosierdzia, odpowiesz za wielką liczbą dusz w dzień sądu (...) i powiedziałam Panu: wszystko uczynię, co będzie w mojej mocy, ale Cię proszę: Ty zawsze bądź ze mną (...) (Dz 154).

Po trzech latach bezowocnych zabiegów o malowanie obrazu, niezrozumienia ze strony otoczenia i starć z własną słabością, s. Faustyna po złożeniu ślubów wieczystych została przeniesiona do Wilna. Tu w księdzu Michale Sopoćce — wileńskim spowiedniku Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia — rozpoznaje zapowiadaną wcześniej przez Pana Jezusa i ukazywaną w wizji pomoc Bożą. On ci pomoże spełnić moją wolę na ziemi — zapewniał Pan Jezus (Dz 53). Ksiądz Sopoćko tak opisuje to pierwsze spotkanie z s. Faustyną: poznałem Faustynę w r. 1933, która od razu powiedziała, że zna mię od dawna i że mam być jej kierownikiem oraz ogłosić światu o Miłosierdziu Bożym. Zapisy w Dzienniku ks. Sopoćki i korespondencja z s. Faustyną odkrywają ogrom wysiłków tego kapłana, włożonych w urzeczywistnienie poleceń Jezusa, przekazanych mu przez — jak się przekonał — świętobliwą penitentkę. Początkowo jednak nie dowierzał, badał zgodność słów s. Faustyny z nauką Kościoła, zasięgał opinii o niej u lekarza i przełożonych.

Sprawę malowania obrazu tak ujmuje w swoich Wspomnieniach z przeszłości: Wiedziony raczej ciekawością, jaki to będzie obraz, niż wiarą w prawdziwość tych widzeń, prosiłem artystę malarza Eugeniusza Kazimirowskiego o namalowanie go.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama