Ojciec Pio i polityka

Co o. Pio myślał o polityce i politykach

Polityka — według Arystotelesa — jest „sztuką rządzenia państwem”, natomiast dla Jana Pawła II „roztropnym działaniem na rzecz wspólnego dobra”. Choć nie każdy może rządzić państwem, to jednak poprzez swoje decyzje, opinie i wybory może wpływać na polityków i w ten sposób działać na rzecz dobra wspólnego. Od takiego politykowania nikt nie jest zwolniony, nawet ludzie święci. Ojciec Pio, jako zakonnik, ale i obywatel Włoch, nie lękał się zabiegać o res publica swojego kraju, co czynił, oceniając działania rządu i wpływając na sumienia włoskich polityków.

Co z tą wojną?

Wśród wielu poglądów polityczno-społecznych Ojca Pio na przypomnienie zasługuje jego szczególny stosunek do polityki Włoch biorących udział w II wojnie światowej w roli sprzymierzeńców hitlerowskich Niemiec. Zakonnik wychowany na przedsoborowej teologii i etyce uważał za dopuszczalną jedynie tzw. wojnę sprawiedliwą, czyli obronną. Jednak państwo włoskie za sprawą Mussoliniego weszło w konflikt zbrojny, który w krwawy i bezduszny sposób pozbawił życia wiele milionów istnień ludzkich. Zło wojny, a przede wszystkim tych, którzy ją wywołali i kontynuowali, stało się przedmiotem surowej krytyki Ojca Pio.

Pewnego jesiennego wieczoru w 1942 roku, gdy wojska alianckie wkroczyły do Afryki Północnej — Anglicy wylądowali w Tobruku, a Amerykanie w Algierii — Ojciec Pio wraz z kilkoma współbraćmi wysłuchał propagandowego komunikatu radiowego. Mówiono w nim o masakrze dokonanej przez lotnictwo włoskie na flocie angielsko-amerykańskiej w pobliżu Algierii. Informacje te skomentował pytaniem skierowanym do ojca Giovanniego Bucci: I ty wierzysz w te bujdy? Zakonnik bowiem nigdy nie wierzył w ostateczne zwycięstwo wojsk osi: Berlin — Rzym — Tokio. Twierdził, że w tej wojnie faszyści są pozbawieni Bożej pomocy, gdyż ich wodzowie, a więc Hitler i Mussolini, to źli ludzie. Swoje twierdzenie argumentował tym, że Hitler jest fanatycznym wyznawcą „religii krwi” i w sposób otwarty sprzeciwia się papieżowi.

Kiedy lotnictwo japońskie w ataku na Pearl Harbour prawie doszczętnie zniszczyło flotę marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych i zwycięstwo wojsk osi wydawało się prawie pewne, Ojciec Pio usilnie przekonywał biskupa Ascoli Saltriano i Cerignoli, Vittoria Consigliere, że mimo to przegrana jest nieunikniona: Nie zwyciężymy! Nie wiem, skąd miałoby przyjść zwycięstwo, kiedy się działa przeciw papieżowi (Hitler miał go wysłać do Palestyny) i publicznie bluźni się przeciw Maryi (co, jak mówiono, miał robić Mussolini). Biskup ostro zaprotestował, podkreślając, że zło jest nie tylko po stronie faszystów, ale także komunistycznej Rosji: Ależ Ojcze Pio! To niemożliwe! Po tej stronie jest zło i to poważne. Ale po drugiej stronie znaczną rolę odgrywa Rosja, która nie tylko wyznaje, naucza i szerzy w świecie bluźnierczy ateizm, ale przechodzi wprost do walki z Bogiem. I nie wystarcza jej, że deprawuje dzieci, młodzież i dorosłych Rosjan, ale wprowadza swoją przewrotną i niegodziwą naukę wszędzie, gdzie są komuniści. Ojciec Pio skwitował te argumenty pesymistycznym, ale jakże proroczym stwierdzeniem: Ekscelencjo, nie zwyciężymy! A jeśli mielibyśmy zwyciężyć, zwycięstwo byłoby nam dane za karę!

Za dobry komentarz do słów biskupa Vittoria Consigliere mogą także posłużyć dwie inne opinie Ojca Po, które wyraził podczas rozmów ze swymi współbraćmi. Pierwsza z nich padła późnym wieczorem 1942 roku w klasztorze w San Giovanni Rotondo na salce rekreacyjnej, gdy zakonnicy rozprawiali o trudnej sytuacji wojskowej i politycznej Włoch. Ojciec Pio, który nie lubił Hitlera, potępił przymierze z nim: Lud miłowany przez Boga, który jednoczy się z nieprzyjacielem Boga, naraża się na karę. Nie odzyskamy ani Tobruku, ani Cyrenajki. Pojawił się sprzeciw współbraci, a Zakonnik dodał: I cofniemy się aż do Bengali... a później aż na pustynię... a później aż na Sycylię i potem do Włoch. Tak precyzyjnie nakreślił drogę i etapy odwrotu wojsk włoskich biorących udział w wojnie po stronie osi. Ale i te uwagi zostały oprotestowane przez współbraci. Wtedy Ojciec Pio jeszcze raz potwierdził swoje przekonanie o przyszłej klęsce: Pragnienie to jedna sprawa, a fakt to druga. Ja mówię o faktach, a fakty są takie. Tak właśnie przewidział przegraną Włoch i zanegował entuzjazm wszystkich oczekujących na wojenny sukces.

Druga rozmowa, z 12 listopada 1946 roku, miała miejsce w celi Zakonnika. Ojciec Pio leżał chory w łóżku. Przybyły z rekolekcjami dla zakonników i tercjarzy Giovanni Bucci postanowił odwiedzić chorego. Był zmartwiony wydarzeniami politycznymi, obawiał się bowiem, że Włochy wkrótce mogą stać się kolejną republiką radziecką. Opowiadając o swych obawach, usłyszał następujące słowa: O nie! Wykolejenie intelektualne tak, ale nie republika radziecka. Trzeba upaść na ziemię i wtedy lud poczuje potrzebę powstania. Inaczej istnieje niebezpieczeństwo, że przyjdzie bicz gorszy od wojny. Ojciec Giovanni zapytał: Uważasz, że może być jeszcze jedna wojna? A jeślibym ci powiedział, że jesteśmy w połowie drogi? — odparł chory Zakonnik. Ale nie powiesz, że przeciwko Franco! — pytał dalej z zaciekawieniem ojciec Giovanni. Nie! Przeciwko Rosji. A my, Włosi będziemy stali w pierwszym szeregu przeciwko Rosji. Co dokładnie miał na myśli Ojciec Pio, mówiąc te słowa? Czy chodziło mu o walkę z komunizmem, czy o nawrócenie Rosji i komunistów, w tym także włoskich, do czego tak wielce się przysłużył? Wypowiedź ta, choć enigmatyczna, przyniosła nadzieję ojcu Giovanniemu. Prawdopodobnie rozwiałaby także obawy biskupa Vittoria Consigliere.

Ach, ci politycy

Politycy chętnie przybywali do San Giovanni Rotondo. Wśród nich byli: Antonio Segni, Aldo Moro, Giovanni Leone czy Guglielmo Giannini. Posiadając immunitet parlamentarny, błędnie mniemali, że on ich uchroni od ostrych słów krytyki Ojca Pio.

W czasie jednej z takich wizyt Giovanni Leone, premier rządu Włoch, wyrażając swoją wdzięczność i zadowolenie z owocnego, jak sądził, spotkania z Zakonnikiem powiedział: Ojcze, czuję się w obowiązku podziękować za serdeczne przyjęcie. Ojciec Pio, trochę rozczarowany, dodał: Serdeczne, ależ owszem, ale nieskuteczne... Leone zaczął się usprawiedliwiać: Ojcze, proszę pamiętać, że my, członkowie rządu, nigdy nie możemy działać z własnej inicjatywy. Jesteśmy wciąż kontrolowani jak więźniowie. Na te słowa Ojciec Pio zareagował sarkazmem: Istotnie, między wami a więźniami jest tylko jedna różnica i to raczej znacząca: więźniowie nie otrzymują pensji pod koniec miesiąca.

Dla Ojca Pio ważnymi cechami polityka były: poświęcenie i skuteczność. Cóż bowiem po jego słowach, choćby najpiękniejszych, jeśli za nimi nie szły konkretne czyny miłości społecznej. Za taką opieszałość w pełnieniu obowiązków upomniał kiedyś pewną osobę, dobrze znaną ze sceny politycznej. Powiedział do niej stanowczo: Udzielam ci nagany nie za to, co zrobiłeś, ale za to, co powinieneś był zrobić, a nie zrobiłeś.

Innym razem do San Giovanni Rotondo przybył polityk pełniący ważną funkcję w rządzie. Ministerialne auto poprzedzali dwaj policjanci na motocyklach. Ojciec Pio, obserwując tę scenę z okna klasztoru, był nią zdziwiony, a nawet rozbawiony. Kiedy wreszcie doszło do spotkania z ministrem, z którym łączyła go pewna zażyłość, Zakonnik zawołał: Ach, nicponiu! Wytłumacz mi taką sprawę: kiedyś policjanci biegali za złodziejami, a teraz torują im przejście? Słowa pełne ironii zabolały ministra. Ojciec Pio, upominając go w ten sposób, przestrzegał przed korupcją. Nic przecież tak nie hańbi polityka jest okradanie państwa i jego obywateli.

Dziś, gdy polityka stała się wszechobecna, a politycy mało skuteczni, za to pewni siebie, gdy toczą się między nimi niegasnące spory o sferę wpływów zamiast o dobro wspólne, być może warto postawić sobie pytanie: czy polityka to jeszcze sztuka rządzenia czy już rzemiosło?

Ojciec Pio, niczym niewygodny prorok, miał odwagę krytycznie oceniać politykę wojenną Włoch i zapowiadać rychłą przegraną, gdy jeszcze wojska osi odnosiły oczekiwane przez wielu tryumfy. Zwycięstwa bowiem nie upatrywał w siłach militarnych, ale w Bogu, który nie mógł błogosławić tym, którzy stanęli przeciw Niemu. Święty kształtował sumienia polityków, a czynił to w sobie właściwy sposób: nie schlebiał im, lecz surowo upominał, często ironicznie wytykając ich wady i zaniedbania. Może właśnie taka postawa niewygodnych proroków przywróciłaby polityce właściwe miejsce i cel, a polityków uczyła skuteczności i troski o dobro wspólne obywateli?

„Głos Ojca Pio” (nr 47/2007)

www.glosojcapio.pl

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama