Czy można czuć Ducha Świętego?

Rozmowa z ks. Romanem Hoszem, kapłanem diecezji gliwickiej, założycielem domu rekolekcyjnego "Heliosz"

Rozmowa z ks. Romanem Hoszem, kapłanem diecezji gliwickiej, założycielem Domu Rekolekcyjnego „Heliosz”, który nazywany jest także „Domem Ciszy”. Ksiądz Roman jest również założycielem wspólnoty Droga Eliasza, czerpiącej z duchowości Ojców Pustyni.

Ojcowie Kościoła mówili, że Jezus i Duch Święty to ramiona Ojca wyciągnięte w kierunku człowieka. Pierwsze ramię, Jezus, jest znane. Duch Święty pozostaje jednak ciągle „nieuchwytny”. Mówi się o Nim niewiele, a to, co słyszymy, często jest niezrozumiałe. Kim On właściwie jest?

Odpowiedź musi być zawsze prosta, choć nigdy tu, na ziemi, nie będzie odpowiedzią wyczerpującą: Duch Święty to Bóg, Trzecia Osoba Trójcy Świętej. Każde następne dookreślenie jest jedynie próbą opowiedzenia o Tajemnicy złożonej w sercu człowieka na poziomie pozawerbalnym, pozapojęciowym. W konsekwencji będzie próbą „przeniesienia” serca na poziom umysłu, co chyba nie jest do końca możliwe.

Gdy przygotowywałem ten wywiad, czułem, jak niewystarczające są słowa. Jak możemy dotknąć rzeczywistości Ducha my, ludzie cieleśni? Co uczynić, by Duch Święty nie był dla nas „świętą abstrakcją”?

Żyjemy w świecie kierującym się w ciągu ostatnich wieków paradygmatem Kartezjusza, czyli w świecie, w którym naczelne miejsce zajmuje rozum człowieka. Prowadzi to, lub już doprowadziło, do stanu, w którym człowiek maksymalnie wyostrzył percepcję na zewnątrz, w stronę świata, przy równoczesnym mocnym ograniczeniu dotykania tego, co wewnętrzne, duchowe. Akcja kontra kontemplacja. W konsekwencji prowadzi to do stanu, w którym, pomimo dobrych chęci, podejmujemy się zadania niemożliwego. Chcemy odkrywać świat Ducha, wykorzystując zmysły ukierunkowane na zewnątrz, dodatkowo „podrasowane” różnym poziomem pożądań. Prowadzi to na fałszywe ścieżki pozornych „dotknięć” duchowych, stosunkowo szybko zniechęcających, lub do coraz bardziej ekstremalnych poszukiwań w ciągłym niedosycie poznania. Skuteczną szkołą rozradowania się obecnością Ducha Świętego jest szkoła kontemplacji rozumianej jako ogląd rzeczywistości sercem.

Jesteśmy świątynią Ducha — to także brzmi dla nas abstrakcyjnie. Dlaczego? I co zrobić, byśmy zaczęli świadomie przeżywać obecność Ducha w nas?

Na kartach Ewangelii czytamy: „«Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie — niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza». A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był [dany], ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony” (J 7, 37—39). A priori zakładamy, że nasza relacja z Duchem Świętym została ułożona przez dwa wielkie wydarzenia naszego życia w wierze, przez przyjęcie sakramentów chrztu i bierzmowania. Pytamy: Jeżeli otrzymaliśmy Ducha Świętego, to dlaczego jest dla nas taki odległy? Być może dlatego, że w wyniku pewnych procesów w przeżywaniu wiary dokonaliśmy „rozłączenia” Tych, którzy są nierozłączni, zapomnieliśmy o świętej Miłości absolutnie scalającej Osoby Trójcy. Zachwyt i szacunek dla dzieła stwórczego Ojca Niebieskiego oraz szczere uwielbienie skierowane życiem i słowem ku Jezusowi, jedynemu i prawdziwemu Zbawicielowi świata, daje dopiero szansę na zanurzenie całego siebie w Ich pełnej miłości odpowiedzi, którą jest Duch Święty przebóstwiający człowieka. Takiej postawy zrodzonej z prostoty i zadziwienia najczęściej nam brakuje, a w konsekwencji Ten, który czyni nas swą świątynią, wydaje się tak odległy.

Duch Święty przychodzi z konkretnymi darami: mądrości i rozumu, rady i męstwa, wiedzy i pobożności oraz bojaźni Bożej. W codzienności jednak rzadko odczuwamy Jego obecność. Dlaczego? Za bardzo pragniemy czuć, czy za mało mamy wiary?

Znowu wracamy do początku naszej rozmowy. Dlaczego chcemy czuć? Skąd w nas tak wielka tęsknota do „skatalogowania” Bożego Ducha? Przecież czuć cokolwiek, znaczy mieć możliwość opisania, określenia w konkretnych ramach poznawczych konkretnego wydarzenia. Taka forma odbioru rzeczywistości u podstaw zakłada już jakieś ograniczenie Tego, którego chcemy poznać. Czy przez przemożne pragnienie czucia czegokolwiek nie jesteśmy zagrożeni pułapką zamknięcia się na prawdziwe działanie Ducha Świętego? Kościół w swojej wielowiekowej mądrości bardzo ostrożnie wypowiada prawdę o doświadczaniu mocy Ducha Świętego. Zapewne przez szacunek dla niepojętego działania Boga w życiu człowieka, ale i po to, by nadmiarem słów nie zamazać prawdziwej potęgi i ogromu działania Ducha. To wewnętrzny chaos, swoista kakofonia dźwięków i obrazów w nas samych, nie pozwala nam dostrzec i zachwycić się często cichym, choć niezwykle skutecznym działaniem Ducha Świętego.

Dzięki Duchowi możemy mówić Abba. To niezwykłe, przełomowe dla naszej relacji z Bogiem, ale często niedostrzegane. Możemy mówić do Boga „Tato”, „Tatusiu”. Bez Ducha nie możemy mówić Abba? Dlaczego mówienie do Boga „Tatusiu” krępuje nas?

Tu odpowiem krótko — Ojcowie Pustyni o takim stanie mówili: „ta miłość choruje”. Prawdziwa, zdrowa miłość przekracza różnice i pozwala być blisko, nawet w tak niewiarygodnie niezwykłym związku, jakim jest relacja pomiędzy usynowionym człowiekiem a Stwórcą. Zanim na poziomie umysłu wypowiem Abba — Tatusiu, dużo wcześniej całe moje jestestwo, rozświetlone Bożym Duchem, będzie głosiło tę prawdę. I nie ma wtedy mowy o jakimkolwiek skrępowaniu.

Duch, gdy nie potrafimy się modlić, „przyczynia się za nami”. Jak to działa? Mogę zwolnić się z modlitwy, bo i tak Duch pomodli się we mnie? To byłoby bardzo wygodne życie duchowe.

Szczególne miejsce w życiu Ojców Pustyni zajmowała praktyka monologismos kopos, którą dzisiaj nazwalibyśmy aktami strzelistymi lub inwokacjami. Ta prosta w powtarzalności formuła modlitwy u początku zakłada prawdę, że nie potrafimy się modlić, czyli że sami z siebie nie jesteśmy w stanie stanąć przed Najwyższym. Przecież nie chodzi nam o jakąś — być może nawet bardzo subtelną — formę samooszukiwania. Stanąć przed Stwórcą to złamać wszystkie prawa rządzące tym światem, to „uciec czasoprzestrzeni” w wieczność Bożej obecności. Czy kilka nawet bardzo wzniosłych słów wypowiedzianych przez człowieka może to uczynić? Nie sądzę. Dlatego „Duch Boży modli się w nas”, to znaczy pozwala mi na poziomie mojego serca, duszy mojej duszy, zanurzyć się w Boże Światło, w Źródło Życia. Z mojej strony pozostaje staranie, abym całym sobą zdołał stanąć w bojaźni przed Panem i powiedzieć: „Oto jestem”.

Święty Paweł mówi: „Mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy” (Ga 5, 25). Po pierwsze — co to znaczy, że mamy życie od Ducha? Po drugie zaś — jak mam stosować się do Ducha praktycznie, w codzienności?

Dzięki wierze i nauczaniu Kościoła wiem, że żyję, ponieważ u początku mojego istnienia, tak jak u początku istnienia każdego człowieka, Stwórca tchnął we mnie życie. Duch Boży wypełnił mnie życiem. Często przypominam sobie myśl jednego z Ojców, który zwykł mawiać, że jeśli na moment zabrana by mi była iskra życia Bożego Ducha, która powołała mnie do istnienia, zniknąłbym nie tylko ze świata, ale i z pamięci wszystkich, którzy mnie kiedykolwiek znali. Żyjąc, noszę więc w sobie pochwałę życia jako daru. Każde działanie prowadzące ku przebóstwieniu życia, będące prawdziwą afirmacją życia, prowadzące mnie ku nowemu człowiekowi, jest zastosowaniem się do Ducha.

Mądrość i rozum — dwa piękne dary. Czy jeśli ktoś kiepsko się uczył lub ma trudności w rozwiązaniu krzyżówki, znaczy to, że jest niemądry i brak mu Ducha? O jaką mądrość chodzi? Dlaczego mądrość i rozum są osobnymi darami? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że oznaczają to samo.

Właściwe pytanie — o jaką mądrość chodzi? O mądrość tego świata? Czy o mądrość pozwalającą najpierw stawiać, a później próbować odpowiedzieć sobie na pytania fundamentalne: Dlaczego jestem? Dokąd zmierzam? Jaki jest sens mojego życia? Przez wieki święci, ale też już Ojcowie Pustyni martwili się nieco, że wielu na powyższe pytania nie chce odnaleźć odpowiedzi w Dobrej Nowinie Jezusa Chrystusa. Dzisiaj martwimy się, że tylu ludzi nie widzi zupełnie potrzeby stawiania sobie pytań o sens, próbując jedynie nadążyć za określonymi trendami świata. Czy nie jest to znak czasu przynaglający nas do wołania o dar mądrości? A dar rozumu? Dany, aby Duch, „który przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego”, pozwolił przeżyć mojemu sercu rozumienie porządkującej moje życie prawdy o Bogu. Rozumienie nie będące jedynie przyjęciem czystej informacji, ale wewnętrzną siłą pozwalającą tej Prawdzie mnie przemieniać.

Dziękuję za rozmowę.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama