Czy chrześcijanin ma być głupi?

Dlaczego św. Paweł pisze, że musimy "stać się głupimi, by posiąść mądrość"? O co chodzi w tym paradoksalnym sformułowaniu?

Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga. (...) Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? (1 Kor 3, 18n; 1, 20)

 

Wydaje się, że powyższe słowa świętego Pawła podają nam już definitywną odpowiedź na zaskakujące pytanie postawione w tytule: kto chce być mądrym, niech stanie się głupim! Ale czy to w ogóle ma sens? I wobec tego, czy mają jeszcze jakąś rację bytu uczelnie katolickie, tytuły naukowe, zwłaszcza w dziedzinie teologii? A przede wszystkim, czemu sam Paweł chlubi się, że pobierał naukę u stóp sławnego mistrza Gamaliela?

Nie spieszmy się z paleniem naukowych książek, lecz prześledźmy uważnie myśl Apostoła zawartą w pierwszych rozdziałach 1 Listu do Koryntian.

Paweł pisze do Greków, dumnych ze swoich filozofów, z tylu naukowych osiągnięć... i zauważa, że ta wielka ludzka mądrość nie zdała najważniejszego egzaminu: badała świat, a nie rozpoznała Stwórcy objawiającego się w pięknie stworzenia. Bóg chciał, by człowiek, jak przystało na inteligentne stworzenie, skorzystał ze swojej umiejętności wnioskowania w celu dojścia do tego fundamentalnego odkrycia. Niestety... W innym liście Pawłowym (do Rzymian) tak są opisani poganie: "to, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy. [...] A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi" (por. Rz 1, 19-28). Paweł wymienia tu wiele rodzajów grzechów, poczynając od bałwochwalstwa i nieczystości.

Oto skutek odwrócenia się od Stwórcy: gdy człowiek zdradza prawdziwego Boga, wtedy jego bożkiem stają się przedmioty materialne i własne ciało. Jakże żałosny to kult! I jakże aktualnie brzmią słowa o "wydaniu na pastwę na nic niezdatnego rozumu". Przecież i dziś często próbuje się wytłumaczyć i usprawiedliwić "rozumowo" różne wynaturzenia, nieuczciwość, nawet największe zbrodnie. Każdy zbrodniczy system ma swoich utytułowanych "myślicieli", którym nie wolno się sprzeciwiać. Ludzka logika okazuje się często zupełnie nielogiczna, a ludzka mądrość - bardzo niemądra. Może dlatego, gdy Bóg dokona dzieła odkupienia człowieka, uczyni to w sposób wręcz absurdalny dla ludzkiej mądrości - w ten sposób, który Paweł nazwie "nauką krzyża". Ma ona jakby trzy aspekty, z których każdy jest szokujący dla powszechnie uznawanej logiki:

- zostaliśmy odkupieni dzięki temu, że Chrystus poniósł dla nas hańbiącą śmierć krzyżową

- głoszenie tej prawdy nie zostało powierzone "wielkim i sławnym", ale zwykłym, prostym ludziom (wystarczy przypomnieć sobie "skład personalny" grona Apostołów)

- ta prawda znajduje szczególny posłuch u tych, którzy nie liczą się w oczach świata.

Chciałoby się powiedzieć, że Pan Bóg chyba nie ma dobrych piarowców, że nie wie, jak zdobywa się popularność na tym świecie. Ale Jemu nie zależy na taniej popularności, On szuka ludzi, którzy potrafią Mu zawierzyć, nawet wtedy, gdy ich ludzka mądrość zdaje się zdążać w zupełnie odwrotnym kierunku. Bóg szuka ludzi, którzy - jak Piotr - zarzucą sieci "na Jego słowo", nawet jeśli ten połów zdaje się pozbawiony szans powodzenia (por. Łk 5, 5). W ten właśnie sposób trzeba "stać się głupim", czyli zaufać Bogu bardziej niż własnej rzekomej mądrości.

Prześledźmy więc te różne wymiary "nauki krzyża", którą Apostoł tak opisuje:

"Nauka krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia. [...] Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi" (1 Kor 1, 18. 21-25).

Ukrzyżowany Chrystus nie mieści się w kategoriach logicznego rozumowania Greków, zdaje się też skandalem dla Żydów, którzy pamiętają, że "zawieszony na drzewie jest przeklęty przez Boga" (Pwt 21, 23) i nie potrafią zaakceptować Mesjasza przybitego do drzewa hańby. Oni chcieliby od Mesjasza przekonującego znaku jego misji... tymczasem dawny faryzeusz Paweł z Tarsu przekonał się, że największym znakiem jest właśnie tajemnica śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Paweł zdaje się mówić: "Nic nie poradzę na to, że was to oburza, ale my musimy głosić to, co jest bezspornym faktem!".

Iluż jest dzisiaj takich "Greków", którzy nie przyjmą niczego, co nie zgadza się z ich systemem myślowym, i iluż jest takich "Żydów", którzy wciąż stawiają Chrystusowi pytanie: "Jaki znak uczynisz, żebyśmy Ci uwierzyli?"

Paweł stanął przed Koryntianami, by ogłosić im tę niesłychaną nowinę: że krzyż Chrystusa, który zdawał się znakiem największej słabości, okazał się źródłem największej mocy. Jak mówić o takiej tajemnicy? Czy pasują do niej retoryczne popisy? Czy trzeba ubierać tę prawdę w słowne "ozdoby"? Bynajmniej, głosiciel prawdy o Ukrzyżowanym wie, że wystarczą proste słowa, bo także w tej ubogiej formie może okazać się moc Boga. To właśnie jest dla Apostoła wielkim przejawem mocy Ducha - on wie, że może nie jest wybitnym mówcą i że głoszone przez niego nauki są trudne do przyjęcia, wymagające, wręcz sprzeczne z ludzką logiką; a jednak skoro tylu słuchaczy przyjmuje każde słowo z zapartym tchem, to znaczy, że Ktoś otworzył ich serca. Nie chcę przez to powiedzieć, że sama retoryka jest czymś złym, niemniej jeśli głosiciel Krzyża jest mistrzem retoryki, jeśli przywiązuje wielką wagę do zewnętrznej formy, trudno od razu stwierdzić, czy słuchacze dali się zachwycić jego elokwencją, czy głoszonym Słowem. Dlatego Paweł przypomina Koryntianom: "Przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej" (1 Kor 2, 1-5).

Nie tak wyobrażamy sobie Apostoła Pawła. Na naszych obrazach żywo gestykuluje, nietrudno wyobrazić sobie, że grzmiącym głosem wygłasza płomienne kazanie... a tymczasem jego misji towarzyszyła słabość, bojaźń, drżenie i proste słowa... ale pełne mocy Kogoś innego.

W innym fragmencie Paweł napisze, że Chrystus posłał go, by "głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża" (1 Kor 1, 17). Tak, prawdę o ogołoconym Mesjaszu głosi się odpowiednimi dla niej, a więc ubogimi środkami i, co ciekawe, znajduje ona największy posłuch bynajmniej nie u tych, którzy zdawaliby się najbardziej odpowiedni według ludzkich kategorii.

"Przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć" (1 Kor 1, 26-27). Minęły dwa tysiące lat... i wystarczy wejść do któregokolwiek kościoła, by przekonać się, jak aktualne są słowa Apostoła. W kościelnych ławkach rzadko widzi się tych "wielkich, mądrych i pięknych" według potocznego rozumienia. Zapełniają je w znacznej mierze ludzie prości, niebogaci, nieznani... a jednak to właśnie ci nieznani POZNALI I PRZYJĘLI najważniejszą prawdę, którą ci wielcy często puszczają mimo uszu: że źródło życia jest właśnie tutaj, u stóp ołtarza, a nie przed kamerami telewizyjnymi czy na głośnych imprezach.

Nie, ci, którzy uwierzyli Chrystusowi Ukrzyżowanemu, nie są naiwnymi głupcami, ale właśnie oni poznali prawdziwą mądrość. Paweł napisze im: "Jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem" (1 Kor 1, 30).

Apostoł wie, że przynosi wiernym prawdę o największym szczęściu, o największej mądrości: "Głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, tę, której nie pojął żaden z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały; lecz właśnie głosimy, jak zostało napisane, to, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2, 7-9). Oto fundamentalna treść ewangelizacji: nie chodzi w niej przede wszystkim o dyktowanie zakazów i nakazów, ale o uświadomienie słuchaczowi, jak wielkie dary przygotował dla niego ten Bóg zakochany w człowieku. Ale czy jedna prawda może być nazwana mądrością? Tak, gdyż jeśli ktoś rzeczywiście będzie realizował swoje życie w oparciu o Bożą miłość, przeżyje je mądrze i pięknie, wiedząc, dokąd - albo raczej do Kogo - zmierza.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko pusta retoryka, bo jak głosiciel Ewangelii, który przecież nigdy nie był w niebie, może zaświadczyć, że tak jest rzeczywiście? Faktycznie, nie wystarczyłoby świadectwo samego apostoła czy kaznodziei. Ale jest Ktoś, kto doskonale zna Bożą rzeczywistość - to Duch Święty, którego Bóg nam dał.

Św. Paweł rozumuje bardzo logicznie: każdy z nas wie, że nie potrafi tak do końca otworzyć się przed drugim człowiekiem, dać się poznać do samej głębi. Czasem przydałoby się, byśmy mogli przekazać komuś naszego ducha, żeby mógł zrozumieć, co czujemy i jak myślimy. My nie potrafimy tego uczynić, ale Bóg - owszem: dał nam Ducha, który zna najgłębsze tajemnice Bożej Miłości, bo też On sam jest Bogiem-Miłością. Dlatego Apostoł kontynuuje cytowaną myśl:

"Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku? Podobnie i tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych. A głosimy to nie uczonymi słowami ludzkiej mądrości, lecz pouczeni przez Ducha, przedkładając duchowe sprawy tym, którzy są z Ducha. Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego pojąć, bo tylko duchem można to zrozumieć" (1 Kor 2, 10-14).

Tak, aby przyjąć Bożą naukę, trzeba pewnej wrażliwości duchowej; ktoś, kto potrafi patrzeć na świat jedynie przez pryzmat pieniądza, przyjemności i wygody, zawsze będzie nazywał naukę Krzyża "głupstwem" i będzie patrzył z politowaniem na jej wyznawców. Skąd my to znamy... nawet w naszym kraju, w którym zdecydowana większość obywateli uważa się za katolików...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama