W trosce o właściwy klimat drogi

Rozmowa ze św. Janem od Krzyża - mistrzem duchowości i kierownictwa duchowego

Ojcze Janie, poprosiłem, by nasza rozmowa odbyła się w Duruelo, gdzie rozpoczęła się reforma męskiej gałęzi Karmelu. Z dwoma braćmi prowadziłeś tutaj wzmożone życie modlitwy i umartwienia. Było też trochę pracy apostolskiej w okolicy. Tak tworzył się duchowy klimat reformy. W kontekście tego właśnie miejsca chciałbym porozmawiać o klimacie ducha, jaki powinien towarzyszyć człowiekowi w drodze ku Bogu. Zacznę więc od pytania: Co to w ogóle jest duchowy klimat?

Duch ludzki nie żyje w próżni. Cechuje go dążenie, by się określić i wyrazić; jest twórczy i dynamiczny. Duchowy klimat, to innymi słowy atmosfera jaką duch ludzki stworzył i w jakiej żyje. Nie ogranicza się on jedynie do wnętrza duszy, ale emanuje na zewnątrz, dając się poznać innym ludziom. Duchowy klimat cechuje nie tylko pojedynczych ludzi, ale także ludzkie wspólnoty.

Od czego on zależy?

Od tego, po co sięga i czym karmi się człowiek. Jeśli pożąda rzeczy materialnych, wkracza na drogę dóbr ziemskich. Jeśli pożąda rzeczy duchowych, wkracza na drogę dóbr duchowych. Obydwie drogi są ślepe; towarzyszy im klimat, w którym duch ludzki nie rozwija się.

Co to znaczy, że te drogi są ślepe?

To znaczy, że ten, kto stał się niewolnikiem rzeczy materialnych, służąc im, na końcu życia okaże się przegranym. Z bólem będzie musiał wyznać: „Im więcej ich szukałem, tym mniej ich znalazłem”. Podobnie ten, kto stał się niewolnikiem rzeczy duchowych, służąc im, na końcu życia też będzie musiał wyznać: „Im więcej pragnąłem ich mieć, tym mniej ich dostąpiłem”.

Powiedział Ojciec, że klimat tych dróg jest wrogi ludzkiemu duchowi. Do czego może doprowadzić?

Człowiek sądzi, że na tych drogach znajdzie swoje szczęście, tymczasem jest to jedna z największych iluzji życia. W tej iluzji chce go za wszelką cenę utwierdzić szatan. Jeśli przed końcem życia nie rozpozna swej pomyłki, stanie przed Bogiem jako duchowy wrak, wyniszczony bądź przez pychę rzeczy materialnych, bądź przez pychę duchową.

Warto w tym miejscu podkreślić, że nie tylko rzeczy materialne, ale także duchowe, które dotyczą relacji z Bogiem, mogą stać się pułapką...

Tak... Człowiek wystawia się na wielkie niebezpieczeństwo, gdy skupia się bardziej na darach Bożych, niż na samym Bogu. Powinien odrywać się od rzeczy duchowych, a wówczas nie będzie uważał Bożych łask za swoją własność, nie usidli go pomyślność i nie złamią przeciwności.

Niektórzy ludzie utożsamiają jednak życie duchowe z doświadczaniem pociech...

Kto odpowiedzialnie traktuje sprawy ducha wie, że nie może szukać drogi pociech duchowych. Ona jest bardzo krótka, niewiele nią postąpi. Kończy się w miejscu pierwszego większego cierpienia lub trudności. Kto szuka duchowych pociech, nie doświadczy wewnętrznego pokoju i wytrwałości. Trzeba pragnąć ducha silnego, to znaczy wolnego od wszystkiego. Mucha osiadająca na miodzie pozbawia się swobody lotu. Tak też i dusza przywiązująca się do słodyczy duchowych, pozbawia się swobody i spotkania z Bogiem.

Czego jeszcze należy się strzec w rzeczach Bożych?

Nieroztropnego mówienia o własnym życiu duchowym i uzurpowania sobie prawa do oceny ducha innych.

Przyjrzyjmy się temu bliżej...

Sekrety duszy tracą na wartości i ulegają skażeniu, gdy są ujawniane innym ludziom. Za każdym razem, gdy człowiek je pochopnie wypowiada otrzymuje trochę chwały i podziwu, które szybko mijają; serce zaś pozostaje puste. Nie należy wyjawiać więc tego, co Bóg mówi do serca, pamiętając o słowach oblubienicy z Księgi Izajasza: „Tajemnica moja dla mnie”. Kto z czystej miłości działa dla Boga, nie tylko stara się o to, aby o tym nie wiedzieli inni, ale gdyby nawet o tym nie widział sam Bóg, który wie o wszystkim, to nie przestałby czynić podobnych przysług z radością i miłością.

A ocenianie ducha innych?

Nie należy sądzić, że osoba, w której nie błyszczą cnoty przez kogoś dostrzegane, nie jest cenna w oczach Boga. Cenna jest dzięki cnotom, których ten ktoś nie widzi. Doskonałość nie polega na tych cnotach, człowiek upatruje w sobie lub w innych, lecz na tych, które Bóg widzi. Nikt nie ma wiedzy o tym, co pociąga Boga ku konkretnej osobie. Jego sposób patrzenia jest tak różny od ludzkiego. Dlatego nie należy słuchać o słabościach bliźnich. Gdy ktoś skarży się na niedoskonałości kogoś innego, trzeba pokornie poprosić, by nie mówił o tym. Kto się skarży i szemrze, nie jest doskonały i nie jest nawet dobrym chrześcijaninem.

Właściwej postawy ducha wymaga także spotkanie z przeciwnościami losu...

Kto oddał się całkowicie Bogu, nie powinien smucić się zaraz z nieszczęść na świecie, ani z trudności, które stają się jego udziałem, bo nie zna dobra zamierzonego przez nie w planach Bożej Opatrzności. Bóg nie chce, by człowiek niepokoił się i cierpiał z powodu przeciwności losu. Jeśli zaś cierpi z tego powodu jest to skutek jego słabej cnoty. Ten, kto dąży do doskonałości cieszy się z tego, z czego smuci się niedoskonały. Wszystko, co przydarza się człowiekowi, korzystne czy przeciwne, pochodzi od Boga, by w pierwszym się nie pysznił, a w drugim nie zniechęcał.

W jakich zatem okolicznościach kształtuje się właściwy dla życia duchowego klimat?

Duchowa dojrzałość pojawia się tam, gdzie rozum, wola i serce coraz bardziej podporządkowują się Chrystusowi; gdy On jest na pierwszym miejscu, a wszystko inne, łącznie z dobrami duchowymi, na kolejnych. Patrząc przez czystą szybę człowiek widzi to, co jest poza nią; widzi się Bożą perspektywę. Gdy powlecze szybę z jednej strony srebrem, zrobi lustro i będzie już widział tylko własne oblicze. Takie skoncentrowanie życia na własnej osobie wskazuje na brak dojrzałości.

Jak wyrwać się ze skoncentrowania na sobie?

Nikt z ludzi nie ma mocy uczynić tego o własnych siłach. Zmiana może się dokonać jedynie ręką Bożą, a narzędziem, które temu służy jest cierpienie. Ono kształtuje umysł, hartuje wolę w dobru i oczyszcza serce. Im więcej okazuje ktoś cierpliwości w trudach i cierpieniach, tym doskonalszym jest w oczach Boga.

Na samej cierpliwości z pewnością się nie kończy?

Oczywiście, że nie! Trzeba się także uczyć zapierać we wszystkim.

Mówiąc o zapieraniu się, czy mógłby Ojciec wskazać na konkrety?

Proszę bardzo... Staraj się zawsze skłaniać nie do tego, co łatwiejsze, lecz do tego, co trudniejsze. Nie do tego, co przyjemniejsze, lecz do tego, co nieprzyjemne. Nie do tego, co smaczniejsze, lecz do tego, co niesmaczne. Nie skłaniaj się do tego, co daje odpoczynek, lecz do tego, co wymaga trudu. Nie do tego, co daje pociechę, lecz do tego, co nie jest pociechą. Nie do tego, co większe, lecz do tego, co mniejsze. Nie do tego, co wzniosłe i cenne, lecz do tego, co niskie i wzgardzone.

Niełatwa droga...

To prawda. Należy jednak otwarcie powiedzieć, że nic nie umie ten, kto nie umie cierpieć dla Chrystusa. Przede wszystkim nie umie kochać. Miłość bowiem nie polega na odczuwania Bożych rzeczy, lecz na wielkim ogołoceniu i cierpieniu dla Umiłowanego. Lepiej jest cierpieć dla Boga, niż dokonywać cudów.

Sporo uwagi w swoim nauczaniu poświęca Ojciec ludzkiemu sercu, które powinno być formowane w kluczu czystości. Czym jest czystość serca?

Można ją opisać różnymi słowami: to prawość, szczerość, zgodność postępowania człowieka z nastawieniem jego wnętrza, czyli wykluczenie wszelkiej dwuznaczności postępowania.

Co w formacji serca powinno być postawione na pierwszym miejscu?

Czystość i prawość intencji. Ten wymóg Jezus wyraził w sposób metaforyczny, polecając, by Jego uczeń zachował pośród spraw tego świata prostotę i nieskazitelność gołębicy. Jest on zaproszony do wypłynięcia na głębię swego wnętrza, przyjrzenia się najskrytszym intencjom i postawienia sobie ważnych pytań odnośnie siebie i relacji do innych.

Co można odkryć badając swoje intencje?

Przed człowiekiem, który zadaje swemu sercu „uczciwe” pytania otwiera się wielka szansa spotkania z prawdą. Może bowiem odkryć, że lekceważy zdanie innych lub że drażni go wszystko to, co nie jest zgodne z jego wyobrażeniami; że jest gadatliwy i żądny uznania; że pragnie osiągnąć znaczenie; że dąży do korzyści; że pragnie skrycie zapłaty i wdzięczności za to, co wykonał, służąc innym; że chce mieć więcej niż inni; że cierpi, gdy go nie doceniają, gdy nie ma osiągnięć. To wszystko trzeba wyraźnie zobaczyć, nazwać i wypowiedzieć przed Jezusem. Wówczas serce zyskuje czystość i wolność.

Czy duchowy postęp wymaga wielkiej wiedzy?

Nie... Droga życia jest zbyt krótka, by poświęcić jej wiele zabiegów. Bardziej wymaga ona umartwienia woli, niż rozległej wiedzy. Szybciej pójdzie po niej ten, kto mniej będzie szukał upodobania w rzeczach stworzonych. Trzeba pamiętać, że duchowa wiedza to nie to samo, co duchowa formacja. Można dysponować rozległą wiedzą o rzeczach duchowych, ale mieć oziębłe serce.

Co, zdaniem Ojca, najbardziej zagraża duchowi współczesnego człowieka?

Styl życia, jaki prowadzi współczesny człowiek, odpowiedzialny jest za pojawienie się różnego rodzaj skłonności wrogich życiu duchowemu. Są nimi: skłonność do akcentowania własnego „ja”, do aktywizmu, roztargnień, powierzchowności i dominacji na modlitwie.

Czy mógłby Ojciec powiedzieć o nich coś więcej? Zacznijmy od skłonności do akcentowania własnego „ja”...

Aby uniknąć licznych duchowych szkód człowiek powinien przezwyciężać skłonność do koncentrowania się na sobie, czyli robienia wszystkiego po swojemu, na własną rękę, nie pytając o nic Boga. Trzeba często poddawać umartwieniu potęgę własnego „ja”, dobrze znaną z codzienności: ja chcę i już, ja mogę i nic mnie nie

powstrzyma, ja wiem lepiej... itd.

Następną była skłonność do aktywizmu...

Tej postawie towarzyszy osąd, że człowiek tyle jest wart ile potrafi wypracować własnymi rękami. Zdolność działania, tworzenia i przekształcania jest wielkim dobrodziejstwem i nie zabija ducha tylko wówczas, gdy zachowa umiar. Aktywizm pozbawiony roztropności traci z pola widzenia prymat wartości duchowych. Człowiek o takim podejściu do życia jest niezdolny do modlitwy i innych form życia duchowego.

A skłonność do roztargnień?

Człowiek nie umie milczeć i skupiać się w sobie, a od tego przecież zależy stan jego wyobraźni i pamięci. Roztargnienia związane są głównie z wyobraźnią i pamięcią. Bywa, że dopuszcza je sam Bóg. Wówczas cierpliwe i wytrwałe ich znoszenie staje się środkiem oczyszczenia, drogą duchowego wzrastania. Najczęściej jednak przyczyna roztargnień znajduje się w ludziach. W świecie panuje trend lekceważenia milczenia i samotności. Człowiek nie chcemy wchodzić w te dwa fundamentalne dla ludzkiego ducha doświadczenia.

Wspomniał też Ojciec o skłonności do powierzchowności...

Ta skłonność przejawia się w tym, że człowiek nie selekcjonuje ogromnej ilości zewnętrznych bodźców, nawet tych dobrych, których doświadcza. Sądzi, że gdy zwiększa się ich ilość, on sam bardziej się realizuje. Ponadto ciągle się śpieszy, nadużywa słów, a to nie służy formacji duchowej, która sięgałaby w głąb.

I wreszcie skłonność do dominacji na modlitwie...

Cechuje ją osąd, że modlitwa jest własnym działaniem człowieka, podczas którego przedstawia Bogu propozycje i oczekuje, że zostaną zrealizowane. Modlitwa wyrasta jednak z innej logiki, w której człowiek nie jest w centrum. Wszystko zaczyna się od zasłuchania w mądrość Boga. Mówienie i decydowanie przyjdą później jako odpowiedź na Boże działanie. Najpotrzebniejsze do postępu jest milczenie przed Bogiem w pragnieniach i słowach. On bowiem najlepiej przyjmuje milczenie miłości.

Proszę na koniec naszej rozmowy o słowo pouczenia, które Ojciec uważa za ważne...

W życiu najważniejsza jest miłość. Pod wieczór życia będą cię sądzić z miłości. Staraj się miłować Boga, jak On chce być miłowany i zapomnij o sobie samym.

Dziękuję Ojcu za rozmowę.

Rozmawiał: o. Jerzy Zieliński OCD

Rozmowa powstała w oparciu o teksty św. Jana od Krzyża, Dzieła, przedład B. Smyrak OCD, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1995.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama