Cudotwórcza modlitwa skruchy

Skrucha to nie nieokreślony smutek, ale uznanie swojej słabości, grzechu i potrzeby zmiany życia. Taka skrucha prowadzi do spotkania z przebaczającym Ojcem

Tradycja mówi, że św. Augustyn po swoim chrzcie nigdy nie przystąpił do spowiedzi. Nam, współczesnym, wydaje się to nieprawdopodobne, ale to fakt. Augustyn nie potrzebował spowiedzi. Jego nawrócenie okazało się tak głębokie, a wiara tak silna, że do samej śmierci wytrwał w łasce uświęcającej, nie popełniając ani jednego ciężkiego grzechu.

W Kościele aż do VI w. można było tylko raz w życiu skorzystać z sakramentalnej pokuty. Ta zasada miała swoje źródło w nieco innym niż dziś rozumieniu tego sakramentu, który uznawano za „drugi chrzest”, a skoro chrztu nie można powtarzać, to i pokuty. Ponadto, jak się wydaje, w pierwszych wiekach wyznawcy Chrystusa bardzo poważnie traktowali chrześcijańskie powołanie do bezgrzeszności, czyli do życia bez popełnienia grzechu śmiertelnego, który zrywałby więź z Chrystusem.

„Wiemy, że każdy kto się narodził z Boga [przyjął chrzest] nie grzeszy” (1 J 5,18) - pisząc te słowa, św. Jan Apostoł daje wyraz wierze pierwotnej wspólnoty Kościoła, że dzięki mocy Pana Jezusa można, mimo ludzkiej słabości, nigdy nie utracić łaski uświęcającej. Oczywiście nie dzieje się to wskutek jakiegoś nadludzkiego wysiłku, lecz dzięki obietnicy, że Bóg może chrześcijanina ustrzec od grzechu. Kiedy Jezus zwrócił się do wleczonej na ukamienowanie jawnogrzesznicy: „Idź i nie grzesz więcej!”, nie był to tylko nakaz, lecz przede wszystkim obietnica. Z czasem owa świadomość zaczęła wśród chrześcijan słabnąć na tyle, że Kościół zdecydował się na powtarzanie sakramentu pokuty. A po soborze w Trydencie stał się on wręcz dorocznym obowiązkiem. W głowie tzw. praktyka życiowego może zrodzić się w związku z tym podejrzenie, że być może w pierwszych wiekach nie było wyraźnej świadomości grzechów ciężkich. Otóż była. Za grzech śmiertelny uważano apostazję, czyli wyparcie się wiary, zabójstwo, cudzołóstwo, złorzeczenie, a nawet uczestnictwo w spektaklach cyrkowych. Podobnie było w wiekach późniejszych. W średniowieczu chrześcijanie grzeszyli prawdopodobnie nie mniej niż obecnie, ale ciągle mieli poczucie grzechu, który Boga obraża. Ideałem stał się pokutnik, uprawiający wymyślne umartwienia. To dopiero nasze tzw. nowożytne pokolenie dokonało w tym względzie volty. Do dziś modlimy się wprawdzie w każdej Mszy św. o moc, której doświadczył Augustyn: „Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzechu...”, to jednak nikt nie ma złudzeń, że współczesny świat nie tyle chce wolności od grzechu, co domaga się ocenzurowania tematu grzechu, a nawet przedefiniowania pojęcia zła.

„Pudrowanie” grzechu

Grzech jest dziś nie tylko „oswajany”, jest wręcz promowany, ukazywany jako cywilizacyjna zdobycz, synonim postępu. W pierwotnym Kościele świadomość tego, że grzech jest świństwem wobec Boga, była tak silna, że dla uzmysłowienia powagi sytuacji chrześcijaninowi, który dopuścił się grzechu ciężkiego rozgrzeszenia udzielano nie jak dziś bezpośrednio po wyznaniu grzechów, lecz dopiero po odbyciu pokuty trwającej nierzadko kilka lat. W zależności od ciężaru winy pokutnicy dzieli się na cztery kategorie: flentes (płaczący) - stali przy drzwiach kościoła, prosząc wchodzących o modlitwę; audientes (słuchający) - tym wolno było wejść do świątyni i razem z katechumenami uczestniczyć w Eucharystii, ale tylko do końca homilii; genuflectentes (klęczący), którym pozwalano trwać na kolanach lub krzyżem na posadzce aż do obrzędu Komunii św., oraz consistentes (stojący), którym wolno było pozostać do końca Komunii, ale nie wolno było jej przyjmować. Po zakończeniu pokuty biskup odpuszczał im grzechy. Dziś rozgrzeszenie otrzymuje się od razu po wyznaniu win, jakby w „zadatku”, a pokutę stanowi jakieś pobożne, często symboliczne zobowiązanie naznaczone przez spowiednika. Najczęściej jest to modlitwa. Ma to głęboki sens, bo jeśli grzech skutkuje zerwaniem relacji z Bogiem, to pierwsze, co należy zrobić po spowiedzi, to zacząć się modlić. Jeżeli w zabieganiu zapomnimy, jaką modlitwę nam naznaczono, należy samemu dokonać wyboru. Najważniejsze, by nie klękać do kolejnej spowiedzi, nie wypełniwszy pokuty z poprzedniej.

Powtórzmy: rozgrzeszenie nie jest dziś ostatnim akordem pokuty. Wprawdzie sam grzech został zgładzony, jednak „stary człowiek” przywiązany do grzechu ciągle w nas siedzi i ma się dobrze. Potrzeba całej serii zabiegów nazywanych pokutą, które nie są karą, ale łaską samego Boga, tak samo potrzebną grzesznikowi do zerwania ze złem, jak rekonwalescencja pacjentowi po ciężkim wypadku i operacji. Wśród tych zabiegów Chrystus proponuje trzy, które sam osobiście praktykował. Jest to słynne Trinomium: modlitwa - post - jałmużna.

Pokutne Trinomium: modlitwa skruchy

Modlitwa pokutującego oprócz tego, że pomaga odbudować utraconą przez grzech więź z Bogiem, może okazać się również skutecznym narzędziem pokonywania zła dobrem, gdy w ramach zadośćuczynienia ofiarujemy ją za tych, których mamy na sumieniu.

Ponadto, w związku z tym, że nawrócenie zaczyna się od zmiany myślenia na temat samego zła, żarliwa modlitwa pokutna zbliżając nas do Boga, siłą rzeczy będzie budować zaporę względem zła, rodząc w nas w nas wyraźniejszą świadomość jego obrzydliwości i potworności. Bezkonkurencyjna w tym względzie jest tzw. modlitwa skruchy (hebr. naham). Jej przykłady znajdujemy w Starym Testamencie. Co charakterystyczne i niezwykłe zarazem, ten rodzaj modlitwy niemal natychmiast prowokuje Boga do działania. Doświadczył tego m.in. biblijny Daniel, który swoją modlitwą wywołał ekspresową interwencję niebios: Archanioł Gabriel przyniósł mu Jezusa w słowie proroctwa. Oto jej fragment: „I modliłem się do Pana, Boga mojego, wyznawałem i mówiłem: «O Panie, Boże mój, wielki i straszliwy, który dochowujesz wiernie przymierza tym, co Ciebie kochają i przestrzegają Twoich przykazań. Zgrzeszyliśmy, zbłądziliśmy, popełniliśmy nieprawość i zbuntowaliśmy się, odstąpiliśmy od Twoich przykazań. Nie byliśmy posłuszni Twoim sługom, prorokom, którzy przemawiali w Twoim imieniu do naszych królów, do naszych przywódców, do naszych przodków i do całego narodu kraju...»” (Dn 9,4-10).

Sedno sprawy

Któryż grzesznik nie chciałby, aby odpowiedzią na żal okazany przez pokutę była błyskawiczna interwencja Pana Boga, przynosząca natychmiastowe wyzwolenie z uwikłań grzechowych i nałogów i dodatkowo gwarantująca życia w łasce uświęcającej aż do samej śmierci? Dlaczego więc tak niewielu z nas doświadcza po spowiedzi tak namacalnych interwencji Bożych? W czym tkwi tajemnica skuteczności modlitwy Daniela?

Problem w tym, iż większość z nas żałuje za grzechy ze zwykłego egoizmu, zwłaszcza wówczas, gdy poczuje na sobie ich bolesne skutki i gdy zaczyna nam być w tym grzechu źle. Tymczasem w modlitwie Daniela tego egoizmu nie ma. On nie żałuje za grzech, bo mu ciężko na duszy i chce poprawić swoje samopoczucie. Przecież jako sprawiedliwy, a takim ukazuje go Pismo Święte, nie ma nic na sumieniu, więc grzech go nie męczy. Dlaczego więc się spowiada? Spowiada się, bo jego modlitwa pokutna ma źródło w odkryciu potworności zła - zła jako takiego. Do świadomości Daniela dociera prawda, że grzech człowieka jest wielkim skandalem. Że grzesząc, niszczymy porządek ustanowiony przez Stwórcę, odpłacając Bogu złem za nieprzebraną miłość i dobro. Daniel prywatnie nie ma grzechów ciężkich, a mimo to spowiada się, ponieważ grzech należy w ogóle potępić jako coś absurdalnego, a nie dopiero wtedy, gdy osobiście leży nam na sumieniu i ciąży.

Nawrócenie chrześcijanina polega na mozolnym kształtowaniu myślenia zgodnie z tą prawdą, że zło należy odrzucić nie tylko dlatego, że nas niszczy, ale przede wszystkim dlatego, że jest ono wielką niesprawiedliwością i ciosem zadanym Bożemu Sercu. Takie duchowe nastawienie powinno towarzyszyć nam, gdy pokutujemy, modląc się Psalmami czy Koronką do Bożego Miłosierdzia. Modlitwa pokutna powinna być młotem na naszą pychę. Dlatego rozpoczynając wielkopostną pokutę, warto zacząć od błagania o cnotę pokory.

Pośród nocnych czuwań...

Modlitwa skruchy tym się odróżnia od innych modlitw, że powinna pomóc chrześcijaninowi szczerze przejąć się złem. Jest to o tyle istotne, że jak powiadają mistrzowie duchowi, większość grzechów, które do nas powracają, prawdopodobnie nigdy nie zostały przez nas potraktowane poważnie, tzn. nie zostały szczerze potępione i odpokutowane.

Św. Cezary z Arles zauważa, że mocy modlitwie pokutnej dodaje praktykowanie jej podczas nocnego czuwania: „Wstawajcie chętniej na nocne czuwania, a zwłaszcza przychodźcie na dzienne godziny modłów. Nie powinno wystarczyć to, że słuchacie w kościele świętych czytań. Czytajcie również sami w swoich domach lub poszukajcie takich, którzy czytają, i chętnie ich słuchajcie”. Tym zaś, którzy w nocy czuwać nie mogą, a w dzień są zapracowani, św. Augustyn przypomina: „Trzema sposobami odpuszczają się grzechy w Kościele: przez Chrzest, przez Modlitwę Pańską i przez pokorę większej pokuty”. Pokutna wartość Modlitwy Pańskiej najdobitniej sprawdza się w codziennym zabieganiu, pośród lekkich potknięć grzechowych, kiedy np. wypowiedziane w nerwach niepotrzebne słowo można z miejsca okupić, niczym szczyptą pokutnego popiołu rzuconą na serce, krótkim aktem strzelistym: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.

Echo Katolickie 8/2021

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama