Cudownie przywrócony do życia

O cudownej interwencji, czyli uzdrowieniu małego chłopca za wstawiennictwem abp. Fultona Sheena

Gdy się urodził, nie oddychał, nie biło też jego serce. Wszystko wskazywało na to, że nie powinien być zdrowy. A być może w ogóle nie byłoby go już na świecie. Dziś James Engstrom jest zdrowym i pogodnym dziewięcioletnim chłopcem. Stało się to możliwe dzięki cudowi dokonanemu za wstawiennictwem abp. Fultona Sheena, który wkrótce zostanie ogłoszony błogosławionym Kościoła[1].

Kazania abp. Fultona Sheena, jednego z najsłynniejszych kaznodziejów Ameryki, Bonnie i Travis Engstrom, rodzice Jamesa, odkryli, kiedy dowiedzieli się, że po raz kolejny zostaną rodzicami. Jednomyślnie postanowili nadać dziecku imię na cześć arcybiskupa. Nie wiedzieli jeszcze wtedy, że to właśnie on uratuje życie ich maleństwa.

Serce zabiło po 61 minutach

Tak jak dwa wcześniejsze porody, ten również miał odbyć się w domu. Na komodzie w sypialni, obok zdjęć bliskich, stała czarno-biała fotografia abp. Sheena. Po kilku godzinach porodu dziecko przyszło na świat. Na rodziców padł jednak strach: niedające oznak życia niemowlę otrzymało zero punktów w skali APGAR.

„Siedziałam na podłodze sypialni i patrzyłam na martwego syna. W mojej głowie nie kotłowały się żadne myśli, żadne pomysły, tylko dwa słowa. W kółko i na okrągło powtarzałam: Fulton Sheen. Przez kilka miesięcy budowałam zaufanie i przyjaźń do Sheena i wyrobiłam w sobie nawyk wzywania go, by modlił się za moje dziecko. Powtarzając jego imię, wiedziałam, że zarówno on, jak i Bóg wiedzieli, co było potrzebne. Oddając Jamesa w ręce Ojca, składałam na ręce Sheena odpowiedzialność za nieprzerwane modlitewne wstawiennictwo” - pisze B. Engstrom w książce „61 minut do cudu”.

Ratownicy medyczni zabrali dziecko do szpitala. Serce maluszka nie pompowało krwi. Choć z medycznego punktu widzenia można było już stwierdzić zgon, lekarze postanowili walczyć. Wszystko zmieniło się dokładnie w 61 minucie. „O 2:49, po upływie czasu działania wszystkich leków, lekarze i pielęgniarki przerwali zabiegi. Zdjęli dłonie z ciała Jamesa - którego serce nie biło od 61 minut - i zamierzali stwierdzić zgon. W tamtym momencie, ku zadziwieniu wszystkich, serce Jamesa zaczęło bić. Spontanicznie wystrzeliło do zdrowego tempa 148 uderzeń na minutę i już nigdy więcej się nie zatrzymało”.

Bóg dokonał niemożliwego

Mimo odratowania dziecka, które zostało podłączone do specjalistycznej aparatury, lekarze nie wiedzieli, czy przeżyje kolejne dni. Wyjaśniali Bonnie i Taylerowi, że najprawdopodobniej ich syn będzie cierpiał na szereg zaburzeń: napięcie mięśniowe, niedorozwój umysłowy, głuchotę, ślepotę, padaczkę. Przerażonym rodzicom pozostało tylko jedno: modlitwa.

Ku zdziwieniu lekarzy maluch nie poddawał się: serce i płuca pracowały prawidłowo, oczy zaczęły wodzić za rodzicami, aż w końcu James zaczął samodzielnie oddychać. Cały czas nad łóżeczkiem malca wisiało zdjęcie abp. F. Sheena.

W końcu rodzice mogli zabrać chłopca do domu, a gdy skończył sześć miesięcy, rezonans magnetyczny potwierdził prawidłową pracę mózgu. „Zapytałam naszego lekarza rodzinnego, co sądzi o przypadku Jamesa. «To, że James żyje, to nie cud. To niesamowite, ale to nie cud. Cudem jest to, że tak dobrze się rozwija. Nie powinien taki być. Nie powinien być normalny». Wreszcie otrzymaliśmy medyczne potwierdzenie tego, co podejrzewaliśmy już od jakiegoś czasu - Bóg faktycznie dokonał cudu dla naszego syna”.

Ewangelizacja przez telewizję

Kim był człowiek, którego zrozpaczona B. Engstrom prosiła o ratunek dla dziecka i wstawiennictwo u Boga? F. Sheen urodził się w 1895 r. w El Paso w stanie Teksas. Rodzice byli bardzo religijni i wspólnie z dziećmi co wieczór odmawiali różaniec. Po ukończeniu szkoły średniej wstąpił do seminarium, a następnie obronił doktorat w Waszyngtonie. W czerwcu 1951 r. został biskupem pomocniczym Nowego Jorku. W tym samym roku rozpoczął cykl cotygodniowych programów telewizyjnych „Warto żyć”. Były to wykłady prowadzone na żywo, podczas których biskup w fascynujący sposób przedstawiał milionom amerykańskim widzów zasady wiary katolickiej. - We wtorkowe wieczory, w które nadawane były jego programy, amerykańskie ulice dosłownie się wyludniały - mówi dr hab. Izabella Parowicz, związana naukowo z Europejskim Uniwersytetem Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, zajmującą się promowaniem w Polsce osoby i nauczania abp. Fultona J. Sheena. - Był niesłychanie utalentowanym oratorem, miał fenomenalny głos, przenikliwe oczy, które zdawały się zaglądać do wnętrza duszy widza.

Abp F. Sheen otrzymał prestiżową nagrodę Emmy w kategorii „Wybitna osobowość telewizyjna”. Odbierając ją, powiedział: „Dziękuję swoim scenarzystom: Mateuszowi, Markowi, Janowi i Łukaszowi”. Zawsze podkreślał, że jego misją jest głoszenie Jezusa Chrystusa, a nie popularność medialna.

Dotykał ludzkich sumień

Jednym z efektów medialnej ewangelizacji było nawrócenie wielu osób na wiarę katolicką. - Nie idąc na żaden kompromis w kwestii wiary katolickiej, abp Sheen zawsze budował swoje telewizyjne wykłady na sprawach wspólnych dla wszystkich ludzi - i w ten sposób poruszał serca, nawet te najbardziej zatwardziałe - sprawiając, że osoby, które go słuchały, po prostu chciały być lepsze, chciały zmieniać swoje życie, odkrywając przy tym piękno Kościoła katolickiego i prawdę o nim - prawdę, którą nierzadko przesłaniały im wieloletnie uprzedzenia i fałszywe wyobrażenia - podkreśla dr I. Parowicz. I dodaje: - Najbardziej zajmowała go dusza człowieka, chciał w niej rozbudzić miłość do Pana Jezusa, do Matki Najświętszej, do Kościoła. Czynił to często poprzez dotykanie codziennych problemów, bolączek i rozterek ludzkiego życia, starał się zgłębić ludzką psychikę i sumienie. A że są to kwestie ponadczasowe, dlatego współczesny czytelnik często porażony jest trafnością stwierdzeń abp. Sheena napisanych nawet 60-90 lat temu.

Arcybiskup cieszył się wielką sympatią Papieża Polaka. - Św. Jan Paweł II jeszcze jako młody biskup uczył się języka angielskiego właśnie na podstawie książek abp. Sheena, bardzo go cenił i szanował. Gdy wkrótce po wyborze na Stolicę Piotrową przybył do Nowego Jorku, abp Sheen był już bardzo schorowany; były to ostatnie miesiące jego życia. Podczas Mszy św. sprawowanej w katedrze św. Patryka w Nowym Jorku doszło do spotkania. Abp F. Sheen został nazwany przez papieża „wiernym synem Kościoła” - wspomina dr I. Parowicz. Zmarł dwa miesiące później, 9 grudnia 1979 r. W 2002 r. otwarto jego proces beatyfikacyjny.

Uzdrowienie, ale nie z naturalnej przyczyny

Rodzina i znajomi namawiali Engstromów, aby informację o cudownym uzdrowieniu ich dziecka przekazać Fundacji im. Fultona Sheena. Po jednym telefonie wykonanym przez Bonnie rozpoczął się proces badania domniemanego cudu. Przypadek Jamesa mógł przyspieszyć proces beatyfikacyjny słynnego kapłana. „Czas mijał. W końcu wczesnym rankiem 6 marca 2014 r. odebrałam telefon od prałata Deptuly: tego dnia prasa miała zostać poinformowana, że eksperci jednomyślnie zagłosowali za uznaniem cudu, tym samym potwierdzając, że uzdrowienie Jamesa nie nastąpiło z żadnej naturalnej przyczyny. (…) Kolejny przełom nastąpił trzy miesiące później, 17 czerwca 2014 r. Tamtego ranka ponownie zadzwonił do mnie prałat Deptula z wiadomością, że rozesłano kolejną informację prasową: grupa doradców Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych z dziedziny teologii również̇ jednogłośnie zatwierdziła cud. Po przestudiowaniu positio doszli do wniosku, że dokonał się on dzięki wierze w Jezusa Chrystusa i wstawiennictwu Fultona Sheena”.

- Zatwierdzenie tego cudu przyjęłam z olbrzymią radością, ale i jako potwierdzenie skuteczności wstawiennictwa modlitewnego abp. Sheena - przyznaje I. Parowicz. I podkreśla: - Gdy byłam w Peorii, w muzeum abp. Sheena, siostra zakonna prowadząca placówkę powiedziała mi, że gdyby potrzebna była definicja bardzo żywotnego dziecka, to wystarczyłoby pokazać jako jego przykład małego Jamesa Fultona - chłopca, który nie powinien przeżyć, którego rozwój intelektualny i fizyczny powinien - według prawideł medycyny - być mocno ograniczony na skutek ponadgodzinnego niedotlenienia i bardzo agresywnej reanimacji. Należy też spojrzeć na ten cud w szerszej perspektywie i wspomnieć choćby o dziadku chłopca, który w tamtym czasie, gdy wielu ludzi modliło się o uzdrowienie małego Jamesa, przeżył nawrócenie.

Skuteczny orędownik w niebie

W lipcu 2019 r., po 17 latach od rozpoczęcia procesu, papież Franciszek uznał cud beatyfikacyjny abp. Sheena, otwierając tym samym drogę do beatyfikacji kapłana.

I. Parowicz zwraca uwagę, że amerykański duchowny może być bardzo skutecznym orędownikiem. - Nauczanie czcigodnego sługi Bożego Fultona jest tak bardzo bogate, spójne, tak bardzo porządkujące życie duchowe, tak bardzo uświęcające wszystkich, którzy zechcą je przyjąć, nic więc dziwnego, że ten, który je głosił i który przede wszystkim sam starał się upodabniać w swoim życiu do Chrystusa, może być bardzo skutecznym orędownikiem dla wszystkich tych, którzy zwrócą się do niego o wstawiennictwo modlitewne - podkreśla. I na dowód wspomina: - Sama się przekonałam, że jest to bardzo skuteczny orędownik w niebie, gdyż dzięki jego modlitewnemu wstawiennictwu mój wujek został uzdrowiony z raka migdałków - i to w terminie, który „wyznaczyłam” abp. Sheenowi.

HAH


[1] Jednak planowana na 21 grudnia 2019 r. została wstrzymana. Stało się to na wniosek kilku biskupów z USA. Abp Sheen miał jakoby ukryć nadużycie seksualne kobiety, dokonane przez księdza z jego diecezji. W tej sprawie wypowiedział się ordynariusz diecezji Peoria, który stwierdził, że życie i nauka arcybiskupa zostały dogłębnie zbadane i nie znaleziono podstaw do oskarżenia. Beatyfikacja pozostaje jednak odroczona. Nie podano także jej nowego terminu. (przyp.: nc)

opr. nc/nc

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama