Zapalał się, gdy mówił o miłosierdziu

Bł. ks. Michał Sopoćko, spowiednik s. Faustyny, był wielkim orędownikiem kultu Bożego Miłosierdzia. Co o nim wiemy?

Niektórzy kojarzą go jako spowiednika św. s. Faustyny. Inni z katastrofą kolejową, jaka miała miejsce 8 marca 1989 r., kiedy to cztery cysterny z ciekłym chlorem wypadły z szyn i tylko cud sprawił, że Białystok nie zniknął z mapy Polski; wreszcie niektórzy mogą kojarzyć go jako założyciela Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Jednak mam wrażenie, że bł. ks. Michał Sopoćko wciąż czeka na odkrycie.

Zapalał się, gdy mówił o miłosierdziu

Też tak myślę. Patrząc jednak na Ewangelię i na umiłowanie przez bł. ks. Michała woli Boga, nie trzeba się dziwić. Zrobił, co było trzeba i odszedł. Oczywiście po ludzku chciałoby się, by był słynnym świętym. Jednak Bóg otwiera i zamyka drzwi, kiedy chce. Nie trzeba na siłę się przez nie przeciskać. Człowieka w pewnym stopniu można porównać do nieznanego kontynentu: potrzebni są ludzie, którzy - zafascynowani nowym, nieznanym lub mało znanym miejscem - będą chcieli je odkryć i ukazać innym. Mogę zaświadczyć, że to, co bł. ks. Michał mówił, w jaki sposób żył, to niesamowita głębia doświadczenia przez niego samego Bożego miłosierdzia. Myśli, do których sięgam, są drogowskazem, szczególnie dla mnie, jego duchowej córki.

Miłosierdzie Boże od zawsze odgrywało w życiu ks. Sopoćki dużą rolę. Jednak gdy spotkał s. Faustynę, głoszenie orędzia miłosierdzia stało się jego misją. Nie było to proste.

Na to pytanie odpowiedział, pisząc swoje wspomnienia o św. Faustynie: „Są prawdy wiary świętej, które się niby zna i często się o nich wspomina, ale się ich dobrze nie rozumie, ani też nimi nie żyje. Tak było ze mną co do prawdy Miłosierdzia Bożego. Tyle razy myślałem o tej prawdzie w medytacjach, szczególnie na rekolekcjach, tyle razy mówiłem o niej w kazaniach i powtarzałem w modlitwach liturgicznych, ale nie wnikałem w jej treść i w jej znaczenie dla życia duchowego; szczególnie nie rozumiałem, a na razie nie mogłem się zgodzić, że Miłosierdzie Boże jest najwyższym przymiotem Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela. Dopiero trzeba było prostej, świątobliwej duszy, ściśle zjednoczonej z Bogiem, która - jak wierzę - z natchnienia Bożego powiedziała mi o tym i pobudziła do studiów, badań i rozmyślań na ten temat. Tą duszą była śp. siostra Faustyna (Helena Kowalska) ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, która powoli osiągnęła to, że dzisiaj uważam sprawę kultu Miłosierdzia Bożego, a szczególności ustanowienie Święta Miłosierdzia Bożego w pierwszą niedzielę po Wielkanocy za jeden z głównych celów swojego życia”. Ks. Sopoćko potrzebował s. Faustyny, dzięki niej zagłębiał się w temat, pytał Boga i innych, poszukiwał. Sam Jezus w „Dzienniczku” powołuje go do tego zadania: „Oto jest pomoc widzialna dla ciebie na ziemi. On ci dopomoże spełnić wolę moją na ziemi” (Dz. 53). Rzeczywiście nie było to proste, spotykał się bowiem z niedowierzaniem, odrzuceniem, traktowano go jak dziwaka. Wydawało się nawet, że jego wysiłki utknęły w miejscu, a nawet - kiedy w 1959 r. Kongregacja Świętego Oficjum wydała zakaz kultu Bożego miłosierdzia - że się cofnęły. Jednak on ufał, pamiętając słowa s. Faustyny: „Kiedy rozmawiałam z kierownikiem mojej duszy, ujrzałam wewnętrznie duszę jego w wielkim cierpieniu, w takiej męce, że niewiele dusz Bóg dotyka tym ogniem. Cierpienie to wypływa z tego dzieła. Będzie chwila, w której dzieło to, które tak Bóg zaleca, okaże się jakoby w zupełnym zniszczeniu - i wtem nastąpi działanie Boże z wielką siłą, która da świadectwo prawdziwości. Ono będzie nowym blaskiem dla Kościoła, chociaż od dawna w nim spoczywającym” (Dz. 378). Odchodząc, przekazała wskazówki dotyczące zgromadzenia i Święta Miłosierdzia Bożego. Ks. Sopoćko wspomina o tym w swoim „Dzienniku”: „Nigdy nie mogę powiedzieć, że uczyniłem dosyć (w tej sprawie). Choćby się spiętrzyły największe trudności, choćby się zdawało, że sam Bóg tego nie chce, nie można ustawać. Gdyby nawet orzeczenie Kościoła zapadło negatywnie, nie można ustawać. Choćby już brakło sił fizycznych i moralnych, nie ustawać. Głębia miłosierdzia Bożego jest niewyczerpana i nie wystarczy życia naszego na jego wysławianie. Świat już długo istnieć nie będzie i Bóg chce jeszcze przed końcem jego udzielać ludziom łaski, by nikt nie mógł się wymówić na sądzie, że nie wiedział o dobroci Bożej i nie słyszał o Jego miłosierdziu”. Kim był ten nieznany ksiądz? Świadectwo o nim daje sam Jezus, gdy mówi do s. Faustyny: „Myśl jego jest ściśle złączona z myślą moją, a więc bądź spokojna o dzieło moje, nie dam mu się pomylić, a ty nic nie czyń bez jego pozwolenia” (Dz. 1408).

Ks. Sopoćko zgodził się zostać kierownikiem duchowym s. Faustyny pod pewnym warunkiem: musiała poddać się badaniom psychiatrycznym. Nie wierzył jej?

Ks. Sopoćko nie był kierownikiem św. Faustyny pod pewnymi warunkami. Jego działanie miało charakter rozeznawania, o czym sam pisze: „W obawie przed złudzeniem, halucynacją lub urojeniem s. Faustyny, zwróciłem się do Przełożonej, Matki Ireny, by mnie poinformowała, kto to jest s. Faustyna, jaką opinią cieszy się w Zgromadzeniu, u Sióstr i Przełożonych, oraz prosiłem o zbadanie jej zdrowia psychicznego i fizycznego. Po otrzymaniu odpowiedzi pochlebnej dla niej pod każdym względem, jeszcze nadal przez czas jakiś zajmowałem stanowisko wyczekujące, częściowo nie dowierzałem, zastanawiałem się, modliłem i badałem, jak również radziłem się kilku kapłanów światłych, co czynić, nie ujawniając o co i o kogo chodzi. A chodziło o urzeczywistnienie rzekomych stanowczych żądań Pana Jezusa, by namalować obraz, jaki s. Faustyna widuje, oraz ustanowić Święto Miłosierdzia Bożego w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Wreszcie, wiedziony bardziej ciekawością, jaki to będzie obraz, niż wiarą w prawdziwość widzeń s. Faustyny, postanowiłem przystąpić do namalowania tego obrazu”. Trzeba wiedzieć, że normalnym działaniem Kościoła jest podawanie w wątpliwość. Naturalny jest także czas na rozeznanie oraz badania wykluczające chorobę. Ks. Sopoćko wykazał się ogromną roztropnością. Otrzymując pochlebną opinię o s. Faustynie, postanowił czekać. W tym czasie zwrócił się o pomoc nie tylko do kapłanów, ale przede wszystkim do Boga. Do Niego wołał, Jego błagał. Wczytywał się w prawdę o miłosiernym Ojcu, jaką zawiera Pismo Święta i pisma Ojców Kościoła. Gdy został wewnętrznie przekonany, przystąpił do oddania życia sprawie Bożego miłosierdzia.

Wspólna misja, jaką było głoszenie Bożego miłosierdzia, związała s. Faustynę i ks. Sopoćkę na zawsze. Ks. Michał, doktor teologii i wykładowca akademicki, przyznawał, jak wiele zawdzięcza - jeśli chodzi o zrozumienie prawd wiary - niewykształconej siostrze drugiego chóru. Tymczasem chyba bez ks. Sopoćki nie zajaśniałby świętość F. Kowalskiej?

Tego nie wiemy. W spadku po świętych zawsze zostają nie tylko rzeczy materialne, ale życiowe postawy, duchowe dziedzictwo. Dzięki bł. ks. Michałowi mamy „Dzienniczek”, czyli zeszyty, które nakazał pisać s. Faustynie, obraz Jezusa Miłosiernego - jedyny, przy malowaniu którego byli obecni oboje. Ks. Sopoćko nawet pozował Eugeniuszowi Kazimirowskiemu, by łatwiej było mu uchwycić postać kroczącego Jezusa. Dzięki niemu jesteśmy my, siostry ZSJM i córki Faustyny i Sopoćki. To są owoce ich głębokiej duchowej więzi. Wreszcie to ks. Michał przyczynił się do tego, że mamy Święto Miłosierdzia Bożego. Jednak ważne, by pamiętać o tym, co pisze św. Paweł: „Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost. Ten, który sieje, i ten, który podlewa, stanowią jedno; każdy według własnego trudu otrzyma należną mu zapłatę” (1 Kor 3,7-8). Możemy określić ks. Sopoćkę jako siewcę - trochę się nachodził i nasiał w tej sprawie, św. Jana Pawła II jako tego, który podlewał, ale to Pan dał wzrost! A oni są jedno - pracowali dla Boga w jednym Kościele.

Ktoś powiedział, że święci chodzą w duecie, mają tę samą wrażliwość, nadają na tych samych falach, unosi ich ta sama poezja w drodze do Boga. Tak było z ks. Sopoćką i św. Faustyną?

Mieli jeden cel i szli w jednym kierunku. Myślę, że święci potrzebują siebie nawzajem - relacji, więzi, która oparta jest na Bogu. Człowiek nie idzie w pojedynkę i nie ma za dużo szans na nawracanie się w pojedynkę.

W dodatku ks. Michał zmarł w dniu imienin s. Faustyny...

Tak, ale o tym porozmawiamy z nimi w niebie.

W momencie śmierci ks. Sopoćki wydawało się, że razem z nim pogrzebane zostało dzieło jego życia. Szanowano go za pobożność i gorliwość, ale do kultu miłosierdzia Bożego odnoszono się sceptycznie. Nabożeństwo w formach zalecanych przez s. Faustynę nadal było oficjalnie zakazane przez Stolicę Apostolską. Nic też nie wskazywało na to, by w Kościele miało zostać ustanowione Święto Bożego Miłosierdzia. A jednak po śmierci ks. Sopoćki sprawy nabrały przyśpieszenia...

Jezus powiedział: „Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24). Możemy historycznie ustawiać osoby - kto po kim i co kontynuował, co zaczął, co skończył, ale na tej drodze nic by się nie stało, gdyby nie owe ziarna pszenicy. Nic by nie wyrosło, gdyby nie obumarła s. Faustyna, ks. Sopoćko i Jan Paweł II i jeszcze inne osoby, które były w to dzieło zamieszane.

Czy w zgromadzeniu, do którego Siostra należy, są jeszcze zakonnice, które pamiętają bł. ks. Michała?

Owszem są siostry, które pamiętają założyciela. Na naszej stronie www.zgromadzenie.faustyna.org w zakładce „wydarzenia” każda z nich jest przedstawiona. Najstarsza to bratanica bł. ks. Sopoćki. Bardzo mu na każdej z nas zależało. Gdy ukrywał się w Czarnym Borze, pisał listy („Listy z Czarnego Boru” wydane są drukiem), które są dla nas wskazówkami na drodze powołania. Gdy wrócił z podróży do Ziemi Świętej, długo opowiadał o tym siostrom... Śp. Matka Józefa Misarko wspominała, że zapytała kiedyś ks. Michała o to, jaka była ta siostra Faustyna. Wtedy on miał odpowiedzieć z żartem: „Siostro, ona była brzydka”. Dopytywał się o każdą przychodzącą postulantkę. Miałam okazję poznać ks. infułata Stanisława Strzeleckiego, wychowanka ks. Sopoćki. Wspominał jak ks. Michał, myśląc, że już niedługo pobędzie na tym świecie, przyszedł do niego i poprosił, by zajął się kultem Bożego miłosierdzia. Ks. Strzelecki wtedy mu odmówił. Później stał się tym, który sieje. Czasem ze zmęczenia ks. Sopoćko, kiedy wykładał, zasypiał. Nikt mu nie przeszkadzał. Budził się i mówił dalej. Zapalał się, gdy zaczynał mówić o miłosiernym Bogu.

W notatkach ks. Sopoćki znajdujemy odniesienia do rodziny. Na ile jego nauczanie w tym zakresie jest dziś aktualne?

Ks. Michał, posiadając ogromne doświadczenie pedagogiczne, zachęcał do podjęcia wychowania chrześcijańskiego, w którym najważniejszy jest cel. Pisał: „Pojęcie celu wychowania zależy od tego czy innego poglądu na świat, a w szczególności od poglądu na naturę ludzką, która jest punktem wyjścia i jednym z najważniejszych czynników wychowania” (MB t. IV). W wychowaniu i samowychowaniu wzorem powinien być Jezus. Rodzic, który jest pierwszym wychowawcą, ma „stawiać Boga miłosiernego za centrum, koło którego wszystko się obraca”. To tylko mały wycinek tego, co ks. Sopoćko mówił i pisał o rodzinie. Czy dziś jest to aktualne? Czy wychowanie, które stopniowo przeradza się w samowychowanie jest nam niepotrzebne? Nauka ks. Michała ma prowadzić do uformowania człowieka dojrzałego i w pełni wolnego. Dlatego zawsze jest na czasie. Cierpienie, rozbite rodziny, porzucone dzieci - to wszystko ma swoje korzenie w odrzuceniu Boga jako centrum życia i Jego Ewangelii. Bł. ks. Sopoćko w prosty sposób mówi, że największym kłamstwem i nieszczęściem jest myślenie, że Ewangelia jest przestarzała, a człowiek jest bogiem, który nie potrzebuje Boga.

Dziękuję za rozmowę.

MD
Echo Katolickie 16/2017

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama