Thomas Merton o życiu zakonnym

Fragmenty książki "Dziennik Azjatycki"

Thomas Merton o życiu zakonnym

Thomas Merton

DZIENNIK AZJATYCKI

Przełożyła Elżbieta Tabakowska

ISBN: 978-83-60082-77-5

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007



Thomas Merton o życiu zakonnym

(Nieoficjalny wykład, wygłoszony w Kalkucie w październiku 1968)

 Niech mi będzie wolno na wstępie uporać się z pewną sprzecznością, z którą przychodzi mi żyć: otóż pojawiam się przed wami w czymś, co w głębi duszy uważam za przebranie, ponieważ nigdy, ale to nigdy nie wkładam na siebie tego (to jest koloratki). Normalnie noszę dżinsy i koszulę z rozpiętym kołnierzykiem; przywodzi mi to na myśl pytanie, które ludzie mi często zadają: Kogo ojciec reprezentuje? Jaką ojciec reprezentuje religię? A jest to całkiem niełatwe pytanie. Przyjechałem tu w nadziei, że może będę mógł coś powiedzieć w imieniu zakonników i do zakonników wszystkich religii, ponieważ sam uchodzę za zakonnika... Choć może na to nie wyglądam.

Występując w imieniu zakonników, jestem w gruncie rzeczy rzecznikiem bardzo dziwnego rodzaju ludzi, ludzi niejako z marginesu, ponieważ we współczesnym świecie zakonnik nie jest już kimś określonym, kto zajmuje określone miejsce w społeczeństwie. Dziś w Ameryce uświadamiamy sobie z dużą ostrością, że miejsce zakonnika leży w gruncie rzeczy gdzieś poza wszelkimi układami. On nie należy do żadnego układu. Jest kimś z marginesu, kimś, kto celowo wycofuje się na margines społeczeństwa po to, aby pogłębiać swoje fundamentalne ludzkie doświadczenie. Wobec tego, jako jeden z tych dziwnych ludzi, mówię do was z pozycji przedstawiciela wszystkich ludzi z marginesu, którzy świadomie coś takiego zrobili.

Uważam się więc za przedstawiciela znajdujących się może wśród was hipisów, poetów i ludzi podobnego rodzaju, którzy szukają na rozmaite sposoby i którzy nie mają absolutnie żadnego ustalonego statusu. Dlatego proszę was, abyście zechcieli mnie uważać nie za reprezentanta takiej czy innej instytucji, ale za kogoś, kto nie posiada żadnego statusu, kogoś nieważnego, kto przychodzi do was i prosi o łaskę i cierpliwość, bo chciałbym warn powiedzieć parę rzeczy zupełnie niezwiązanych z moim (przygotowanym wcześniej) referatem. Jeśli interesuje was ten referat, możecie go sobie przeczytać. Nie sądzę, żeby był szczególnie dobry. Myślę, że istnieje szereg innych rzeczy, które moglibyście zrobić z większym pożytkiem.

Czy zakonnicy, hipisi i poeci są ludźmi, którzy coś znaczą? Nie, my postanowiliśmy być ludźmi bez znaczenia. Żyjemy w poczuciu tego nieuchronnego braku znaczenia, jaki jest właściwy każdej ludzkiej istocie. Człowiek, który wybiera życie na marginesie, przyjmuje ten fundamentalny brak znaczenia jako cechę ludzkiej kondycji - ten brak znaczenia, który się przejawia najwyraźniej w fakcie ludzkiej śmierci. Człowiek żyjący na marginesie - zakonnik, uchodźca, więzień - żyje w obliczu ciągłej obecności śmierci, która podaje w wątpliwość sens życia. Taki człowiek walczy z faktem śmierci w samym sobie i stara się odnaleźć coś głębszego niż śmierć; ponieważ istnieje coś, co jest głębsze niż śmierć, a zadanie zakonnika, człowieka z marginesu, człowieka, który się poświęcił medytacji, poety, polega na tym, aby wyjść poza śmierć jeszcze w tym życiu, aby wyjść poza dychotomię życia i śmierci i w ten sposób dawać świadectwo życiu.

To wymaga oczywiście wiary, ale gdy się zaczyna mówić o wierze w kategoriach takiej monastycznej, marginesowej egzystencji, natychmiast natrafia się na kolejną trudność. Wiara oznacza wątpliwość. Wiara nie jest stłumieniem wątpliwości. Jest przezwyciężeniem wątpliwości, a wątpliwości przezwycięża się, gdy się je przeżywa. Człowiek wiary, który nigdy nie doświadczył wątpliwości, nie jest człowiekiem wiary. A więc zakonnik to ten, kto musi walczyć w głębi swego jestestwa z obecnym w nim zwątpieniem i kto musi przejść przez to, co niektóre religie nazywają Wielkim Zwątpieniem, kto musi się przedrzeć przez zwątpienie po to, aby dotrzeć do pewności, która tkwi bardzo, bardzo głęboko, ponieważ nie jest to jego, osobista pewność, ale pewność samego Boga w nas. Jedyną ostateczną rzeczywistością jest Bóg. Bóg żyje i mieszka w nas. Naszym usprawiedliwieniem nie jest żadne własne działanie, ale wzywa nas głos Boga, głos tej istoty ostatecznej, abyśmy się przebili przez ów fundamentalny brak znaczenia naszego życia, godząc się jednocześnie i przyznając, że nasze życie jest absolutnie pozbawione znaczenia - po to, aby odnaleźć znaczenie w Nim. Ale to znaczenie w Nim nie jest czymś, co możemy zdobyć i posiąść. To coś, co można jedynie otrzymać jako dar. Dlatego ten rodzaj życia, który reprezentuję, jest życiem otwartym na dar; dar od Boga i dar od innych.

Nie jest prawdą, że wychodzimy naprzeciw świata z umiejętnością wielkiej miłości do innych. Wiemy to o sobie, wiemy, że nasza umiejętność kochania jest ograniczona. I że musi ją uzupełniać umiejętnością bycia kochanym, przyjmowania miłości od innych, chęci bycia kochanym przez innych, przyznania się do naszej samotności i życia z tą samotnością, ponieważ każdy człowiek jest samotny. I to jest kolejna podstawa tego doświadczenia, o jakim mówię - nowe, inne podejście do zewnętrznego doświadczenia w życiu zakonnika. W swej samotności i medytacji zakonnik poszukuje właśnie tego wymiaru życia.

Musimy jednak także uznać wartość tradycyjnych form życia zakonnego. Na Zachodzie zapanował ostatnio wielki ferment w życiu zakonnym i wiele z tego, co ma nieprzemijającą wartość, zostaje lekkomyślnie, głupio odrzucane na korzyść rzeczy powierzchownych, blichtru pozbawionego jakiejkolwiek ostatecznej wartości. Nie wiem, jak wygląda sytuacja na Wschodzie, ale jako brat z Zachodu mówię mnichom Wschodu: zachowajcie odrobinę ostrożności. Nadchodzi czas, w którym możecie się znaleźć w obliczu takiej samej sytuacji, i wtedy wierność waszym wielowiekowym tradycjom zapewni wam silną pozycję. Nie bójcie się tej wierności. Wiem, że nie muszę was przed tym lękiem przestrzegać.

Za wszystkim tym, co powiedziałem, kryje się zatem przekonanie, że doniosłe w swoim znaczeniu kontakty są z pewnością możliwe i łatwe na płaszczyźnie doświadczenia, niekoniecznie w ramach zinstytucjonalizowanego życia zakonnego, ale między ludźmi, którzy szukają. Podstawowym warunkiem ich nawiązania jest, aby każdy pozostał wierny własnym poszukiwaniom.

Wobec tego staję pośród was jak ktoś, kto przynosi wam drobne posłannictwo nadziei, że, po pierwsze, zawsze będą ludzie gotowi szukać na marginesie społeczeństwa, niezależni od społecznej akceptacji, niezależni od społecznej rutyny, ludzie, którzy wybiorą wolną i swobodną egzystencję nawet w sytuacji ryzyka. A wśród takich ludzi - jeśli pozostaną wierni swojemu powołaniu, swojemu posłannictwu i swojemu posłannictwu od Boga - wzajemna komunikacja, porozumiewanie się na najgłębszej płaszczyźnie staje się rzeczą możliwą.

Ta najgłębsza płaszczyzna komunikacji natomiast to już nie komunikacja, lecz komunia. Nie używa słów. Dokonuje się poza słowami i poza językiem, i poza pojęciem. Nie chodzi o to, że odkrywamy w ten sposób jakąś nową jedność. Odkrywamy jedność starszą. Moi drodzy bracia, my już jesteśmy jednym. Tylko sobie wyobrażamy, że tak nie jest. A zatem tym, co musimy odzyskać, jest nasza pierwotna jedność. Musimy być tym, czym jesteśmy.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama